L
Kiedy
otworzył oczy, obok niego nie było jego ukochanego. Podparł się
na łokciach, rozglądając po pustej wieży. Niebo było wciąż
ciemne, a słońce bardzo wolno wznosiło się w górę. Poczuł
chłodny powiew wiatru. Zadrżał. Chwycił w dłoń swoją różdżkę,
przywołując ubrania. Wciągnął je szybko na siebie i podszedł do
barierki. Spojrzał w granat nad sobą, odsuwając się nagle.
-Kurwa.
Ruszył
biegiem w dół, modląc się, by zdążył. Żeby tylko nie było za
późno.
Na
niebie rozciągał się mroczny znak.
Uczniowie
coraz bardziej przerażeni schodzili na dół. Wiadomość o czaszce
na niebie szybko się rozniosła po szkole. Dzieci były przerażone,
a starsi tylko udawali odwagę. Każdy się bał. Szeptano między
sobą. Wśród młodzieży brakowało dwóch osób. Ślizgoni szukali
Draco, a gryfoni Harry'ego. Każdy dom miał swoje czarne
scenariusze.
-Muszą
przecież gdzieś być!-warknął Nott, uderzając pięścią w
stolik. On, Ginny, Ron, Blaise, Luna i Neville schowali się w pustej
klasie, żeby przeanalizować zniknięcie przyjaciół. Nie
przejmowali się, że właśnie ewakuują szkołę, bo zagraża im
niebezpieczeństwo. Bardziej martwili się zniknięciem kochanków.
-Uspokój
się- syknęła Hermiona, wchodząc razem z Pansy do klasy- Harry już
do nas idzie, a Draco nie ma w zamku.
-Chyba
że jest w pokoju życzeń. Czemu nie wyszliście z resztą szkoły?
-Hm, bo
szukaliśmy ciebie i Malfoya?
-Nie
było go, kiedy się obudziłem.
-Gdzie
wyście w ogóle byli?
-Na
wieży astronomicznej. A teraz koniec rozmowy, zbieramy się. Nie mam
zamiaru chować się przed tym gadem, tylko zmierzyć się z nim.
Szybko
wyszli z sali, wtapiając się w tłum uciekających. Theo zaczepił
przyjaciela.
-Harry..
-Plan
zostaje taki, jak ustaliliśmy. Potrzebuję tego.
-Wygrasz.
Wybraniec
wzruszył tylko ramionami.
-Zobaczymy.
Poszli
za swoimi przyjaciółmi. Było zamieszanie. Ogromne zamieszanie.
Dzieciaki były przerażone, a nauczyciele nie potrafili nad nimi
zapanować. Śmierciożercy zaatakowali. Przedostali się ponownie do
szkoły. Zabijali.
-STOP!
Grupka
nastolatków zaskoczona zatrzymała się, patrząc na wybrańca.
Chłopiec spojrzał na inne uciekające dzieciaki i przełknął
ciężką gulę w gardle. Wycofał się powoli, wiedząc, że
przyjaciele pójdą za nim. Schował się w ciemniejszym kącie i
zaczekał. Po chwili nastolatkowie pojawili się.
-Co się
dzieje?
-Hermiono..
Gryfonka
skinęła głową, a w oczach zabłyszczały łzy.
-Musisz
iść z Ronem poszukać diademu Roweny i go zniszczyć. Bez tego nie
mam szans.
Pokiwała
głową, szybko przytulając przyjaciela i po chwili ciągnęła Rona
w poprzek uciekających dzieciaków.
Harry poszedł razem z
resztą uczniów do wielkiej sali.
Stał
wśród nich, obserwując ich poczynania. Widział, jak przełamują
bariery, widział, jak powoli niszczą Hogwart. Widział, jak mordują
niewinnych, jak zabijają szkołę. Szkołę, która kiedyś była
jego domem.
Cedrik
Diggory wolał umrzeć niż to obserwować.
Znaleźli
się na siódmym piętrze, blisko pokoju życzeń. Po uprzedniej
rozmowie z Heleną Ravenclaw oraz Luną, wiedzieli, jak wygląda ten
diadem i gdzie go szukać. Więc skierowali się do ukrytego
pomieszczenia, nie spodziewając się tam nikogo, bo przecież
wszyscy uciekali. No, prawie wszyscy. Przed
pokojem życzeń zobaczyli Crabbe'a, Goyla i.. Malfoya.
Gryfoni zatrzymali się gwałtownie.
-Hermiona- szepnął Draco, a w jego oczach błyszczały łzy.
Podszedł do niej, dość niepewnie, cicho szlochając. Dziewczyna
bez wahania mocno się do niego przytuliła- Ja muszę..
-Ci.. Wiem, Draco. Wiem.
Chłopiec
załkał cichutko, a serce gryfonki rozpadło się na miliony
kawałeczków. Co on przeżywa...Pogłaskała
go po włosach, odsuwając się.
-Powiedz mu, że go kocham.
Skinęła, a w jej oczach również zalśniły łzy. Ron gdzieś
patrzył, nie chcąc pokazywać swoich emocji.
-Przepraszam.. On.. On mnie wzywa..
-Leć. Zobaczycie się jeszcze, obiecuję.
Uśmiechnął się kpiąco.
-Sama w to nie wierzysz.
Później zniknął za rogiem, a dziewczyna trzymała dłoń na
otwartych ustach.
-Gnojek..
-Nie, Ron. On ma rację- rudzielec ściągnął brwi- ja sama w to
nie wierzę.
Śmierciożercy
przytaknęli. Jedni byli przestraszeni, inni szczęśliwi. Większość
była w świetnym nastroju, mieli możliwość zniszczyć Hogwart.
Część była wystraszona, bo bali się coś zepsuć. I był też
Draco. Draco, który wiedział, że lada chwila będzie walczyć
przeciwko Harry'emu. Draco, który był przerażony, bo nie chciał
tego, ale musiał chronić matkę.
-Idziemy.
Nie
było czasu.
Chcieli
wejść do pokoju, ale dwaj ślizgoni nie przepuścili ich. Hermiona
zmrużyła powieki, zaskoczona. Spróbowała jeszcze raz, kiedy
zrozumiała, że ich nie puszczą. Spojrzała porozumiewawczo na Rona
i razem obezwładnili chłopców. To był pierwszy raz od dawna,
kiedy zrobili coś razem.
-Goryle-
mruknął Ron, przekraczając ciało i wchodząc do pomieszczenia.
Kiedy
już im się udało odszukać horkruks, postawili go na podłodze.
Ron ścisnął mocniej trzymany w dłoni kieł Bazyliszka i zamachnął
się. Nim jednak zdążył zniszczyć diadem, do pokoju wbiegli
wcześniej obezwładnieni chłopcy. Zaczęli ciskać zaklęciami po
całym pomieszczeniu. Gdy Goyle leżał już obezwładniony, Crabbe
wrzasnął nieznaną inkantację. Pokój wypełnił ogień, mający
kształt zwierząt. Gregory otworzył oczy i widząc ogień uciekł z
pokoju życzeń, a gryfoni ruszyli za nim. Vincent również rzucił
się do ucieczki. Jednak nim opuścił pokój, jedno ze „zwierząt”
zaatakowało go.
Ron i
Hermiona spojrzeli po sobie. Diadem Roweny Ravenclaw, który
dziewczyna trzymała w dłoniach rozsypał się. Szatańska Pożoga
była czarnomagicznym zaklęciem, które nie tylko zabijało, ale
również niszczyło horkruksy.
Vincent Crabbe zginął przez
własne zaklęcie.
Wrócili
do wielkiej sali, by ostatni raz porozmawiać ze swoim przyjacielem.
Przytrzymał
się ściany. Nagle usłyszał przeraźliwie piskliwy głos. Głos,
który ostatnio słyszał tak często. Lecz tym razem było inaczej.
Nie tylko on go usłyszał. Wszyscy go słyszeli.
Rozejrzał
się po wielkiej sali, widział jak dzieciaki są przerażone.
Do wielkiej sali wbiegła Hermiona, mocno dociskając dłonie do
uszu. Zaraz za nią był Ron.
-Harry..
Wydajcie
mi Harry'ego Pottera. Ocalcie siebie i swoje rodziny. Nikt nie musi
zginąć. Tylko oddajcie mi Harry'ego Pottera.
-NIGDY!- krzyknął jakiś chłopiec z czwartej klasy.
Nie
opierajcie się. On wam nie jest potrzebny. Oddajcie mi go.
Wybraniec upadł na kolana, ciężko oddychając. Podpierał się
dłońmi, miał dreszcze.
Wam
już nic nie grozi. Będziecie bezpieczni. Tylko oddajcie mi Pottera.
Wrzasnął. Uczniowie skupili na nim wzrok, kiedy wstawał. Voldemort
wciąż coś mówił.
-Idę.
-CO?! NIE!
-Hermiono, muszę. Taki był układ. Tak mój los. Przepowiednia
nakazała mi się z nim zmierzyć. Skoro szesnaście lat temu
przeżyłem, teraz powinienem stawić mu czoła.
Dziewczyna zaszlochała cicho, przytulając przyjaciela
-Widzieliśmy Draco. Kazał ci powiedzieć, że cię kocha.
Gryfon skinął, szybko mrugając, by pozbyć się łez. Przyciągnął
gryfonkę bliżej siebie, chowając twarz w jej włosach.
-Kocham cię, Harry- szepnęła cichutko.
-Też cię kocham, Mionka.
Odsunął się od niej, pocałował jej czoło. Przytulił resztę
swoich przyjaciół i wyszedł z wielkiej sali, odblokowując umysł.
Zakazany
las, Potter.
Skierował się tam, cicho łkając.
Śmierciożercy przedarli się przez bariery. Demolowali szkołę i
zabijali niewinne dzieci. Nauczyciele walczyli, ale było coraz
ciężej. Większość uczniów siedziała w wielkiej sali, na którą
były rzucone bariery.
Hermiona wstała, patrząc na pozostałych.
Nott zrobił to samo. Podszedł do niej. Przytulił. I wybiegł z
wielkiej sali, znikając w tłumie zwolenników Voldemorta. W tłumie
walczących.
-Nie mogę tak- szepnęła dziewczyna i również uciekła z wielkiej
sali, włączając się do walki. Za nią zrobiła to Ginny i Pansy,
a na koniec Ron i Blaise. Później po kolei z wielkiej sali
wybiegały dzieciaki, pomagając w walce.
Albo zginą dla szkoły w walce, albo jak tchórze się schowają.
Do szkoły przybyli aurorzy, a wraz z nimi wszyscy, którzy chcieli
pomóc w walce.
Szedł między drzewami, a jego serce biło coraz mocniej. Wziął
głębszy wdech i wyszedł na niewielką polanę, na której stało
kilku śmierciożerców, w tym Lucjusz i Narcyza Malfoy, Voldemort i
Hagrid.
-Harry Potter- zaczął cicho Czarny Pan- Chłopiec, który przeżył..
Przyszedł po śmierć!
Hagrid cicho załkał, natomiast reszta zarechotała.
Patrzył
wyzywająco na przeciwnika.
Rozmawiałem
z nimi. Zapytałem, czy ze mną zostaną. Mój ojciec odpowiedział,
że aż do końca. Voldemort nie będzie ich widział. Syriusz mi to
powiedział. Oni są w moim sercu. Nigdy nie chciałem, by za mnie
umarli. To była moja wina, ze nie żyją. Więc przyszła i kolej na
mnie.
Już
mnie nie opuszczą.
Zamknął oczy. Czuł chłodne powietrze, muskające jego policzki.
Wiatr opatulał swoim zimnem. Słyszał każdy najmniejszy szmer.
-Avada Kedavra!
Coś przeszyło jego pierś. Po chwili już nic nie czuł.
Upadł.
Nagle śmierciożercy przestali atakować. Jeden po drugim zaczęli
głośno rechotać, wznosząc wokół siebie jedynie bariery.
Uczniowie i nauczyciele byli zaskoczeni tym nagłym poddaniem się.
Profesor McGonagall spojrzała na swojego przeciwnika, który nie
śmiał się z resztą. W jego oczach pojawił się ból. Uronił
łzę.
Severus Snape zaczął płakać.
Czas zacząć.
Szedł, trzymając chłopca na rękach. Szloch wyrywał się z jego
gardła, czuł jak go boli wszystko. Jego serce cierpiało, a
gorzkie łzy znikały w gęstej brodzie. Zbliżali się do zamku. Już
widział głowy uczniów i profesorów. Z daleka zauważył Rona i
Hermionę. Niedaleko stał Malfoy.
Voldemort zaśmiał się szyderczo. Wyszedł na środek placu,
patrząc na wystraszone dzieciaki.
-Harry Potter..- zaczął, śmiejąc się. Spojrzał w oczy młodego
śmierciożercy, rozciągając wargi w szerokim uśmiechu- nie żyje!
Cichy pomruk przeszedł przez tłum.
-NIE!- wrzasnął blond włosy chłopiec, upadając na kolana.
Zaniósł się głośnym szlochem. Hermiona dopadła do niego, szybko
podnosząc i coś cicho mówiąc. Kiwnął głową, ale łzy wciąż
się lały.
-Chodź do mnie Draco- powiedziała cicho kobieta, stojąca niedaleko
swojego pana- Chodź.
-Idź, Draco. Matka na ciebie czeka. Jesteście wolni. Wykonałeś
swoje zadanie. Twoja rodzina jest bezpieczna.
Malfoy przełknął ciężko ślinę i niepewnie ruszył w stronę
rodziców. Po drodze zatrzymał go Voldemort, przyciągając blisko
siebie i nachylając się do jego ucha.
-Dobrze się spisałeś, chłopcze.
-Nie zrobiłem tego dla ciebie wstrętny gadzie.
-Wiem. I tego jeszcze pożałujesz. Wynoś się.
Na pozór wyglądało to tak, jakby go przytulał.
Chłopiec podszedł do rodziców, przytulając matkę. Wycofali się
na most i ruszyli przed siebie, nawet się nie odwracając.
-Nie. Nie mogę, mamo. Przepraszam, ale..
Kobieta spojrzała na niego. Tłumiąc łzy kiwnęła głową i
pocałowała czoło swojego jedynego syna.
-Pamiętaj, że cię kocham.
-Zawsze.
Wrócił na pole walki. Widział, jak uczniowie szlochają. Widział,
jak Voldemort triumfuje. I widział, jak.. Harry stacza się na
podłogę?
Potter podniósł się łapiąc różdżkę i wycelował prosto w
niego. Draco przełknął gulę w gardle.
Stali naprzeciw siebie i
unikali swoich spojrzeń. W oczach Draco błyszczały łzy, kiedy
podnosił różdżkę.
Przecież wiedziałem, że
do tego dojdzie..
Potter spojrzał w oczy
ukochanego i uniósł różdżkę, pozostając niewzruszonym, choć
pod maską obojętności skrywał się ból. Przerwał kontakt
wzrokowy, nie potrafiąc spojrzeć Draco w oczy podczas wykonywania
tej czynności. Blondyn drgnął, nim wykrzyknął:
-Kocham cię, Potter!
Opuścił różdżkę. Nie
będzie z nim walczył.
Gryfon zduszonym głosem
wyszeptał dwa słowa, które mogły zniszczyć wszystko:
-Avada Kedavra..
Zielony strumień światła
rozświetlił bezgwiezdną noc, a ciało upadło z głuchym łoskotem.
Spojrzał w oczy
przeciwnika, z którym musiał się zmierzyć. Kiedy jego przyjaciele
opatrywali rannych, pod groźbą, że zginą, jak się nie ewakuują,
on udawał martwego.
-Jak..
-Normalnie. Może teraz
przynajmniej staniesz do walki, a nie wykorzystasz fakt, że jestem
bezbronny, jak wcześniej, pieprzony tchórzu.
-Cru...
-Protego!
Podszedł
do niego. Voldemort, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy,
opuścił różdżkę czekając. Chłopiec podszedł do niego
spokojnym krokiem, swoją broń trzymając na dole, w pogotowiu.
-Cholerny
chłopcze, który przeżył, czego oczekujesz? Bo chyba nie myślisz,
że teraz daruję ci życie, po tylu latach.
-Nie,
gadzie.
Śmierciożercy
obserwowali te scenę równie zaskoczeni, co swój Pan. Nie słyszeli
ich rozmowy, ale wyczuwali, że coś jest nie tak.
-Skończmy
to tak, jak zaczęliśmy, Tom. Razem- złapał go za szyję i
pociągnął. Zsunęli się z krawędzi, spadając w dół. Upadli na
marmurową posadzkę dziedzińca. Podnieśli głowy, podczołgując
się do swoich różdżek. Złapali je w tym samym momencie i obaj
podnieśli się na nogi.
-Avada
Kedavra!
-Expelliarmus!
Dwa
zaklęcia spotkały się pośrodku. Zielony strumień światła
przeważał powoli nad czerwonym.
Gdzieś obok nich przemknęła
Nagini, sunąc w stronę zamku.
Ron
rzucił zaklęcie na potwornego węża, bojąc się go. Hermiona
gdzieś po drodze zgubiła swoją różdżkę. Weasley ciskał
zaklęciami broniąc siebie i swoją byłą już dziewczynę. Nic
jednak nie pomagało. Wąż był coraz bliżej i bliżej. Już
otwierał paszczę, żeby ich pożreć, kiedy powietrze i cielsko
węża przeciął srebrny miecz Godryka Gryffindora trzymany przez
Neville'a.
Przerwał
zaklęcie, czując ucisk w klatce piersiowej. Zawahał się i
spojrzał na złotego chłopca. Zamachnął się i z jego różdżki
ponownie wystrzelił zielony strumień, a różdżki przeciwnika
czerwony. Spotkały się znowu w drodze, jednak tym razem, to
czerwień wygrywała. Zaklęcia ugodziły pierś największego
czarnoksiężnika. Osunął się na posadzkę z szeroko otwartymi
oczami.
Expelliarmus odbiło
Avadę.
Harry Potter wygrał.
Podniósł
się z klęczek, patrząc na ciało wroga. Niedaleko leżały inne
ciała. Skierował się w stronę ruin zamku, przekraczając ciało
swojego ukochanego, którego wcześniej musiał.. zabić.
Minął
je, można by rzec obojętnie. Wszedł do tego, co z zamku zostało,
stając pośrodku zamieszania. Jego przyjaciele opłakiwali zmarłych,
a on nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Po kilku, dłużących
się w nieskończoność sekundach, widok przysłoniła mu burza
loków.
-HARRY!
Boże! Nic ci nie jest?! Jesteś cały?!- szlochała, przytulając
przyjaciela- Gdzie jest Dra..co?
Głos
Hermiony załamał się przy imieniu byłego wroga.
-Nie.
Nie wierzę.. nie!. Harry, nie zrobiłeś tego.. Nie mogłeś tego
zrobić! NIE! Harry, błagam..
Potter
spojrzał na swoją przyjaciółkę zamglonym wzrokiem. Po jego
policzkach zaczęły spływać łzy. Dopiero teraz zrozumiał.
-Musiałem..
-O Boże,
Harry..- przytuliła go mocniej, łkając w jego koszulkę- Tak mi
przykro.
Stali
tak kilka minut, a po chwili złapała go za dłoń i pociągnęła
do Rona. Gdzieś niedaleko Harry dostrzegł Notta, któremu tylko
skinął głową.
Przez
następnych kilka godzin trójka przyjaciół opatrywała rannych,
bądź sprowadzała zwłoki do zamku. Do ruin Hogwartu.
Nie, to
słowa nie mogły wszystkiego zniszczyć.
One
zniszczyły.
Wykorzystał
chwilową nieuwagę przyjaciół i wymknął się z zamku. Skierował
się na most i tam zapalił ostatniego papierosa w tej szkole.
Patrzył na ruiny swojego domu, a po jego policzkach spływały łzy.
Czekał.
Theodore
szedł spokojnym krokiem, dłonie trzymając w kieszeniach. Zatrzymał
się obok swojego przyjaciela, nie odzywając ani słowem. Podążył
za jego wzrokiem i westchnął cicho. Wyjął swoje papierosy i
również zapalił. Położył dłoń na dłoni Pottera,
spoczywającej na fragmencie marmuru.
Stali tak, pogrążeni w
ciszy, paląc papierosy, a może wspomnienia. Wojna dała im dużo do
myślenia.
Uśmiechnęli
się smutno, niemal w tym samym momencie.
-Jesteś
pewien?
Głuchą
ciszę przerwał spokojny, cichy głos Notta.
Harry
zgasił szluga i wyrzucił za most.
-Jak
nigdy przedtem- odpowiedział równie cicho, nawet nie patrząc na
przyjaciela.
Theo
również wyrzucił niedopałek.
Harry
spojrzał na swojego przyjaciela. W jego oczy. Wyczytał z nich to,
czego Theodore nie był w stanie powiedzieć.
Bariery
zostały zburzone.
Hogwart
nie był Hogwartem.
Pozostały
tylko ruiny i wspomnienia.
Słychać
było ciche pstryknięcie i na moście nie było już żywej duszy.
Zniknęli.
Hogwartu
już nie było.------------------------
Wszem i wobec ogłaszam, że doczekaliśmy się końca opowiadania. Przed wami został już tylko epilog, który wrzucę za kilka dni, tak sądzę. Ten rozdział wiele przeszedł: najpierw miał być w poniedziałek, potem w niedzielę, znowu w poniedziałek potem wtorek, środa, czwartek..
Aż w końcu jest piątek i rozdział :)
Dziękuję wszystkim, którzy to czytali, jestem naprawdę szczęśliwa, że to opowiadanie przyjęło się z takim zaangażowaniem. Za każdą gwiazdkę, komentarz, prywatną wiadomość czy solidny ochrzan szczerze dziękuję
Prawdę mówiąc, serce mi się kraja, że już koniec, ale..
nigdy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;)
Bardzo was kocham misie. Może jakiś jeden jedyny komentarz, podsumowujący? Kocham was mocniutko.
Chyba chce mi się płakać. Do przeczytania jeszcze kiedyś! <3
Jeszcze raz dziękuję.
wyimaginowana <3