wtorek, 27 września 2016

Rozdział 38

Postarajcie się nie znienawidzić nikogo po tym rozdziale, 
a szczególnie mnie.
Kocham was mocno.
enjoy, x
---
  XXXVIII
-Może jednak sprawdźmy w zamku?
-Daj spokój, Granger i reszta przeszukują go od śniadania. Zbliża się kolacja.
-Nie zaszkodzi spróbować.
-No dobra.. Może masz rację.. Ale ty tu zostajesz!- dodał, widząc podnoszącego się z trawy chłopaka- nie potrzebujemy więcej problemów.
-O to się nie martw, potrafię się ukryć.
Ślizgon prychnął, kręcąc głową w niedowierzaniu i skierował się do zamku.
-Ej, Nott?- chłopak przystanął i obrócił się przez ramię- Harry będzie cię potrzebował niedługo.
Theodore nic nie odpowiadając zniknął w gęstwinie drzew. Spojrzał w ciemne już niebo i zaczął się zastanawiać ile zostało im czasu.

Malfoy niepewnie patrzył w oczy swojego- jeszcze- chłopaka. Wiedział, że Harry jest zły. Zresztą, wcale mu się nie dziwił. Sam pewnie byłby wściekły za takie słowa.. Wzdrygnął się. Wiedział, że „przepraszam” nie załatwi sprawy, ale po prostu nie wiedział, co zrobić. Zjebałem i tyle.
Draco westchnął cicho i podszedł ponownie do chłopaka. Złapał jego dłonie, ale Harry się wyrwał. Arystokrata zamknął na chwilę powieki, chcąc powstrzymać łzy. Kiedy je otworzył, Potter miał obojętny wyraz twarzy.
-Harry nie skreślaj mnie- szepnął, trzęsącym się od nadmiaru emocji głosem. Wybraniec prychnął.
-Słuchaj, kilka tygodni temu prawie pieprzyłeś się z Woodbridgem na błoniach, znikasz ostatnio na całe godziny i dziwnym trafem Aarona też nigdzie nie widać wtedy, wracasz późno, przesiąknięty nie wiadomo czym i jesteś zawsze wyczerpany, jakbyś wrócił co najmniej z burdelu. Robisz mi cholerne sceny zazdrości o Notta i czepiasz się jednego pocałunku z Cedrikiem, chociaż to TY do kurwy nędzy zawiniłeś! A na sam koniec stwierdzasz, że przez ostatnie trzy lata się puszczałem i jestem męską. I wiesz co? Masz rację, jestem. Bo naiwnie ci zaufałem, jak ostatni idiota poszedłem z tobą do łóżka, wierząc kurwa, będąc pewnym, że mnie nie zranisz. Że nie jestem dla ciebie tylko zabawką. Ale cóż, jestem głupi. Ale wiesz? Ten jeden cholerny raz nie postąpię jak kretyn. Zachowam dumę i resztki swojej godności, Malfoy. Nie wiem w sumie i nie chcę wiedzieć, czego oczekiwałeś. Wiem jedno. Zapomnij o tym, co nas łączyło. Bo ja już nie chcę, żeby cokolwiek między nami było.
Draco był zaskoczony. Nie oczekiwał, że Harry mu wskoczy w ramiona po jednym „przepraszam”, ale nie sądził też, że wygarnie mu wszystko i zostawi z niczym. Nim się otrząsnął, Harry schodził już ze schodów.
Tłumił łzy, tak bardzo nie chcąc, by wypłynęły. Boleśnie zacisnął palce na różdżce, nie marząc teraz o niczym innym poza śmiercią. Był tak kurewsko zły za to wszystko. Mogłem posłuchać Cedrika. Miał rację. Czemu on kurwa zawsze ma rację?!
Czuł żal. Był w roztargnieniu. Tak bardzo chciał wybaczyć Draco i o wszystkim zapomnieć, ale tak bardzo nie mógł tego zrobić. Przystanął pod schodami i ukrył twarz w dłoniach. Poczuł dłoń na ramieniu i chwilę później ścianę za plecami. Czuł, jak ktoś odrywa mu dłonie od twarzy i zobaczył twarz chłopaka, którego tak kurewsko kochał.
-Nie ma mowy. Nie pozwolę ci tego skończyć. Nie pozwolę, rozumiesz?! Za bardzo mi na tobie zależy, cholerny gryfiaku! Nie pozwolę zaprzepaścić tych kilku cudownych miesięcy przez jeden jebany błąd! Zbyt długo czekałem, żeby się z tobą umówić, a kiedy kurwa już zostaliśmy parą, to jakbyś nie zauważył, co chwilę ktoś nam rzuca kłody pod nogi! Do jasnej cholery, zależy mi na tobie! Zrozum to wreszcie! Byłem zły, trochę mnie poniosło i tyle! Nie chciałem tego powiedzieć, nie myślałem, co mówię! Kocham cię, kurwa i kochałem cię już dawno temu! Przecież nie stało się to od tak, nagle! Nie pokochałem cię z dnia na dzień, kiedy się umówiliśmy! Prawda jest taka, że to trwa już od czterech jebanych lat! Od czterech na pewno! Podobałeś mi się już na samym początku, w pierwszej klasie! Jednak wtedy byłem tylko głupim dzieciakiem, który myślał, że odrzucenie przyjaźni to największa zbrodnia świata! Wtedy nie wiedziałem nic... W pierwszej klasie, kiedy na uczcie pożegnalnej Dumbledore wspomniał o waszym heroicznym czynie, o tym jak pokonałeś Sam Wiesz Kogo, zaimponowałeś mi wtedy cholernie.. A kiedy w drugiej klasie uratowałeś tą małą rudą... A później Black był na wolności i wszyscy wiedzieli, że on na ciebie czyha.. I się okazało, że on jest dobry... A potem dostałeś się do turnieju i kurwa.. Nie wiem.. Myślałem, że umrę, kiedy widziałem, jak uciekałeś przed smokiem i potem wróciłeś z.. I on się odrodził.. A potem całowałeś się z tą całą Chang i na szóstym roku ty i Weasleyówna.. A teraz, na początku ty i Nott.. Ja nie potrafię.. Ja wiem, że byłem dupkiem i nadal nim jestem, ale.. Robisz ze mnie lepszego człowieka i kurwa.. Kocham cię, Harry. Rozumiesz? Kocham cię tak bardzo mocno, że to boli. Proszę, nie zostawiaj mnie..- dokończył szeptem, a po policzkach spłynęły pierwsze łzy.
Harry pokręcił głową i odepchnął lekko od siebie chłopaka. Stanął z założonymi rękami i choć w środku się złamał, a serce krzyczało, żeby wybaczyć, tym razem Potter zaufał rozumowi.
-Dlaczego mam ci uwierzyć? Okłamałeś mnie już tyle razy, że nie wiem, co jest prawdziwe w twoich ustach. Pokochałem kłamcę, możesz mi pogratulować- prychnął.
-Harry- jęknął ślizgon. Ukląkł przed chłopakiem i patrzył z dołu na ukochanego- Daj mi ostatnią szansę. Przyrzekam, że tego nie spieprzę. Harry, kocham cię..
Wybraniec westchnął, przymykając oczy. Przycupnął naprzeciw arystokraty i odgarnął mu zbłąkany kosmyk z czoła.
-Dajmy sobie trochę czasu, Malfoy. Parę dni przerwy dobrze nam zrobi.
-Ale ty wyjeżdżasz- chlipnął.
-Tak, ale dopiero za jakiś czas. Muszę po prostu pomyśleć, okej? Przez parę dni poudawajmy, jakbyśmy nie byli nigdy parą, zgoda? Wiem, że nie będzie łatwo, bo mnie sama myśl przeraża, jednak ja potrzebuję czasu, Malfoy. Kilka dni.
-Ale.. Sobota..
-Wiem. Pójdę z Theo, a ty poszukaj kogoś z kim możesz pogadać. Będzie dobrze- ścisnął jego dłoń i wstał na równe nogi. Spojrzał z góry na już byłego chłopaka- Może Aaron będzie chętny?
Nie mógł się powstrzymać od tej uwagi. Wyszedł na korytarz zostawiając zapłakanego Draco samemu sobie. Skierował się na błonia, gdzie siedzieli jego przyjaciele.

Hermiona, Ron i Ginny stali oparci o pnie drzew,a każde z nich było pogrążone w swoich myślach. Każdy analizował inne miejsce, w którym aktualnie mógł przebywać Harry. Żadne nie spodziewało się chłopca tak blisko, choć tak daleko.
-Przepraszam.
Trójka natychmiast odwróciła się na znajomy dźwięk głosu. Przed nimi stał Harry ze spuszczoną głową i łzami cisnącymi się do oczu. Stali w szoku. Pierwsza otrząsnęła się Ginny, przytulając mocno wybrańca. Zaraz później uściskał go przyjacielsko Ron, by na sam koniec na szyję mogła mu się rzucić Hermiona.
-Musiałem pomyśleć.
-Nic ci nie jest?
-Nie.
Hermiona mocniej przytuliła przyjaciela, a po jej policzkach spłynęły dwie łzy.
-Nigdy więcej tego nie rób- szepnęła cicho.

Całą czwórką weszli do wielkiej sali, gdzie jak zawsze znaleźli się w centrum uwagi. Theodore, który cały czas zastanawiał się, co z jego przyjacielem, poderwał się do góry i od razu pobiegł do Pottera, rzucając mu się na szyję. Scenę tę obserwował, siedzący w kącie, smutny Draco. Nott złapał dłoń wybrańca i siłą wyciągnął z pomieszczenia. Nie szczędził przy tym wulgaryzmów. Kiedy już znaleźli się przed zamkiem, Nott automatycznie przytulił się do wybrańca. Tą jakże czułą scenę przewał Snape.
-Potter. Czy ty zawsze musisz ściągać na siebie uwagę? Poza tym z tego co wiem, spotykasz się z Draco, więc możesz mi to wyjaśnić?
Harry spojrzał spode łba na nauczyciela.
-Z całym szacunkiem profesorze, ale to nie jest pańska sprawa.
-W sumie, nie obchodzi mnie to z kim się puszczasz, jednak wolałbym, żebyś zostawił moich podopiecznych.
-Ja bym wolał pana nigdy nie spotkać, a jak widać nie można mieć wszystkiego. Więc łaskawie proszę nas zostawić, bo chciałbym- tu przerwał i musnął usta przyjaciela- pocałować mojego chłopaka.
Snape warknął gardłowo i odszedł, odejmując Gryffindorowi pięć punktów. Harry spojrzał na zarumienionego Theo, u którego w brzuchu szalało stado motyli.
-Przepraszam.
Ślizgon westchnął, kiwając głową.
-Draco nie byłby zadowolony.
-Draco nie ma nic do gadania.
-Jak to?
-Draco nie jest moim chłopakiem.
-Co?
Potter wzruszył ramionami, a z kieszeni spodni wyjął paczkę papierosów.
-Skąd to masz?
-Ze sklepu?
-Od kiedy..
-Od dzisiaj, tak myślę.
-Harry, to nie niezdrowe.
-Pieprzyć to. I tak prędzej czy później zginę.
Po wypowiedzeniu tego zdania oberwał mocno w głowę, ale nie przejął się tym. Wsunął jednego szluga między wargi.
-Idę do Cedrika. Będziesz mnie krył?
-Mhm..
Odpalając papierosa odszedł, jednak przystanął.
-Idziesz ze mną na bal w sobotę?
Na ustach Theo zagościł zwycięski uśmieszek.
-Zastanowię się.
Harry przewrócił oczami i ruszył w stronę lasu. Wchodząc między drzewa czuł się obserwowany.

Cedrik nie potrafił ukryć uśmiechu, wkradającego się na usta, kiedy Harry oznajmił, że po raz kolejny w życiu nie wie co robić. Oczywiście, chciał szczęścia byłego chłopaka, jednak doskonale wiedział, że Malfoy to tylko zwykły dzieciak. Chwilowy wybryk, który nie da Harry'emu tego, na co zasługuje, nie zaspokoi jego potrzeb. A Cedrik mógł mu to wszystko ofiarować z wielką przyjemnością. I zamierzał to perfidnie wykorzystać.
-Harry..
Podszedł do gryfona, który spojrzał na niego niepewnie. Uśmiechnął się czule i położył mu dłoń na policzku. Nachylił się, łącząc ich usta. Pocałunek był wolny i leniwy, właściwie delikatny, trochę niepewny i może niecierpliwy. Może.
Potter, czując narastające podniecenie, objął starszego w pasie, przyciągając bliżej siebie. Diggory uśmiechnął się przez pocałunek, uznając go za znak zwycięstwa. Widzisz Malfoy, jednak woli mnie. Odsunął się od kochanka i złapał jego dłoń, ciągnąc w głąb lasu, do małego domku, odkrytego jakiś czas temu. Popchnął go delikatnie na znajdujące się w środku łóżko i ściągnął jego szatę. Powoli rozpiął koszulę, a zaraz potem spodnie. Pocałował go jeszcze raz mocno i namiętnie, a kiedy się odsunęli, by nabrać powietrza, Harry patrzył głęboko w oczy byłego puchona. Zielone tęczówki przepełnione były żalem, smutkiem i tęsknotą
-Pomogę ci zapomnieć- szepnął Cedrik wprost w usta ukochanego, po czym złączył je ze sobą ponownie. Powoli zsuwał spodnie bruneta, a pocałunki przeniósł na szyję. Pozbył się swojego swetra i zrzucił koszulę z ramion gryfona. Usłyszał jęk zawodu, kiedy po raz kolejny się odsunął, tym razem by ściągnąć koszulkę. Wrócił do ciała wybrańca, przesuwając się na klatkę piersiową. Nie zwracał uwagi na fakt, że był luty, a oni byli prawie nadzy w nieogrzewanym domku w środku lasu. Pragnął Harry'ego tak bardzo, że tylko jego sprzeciw mógłby go powstrzymać od kochania się z nim. Chciał mu sprawić przyjemność i wciąż pamiętał jak to zrobić. Czemu miałby z tego nie skorzystać?
Chciał tylko, aby Harry był szczęśliwy, spełniony i kochany. Wszystko dla tego chłopca.
Słyszał sapanie i jęczenie młodszego, kiedy językiem schodził coraz niżej, bliżej bielizny. Wsunął jeden palec za gumkę bokserek i pociągnął je nieco w dół. Wciąż pamiętał, jak uprawiali seks w łazience prefektów lub dormitorium Hufflepuff'u. Gdyby kilka miesięcy później ktoś nie próbował go zabić, nigdy nie straciłby Harry'ego. Nigdy nie musiałby się ukrywać. A Malfoy nigdy nie odbiłby mu chłopaka.
Otrząsnął się. Pociągnął za majtki, które zjechały na uda. Jego nadgarstek przytrzymał Harry.
-Cedrik- jęknął. Było mu trudno, wzrok wciąż miał zamglony, kiedy odpychał od siebie starszego chłopaka- Cedrik przestań.. Cedrik, ja nie chcę..
Te słowa zatrzymały na chwilę Diggory'ego. Zaskoczony nie wiedział co się dzieje. Po chwili zszedł z byłego chłopaka i pomógł mu się podnieść. Patrzył na niego, kiedy się ubierał. Potter wyszedł na mroźne, zimowe powietrze i skierował się do zamku. Czuł się źle, bardzo źle. Był przy jeziorze i już miał znikać między gęstwiną drzew, kiedy Cedrik się odezwał.
-Chciałem ci się oświadczyć.
To nie było kłamstwem. Diggory miał kupiony pierścionek i gotowy plan. Zaraz po turnieju miał zamiar klęknąć na jedno kolano, choćby przed całą szkołą, i prosić tego uroczego gryfona o rękę. Pragnął spędzić z nim resztę swojego życia, nawet jeśli nie podobało się to innym. Ale wyszło jak wyszło i musiał się ukrywać. Nigdy jednak nie przestał kochać Harry'ego. Nigdy. A wiadomość, że on spotyka się z Malfoyem łamała mu serce na miliony kawałków.
-Co?
Harry odwrócił się zaskoczony, że Cedrik w ogóle poszedł za nim. Rozdziawił buzię i mierzył niedowierzającym spojrzeniem mężczyznę przed nim.
-Zaraz po turnieju. Miałem przygotowany plan. Wszystko było gotowe. Pierścionek, miejsce, przemowa. Byłem gotów błagać cię o rękę przy całej szkole, bo kurwa, nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie. Zresztą, nadal nie wyobrażam. Nawet teraz, bez jakichkolwiek świadków, stworzonego klimatu, przygotowanej przemowy czy odpowiedniego miejsca jestem w stanie klęknąć- jak powiedział, tak zrobił- wyciągnąć pierścionek, który przez trzy lata cały czas jest ze mną- z kieszeni niedopiętych spodni wyjął małe pudełeczko- złapać twoją dłoń- chwycił jego rękę- nadal jestem gotów prosić cię, abyś został moim mężem- powiedział, a jego oczy błyszczały. Nieoczekiwanie jednak wstał i odsunął się kawałek, zamykając pudełko- Ale nie zrobię tego. Ty wolisz jego ode mnie. Kochasz dupka, który wykorzystuje cię do bycia w centrum uwagi i tego nie widzisz. Nie chcesz mnie i okej, droga wolna. Tylko pamiętaj, że ja nie odejdę. Nie zniknę z twojego życia. Nie pozwolę o sobie zapomnieć, Potter.
Niespodziewanie Harry podszedł do byłego chłopaka, złapał jego kark i przyciągając do siebie gwałtownie wpił się w jego usta. Zaskoczony Diggory, objął gryfona w pasie.
-Przyjąłbym oświadczyny. Zgodziłbym się.
Były puchon westchnął, słysząc czas przeszły.
-Teraz też?
Harry jednak nie odpowiedział, tylko odsunął się. Nim spuścił głowę, w jego oczach widać było smutek i zaprzeczenie. Splótł dłonie i bawił się palcami, a butem grzebał w trawie.
-No tak..
-Kocham go.
-Jasne. Tylko kiedyś kochałeś mnie.
-Przepraszam.
-Zastanów się- mruknął były puchon i przyciągnął chłopaka do siebie. Złoty chłopiec westchnął, czując dłoń byłego kochanka w kieszeni spodni- proszę.
Skinął i odsunął się. Skierował się do zamku, znikając pomiędzy drzewami. Do jego uszu dotarły ostatnie słowa Cedrika:
-Stara miłość nie rdzewieje, kochanie.

Skonsternowany wybraniec siedział w wielkiej sali i grzebał widelcem w talerzu. W nocy nie zmrużył oka, bo w głowie wciąż szumiały mu słowa Cedrika. Na śniadaniu był nieobecny, a świadomość, że następnego dnia miał się odbyć bal tylko go dobijała. A Harry.. Nie wiedział co robić. Jego chłopak-niechłopak siedział kilka metrów dalej, obserwując go. Nott tuż obok. A Cedrik był w lesie. Potter był na rozdrożu. Musiał wybrać pomiędzy trzema chłopakami.
Gdzie każdego darzył uczuciem.
Poczuł szturchnięcie, więc podniósł głowę, napotykając zmartwione spojrzenie przyjaciółki. W tym momencie przyszło mu coś do głowy.
-Mionka, możemy pogadać?
Gryfonka skinęła i wstała, kierując się do drzwi. Harry ruszył za nią. No bo kto mi pomoże, jak nie Hermiona?

Weszli do pustej klasy i zamknęli drzwi zaklęciem.
-Co się dzieje?
-Cóż.. Cedrik mi się oświadczył.
Zaskoczona dziewczyna spojrzała na przyjaciela.
-Jak to?
I Harry zaczął opowiadać o całej rozmowie z Cedrikiem. I o tym jak bardzo za nim tęsknił. W międzyczasie wyjął papierosy, za co dostał porządny opieprz od Hermiony, ale przecież jej nie posłuchał.
Dziewczyna westchnęła i usiadła, słuchając z ogromnym zainteresowaniem. Harry za to czuł się coraz gorzej z każdym słowem i palił jednego papierosa za drugim. Potter opowiedział o wszystkim, czego się dowiedział od Diggory'ego poprzedniego wieczora. Napomniał też o przerwie z Draco, niepewnym i irracjonalnym uczuciu do Notta oraz coraz dziwniejszym zachowaniu Rona. Powiedział przyjaciółce wszystko, co mu ciążyło. I może mu ulżyło.
-Hm. Wygląda na to, że twoje życie uczuciowe można porównać do zbliżającego się starcia z Voldemortem- powiedziała nieco rozbawiona gryfonka, kiedy Harry skończył mówić
-Bardzo śmieszne, doprawdy.
-Przepraszam-zachichotała. Potter mimo wszystko, uśmiechnął się kącikiem ust.- Słuchaj.. Wiem, że Ronowi ostatnio odbija, sama to zauważyłam. Co do Notta, to.. Wiesz.. Znacie się długo, wasza przyjaźń jest bardzo zażyła jednak nie jestem pewna czy warto ryzykować.. Jeśli chodzi o Draco to dość poważna sprawa, bo widać, że bardzo wam na sobie zależy i nie chcecie siebie stracić.. Nieświadomie oboje się ranicie, wiesz? Natomiast.. Hm.. Tu jest problem. Z Cedrikiem spotykałeś się przez niecały rok.. Okej, kochałeś go. Pamiętam jak za nim płakałeś i jak strasznie się cieszyłeś, kiedy go zobaczyłeś żywego.. Ale.. Pomyśl.. Czemu nie powiedział, że żyje? Mógł tylko dać znać.. Harry, coś mi tu śmierdzi i wiem, że tobie też. Wersja Cedrika jest na tyle irracjonalna, że.. No cóż.. Zastanów się Harry. Nie mogę podjąć decyzji za ciebie, ale myślę, że w głębi serca wiesz, czego pragniesz. Nie chcę naciskać, ale pamiętaj, że za niedługo wyjeżdżamy. Dobrze by było, gdyby sytuacja była już jasna, prawda? W końcu.. Dobrze by było do czego wracać..
Harry skinął. Wyszli z klasy i skierowali się na pierwsze tego dnia zajęcia. Obronę przed czarną magią.

Po skończonych zajęciach Harry postanowił porozmawiać z Cedrikiem. Skierował się więc do zakazanego lasu, odpuszczając sobie obiad. Nie zapowiedział, że się pojawi, więc pewnie będzie musiał poczekać parę minut na chłopaka. Przysiadł na kamieniu obok jeziora i zamyślił się. Co powinienem im powiedzieć?
Uśmiechnął się, kiedy zza drzew wyłoniła się jakaś postać. Jednak kiedy zobaczył, że Diggory nie jest sam, jego uśmiech znikł. Sięgnął po różdżkę, ignorując nagły ból blizny i wycelował w intruza. Spojrzał niedowierzająco na byłego chłopaka, próbując zrozumieć, dlaczego, ale nie potrafił.
-Harry.. Co ty tu..
-CO ON TU ROBI?!
Towarzysz uśmiechnął się drwiąco i skinął do byłego puchona, by po chwili zniknąć w głębi lasu.
-Harry..
-Lucjusz Malfoy?! Do cholery, ocipiałeś?! Chcesz nas skłócić, czy co kurwa zrobić?!
-Przepraszam- szepnął Diggory, udając skruszonego.
-Pierdol się, nie chcę cię znać- warknął, wracając do zamku.

Wieczorem wszedł zrezygnowany do pokoju wspólnego ślizgonów i zawołał Draco i Theo. Całą trójką od razu skierowali się do sypialni Malfoya, gdzie Potter rzucił zaklęcie wyciszające na pokój, przy okazji zamykając drzwi. Obaj patrzyli na niego z nadzieją i żalem. To było najgorsze uczucie, jakiego doświadczył w ostatnim roku.
-Byłem u Cedrika.
Chłopcy wytrzeszczyli oczy.
-Nikomu nie powiedziałeś?!
Wybraniec jednak zignorował pytanie i kontynuował, zwracając się do arystokraty.
-Był tam twój ojciec, nie wiem co Ced mu nagadał. Z góry uprzedzam, że jeśli powie ci, że my no ten.. mieliśmy pewien epizod, to hm.. Nie będzie to kłamstwem.
Malfoy przygasł, kiedy skinął głową.
-Tak, ojciec wspominał mi, że ostatniej nocy wy prawie..
Harry przymknął oczy, kiedy kiwał głową potakująco. Czuł się z tym źle. Nie byli razem, ale miał wrażenie, jakby zdradził chłopaka.
-Jutro bal. Nott spotkajmy się pod wielką salą.
-Nie zgodziłem się..
Potter zgromił go wzrokiem.
-Ostatnia sprawa do was obu. Wyjeżdżam w piątek.
-Co?! Przecież mówiłeś, że..
-Pozmieniało się, Malfoy. Posłuchajcie mnie uważnie. Nie czuję się z tym komfortowo i wy pewnie też. Nie łudzę się, że wrócimy, bo sprawy mogą się nieco skomplikować. Prawdopodobnie nie przeżyje.
-Ha..
-Zamknij się, nie skończyłem.
Więcej żaden już nie przerwał.
-Chciałem was tylko uprzedzić. Rozmawiałem z Hermioną. Kazała mi się zastanowić i dokonać wyboru. Nie mogę mieć was wszystkich, bo gdy wybiorę jednego, stracę dwóch pozostałych. Jeśli dokonam wyboru, stracę pozostałą dwójkę. Więc rozsądnie byłoby nie wybierać nikogo, ale właściwie, to chyba już wybrałem.
-Kogo?-wyrwało się z ust ślizgona, nim zdążył się ugryźć w język. Jego policzki i szyje oblał szkarłat. Harry uśmiechnął się kącikiem.
-Do Cedrika zawsze będę miał sentyment, był moim pierwszym. Theo, jesteś naprawdę przystojny i może czuję coś, ale..
-Nie to.
-Dokładnie. Z kolei Draco.. Kocham cię. I to cholernie mocno.
-Ale to nie mnie wybrałeś.
-To nie do końca tak. Theo zostawisz nas?
Ślizgon szybko opuścił pomieszczenie, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Harry uśmiechnął się smutno, a w oczach były przeprosiny.
-Obiecaj mi, że mimo wszystko nic sobie nie zrobisz. Jeśli zginę...
-Kocham cię, gnojku.
Harry westchnął podchodząc do ukochanego.
-Spotkajmy się na wieży astronomicznej w niedzielę wieczorem, okej?
-Po co? I tak to nie mnie wybrałeś.
-Powiedziałem ci, że to nie tak. Muszę jeszcze pomyśleć. To tylko jeden dzień, kochanie.. Jeśli nie będziesz chciał, to nie przyjdziesz. Ja będę czekał. Kocham cię.
Pocałował jego czoło i opuścił lochy.
Czemu to wszystko jest takie skomplikowane?
/wyimaginowana

sobota, 24 września 2016

Rozdział 37

A to nowość, mam korektę do przodu!
enjoy misie, x
-- -- --

  XXXVII
Harry spojrzał na swojego chłopaka i zawahał się. Snape mierzył go wzrokiem od góry do dołu, wyraźnie zirytowany.
-Potter do skrzydła szpitalnego, natychmiast. Draco idź z nim, bo jeszcze sierota zasłabnie po drodze.
-Może pan się tak nie odzywać do mojego chłopaka?-warknął blondyn, zaskakując oboje.
-Język, Malfoy- syknął Snape i złapał Pottera pod ramię- sam go zabiorę.
-Nie ma mowy! Nic mi nie jest!-Severus prychnął, kiedy Harry odskoczył od niego. Pokręcił głową i odszedł od chłopców, rzucając na koniec:
-Wszystko jedno, Potter. Jak dla mnie mógłbyś być martwy, Czarny Pan się ucieszy- i zniknął wśród ksiąg, powiewając szatą.
Harry rozwarł usta, ale otrząsnął się, kiedy poczuł dotyk na nadgarstku. Spojrzał w dół i uśmiechnął się. Po jego ręce sunęła mała, zielona w czarne plamki, żmijka. Draco skrzywił się i odsunął. Wybraniec pokręcił głową rozbawiony
-Nie zje cię. Nie wyglądasz aż tak smacznie.
-Pf
-Idę do Notta, pogadamy później.
Nieco chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia, nie zwracając uwagi na sprzeciw. Malfoy nie był zadowolony, zresztą jak zawsze.
Złoty chłopiec dotarł pod wejście do pokoju wspólnego ślizgonów, wyszeptał hasło i znalazł się w gnieździe węży. O dziwo przyjaźnie nastawionych. O dziwo.
Przeszukał wzrokiem pomieszczenie i ruszył do sypialni przyjaciela, nie kłopocząc się pukaniem. Wszedł do środka, zastając Theo, który ekchem. Ups. Harry zaczerwienił się, a Nott szybko stoczył z łóżka, będąc zażenowanym całą sytuacją. Zresztą, obaj byli. Ślizgon szybko pobiegł do łazienki, żeby się ogarnąć i po kilku minutach, wciąż mocno zawstydzony, usiadł obok gryfona.
-Powinienem zacząć pukać.
-Powinienem zamykać drzwi.
Spojrzeli na siebie i wybuchnęli gromkim śmiechem. Takiej sytuacji jeszcze nie mieli, ale zdecydowanie ich rozśmieszyła.
-W sumie jeśli chciałeś popatrzeć, mogłeś powiedzieć, Harry. Nie zabroniłbym ci-zachichotał- a tak serio. Co ty tu robisz? Nie miałeś robić z Draco wypracowania na eliksiry.
-Robiłem, ale zasłabłem.
-Standard..
-Miałem wizję.
-Oh, cóż za nowość- sarknął. Westchnął widząc spojrzenie gryfona- No mów.
-Stałem w jakimś kręgu.. Ognia.. Voldemort zabił Cedrika i.. i Draco i.. Nie wiem. Mam dziwne przeczucia.
-Co? Harry, mów jaśniej.
-Musimy iść do zakazanego lasu.
-CO?!
-Nott, nie ma czasu! Musze natychmiast wiedzieć co z Cedrikiem!
-No dobrze, dobrze- pozbierali się do wyjścia- tylko nie rozumiem po co.
-Bo go do kurwy nędzy kocham-mruknął pod nosem, jednak Nott wszystko usłyszał. Oh nie. On wcale nie był zazdrosny. No, może trochę.

Malfoy był zły. Zrzucił parę książek z półki, chcąc się wyładować. Pragnął zabić Notta, ale jeszcze bardziej chciał zajebać wręcz Dumbledore'a. Stary chuj.
W pewnym momencie krzyknął cicho, łapiąc się za przedramię.
-Kurwa-syknął. Pobiegł w stronę zakazanego lasu i w miejscu, w którym był w stanie, aportował się, lądując na twardym podłożu, wyłożonym czarnymi panelami. Wstał, rozejrzał się i pchnął najbliższe drzwi, prowadzące bezpośrednio do siedzącego na również czarnym fotelu, Voldemorta. Ukląkł na jedno kolano, pochylając głowę.
-Wzywałeś mnie.
-Wstań, Draco. Musimy porozmawiać.
Z serii: jak bardzo mam przejebane?
Wykonał polecenie i spojrzał na starego gada, którego tak cholernie nienawidził.
-Crucio!
Krzyknął, pod wpływem zaklęcia. Czuł, jak jego ciało płonie. Bardzo.

Dotarłszy do jeziora nie dostrzegli żadnej żywej duszy, ani nawet śladu po kimkolwiek. Harry był gotów pójść do starej szopy w głębi lasu, kiedy usłyszał kroki. Odwrócił się i zobaczył zaskoczonego Cedrika. Bez wahania podbiegł i wręcz rzucił mu się na szyję, a Nott usunął się w cień.
-Harry, co się stało? Co ty tu robisz?
-Myślałem, że nie żyjesz...
-Dlaczego?
-Voldemort..
Diggory wzdrygnął się na dźwięk imienia Czarnego Pana i westchnął, nachylając się nad chłopakiem.
-Skarbie jestem tu, widzisz? Nic mi nie jest. Żyję.
Harry przytaknął, ale wciąż w jego oczach czaił się strach.
-Nie chcę cię stracić.
Były puchon pochylił się bardziej i niepewnie zetknął swoje usta z tymi gryfona. Theodore zacisnął pięści, gotów już wyjść i siłą odciągnąć chłopaka od wybrańca, ale wtedy Harry zrobił coś.. dziwnego. Złapał policzki byłego kochanka i przyciągając bliżej siebie, mocno oddał pocałunek. Cedrik uśmiechnął się, na chwilę odsuwając.
-I nie stracisz- po czym ponownie złączył ich wargi w gorącym pocałunku, pełnym tęsknoty i namiętności. Zbyt brutalnym jak na miłość, a jednak wciąż tak prawdziwym..

Voldemort wrzasnął, wytrącony z równowagi. Młody Malfoy kompletnie go ignorował, nie reagując już nawet na ból. Czarny Pan postanowił zastosować inną taktykę.
-On cię nie kocha.
-Słucham?- Draco był zaskoczony nagłą zmianą tematu. Dopiero co wysłuchiwał o tym, jaki to jest bezużyteczny i że nie nadaje się do walki.
-On. Cię. Nie. Kocha.- Voldemort był rozbawiony. Draco zrozumiał.
-Nieprawda, Harry mnie kocha..
-Jasne, że nie. Kocha Diggory'ego. Zawsze go kochał i zawsze będzie. Nie wiesz, że stara miłość nie rdzewieje?
Malfoy zacisnął pięści, coraz bardziej wściekły.
-Nieprawda. Kocha mnie i doskonale to wiem!
-Naiwny.. Sam zobacz. Woli jego..
Przed młodym śmierciożercą pojawiła się mgła. Szara, gęsta mgła, która powoli formowała się na kształt chmury. W chmurze tej pojawił się obraz, bardzo wyraźny. Obraz, który zabrał mu oddech. Widok ten przedstawiał Harry'ego, jego Harry'ego. Nie samego, oczywiście. Harry'ego, który całował się z Cedrikiem. Harry'ego, który tak łaknął bliskości z byłym uczniem Hogwartu. Ze swoim byłym.
Aua. Kurwa.
-Kłamiesz! On mnie kocha!
-To nie kłamie. Mam wgląd na życie Diggory'ego.
-Nie wierzę ci. Nie. Harry mnie kocha, a ty próbujesz mnie zmusić do walki z nim!
-Ah, ta naiwna, szczenięca miłość. Jesteś taki głupi, Draco. Taki głupi.
-Może i jestem głupi. Ale wiem swoje.
-Pomyśl, chłopcze- spróbował spokojnie. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że do młodzieży trzeba mieć podejście- Potter jest wybrańcem. Mógłby mieć każdego i miałby wybrać ciebie? Draco, zlituj się nade mną i przejrzyj na oczy. Po co mu śmierciożerca? Po co mu toś taki jak ty? Potrzebował zabawki, ale kiedy wrócił Diggory. On go kocha, Draco. Zrozum to wreszcie.
-Mam dość.
-Zrozumiałeś?
Arystokrata spojrzał w oczy swojego Pana i skinął wściekły głową.
-Powiedz mi Draco.. nie znasz tego powiedzenia? Gdzie dwoje ludzi się kocha, tam trzeci zawadza?
Wiedząc, jakie mogą być tego konsekwencje, warknął gardłowo:
-Pierdol się gadzie.
I szybko wybiegł z pomieszczenia. Nim Voldemort zrozumiał, co się stało, Draco bezpiecznie wylądował na miękkiej trawie zakazanego lasu. Skierował swoje kroki w jego głąb. Chyba muszę sobie uciąć małą pogawędkę z Diggorym. I Potterem, rzecz jasna.

Harry przerażony odskoczył od swojego byłego. Dopiero zrozumiał, co właśnie zrobił. Spojrzał w smutne oczy Cedrika i zrozumiał, jak bardzo go zranił. Jednak, bardziej obawiał się reakcji Draco na.. to wszystko.
-Przepraszam cię. Naprawdę. Nie powinienem..
-Rozumiem.
-Ja po prostu.. Strasznie się martwiłem i.. Jakoś tak.. mnie poniosło, wiesz?
-Ta. Wiem swoje.
-Jestem z Draco.
-W życiu nie ma wagonów, których nie można odczepić.
-Ale ja nie chcę niczego odczepiać! Kocham go!
-Jasne, rozumiem. Ale będę czekać. Kiedyś kochałeś mnie, Harry. W końcu do mnie wrócisz.
-On nigdy do ciebie nie wróci, Diggory. Petrificus Totalus!- rzucił Draco wychodząc z gęstwiny drzew- a my sobie jeszcze pogadamy, Potter.
Harry westchnął zrezygnowany i podszedł do Draco. Ten jednak odsunął się, obrażony. Świetnie, jeszcze tylko brakowało zazdrosnego Malfoya. Za co właściwie ja go kocham?

Kiedy tylko wrócili do zamku, od razu zostali „napadnięci” przez Weasleya. Harry zrezygnowany odszedł z nim na bok, a Nott popędził do biblioteki, zostawiając Draco samego pod ścianą.
Po chwili znudziło mu się i wciąż zły na swojego ukochanego poszedł do lochów. Skoro mu nie zależy..

Ron bardzo chciał wyjść z Harrym, ale on nie miał na to w ogóle ochoty. Rudzielec nie odpuszczał, ale Potter był zbyt zdenerwowany. W końcu nie wytrzymał i nawrzeszczał na przyjaciela, by ten dał mu wreszcie spokój. Urażony Ron poszedł do wieży Gryffindoru, a Harry skierował się do lochów. Musiał porozmawiać z Draco. Wyszeptał hasło- ponownie tego dnia- i od razu ruszył do sypialni swojego chłopaka. Malfoy leżał na łóżku zwinięty w kłębek i zwrócony tyłem do drzwi.

Nott przeszukał całą bibliotekę i przeklinał samego siebie, że nie ma dostępu do ksiąg zakazanych. Postanowił, że na najbliższej lekcji eliksirów, poprosi opiekuna domu i zezwolenie na wejście do tego działu. Musi znaleźć coś o tej chorej sytuacji. Musi.
Postanowił wrócić do dormitorium.

Usiadł na skraju łóżka i niepewnie dotknął ramienia ukochanego.
-Niedotykajmnie- usłyszał mamrotanie.
-Co?
-Nie dotykaj mnie, Potter.
-Draco, daj spokój. Nic się takiego nie stało, ej.
-Jasne.
-No przepraszam! Ale naprawdę nic wielkiego się nie stało!
-Jak to nie?! Całowałeś się z nim!
-Skarbie, to on mnie pocałował. Wiem, że to wyglądało okropnie, ale naprawdę nie chciałem tego. Przyrzekam!
-Nie wierzę ci- prychnął- zdradziłeś mnie. Kochasz go. Wciąż go kochasz.
-Nieprawda!
-Nie wierzę ci.
-Draco, do kurwy nędzy! To on mnie pocałował, nie ja jego! Nic nie inicjowałem, w przeciwieństwie do ciebie, zaledwie kilka tygodni temu!
-Ale to nie ja się puszczałem przez ostatnie trzy lata!
Padło kilka słów, kilka niechcianych słów za dużo. Zły, a może smutny, Harry, wstał i skierował się do wyjścia. Zatrzymał się przy drzwiach, kładąc dłoń na klamce. Przełknął uciążliwą gulę w gardle.
-Skoro tak twierdzisz-szepnął załamany. Draco nagle poderwał się z łóżka i podszedł do ukochanego, wyciągając rękę.
-Harry, zaczekaj. Nie to miałem na myśli, przepraszam..
Chciał dotknął chłopaka, ale ten się przysunął bliżej płaskiej powierzchni za jego plecami.
-Nieprawda-mruknął- właśnie to miałeś na myśli. To nie ma sensu, Draco. Cześć.
Szybko opuścił sypialnię prawdopodobnie byłego chłopaka i przebiegł przez pokój wspólny, tłumiąc łzy. Zderzył się z Nottem, ale nie odezwał się słowem, tylko go wyminął i pobiegł dalej.

Następnego dnia nie pojawił się na śniadaniu, ani obiedzie. Nie było go na żadnej lekcji, w dormitorium nie było nawet po nim śladu. Hermiona była bardzo przejęta. To nie było w jego stylu, żeby tak znikać. Postanowiła porozmawiać z Draco i Theo, ale i oni nie wiedzieli, gdzie podziewa się gryfon. Postanowili dowiedzieć się czegoś więcej, więc wyciągnęli Malfoya z zamku i dokładnie wypytali o przebieg ostatnich zdarzeń.
-Nie mam pojęcia gdzie jest. Wieczorem się pokłóciliśmy i wyszedł. Później go już nie widziałem.
-Mijałem go, jak wybiegał od nas, ze łzami w oczach. O co poszło, Malfoy?
Draco nie chciał przyznać, że Harry prawdopodobnie z nim zerwał. Prawdopodobnie- bo wciąż nie miał pewności. Harry nie powiedział: „to koniec, Malfoy” i dzięki Ci Boże, ale niestety stwierdził, że to nie ma sensu. Pytanie: Co nie ma sensu? Ich związek czy wczorajsza rozmowa?
-Malfoy- warknęła Hermiona- gadaj, o co się pokłóciliście!
-To nie jest twoja sprawa, Hermiono- chłopak zachował spokój, chociaż wiedział, że gryfonka się po prostu martwi. W końcu tyle lat się przyjaźnią- wybacz, też jestem zaniepokojony- westchnął.
-Rozumiem cię, Draco. Ale my musimy go znaleźć.
-Wiem. Poszło o Diggory'ego.
Hermiona uniosła brwi zaskoczona. Nott sapnął i wycofał się w cień, zostawiając Malfoya na pastwę gryfonów.
-Dlaczego o niego?
-Ogólnie o wszystko. Powytykaliśmy sobie błędy i tyle.
-Malfoy- syknął Ron.
-Nic ci nie powiem, wiewióro- prychnął arystokrata. Dziewczyny spojrzały po sobie i kazały Ronowi odejść kawałek dalej.
-No mów. Nic mu nie powiemy.
-Naprawdę żałuję.
-Co mu powiedziałeś?
-Że widziałem go z Cedrikiem, on mi, że zainicjowałem wszystko z Aaronem, a potem w przypływie nagłej głupoty warknąłem na niego, że się puszczał przez ostatnie trzy lata. Jestem chujem, wiem.
Poczuł pieczenie na policzku. Nie specjalnie zaskoczony spojrzał na młodszą o rok dziewczynę z podziwem.
-Nieźle- uśmiechnął się lekko- Słuchajcie, ja naprawdę żałuję. Nie chciałem go zranić, nawet nie miałem tego na myśli..
-WIĘC JAK MOGŁEŚ MU TAK POWIEDZIEĆ?! Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, jak bardzo on cię kocha?
Malfoyowi zrobiło się naprawdę głupio. Spuścił głowę w dół, czując jak pieką go oczy.
-A teraz nawet nie wiemy gdzie on jest! I to przez ciebie!
-Przepraszam- szepnął. Naprawdę żałował.
-PRZEPRASZAM?! Malfoy, do jasnej cholery! Nie dociera do ciebie, że jeśli mu się coś stało, to będzie to TWOJA wina?! On nie jest zwykłym dzieciakiem, jak ty, arystokratyczny dupku! Jest cholernym Potterem, wybrańcem! Zbawcą tego durnego magicznego świata! On nie chce tego, rozumiesz?! Nie chce, ale musi! Przez jego głupotę i spotykanie się z tobą, wystawia się Voldemortowi na tacy! Nie rozumiesz, że ściągasz na niego kłopoty?! Powinieneś sobie go odpuścić! Raz na zawsze! Nawet nie wiemy, gdzie on teraz jest! PRZEZ CIEBIE! Wy wszyscy myślicie, że on ma się świetnie?! A wiesz jakie miał dzieciństwo?! WIESZ?! Jasne, że NIE! On nie chce ci powiedzieć, bo się boi, że cię straci! Jak to świadczy o tobie?! ŻE JESTEŚ PAZERNYM IDIOTĄ! Wszyscy chcielibyście być na jego miejscu, podczas gdy on wolałby być na waszym! Chciałby mieć zwykłe życie, ale nie może! Znając jego, to w tym momencie żałuje, że w ogóle dowiedział się o magii i nas wszystkich poznał! I wiesz co teraz?! Teraz, Malfoy.. Teraz, to możemy go stracić. Przez twoją cholerną głupotę.
Rudowłosa odeszła do brata, cicho szlochając. Hermiona i Draco zostali sami.
-Ja..
-Daj już spokój.
-Przepraszam. Naprawdę nie chciałem.
Westchnęła, kiwając lekko głową. Oddaliła się nieco, jednak odwróciła przez ramię.
-Ale wiesz co? Ona ma rację, Malfoy. To twoja wina.
Draco jęknął i schował twarz w dłoniach.

Theodore siedział i patrzył z niepokojem wypisanym na twarzy na spokojną taflę jeziora.
-Nie wiesz?
-Ostatni raz widziałem go wczoraj, gdy przyłapał nas Malfoy.
-Świetnie..
-Możesz mnie oświecić?- spojrzał na chłopaka obok- Co się stało?
-Harry zniknął- mruknął Nott pod nosem. Myślami był daleko. Był z Harrym, mimo że nie wiedział, gdzie on jest. Słyszał jego myśli, odbijające się od czaszki jak rój pszczół- Wczoraj, gdy tylko wróciliśmy do zamku, Harry pobiegł porozmawiać z Draco. Chciał mu wyjaśnić tą całą wczorajszą sytuację. Pokłócili się i tyle go widzieliśmy.
Cedrik prychnął. Cały Malfoy.
-Spokojnie. Nie minęła nawet doba.
-Ta. Ale to Harry. Dobrze wiesz, że kłopoty zawsze same go odnajdują.
Były puchon skinął głową i zamyślił się. Jemu również do głowy nie przychodziło żadne miejsce, gdzie mógłby przebywać Potter. Przecież on mógł być wszędzie!
-Nott, znając Harry'ego, to będzie w najmniej spodziewanym miejscu.
-Przecież wiem.
Chłopcy westchnęli i ponownie spróbowali przeszukać umysł, starając się odgadnąć, gdzie może teraz być wybraniec.
Przecież Czarny Pan na niego czyha. On jest nieodpowiedzialny! Może zginąć.. A może już mu nie zależy?
Chłopak przeraził się własnych myśli.

Tymczasem Harry siedział samotnie na wieży astronomicznej. Spędził tam całą noc i przeczekał większość dnia. Nie był zadowolony, wręcz przeciwnie. Wiedział, doskonale wiedział, że przyjaciele się o niego martwią. Widział ich z góry, przeszukujących każdy zakamarek Hogwartu. Czuł ich niepokój aż na górze. Ale on musiał być sam. Musiał wszystko przemyśleć. Musiał wiedzieć, co dalej zrobić. On musiał zrozumieć.
Był dziesiąty luty. Za cztery dni durne święto durnych zakochanych. Walentynki. A Potter? Potter to Potter. Zawsze musi coś spieprzyć, choć tym razem wina była obustronna. Sam nie wiedział, czy on i Malfoy są jeszcze razem, czy nie są.. Ale miał dość tego wszystkiego.
Ta sytuacja go wykańczała. Tym razem Malfoy przegiął strunę. O kilka pieprzonych słów za dużo. Zwykłe słowa, a jak mogą zranić?
Przecież.. Przecież Harry.. On..
-Co ty tu robisz? Chłopcze, szuka cię już większość szkoły!
Harry drgnął, kiedy usłyszał znajomy, przymilny głos dyrektora. Powoli się odwrócił i spojrzał w mądre tęczówki starca.
-Profesorze, ja.. Ja się chyba zgubiłem.
Wreszcie.
-Ah, Harry, Harry.. Powiedz mi chłopcze.. Co cie martwi? Voldemort, który nie daje spokoju czy może problemy z panem Malfoyem?
Brunet zarumienił się wściekle. Zapomniał, że przed dyrektorem nie ukryje się zupełnie nic. Jednak kiedy uświadomił sobie, że Dumbledore ma rację, to przygasł ponownie. Voldemort był upierdliwy, a na dodatek miał kłopoty z Draco. Zrozumiał jak bardzo go kocha w momencie, w którym wszystko się spieprzyło.
Dyrektor widząc zmieniający się nastrój chłopca, zrozumiał. Nie może stać na drodze do szczęścia tego dzieciaka. To jego wybór kogo kocha. Harry nie jest moją marionetką, nigdy nią nie powinien być. Sam musi decydować o sobie, a ja mu to utrudniłem. Jestem starym głupcem. Ale wciąż jestem człowiekiem i popełniam błędy. Dumbledore podjął decyzję w mgnieniu oka.
-Dajcie sobie czas, Harry. Porozmawiajcie, a później zdecydujecie, co dalej. Macie dopiero siedemnaście lat. Życie przed wami, chłopcy. Zostawię was samych.
I zniknął w ciemności, z której wyłonił się Draco. Harry uniósł wysoko brwi. Zostali sami.

Harry oparł się o barierkę, plecami do chłopaka. Wciąż pamiętał sytuację z zeszłego roku, kiedy Malfoy próbował zabić dyrektora. Poczuł dłoń na ramieniu i już sam nie wiedział, czy bardziej się spiął czy zrelaksował pod tym dotykiem.
-Przepraszam.
Wybraniec prychnął, strzepując rękę blondyna i odsuwając się. Czy on jest naprawdę tak głupi, żeby myśleć, że to wystarczy?
/wyimaginowana

czwartek, 22 września 2016

Rozdział 36

Halo!
Przybywam z kolejnymi przygodami chłopców. 
Postanowiłam, że teraz rozdziały będą częściej ( myślę, że co 2-3 dni),
ponieważ chcę skończyć to opowiadanie przed grudniem
na rzecz [prawdopodobnie] drugiego sezonu c:
Kocham miśki (:
enjoy, x
----
  XXXVI
Draco i Hermiona ruszyli do zamku, chcąc jeszcze zanieść rzeczy do dormitoriów. Po drodze rozmawiali wesoło. Malfoy był jednak strasznie zamyślony. Zauważył dziwne zachowanie Rona na boisku i Notta wpatrującego się w Harry'ego, jak w obrazek. Hermiona dostrzegła, że Draco przygasł.
-Coś się stało?
-Co? Nie, nie- uśmiechnął się słabo, ale nie przekonało to gryfonki. Uniosła jedna brew i czekała na wyjaśnienia- Martwi mnie ta cała sytuacja z cholernym dyrektorem- westchnął chłopak.
-Theo przecież odmówił..
-Tak, ale wciąż się obawiam, że jednak spróbuje się do niego dobierać i Harry go wybierze, bo.. No wiesz, czemu miałby być ze śmierciożercą?- głos arystokraty zadrżał na końcu.
-Nie mów tak. Jesteś wspaniałym chłopakiem, Draco. Harry cię kocha, mimo że tego nie okazuje. Naprawdę nie przejmuj się tym wszystkim. Nieważne co masz na przedramieniu, ważne co masz w sercu- uśmiechnęła się, kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Poza tym Weasley się jakoś.. Nie wiem.. Zachowywał inaczej niż zwykle.
-Tak, też to zauważyłam. Od kilku dni jest jakiś taki.. inny.
Weszli do zamku i każde skierowało się w swoją stronę, ze swoimi myślami. Granger zapragnęła dowiedzieć się prawdy o wydarzeniach tamtego dnia.

Brunet szybko wyskoczył z ubrań i wrzucił je do szafki. Zabrał z niej czysty ręcznik i szaty szkolne, kierując się pod prysznic. Odkręcił kurek zimnej wody i wszedł pod orzeźwiający strumień. Chłodne krople powoli spływały po jego ciele przyjemnie łagodząc rozgrzane i obolałe mięśnie.
-Ej, Harry..
Ron przerwał w połowie zdania, wpadając gwałtownie do środka. Zatrzymał się zszokowany i patrzył na przyjaciela wielkimi oczami, w których tańczyły niebezpieczne iskierki. Harry uchylił powieki i spojrzał na przyjaciela wyczekująco.
-No?
-Ja.. Um.. No bo.. eee
Harry uniósł brew rozbawiony, postarał się jednak nie roześmiać.
-Ronaldzie raczysz się wysłowić? Chciałbym się umyć-Potter nie mógł się powstrzymać od złośliwego komentarza, wprowadzającego przyjaciela w zażenowanie.
-Ee.. Nie wiedziałem, że bierzesz prysznic.. Ja chciałem tylko dopytać o ten trening jutrzejszy..- Ron zaczerwienił się bardzo i spuścił wzrok na swoje stopy.
-Później dam znać. Jeszcze coś?- Weasley spojrzał na kumpla.
-Ja.. Merlinie, Harry, ćwiczyłeś?
Harry był zaskoczony tym pytaniem. Poczuł się nieswojo, kiedy zauważył, że wzrok Rona wędruje po jego sylwetce od góry do dołu, zatrzymując się na dolnych partiach ciała chłopaka. To było dziwne, naprawdę, bo.. Ej, Harry stał przed swoim najlepszym przyjacielem całkiem nagi! I mokry..
-No.. Trochę tak..
-Trochę?! Harry, masz świetne ciało! Idealnie wyrzeźbione, widać doskonale zarys mięśni! Nie mów, że trochę, pamiętam przecież jak wyglądałeś w wakacje!
-Ron, od wakacji sporo się zmieniło, okej? Dzięki za.. ee komplement, ale pozwól, że się umyję.
Rudzielec przytaknął i mrucząc do siebie (Trochę, pff. Jasne. Sporo ćwiczył. Strasznie wyprzystojniał. I nie wiedziałem, że ma takiego dużego..) opuścił szatnię. Wybraniec potarł niezręcznie kark i odetchnął głęboko.
Co się właściwie teraz stało?
Szybko się umył i mimo zimnej, wręcz lodowatej wody, czuł się dalej strasznie rozgrzany. Było mu cholernie duszno i nieprzyjemnie. W głowie wciąż miał scenę pod prysznic i żadnym sposobem nie potrafił jej z siebie wyrzucić.
Ubrał się i dołączył do przyjaciela, czekającego na boisku. Uśmiechnął się, nadal nieco skrępowany i skierowali kroki w stronę zamku.
Kiedy byli na dziedzińcu, Ron zatrzymał Harry'ego, łapiąc go za rękę.
-Ja..
Zbliżył się. Ich nosy zetknęły się, a usta dzieliły milimetry. Brunet poczuł, jak jego serce zwiększa rytm. Stał sparaliżowany, nie wiedząc, co się właściwie dzieje. Był zszokowany całą sytuacją. Rudzielec przysunął się jeszcze bliżej i zamknął oczy. Złoty chłopiec, orientując się, co się dzieje, w ostatniej chwili odskoczył do tyłu. Weasley puścił jego rękę i zamrugał zdezorientowany.
-Co się stało? Harry, mieliśmy iść na kolację!
W jego oczach znowu pojawiły się wesołe iskierki, które gościły tam zawsze. Potter stał osłupiały. Czyżby Ron nie wiedział, co się właśnie stało?
Razem weszli do zamku, jednak humor Harry'ego diametralnie się różnił od Rona.

Draco siedział przy stole Slytherinu z głową opartą na dłoni. Kiedy był odnieść rzeczy, natknął się na Pansy i Blaise'a, którzy oglądali jakąś książkę. Zainteresowany podszedł do nich, od razu tego żałując. Krew odpłynęła mu z twarzy i zrobiło mu się słabo. To był album. Były w nim zdjęcia od początku piątej klasy. Fotografie przedstawiały Notta i Harry'ego. Samych lub w większej grupie. Pokazywały jak Harry całuje się z jakimś chłopakiem, albo z Ginny, kiedy jeszcze byli razem. Jedna odbitka przedstawiała Harry'ego i Notta w zakazanym lesie, kiedy całowali się i uśmiechali przy tym. Pod nim była data: 6 luty 1998.
Był to dzień, w którym się pogodzili. Rano pobiegli, spóźnieni, na zajęcia Hagrida, a potem Harry poszedł do zakazanego lasu z Nottem. Kiedy dowiedział się o pocałunku, był przekonany, że był on wcześniej.
Malfoy był smutny przez fotografię, którą zobaczył, jednak.. Nie analizował tego. Był przekonany, że Harry go kocha, więc nie zamierzał nic komplikować. Sam jeszcze całkiem niedawno go zdradził, więc..
Podniósł głowę, kiedy drzwi do wielkiej sali otworzyły się, a do środka wszedł Harry, który był wyraźnie zszokowany.

Kiedy wchodził do pomieszczenia, czuł się.. dziwnie. Zajął miejsce obok Hermiony, bo nie był w stanie usiąść obok Weasleya. Unikał wzroku swojego chłopaka, a kiedy zjadł (choć raczej pokopał w talerzu) wstał i opuścił wielką salę. Skierował się do dormitorium, jednak zatrzymał się na trzecim piętrze, opierając o ścianę. Zacisnął mocno powieki i odetchnął głęboko; zrobiło mu się słabo. Poczuł dłoń na ramieniu.
-Harry, co się stało?
Miękki głos przyjaciółki sprowadził go na ziemię. Otworzył oczy, patrząc na dwie dziewczyny stojące przed nim.
-Nie wiem.. Naprawdę, już nic nie wiem.
-Harry?
-Ron się dziwnie zachowywał, kiedy poszliście wszyscy.
-Dziwnie?
Zawahał się. W końcu rozmawiał z siostrą i dziewczyną przyjaciela. Nie był pewien, czy mówić prawdę, jednak kiedy spojrzał w ich oczy, stwierdził, że może, a nawet powinien im powiedzieć.
-No po prostu..
-Wiesz, że on ma czasem głupie pomysły. Pomyśl, jakich mamy braci.
-No tak.. Ale..
-Co zrobił?
-Władował mi się pod prysznic i zaczął mówić o moim ciele. Pod drzwiami wejściowymi próbował mnie pocałować, a potem zachowywał się, jak gdyby nigdy nic. To mnie przeraża. On się nigdy tak nie zachowywał. Ron ma sceptyczne podejście do mnie i Malfoya, w ogóle do homoseksualistów, a ta sytuacja była po prostu.. dziwna. To mnie przerasta, Ron się zachowuje, jakby chciał mnie zaliczyć!
-Co?
Harry spojrzał na swojego chłopaka zaskoczony.
-Cóż, to naprawdę nie tak jak myślisz, Draco.
Sceptycznie nastawiony wysłuchał wybrańca.

Kiedy już wszystko zostało wyjaśnione, poszli do biblioteki. Dziewczyny skierowały się do dormitorium, aby wcześniej położyć się spać. Chłopcy natomiast cicho skierowali się do najbardziej oddalonego od innych stolika i zabrali się za wypracowanie na eliksiry. Harry zostawił pergamin i odszedł w poszukiwaniu książki. Przeszukując regał, czuł jak oczy mu się zamykają. Robił się coraz bardziej senny, było mu coraz bardziej słabo.
Byłem w jakiejś komnacie. Wszystko płonęło. Stałem w dziwnym kręgu, kręgu ognia. Powoli ogień przecinały różne postacie. Po chwili koło tworzyli ludzie, a luki między nimi wypełniały ogniste języki. Słyszałem ich niewyraźne szepty, które po chwili zakłócił je okropny dźwięk, który miał przypominać śmiech. Rozglądnąłem się, ale nigdzie nikogo nie zauważyłem. Spojrzałem z powrotem przed siebie. Przez ogień przedarł się cień. Był naprzeciw mnie.
-Witaj, Harry Potterze! Znów się spotykamy.
-Znowu ty..
Śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Śmiech? Tego nie można było nazwać śmiechem.
-Harry Potterze, czy zdecydowałeś?
-Nigdy nie przejdę na twoją stronę!
-Jesteś pewien? Rozejrzyj się. Nie znasz tych ludzi?- spojrzałem na nich- Nie poznajesz przyjaciół?
Rozejrzałem się. Na prawo zobaczyłem rodzinę Weasleyów. Fred i George śmiali się w głos. Ron miał na sobie kpiący uśmiech. Arthur i Molly patrzyli na mnie, kręcąc głową. Na lewo rozciągała się moja rodzina. Mama i tata zachęcali, żebym dołączył. Ciotka i wuj byli wściekli, kiedy odmawiałem. Dudley błagał. Syriusz.. Syriusz przecząco kręcił głową, tak samo Lupin. Oni jedyni byli prawdziwi tutaj. Odwróciłem się, by zobaczyć Theo, Hermionę, Lunę i Neville'a. Śmiali się, jak bliźniacy. Blaise i Pansy rozciągali się po ich bokach. W ich oczach był żal.
-Jesteś gotów zaryzykować ich losem?
Przełknąłem gulę rosnącą w moim gardle.
-Nie przejdę na twoją..
Za Voldemortem nie mogłem nikogo dostrzec, lecz po chwili zza jego pleców wyłonił się Draco, stając po jego prawej stronie.
-A jego?
-Nie przejdę..
Nagle z ognia wyłonił się Cedrik, stając tuż przede mną.
-A pozwolisz mu ponownie zginąć?
Patrząc w oczy byłego kochanka dostrzegłem swoje własne odbicie. Wiedziałem, że prędzej czy później znowu go stracę, bo nie mogłem kochać ich obu, a jednak ciągle to robiłem. Raniłem jednego, będąc z drugim i odwrotnie. Nie mogłem tak żyć, musiałem dokonać wyboru.
-Nie..
Cofnąłem się powoli, ponownie rozglądając się po osobach stojących w kręgu.
-Pozwolisz, żeby im- Voldemort wykonał gest ręką w powietrzu- coś się stało?
Zacząłem szybciej oddychać. Traciłem grunt pod nogami. Patrzyłem na Cedrika, by po chwili spojrzeć na Draco. Skakałem po nich wzrokiem, nie wiedząc co zrobić.
-Nie uda ci się. Nie wierzę w to. To jest tylko moja wyobraźnia. Jedna wielka iluzja.
-Jesteś pewien?- skierował swoją różdżkę na Diggory'ego- Avada Kedavra!
Upadł, a ja zdusiłem w sobie krzyk.
-To się dzieje w mojej głowie.
-Ale ty jesteś naiwny, Potter..-pokręcił głową z szyderczym uśmiechem. Skierował przedmiot na inną osobę- Avada Kedavra!
-NIE!
Upadłem obok zimnego chłopaka z otwartymi oczami, wpatrzonymi w sufit. Chwyciłem jego dłoń i zaszlochałem głośno, kładąc głowę na jego piersi. Ludzie wkoło śmiali się. Wszyscy się śmiali.
-Dalej uważasz to za wymysł?
-Nienawidzę cię.
-Daję ci czas, Potter. Zastanów się dobrze. Więcej osób może się zgubić, a przecież nie chcemy kolejnych ofiar.
Rozpłynął się w powietrzu, a ja wciąż klęczałem przy ciele ukochanego. Moi przyjaciele i rodzina wciąż się śmiali. Szeptali. Krzyczeli.
-Nigdy nie będę po twojej stronie, pierdolony gadzie- syknąłem w puste miejsce przede mną. Pogłaskałem martwego Draco po głowie. Dokonałem wyboru, w momencie, w którym krzyknąłem.
A oni wciąż się śmiali. Szeptali. Krzyczeli. Wołali.
-Potter.. Potter.. POTTER!
Poczułem uderzenie na policzku. Spojrzałem zaskoczony w górę. Nade mną stał Snape.
-Miło, że wróciłeś, Potter.
Chłopak zamknął oczy, biorąc głęboki wdech, a łzy kumulowały się w jego oczach.
Nie ma mowy.
/wyimaginowana

sobota, 17 września 2016

Rozdział 35

Ktoś to jeszcze czyta?
Jest sens dalej pisać?
...
*Odpowiedziała cisza*
Za dobrze was znam. Nie zostawicie komentarza..
  XXXV
Nott przysiadł na skraju zakazanego lasu i spojrzał w bezgwiezdne, czarne niebo. Harry wyszedł ze szpitala dwie godziny wcześniej i teraz jest z Draco w dormitorium. Theo nawet nie chciał wiedzieć, co oni tam robią, choć po odgłosach, jakie dochodziły z sypialni, mógł się domyślać. Ale przecież byli parą, więc Nott nie powinien się wtrącać. Mimo że to on chciałby być na miejscu Malfoya.
Nie mógł uwieść Pottera. Nie chciał nawet wierzyć, że dyrektor wpadł na tak głupi pomysł. Jednak nie mógł oprzeć się myślom, że gdyby jednak mu się udało go.. zdobyć, to on by był teraz Harrym, a nie Malfoy. To jego by całował. Czy byłby szczęśliwy? Nie. Bo nie mógłby żyć ze świadomością, że zagrał jego uczuciami. Poza tym.. Potter by mu tego nie wybaczył. Westchnął cicho, rzucając kamieniem.
Za kilka dni walentynki. I bal organizowany z ich okazji. To pierwsza taka uroczystość od trzech lat. Kiedy Cedrik „zginął” już nie organizowali takich imprez. Fajnie, że znowu to wraca, jednak.. walentynki? Przecież to bezsensowne święto. Robią z tego nie wiadomo jakie wydarzenie, a połowa Hogwartu nie ma z kim iść, a może tylko ja? Kogo niby mógłbym zaprosić? Harry pójdzie z Draco, to oczywiste. Prychnął. Hermiona z Weasleyem, Pans z Blaisem. Nie zdziwiłbym się, gdyby Ginny poszła z Nevillem, choć on może iść z Luną. Hm.. Cho odpada, nie jestem w stanie jej nawet polubić, więc na dobrą sprawę została zaledwie Gin i .. Nie. Nie, to zły pomysł.
Chłopak potrząsnął głową i spojrzał na niebo, z którego zaczęły spadać płatki śniegu. Było ciemno i zimno, a on wciąż czekał na tego cholernego gryfona, który właśnie pieprzył się z Draco, a którego tak strasznie kochał. Nie chciał go stracić, nie przeżyłby bez gryfona minuty. Skierował kroki do zamku, musiał się trochę ogrzać. Zatrzymał się przed uszkodzoną zbroją. Przypomniało mu się ich pierwsze spotkanie. Zachichotał.
Szedłem szybkim krokiem, nie patrzyłem pod nogi. Spieszyłem się na zajęcia, na które i tak nie opłacało mi się iść. Malfoy i tak by mnie zabił i tak. Był wściekły. Z resztą nauczyciele też będą źli, przecież za kilka miesięcy SUM-y. Cholera, te wróżbiarstwo jest za daleko! Warcząc pod nosem, popychałem młodszych, bo szlag! Chciałem się dostać na wieżę, jak najszybciej. Nie obchodziło mnie zdrowie dzieciaków, choć nie byłem tak podły jak Malfoy czy reszta ślizgonów. Poczułem, że na kogoś wpadam. Kogoś wyższego ode mnie.
-KURWA!- warknąłem głośno, upadając na posadzkę.
-Patrz, jak chodzisz, Nott!- syknął tak bardzo znienawidzony przez moich domowników głos. Gwałtownie podniosłem głowę o góry i spojrzałem na gryfona.
-Potter.
Przewrócił oczami.
-Wiem, jak mam na nazwisko, nie musisz mi tego uświadamiać-prychnął. Uśmiechnąłem się kącikiem ust. To było dziwne. Nie wiedziałem, co powiedzieć, nie miałem riposty! To było takie.. inne. Draco by mnie zabił. I może właśnie fakt, że zapomniałem języka w gębie, brunet postanowił mi.. pomóc?
Zobaczyłem dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Popatrzyłem na nią chwilę i z wahaniem ją złapałem, stając na równych nogach. W końcu to złoty chłopiec, który od zawsze nas nienawidził.. Spojrzałem w oczy wybrańca w szoku. Zamiast doszukać się jakieś odpowiedzi, utonąłem w zieleni oczu. Miał śliczne, avadowe tęczówki, które od razu polubiłem. Stałem i jak zahipnotyzowany patrzyłem w jego oczu, dopóki nie usłyszałem chichotu. Otrząsnąłem się się z transu, rumieniąc się. Chłopak potrząsnął głową w rozbawieniu i chciał odejść, ale załapałem go za łokieć. Spojrzał na mnie zainteresowany, ale i rozdrażniony. Uśmiechnąłem się lekko, zaskakując go, nim się odezwałem:
-Nie jestem taki, jak oni, Potter.
W jego oczach błysnęło ponownie rozbawienie wymieszane z niedowierzaniem. Uśmiechnął się pod nosem, odwrócił i nic nie mówiąc, odszedł. Stałem tam jeszcze chwilę, patrząc jak się oddala. Usłyszałem dzwonek i spoglądając na zegarek, zorientowałem się, że właśnie skończyło się wróżbiarstwo, na którym miałem być. Świetnie, Nott. Masz przejebane.
-Ale warto było..-szepnąłem pod nosem, wracając do lochów.
Zachichotał, tęskniąc za ukrywaniem się. Po co my się ujawnialiśmy?
Nott poczuł dłoń na ramieniu. Spojrzał w górę i uśmiechnął się szeroko. Harry odwzajemnił uśmiech. Theo zauważył Draco za plecami. Podał mu rękę, a potem razem z gryfonem wyszli z zamku, kierując się w stronę wioski. Spojrzał na profil przyjaciela i widząc szczęście wymalowane na twarzy, wiedział, że podjął dobrą decyzję.
A Malfoy cały czas ich obserwował.

Dumbledore siedział przy biurku w swoim gabinecie. Bardzo chciał coś zrobić z dwójką chłopców, którzy żyją w zgubnej świadomości, że są w sobie zakochani, ale nie wiedział co. Mógłby spróbować ich rozdzielić, ale wątpił, żeby mu się to udało. Z resztą, nie wiedział, jak się za to zabrać, żeby nie podpaść nikomu. Czuł złość na wybrańca, że ten go nie słucha. Złoty chłopiec coraz częściej łamał zasady, sprzeciwiał się i wulgarnie odnosił w stosunku do nauczycieli. W wakacje uciekał z domu wujostwa, a wszelkie prośby i groźby na niego nie działały. Martwił się o chłopca, chciał dla niego jak najlepiej. Ale nie mógł znieść takiej niesubordynacji. Zwłaszcza, że od kiedy wrócił ten zapchlony ojciec chrzestny chłopaka, on stał się jeszcze gorszy. Black miał, według dyrektora, jeszcze gorszy wpływ na niego niż Malfoy. Starzec nie mógł nic poradzić na to, że Harry się oddalał. Czuł też, że już niedługo jego kłamstwa wyjdą na jaw, a chłopiec całkiem wyrwie się spod kontroli. Wiedział, że jest na przegranej pozycji. Potter już nie był jego marionetką.

Harry i Nott wyszli z pubu lekko podpici. Skierowali swoje kroki w stronę zamku, śmiejąc się z jakiejś głupoty. Na dworze było już ciemno, a mroźne, zimowe powietrze dawało popalić. Szli, przepychając się i żartując, dopóki przed ich oczami nie pojawiło się pięć zakapturzonych postaci. Śmierciożercy. Zatarasowali drogę, nie pozwalając chłopcom wrócić do Hogwartu. Jeden z nich podniósł maskę, odsłaniając twarz, a za nim zrobiła to pozostała czwórka. Harry przyjrzał się tym twarzom, rozpoznając Rookwooda, Avery'ego, Lestrangów, a wśród nich, na czele stał Lucjusz Malfoy. Świetnie! Spotkanie z przyszłym teściem, kiedy jestem podchmielony. Cudownie..
-Pan Potter.. Cóż za..spotkanie.
-Dobry wieczór, panie Malfoy- powiedział Harry, siląc się na grzeczny ton.
-Cóż za.. elokwencja, Potter. Chodzisz z moim synem, a za jego plecami upijasz się z.. jego przyjacielem.. Zawsze wiedziałem, że jesteś łatwy, ale żeby aż tak?
W Harrym się zagotowało. Prychnął głośno i spróbował wyminąć mężczyznę, jednak ten zablokował jego ruch. Nie patrzył na niego, ale na Theo, którego mordował wzrokiem. Zmrużył oczy i spojrzał ponownie na Pottera. Harry właśnie dostrzegł czarne loki Bellatrix. Szarpnął się i podszedł do niej, nie zwracając uwagi na przestraszonego tym czynem Notta. Kobieta uśmiechnęła się drwiąco, zaciskając długie palce na różdżce.
-Zdajesz sobie sprawę, że twój kuzynek nie zmarł, jakbyś tego chciała?-uśmiech spełzł jej z twarzy- Żyje i ma się świetnie! Wczoraj grałem z nim w Szachy Czarodziejów, oczywiście przegrał. Mówił o tobie, jak się cieszy, że ma tak wspaniałą kuzynkę. Chcesz mu coś przekazać? Na pewno się ucieszy!
Kobieta warknęła gardłowo i gdyby nie jej mąż, udusiłaby Harry'ego gołymi rękoma. Była wściekła, a na ustach Pottera igrał kpiący uśmieszek, kiedy zobaczył, jak łatwo wytrącić ją z równowagi.
-Bello, nie przystoi rzucać się na nieletniego czarodzieja- powiedział chłodno Lucjusz, choć na jego twarzy również górowała złość.
-Możecie nas wypuścić? Spieszymy się do zamku, chyba nie chce pan, żeby Draco się martwił?
-Nie zabiorę dużo czasu, Potter..
-Swoją drogą, jest bardzo dobry w łóżku- rzucił luźno Harry, wiedząc że wkurzy to Malfoya.
-Jak śmiesz.. Avada..
-Crucio!
Mężczyzna upadł, jęcząc głośno. Nott spojrzał zaskoczony na swojego przyjaciela, ale wybraniec nie mógł tego wyjaśnić, bo on sam.. on nie wiedział.. on.. nie chciałem.
Nim zdążył jakkolwiek zareagować na swój czyn, blondyn pozbierał się z ziemi i wściekły rzucił to samo zaklęcie na chłopca. Na szczęście, Potter w porę zareagował silnym:
-Protego!
Nie pozwolił się złamać. Trójka śmierciożerców atakowała jego, a dwóch pozostałych Notta. Parę razy nie udało mu się odeprzeć ataku i oberwał mocnym cruciatusem, ale nie mógł się poddać. Pozbierał się na równe nogi i zerknął na otaczających go oprawców. Przekalkulował swoje szanse i korzystając z nieuwagi wpatrujących się w niego śmierciożerców, skierował różdżkę na Malfoya.
-Drętwota!
Mężczyzna potknął się, ale zachował równowagę. Nakazał pozostałym śmierciożercom się odsunąć i sam stoczył pojedynek z gryfonem. Kiedy chłopiec oberwał silnym zaklęciem upadł, a różdżka wypadła mu z dłoni. Lucjusz stanął nad nim, kładąc stopę na jego brzuchu i wbijając niewielki obcas buta boleśnie w jego klatkę piersiową. Nott wciąż walczył z Rookwoodem, a reszta z ciekawością patrzyła na leżącego, bezbronnego dzieciaka. Blondyn nachylił się nad uchem Harry'ego i owiał je ciepłym powietrzem.
-Zostaw mojego syna w spokoju, Potter.
Harry warknął gardłowo i niezauważalnie sięgnął po różdżkę.
-Dobrze ci radzę. Nie zabiję cię, zostawię tą przyjemność Czarnemu Panu, ale możesz się z nim zobaczyć już dzisiaj. Zostaw. Mojego. Syna- powtórzył, a jad w jego głosie przeraziłby niejednego. Ale nie Harry'ego. Wybraniec złapał swoją broń i wycelował ją prosto między oczy zaskoczonego Malfoya.
-Drętwota!
Mężczyzna pod wpływem zaklęcia odsunął się parę kroków, co wykorzystał złoty chłopiec, żeby się pozbierać.
-Expelliarmus!
Lucjusz zachwiał się ponownie, a jego różdżka upadła kilka metrów dalej. Popatrzył na chłopca z pogardą, kiedy ten wraz Nottem pozbawił różdżek pozostałych śmierciożerców. Harry spojrzał w oczy ojca Draco z mściwą satysfakcją.
-Jeśli będę chciał, to zerwę z Draco. Na razie jednak nie zamierzam rezygnować z przyjemności pieprzenia twojego syna- zignorował różdżkę wycelowaną w jego pierś- Będę się z nim spotykać tak długo, jak będę chciał. Petrificus Totalus!- spojrzał szybko na Theo, bezgłośnie przekazując informację i podszedł do Lucjusza z rozbawieniem w oczach- A ty nie będziesz mi rozkazywał. Drętwota!- zaśmiał się w jego twarz, głową wskazując leżących na ziemi pozostałych zwolenników Voldemorta- tacy z was śmierciożercy, jak ze mnie Voldemort- prychnął i łapiąc Theo za dłoń i biegnąc w stronę zamku.

Ginny podskoczyła, kiedy do pokoju wspólnego gryfonów wpadł zdyszany Harry, a zaraz za nim Nott. Byli cali czerwoni, spoceni i poturbowani.
-Co się stało?- podeszła do leżącego na podłodze przyjaciela, przykładając mu dłoń do czoła. Chłopiec odetchnął głęboko i podniósł się na równe nogi.
-Śmierciożercy zaatakowali nas w Hogsmeade.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i przeniosła wzrok na Notta.
-Nic wam nie jest?
-Nie. Spokojnie, Gin.
Rudowłosa przysunęła się i mocno przytuliła swojego przyjaciela. Zdawała sobie sprawę, że był przerażony. Chyba dopiero teraz, powoli, do niego docierało, że wojna lada dzień. A może ciągle nie?
Wtuliła się w przyjemne ciepło Pottera, słuchając bicia jego niespokojnego serca. Wciąż go kochała, choć z dnia na dzień, była to inna miłość.
Harry uspokoił się po kilku minutach i uśmiechnął się czule, głaszcząc dziewczynę po włosach.
-Ej, śliczna..?
Przyjaciółka zadarła głowę w górę i spojrzała w zielone oczy bruneta.
-Co powiesz na mecz jeden na jednego, mała?
Uśmiechnęła się szeroko i skinęła. Wyplątała się z objęć gryfona i pomknęli na górę, żeby zabrać miotły. A Nott wiernie im towarzyszył.

Draco zaszył się w bibliotecznym kącie przy stole, ucząc do zbliżającego się testu z transmutacji. Przed oczyma jednak ciągle miał słowa cholernego dropsa i fakt, że jego chłopak znajduje się w Hogsmeade z Nottem, przez co nie potrafił się skupić.
-Err, Malfoy?
Arystokrata podniósł głowę i spojrzał na osobę, która postanowiła mu przeszkodzić w pseudo nauce. Uśmiechnął się lekko.
-Coś się stało.
Dziewczyna pokręciła głową, wzdychając cicho. Zajęła miejsce naprzeciw chłopaka i złapała jego dłonie w swoje, zaskakując nie tylko jego.
-Słuchaj, bo.. Harry..
Arystokrata wyprostował się na krześle, marszcząc brwi w skupieniu.
-Co z nim?
-Uh, spokojnie. Nic mu nie jest, on tylko.. może być trochę spięty teraz. Ma.. Mamy.. coś ważnego do załatwienia i um.. musi.. wyjeżdżamy. Tylko na tydzień i w ogóle, ale ee
-Co?
Westchnęła głośno.
-Nie martw się o niego. Umie o siebie zadbać. Nic mu się nie stanie, będziemy tylko w Norze. Naprawdę. Znaczy on będzie. Z Ginny. My będziemy tak jakby.. obok? No nieważne. Po prostu nie martw się, okej? Wrócimy. Uznałam, ze powinieneś wiedzieć..
-Ee dzięki.. Gra.. um.. Hermiono.
Zaskoczona gryfonka uniosła brwi. Uśmiechnęła się szeroko i puściła dłonie arystokraty, wstając.
-Nie ma sprawy.. Draco.
Skierowała się do wyjścia, jednak zatrzymała się.
-Oh i Harry jest teraz na boisko z Theo i Ginny. Ron właśnie tam idzie, ja też się wybieram.. Dołączysz?
Malfoy uśmiechnął się i skinął. Pozbierał swoje podręczniki, ruszając za dziewczyną. Po chwili niezręcznej ciszy, podczas której Draco chował książki, wciągnęli się w rozmowę. Żadne z nich nie przypuszczało, że to drugie będzie dobrym towarzyszem.

Harry zaśmiał się, kierując swoją miotłę prosto na przyjaciela. Ron zachichotał i oddał atak. Lecieli tak, ścigając się i wygłupiając. Ginny zeszła chwilę wcześniej, wyraźnie już zmęczona i przysiadła obok Notta, absorbując się rozmową. Na boisku zostali jedynie chłopcy, którzy byli tak zajęci wygłupami, że nie zauważyli Draco i Hermiony, którzy przyszli ich obserwować. Harry rzucił propozycję jeszcze jednej rundy i jutrzejszego treningu, żeby się przygotować do meczu w sobotę. Ron przytaknął i zrobili jeszcze jedno okrążenie, by po chwili podlecieć do Theodora i Gin.
-Do zobaczenia za chwilę?
Rudowłosa przytaknęła i dosiadając miotły, pofrunęła w stronę szatni razem z chłopakami. Harry znowu został sam z Ronem. Z dziwnie zachowującym się Ronem.
/wyimaginowana

środa, 14 września 2016

Rozdział 34

  XXXIV /../- wężomowa

Malfoy uchylił drzwi prowadzące do skrzydła szpitalnego. Nie wszedł jednak, bo zatrzymał go głos dyrektora:
-..Musicie coś z tym zrobić. Sądzę, że ta znajomość zaszła już za daleko. Pan Malfoy ma na niego zły wpływ. Nie od dziś wiadomo, że jego rodzina służy Voldemortowi, a chłopak jest strasznie zapatrzony w ojca, więc nie zdziwiłbym się, gdyby poszedł w jego ślady. Poprzez znajomość z nim, Harry podkłada się Czarnemu Panu. Musicie coś z tym zrobić, jeśli chcecie, żeby Harry wygrał. On ciągle sobie nie zdaje sprawy z zagrożenia, jakie na niego czyha. Oni muszą przestać się spotykać... Tak, panno Granger?
 -Nie chcę podważać pańskiego zdania, profesorze..
-To tego nie rób-odpowiedział chłodno, na co gryfonka rozdziawiła usta.
-W takim razie, ja to zrobię- warknął Nott. Świetnie, on też tu jest..- Ślizgoni nie są źli, dyrektorze i niech pan w końcu to zrozumie. Ojciec Draco jest jaki jest, ale to nie znaczy, że MÓJ PRZYJACIEL też jest taki głupi. Wiem, że zagrożenie jest bardzo blisko, jednak niech pan pomyśli profesorze! Nie jesteśmy jego niańkami! Może sam podejmować decyzje i dla pańskiej wiadomości, Harry go kocha i nie zmusimy go, żeby przestał się spotykać z Draco. Harry ma swój rozum i sam dobrze wie, co robić. Ja go będę wspierać w jego związku. A jeśli przestanę, to nie przez pana, rozumie pan profesorze?
-I mówi to zakochany po uszy w wybrańcu ślizgon- prychnął starzec, a Draco uniósł brwi. Dyrektorze, co to za brak elokwencji?  Parsknął w myślach. 
Chwila... Nott co?
-To moja sprawa w kim jestem zakochany, dyrektorze-oznajmił chłodno- a nie pańska. Więc proszę łaskawie się nie wtrącać w nie swoje sprawy. 
 -Mógłbyś się trochę grzeczniej odzywać, gówniarzu.
-Dziękuję za informację, ale używam kulturalnego języka tylko do ludzi, których szanuję. A teraz proszę opuścić skrzydło szpitalne, bo Harry potrzebuje spokoju. 
Draco usłyszał szelest i dostrzegł, że Dumbledore kieruje się w jego stronę. Szybko schował się za najbliższą zbroją. Starzec szybko szedł przez korytarz i był wyraźnie wściekły. Malfoy uśmiechnął się pod nosem. Dobrze ci tak, stary głupcze.
Szybko wślizgnął się do skrzydła i podszedł do trzech osób znajdujących się przy łóżku Pottera. Szeptali między sobą.
-To jest chore. Na starość mu zupełnie odbiło- warknął rudzielec.
-Nie wiem, co się stało.. Przecież on zawsze dbał o dobro Harry'ego..
-Pierdolony starzec. Zgadzam się z Ronem, na starość mu odbiło. Czego on ode mnie oczekiwał? -Że uwiedziesz Harry'ego- prychnął Ron.
-Ale to niemożliwe. On jest tak zapatrzony w Draco, że nawet by na mnie nie zwrócił uwagi.
-Z wyjątkiem tego, jak się całowaliście w lesie.
-Daj spokój, Hermiono. To był jeden epizod, żeby rozstrzygnąć swoje uczucia. Było, minęło.
Draco poczuł lekkie ukłucie zazdrości, ale przecież wiedział o tym. Z resztą, był tak wściekły na dropsa, że nie zwracał uwagi nawet na to, że Theo trzyma rękę jego ukochanego. 
 -No dobrze, ale pomyśl. Jak sam zauważyłeś, przed dyrektorem nic się nie ukryje, więc prędzej czy później się czegoś dowie. Obawiam się, że jeszcze coś wymyśli na nich.
-Albo się przekona, że Draco nie chce źle dla Harry'ego.
-Będzie musiał.
Cała trójka poderwała głowy, na zimny arystokratyczny głos.
-Draco..
-Słyszałem całą rozmowę z dyrektorem. Jestem zaskoczony, bo zawsze myślałem, że on chce jak najlepiej dla niego- skinął w kierunku bruneta- ale cóż.. Dziękuję Nott, że się za mną wstawiłeś. Hermiono, jestem zaskoczony twoją postawą. We..Ron.. zgodzę się z tobą. Na starość go pojebało- cała czwórka zaśmiała się. Nott ustąpił miejsca domownikowi i Draco nachylił się nad ukochanym, odgarniając mu już przydługie włosy z czoła. Ścisnął jego dłoń. -Kocham cię, głupku- szepnął, składając na jego skroni delikatny pocałunek.

Katie spojrzała za mnie. Podążyłem za jej wzrokiem i zobaczyłem Malfoya, wchodzącego do wielkiej sali. Bell przeprosiła i odeszła z koleżanką. Ślizgon wybiegł z pomieszczenia, a ja podążyłem za nim, przepychając się między uczniami. Wszedł do łazienki prefektów, a ja dyskretnie za nim. -Wiem, że to ty, Malfoy!
Odwrócił się, spojrzał mi w oczy z przerażeniem i cisnął zaklęciem. Zrobiłem unik i oddałem atak. Schował się za kabinami. Schyliłem się, żeby go znaleźć, ale wtedy w moją stronę poleciał kolejny strumień z jego różdżki. Podniosłem się i wychyliłem zza płyty. Po raz kolejny we mnie wycelował, a ja znów uniknąłem tego. Gdy go ponownie ujrzałem, rzuciłem w jego stronę nieznane sobie zaklęcie.
-Sectumsempra!
Upadł. Podszedłem zobaczyć, co się stało. Leżał na środku zalanej łazienki, cały we krwi. Przestraszyłem się. Wybiegając z łazienki, zderzyłem się z profesorem Snapem. Minąłem go obojętnie, uciekając.
***
Dobiegliśmy do pucharu.
-No dalej! Byłeś pierwszy!
-Razem. Raz. Dwa. Trzy!
Złapaliśmy puchar i po chwili byliśmy na cmentarzu. Spojrzałem na swojego chłopaka. Kielich był kawałek dalej niż my. Podnieśliśmy się, żeby się rozejrzeć. Spojrzałem na nagrobek. Odwróciłem się, patrząc na Cedrika.
-Łap z powrotem za puchar! No już!-O czym Ty mówisz?
Spojrzałem na ruiny, skąd wyłonił się człowiek z zawiniątkiem na rękach. Nagle moja blizna dała o sobie znać. Krzyknąłem. Cedrik podbiegł do mnie, przytrzymując w pasie.
-Harry! Co się dzieje?!
-Bierz ten puchar i uciekaj!
Mężczyzna zbliżał się do nas. Diggory wycelował w niego różdżką.-Kim jesteś i czego chcesz?!
-Zabij niepotrzebnego. Rozpoznałem ten głos. -Avada Kedavra!Z różdżki trzymanej przez Glizdogona wydobył się strumień zielonego światła.-Nie!-krzyknąłem, na próżno. Cedrik padł kawałek dalej, martwy. Podparłem się na łokciach, chowając twarz w dłoniach. Czułem, jak po policzkach spływają mi łzy.- Cedrik! 
Brunet poderwał się do góry, przerażony koszmarem. Przetarł zmęczone oczy i rozejrzał się po skrzydle szpitalnym. Wziął głęboki wdech, dopiero orientując się, ze nie jest sam. Powoli odwrócił głowę, napotykając stalowoszare tęczówki. Draco wybudzony nagłym krzykiem od razu znalazł się przy Harrym, by go uspokoić. Widział zdezorientowanie i ulgę wymalowane na ukochanej twarzy i zaczął go głaskać po barkach.
-Spokojnie, kochanie. To był tylko zły sen, Jestem tutaj..
W oczach gryfona zebrały się łzy. 
Sen.. Koszmar.. Znowu ten sam.. Cedrik.. Ja go kochałem.  Malfoy, błędnie rozumiejąc aluzję, odsunął się, jednak Harry przyciągnął go do siebie i musnął jego usta. Zaskoczony Draco pocałował chłopaka mocniej, przenosząc dłoń na jego policzek. Oderwali się od siebie po chwili z cichym mlaśnięciem, orientując się, że przecież nie są sami w skrzydle. Jednak przyjaciele pary tylko uśmiechnęli się czule, wręcz czując pozytywną aurę, która się wokół nich tłoczyła.
 -Draco..
-Cii, już dobrze. Jestem tutaj, Harry. Zawsze będę. Tak długo jak będziesz mnie chciał.
-Czyli zawsze- uśmiechnął się, a po policzku spłynęła mu łza. Jak ja go cholernie kocham. -Co ci się śniło?- spytał, przenosząc się na łóżko, obok gryfona.
-Najpierw nasza walka w łazience na szóstym roku, a potem..- przełknął łzy- Potem ponownie śmierć Cedrika..
Malfoy skinął, głaszcząc ukochanego czule po głowie. 
-Ponownie?
 -Od trzech lat, prawie co noc.
Draco pocałował czubek głowy ukochanego, a ten się w niego wtulił, zamykając oczy.

Usłyszał syczenie i podniósł głowę, przestraszony. Harry poruszył się niespokojnie, nie budząc się jednak. Arystokrata rozejrzał się i zobaczył sunącą po podłodze małą żmijkę. Przełknął ciężko ślinę; jak on nie cierpiał węży. A wszystko przez innego gada, który trzymał kilkumetrowca jako pupilka. Patrzył przerażony jak żmija sunie zygzakiem do niego. Zerknął na ukochanego, ale Harry spał. Gad zbliżał się, sycząc. Arystokrata chciał rzucić zaklęcie, ale jego różdżka była na stoliczku, a on nie chciał obudzić chłopaka. Wąż był już tuż przy łóżku szpitalnym. Draco zacisnął zęby i powieki; nie chciał widzieć, co się zaraz stanie. Usłyszał syk tuż przy swoim uchu, ale był zbyt przerażony, by otworzyć oczy.
/Czego chcesz?/
/Rozumiesz mnie? To niezwykłe!/
Draco otworzył oczy, rozróżniając dwa inne „syki". Spojrzał na swojego już obudzonego chłopaka, który.. ucinał sobie pogawędkę z wężem.. Głodne spojrzenie żmii już nie znajdywało się na na Malfoyu, a na Harrym.
/Jak widać, rozumiem. Powtórzę, czego chcesz?/
/Jeszcze żadna dwunoga istota mnie nie rozumiała../
/Pytam po raz ostatni, czego chcesz?/
/Chciałam się tylko przywitać../
/Jasne.. Byłaś pewna, że cię nie rozumiemy, więc nie mogłaś tego chcieć.. Dlaczego zmierzałaś do mojego chłopaka?/
/Ja naprawdę../
/Nie kłam! Chciałaś go zjeść, tak?!/
Wąż pokręcił główką, dosłownie jak człowiek, a Malfoy obserwował to przerażony
 /Nie.. Przyrzekam..//Jasne.. To skąd się tu wzięłaś?/
/Znalazłam się tu przypadkiem../
/Jak cię zwą?//Nie mam imienia. Jestem bezpańska./
Brunet zastanowił się chwilę. Draco nic z tego nie rozumiał.
/Czy chcesz zatem mi towarzyszyć? Oczywiście pod warunkiem, że nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół ani mojego chłopaka.//Z przyjemnością, mój panie./
/Bez takich.. Jestem Harry. A ty będziesz.. Powiedzmy, że Vindictae.* Co ty na to?/
/Świetnie! Dziękuję, Harry. Powiesz mi dlaczego tu jesteś? To chyba niezbyt przyjemne miejsce, prawda?/
/Skrzydło szpitalne jest jak mój dom.. Niestety. Długo by opowiadać, ale jestem tu za często./
/Ah.. A powiedz mi.. Kim jest ten chłopak? Wygląda bardzo apetycznie../
Harry zachichotał, przyciągając nic nie rozumiejącego Draco bliżej siebie.
/To Draco. Uwierz mi nie smakuje dobrze.. A tak poza tym, to jest mój./
Harry obnażył zęby, co było dla Draco absurdalne, bo przecież on nie miał szans z wężem. Bo nie miał? Gad skinął, o ile to możliwe i podpełzł do Pottera, wślizgując się na łóżko i owinął się wokół nadgarstka gryfona.
 -Harry! Co ty..
-To moja nowa przyjaciółka, Vindictae. Śliczna, prawda?
-CO?!
-Kochanie, uspokój się, bo ją spłoszysz.
-Harry, to żmija. To niebezpieczne..
-Pieprzysz głupoty, Draco.
-Okej. Nie będę cię całował póki to będzie przy nas- powiedział arystokrata z grymasem na twarzy i odsunął się od ukochanego. Złoty chłopiec zaśmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Jesteś niemożliwy, Draco..
/Harry?/
/Co się stało?/
/Gdzie mogłabym zapolować?/
/Myślę, że na błoniach powinnaś coś znaleźć../
/Okej, dziękuję./
/Trafisz do mojego dormitorium? Wieczorem mam zamiar wyjść, choć nie wiem czy mnie wypuszczą..//Znajdę cię po zapachu.//Okej./
Wąż zsunął się z ręki swojego właściciela i pomknął w kierunku wskazanym przez niego.
 -Co jej powiedziałeś?
-Gdzie może polować.
Draco spojrzał na niego spod grzywki, przygryzając wargę.
 -Wiesz, kiedy mówisz coś w tym języku, jest to cholernie seksowne, Potter.
Gryfon uśmiechnął się prowokacyjnie.
  /Doprawdy?/ Malfoy skrzywił się, nie rozumiejąc. Harry zachichotał. 
 -Mimo wszystko trochę mnie to przeraża..
/Oh, Draco... Nie masz pojęcia jak cholernie cię kocham../ -Co powiedziałeś?
 Brunet spojrzał na niego z tajemniczym błyskiem w oku.
-Nic takiego, skarbie.
Malfoy pokręcił głową i ułożył ją na klatce piersiowej gryfona.
-Tylko że cię kocham- szepnął. 
 Draco podniósł głowę, chichocząc. Zbliżył swoją twarz do kochanka, muskając szybko jego usta.
-Też cię kocham. Bardzo mocno.
Potem go pocałował, jednak mocniej niż chwilę wcześniej. Brunet wplótł palce w jego włosy, uśmiechając się przez pocałunek. Byli szczęśliwi wbrew wszystkim.
Mimo, że Malfoy wciąż miał w głowie słowa dyrektora.
 – – – – – 
 *Vindictae- (łac.) zemsta