piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 11

Witam, cześć i czołem!
Nowy rozdział naszego drarry! 
Powinien się spodobać, szczególnie,  że zła akcja=dobra akcja XD
Dalej ubolewam nad komentarzami => pod poprzednim rozdziałem było 103 wyświetleń, a komentarzy=> 4! 4+moja odpowiedzieć.
A teraz już nie przedłużając, zapraszam. 
enjoy, x
-------------
XI
Harry obudził się z uśmiechem na ustach. Usiadł na łóżku i przeciągnął się, rozglądając po pokoju. Gdy zauważył, że wszyscy jego współlokatorzy jeszcze śpią, sprawdził godzinę. Wiedząc, że ma jeszcze trochę czasu do śniadania, postanowił iść wziąć orzeźwiający prysznic, a następnie zaszyć w pokoju wspólnym lub bibliotece. Jak pomyślał tak zrobił i już po chwili siedział na kanapie przed kominkiem. Na początku myślał o randce z Malfoyem, potem jego wspomnienia zaczęły krążyć wokół Syriusza, a zatrzymały się na Cedriku. Potter pamiętał wiele cudownych chwil spędzonych z chłopakiem. Zawsze chętnie do nich wracał. Niestety te dobre momenty się kończyły i za każdym razem Potter widział śmierć Cedrika. Oglądał tą scenę co noc. Od trzech lat śniło mu się, jak Glizdogon zabija Diggory'ego, a Voldemort się odradza z jego krwi. Harry wciąż się zastanawia, jakim cudem Cedrik żyje. Okej, niby puchon mu mówił, że wtedy ktoś się w niego wielosokował, ale.. to bez sensu. Po co ktoś miałby się wielosokować w Cedrika? Jaki w tym cel? To wszystko nie trzymało się kupy. Z letargu wyrwała go dłoń na ramieniu. Zadarł głowę w górę i spojrzał w brązowe tęczówki swojej przyjaciółki.
-Harry, co się dzieje?
-Nic takiego, Mionka. Nie przejmuj się, po prostu nie mogłem spać
Posłał w jej stronę szczery uśmiech, ale w jego oczach nie było tej radości.
-Harry, przecież widzę.
Chłopak, wiedząc, że nie oszuka dziewczyny westchnął głęboko.
-Po prostu myślę nad tą całą sytuacją z Cedrikiem. To.. To po prostu nie ma sensu, wiesz? Po co ktoś miałby się w niego wielosokować? Przecież turniej.. Turniej jest cholernie niebezpieczny! Po co ktoś miałby ryzykować?
-Słuchaj, Harry. Myślę, że w tym jest po prostu ukryte drugie dno. Badamy tę sprawę, więc nie masz się co martwić. Powinieneś się cieszyć, że on wrócił. Kiedyś.. Kiedyś bardzo go kochałeś, pamiętasz?
-Tak, Hermi.. Pamiętam. Ale to nie było prawdziwe uczucie. Bo gdyby tak, kochałbym go do dzisiaj.
-Może. Ale mimo wszystko byłeś szczęśliwy.
Gryfon uśmiechnął się.
-Tak. Masz rację.
Chłopiec spojrzał w ogień i ponownie pogrążył się w rozmyśleniach. Nagle nie stąd, ni zowąd, w jego głowie pojawiły się urywki jakiejś imprezy w lochach. Próbował wysilić umysł i sobie przypomnieć, ale na nic się to zdało.
-Mionka?
-Tak?
-Była jakaś impreza u ślizgonów, na której byliśmy?
Widać było po dziewczynie, że się spięła. Zaprzeczyła ruchem głowy, jednak Potter wyczuł, że go okłamuje. Spojrzał na nią groźnie, a gryfonka westchnęła smutno.
-Na piątym roku.
-Dlaczego jej nie pamiętam?
Dziewczyna spuściła głowę i zaczęła bawić się palcami, jednak nic nie powiedziała.
-Hermiona.
-Ja..- po policzku dziewczyny spłynęła łza.- Ja.. wymazałam ci pamięć..
-CO?!
-Tobie i.. I Malfoyowi...
-CZEMU?!
-Bo wy.. graliście w butelkę i.. i.. potem się całowaliście... Ja.. Ja nie chciałam, ale Ron.. Ron mi kazał i..
-HERMIONA! JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?!
-Harry, ja.. Przepraszam!
Szatynka załkała, chowając twarz w dłoniach. Wściekły gryfon opuścił wieżę i skierował się do lochów. Musiał zapytać o to Theo. W drodze zastanawiał się nad całą sytuacją i doszedł tylko do jednego wniosku. Nie mógł ufać swoim przyjaciołom.
Dotarłszy na miejsce, wparował do środka i nie przejmując się wczesną godziną i groźnymi spojrzeniami, wtargnął do sypialni Notta.

Ron zszedł na dół i zobaczył zapłakaną dziewczynę na kanapie. Szybko do niej podszedł i mocno przytulił, by po chwili spytać, co się stało.
-Powiedziałam.. Powiedziałam Harry'emu..
-O czym?
-O wymazaniu pamięci..
Weasley warknął pod nosem o głupocie swojej ukochanej, jednak wiedział, że kiedyś musieli się przyznać do tego. Bał się reakcji Harry'ego, szczególnie, że Hermiona przez niego płakała.
-On jest wściekły, Ron..
-Nie dziwię mu się.. Dajmy mu czas.. Przejdzie mu. Nie przez takie bagna przebrnęliśmy.
Granger skinęła, ale po jej policzkach wciąż spływały łzy. Rudzielec wiedział, że Potter tak szybko im tego nie zapomni. Zawalili to sobie. Przez własną głupotę i idiotyczną nienawiść do ślizgona mogli stracić najlepszego przyjaciela.

-Nott. Nott! Wstawaj!- Harry od kilku minut potrząsał ciałem przyjaciela. Gdy w końcu ten się wybudził, spojrzał na niego zaskoczony.
-Harreh? Co ty tu robisz?
-Musimy pogadać. Obudź się do cholery.
Zdziwiony Theo zamrugał kilkakrotnie i usiadł na łóżku, a Potter wgramolił się obok niego.
-Co się stało?
-Co wiesz o imprezie tutaj, w lochach, na piątym roku.
Na twarzy ślizgona widniało niezrozumienie.
-Której?
-No tej.. Tej, na której był mój dom.
-Ahh. O tą ci chodzi.
-No.
-Nie wiem. Niewiele z niej pamiętam.
-Wysil się! Przypomnij sobie coś!.
-No.. Postaram się.. Ale.. Co się stało?
Harry pomasował pulsujące skronie i westchnął cicho.
-Hermiona rzuciła na mnie obliviate.
-Jak to? Granger?- wybraniec skinął- Ale czemu?
-Powiedz mi co pamiętasz. To ważne.
-No.. Chyba była butelka i.. czekaj! Całowałeś się z Malfoyem!
-To już wiem. Coś więcej?
-Nie mogliście się od siebie oderwać.. Blaise odciągnął Draco, a ciebie chyba Weasley.. Kurde, nie pamiętam, Harry. Przepraszam.
-Nic się nie stało. I tak już coś wiem.
-Dlaczego Granger..
-Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Uciekłem z wieży i.. Kurde. Nie mam ochoty tam wracać. Jestem wściekły, nie mam pojęcia co robić.. Oni mnie okłamali, Theo. Jak ja mam im ufać?
Gryfon ukrył twarz w dłoniach, a Nott objął go ramieniem, przyciągając blisko siebie. Głaskał go uspokajająco po ramieniu, mimo że sam był zły na „przyjaciół” wybrańca. Mogli to inaczej rozegrać. Harry i tak był wtedy pijany i nic by nie pamiętał.. Z drugiej strony.. Skoro już i tak rzucili to cholerne zaklęcie, to... Po co się przyznawali.
Kiedy wrócił myślami na ziemię, zauważył, że oddech Harry'ego jest równomierny, a chłopak po prostu zasnął. Uśmiechnął się czule i ułożył go na pościeli, przykrywając kołdrą. Na całe szczęście, ślizgoni mieli osobne sypialnie. Gdy zauważył, że do śniadania została zaledwie godzina, a on i tak już nie zaśnie, postanowił pójść wziąć prysznic. Przy okazji musiał sobie wszystko poukładać w głowie. Gryfoni zachowali się naprawdę nielojalnie. Ciekawe, w ilu jeszcze rzeczach okłamali Pottera. Bo z pewnością to nie był ich pierwszy wybryk.
No i jak Harry ma im teraz powiedzieć, że spotyka się z Draco?

Kiedy Malfoy otworzył oczy, czuł niesamowite szczęście. Zdaje się, że wczorajsza randka wpłynęła na obu bardzo pozytywnie. Draco powędrował do łazienki, gdzie w miarę możliwości, szybko się ogarnął. W międzyczasie jego humor uległ minimalnej zmianie. Przypomniał sobie, bowiem, że musi się zemścić na Theodorze. Wciąż nie wymyślił, jak to zrobi, ale to Malfoy. On już sobie poradzi. Gotowy chłopak wziął ze sobą książkę do eliksirów i skierował się na kanapę w pokoju wspólnym. Przeglądając podręcznik wpadł na banalny pomysł o eliksirze zmieniającym kolor włosów, jednak chwilę później do jego głowy wpadła pewna myśl. Gdyby nie tylko zmienić kolor włosów, ale i namieszać mu w głowie? Jeszcze jest eliksir postarzający, ale na to mam czas. Zemsta będzie słodka, Nott.

Theodore szturchnął delikatnie Harry'ego, wybudzając go.
-Co się stało?
-Zaraz śniadanie, chodź.
-To nie był sen, prawda?
-Chciałbym, Potty. Chciałbym.
Wybraniec skinął smutno głową, po czym spuścił wzrok. Naprawdę było mu przykro, że jego przyjaciele tak perfidnie go oszukali. Czy wciąż mogę nazwać ich przyjaciółmi?
-Rusz się, cholerny Chłopcze- Który- Przeżył- I- Nie- Chciał- Zdechnąć.
-Ha ha ha. Ubawiłem się, wiesz?- powiedział gryfon sarkastycznym tonem, mimo że trochę go to rozbawiło. Oczywiście nie uszło to uwadze Notta, ale postanowił nie komentować. Kiedy Harry już wstał z JEGO łóżka, złapał go za dłoń i pociągnął do wyjścia, po drodze narzekając. Przez niezdarność Pottera, prawie trzy razy wylądowali na podłodze, ale na szczęście (lub nieszczęście) żyją i nic im nie jest. Chichocząc, sami nie wiedząc z czego, weszli do pokoju wspólnego, zastając na kanapie zaczytanego Malfoya. Obaj stanęli jak wmurowani.
Natomiast Draco, wyrwany z czytania szumem, podniósł głowę i zmierzył dwójkę chłopców obojętnym spojrzeniem. Dopiero po chwili do niego dotarło, że był to Harry i Theo, którzy nie wiadomo czemu mieli splecione dłonie. Arystokrata uniósł jedną brew w górę, ale nic nie powiedział. Harry z kolei, szybko odskoczył od przyjaciela, wyrywając się z jego uścisku, przez co potknął się i runął na podłogę, jak długi.
-Potter, wstawaj.
-Czemu? To dobra okazja, żeby poleżeć.
-Przecież leżałeś godzinę w moim łóżku, kiedy ja się szykowałem.
-Zasnąłem!
-To nie moja wina!
-Przecież nie zrobiłem tego specjalnie!
-Ja nie wiem, co ty w nocy robiłeś.
-Jakbyś zapomniał, jest ktoś, kto nie daje mi spać- warknął Harry, podnosząc się z posadzki. Zrównał się z chłopakiem i spojrzał groźnie w jego oczy.
-Znowu miałeś wizję?
-Łał! Dotarło! Chociaż, ciągle nie dociera, że mam je co noc, do cholery!
-Harry, spokojnie!
Tej fascynującej wymianie zdań, przysłuchiwał się Draco. Dziwnie się poczuł, dowiadując się, ze Harry spał u Notta. A poza tym dziwnie się słuchało o nocach Pottera.. Boże, Draco, o czym Ty myślisz?! Kiedy dotarło do niego, że wybraniec jest w naprawdę ogromnym stresie, zrobiło mu się głupio. Zrozumiał, że Nott po prostu mu pomaga się odstresować, skoro ma jakieś..wizje? Czarny Pan prześladuje Harry'ego? Wiem, że się na niego uwziął, ale.. aż tak?!
Spojrzał ponownie na chłopców, którzy już uspokojeni, nie rzucali się na siebie. Jednak również milczeli.
-Harry?
Złoty Chłopiec odwrócił się i zmierzył ślizgona sceptycznym spojrzeniem
-To twoja wina. Gdybyś się tak nie gapił, nie wywaliłbym się- mruknął, udając obrażonego. Na ustach ślizgona zakwitł delikatny uśmiech. Podszedł do niego, obejmując w pasie i przyciągając do siebie bardzo blisko i wpijając się w jego usta. Ich przyrodzenia otarły się, przez co obaj poczuli narastającą frustrację, jednak to było za wcześnie. Mimo że Draco bardzo chętnie przeleciałby Pottera tu i teraz, wiedział, że Harry się nie da. On nie jest łatwy, a Malfoy doskonale to zrozumiał. Odsunęli się od siebie, Draco nieco zażenowany, a Harry zły. Nie chciał tego czuć. Jeszcze nie teraz. Nie pozwoli się wykorzystać. Chociaż gdzieś w głębi serca czuł, że Draco go nie skrzywdzi.
Malfoy spojrzał na Notta, u którego ledwo zauważalna była zazdrość. Sapnął i postanowił, że i tak się zemści. Nawet jeśli są tylko cholernymi przyjaciółmi.

Harry w wielkiej sali unikał swoich przyjaciół. Usiadł z Nottem przy stole Slytherinu, gdzie nikt nie zwrócił na niego uwagi. Za często go widzieli, by jeszcze coś do niego mieć. Nie minęło wiele czasu, kiedy spojrzenie jego i Draco skrzyżowały się. Potter zmieszany odwrócił wzrok, gdzie napotkał tęczówki przyjaciółki. Czy mogę ją jeszcze tak nazywać? Z cichym westchnieniem spojrzał na swój talerz z nietkniętym jedzeniem. Poczuł, że Nott łapie go za rękę pod stołem, a chwilę później poczuł jego ciepły oddech na uchu.
-Harry, co się dzieje?
-Dobrze wiesz, idioto.
Ślizgon mruknął niezadowolony i odsunął się od wybrańca, nie puszczając jednak jego dłoni. Skinął głową na wyjście, po czym pociągnął go w tamtą stronę. Draco ruszył za nimi.

Chłopcy rozstali się przed wejściem do pokoju wspólnego gryfonów. Nott zszedł na dół, ale nim dotarł do lochów, został brutalnie szarpnięty za ramię.
Spojrzał na stojącego przed nim Malfoya.
-Nie mam czasu-syknął.
Arystokrata zaśmiał się gorzko, po czym popchnął kolegę na ścianę.
-Odpierdol się od Pottera.
Zamierzył się i wycelował w nos ślizgona.
Powtórzył tą czynność kilka razy, dopóki Nott nie osunął się po ścianie. W Draco wstąpił jakiś demon. Był jakby opętany, w transie. Nie myślał o konsekwencjach. Był wściekły. I zazdrosny. Cholernie zazdrosny o Harry'ego. Dlatego kopał Theodore'a z całej siły, kopał tak, aż tamten stracił przytomność. Potem wyszedł z klasy, zostawiając tam zakrwawionego i nieprzytomnego współdomownika.
Czemu Nott się nie bronił? Bo niczego nie zrobił. Jeśli zacząłby się bronić, Draco byłby pewny jego winy.

Kilka godzin później Harry był w sypialni Malfoya, na kolanach arystokraty. Siedział okrakiem, a ich usta raz po raz zderzały się w namiętnych pocałunkach. Draco poczuł narastające podniecenie i spiął się. Niestety nie uszło to uwadze gryfona. Odsunął się z cichym mlaśnięciem i spojrzał w oczy chłopaka. Kiedy zauważył pożądanie stwierdził, że na ten dzień wystarczy. Zsunął się z ślizgona i uśmiechnął czule. Draco był cały roztrzepany. Musnął jeszcze jego usta i skierował się do wyjścia. Postanowił, że wstąpi jeszcze do Theo, żeby zapytać, co ma robić, ale nie zastał go. Wrócił do sypialni Malfoya.
-Nie wiesz, gdzie jest Nott?
Arystokrata spiął się jeszcze bardziej niż kilka minut temu. Pokręcił głową, zaciskając usta. Potter wzruszył ramionami i wyszedł z lochów. Kierował się do swojej wieży, kiedy zauważył uchylone drzwi jednej z klas, a w środku małą kałużę krwi. Niepewnie pchnął drewno, a jego oczom ukazał się widok, zapierający dech w piersiach.
-THEO!

Hermiona spacerowała samotnie po zamku. Czuła wyrzuty sumienia. I po co nam to było? Mogliśmy go nie okłamywać. Mogliśmy mu w ogóle nie mieszać w głowie! A teraz jedynie możemy go stracić.
Jej rozmyślania przerwał Ron, który wyszedł zaraz za ukochaną z sali. Wiedział, że będzie się zadręczać, a nie mógł na to pozwolić.
-Mionka, spokojnie. Przejdzie mu.
Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli szloch.

Harry potrząsał ślizgonem, próbując go ocucić. Z jego oczu płynęły łzy, a w głowie formował się plan znalezienia osoby, która tak potraktowała jego przyjaciela i zemsty. Oparł głowę o tors chłopaka i zaszlochał.
-Theo.. Theo, skarbie proszę.. Theo otwórz oczy...
Ale chłopak nie drgnął. Harry chciał go zanieść do skrzydła szpitalnego, ale bał się go przenieść. Do sali wpadł Ron wraz z Hermioną.
-Harry! Co się stało?
-Nie wiem! Znalazłem go tu przed chwilą.. Nie mogę go przenieść, to zbyt niebezpieczne.. Nie zostawię go.. On.. Ja..
Ale nie dokończył, ponieważ kolejny szloch opuścił jego gardło. Weasley zniknął za drzwiami, biegnąc po Pomfrey, a Hermiona uklękła obok wybrańca, kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Theo, błagam.. Nie zostawiaj mnie..
Głaskał go po włosach, policzkach, ramionach. Spojrzał na gryfonkę i na chwilę zapomniał o wszystkim, co się tego dnia wydarzyło.
-Hermiona, on nie oddycha.
W tym momencie do klasy wpadła pani Pomfrey, krzycząc, że mają się odsunąć.

Harry całą noc spędził przy boku przyjaciela, w skrzydle szpitalnym.

Rankiem nie pojawił się na śniadaniu, ani na eliksirach. Ogólnie Potter nie opuszczał skrzydła szpitalnego przez kilka dni, ale w końcu musiał się pojawić na zajęciach. Więc w czwartek poszedł na lekcje ze Snape'em. Niestety, mistrza eliksirów nie obchodził stan Harry'ego. Więc standardowo go gnębił, za błędy ojca. Tylko tym razem, wybraniec się nie odwdzięczał. Gdy tylko lekcja dobiegła do końca, wybiegł z lochów, kierując się od razu do skrzydła szpitalnego. I wtedy Nott się obudził.

-Kto ci to zrobił?
Jednak Theo nie chciał odpowiedzieć. Ignorował złotego chłopca, chociaż wiedział, że jeśli gryfon się uprze to i tak się dowie. Przez ponad godzinę nic nie mówili, a kiedy w końcu Nott się poddał i wyjawił sprawcę, Harry'ego już nie było w pomieszczeniu.

-MALFOY, OTWIERAJ!
Walnął po raz kolejny w drzwi sypialni arystokraty, ale wciąż nie uzyskał odpowiedzi. Warknął pod nosem i odwrócił się, wpadając właśnie na Dracona. Wściekłość, którą czuł wcześniej, była niczym w porównaniu z tym, co czuł teraz. Szarpnął za kołnierz chłopaka i podniósł go, przyciskając do ściany.
-Ty popierdolony gnoju, jak mogłeś?!
Zamierzył się i uderzył arystokratę w brzuch.
-Chcesz się poczuć, jak on?! DO JASNEJ CHOLERY, ON MÓGŁ UMRZEĆ! JAK MOGŁEŚ GO SKATOWAĆ I ZOSTAWIĆ?! MASZ KURWA SZCZĘŚCIE, ŻE GO ZNALAZŁEM! I ŻE ŻYJE! JESTEŚ KUREWSKIM DNEM, MALFOY! NIE PATRZYSZ NA INNYCH, TYLKO ZAWSZE NA SIEBIE! NIE MASZ KURWA POJĘCIA JAK BARDZO ŻAŁUJĘ, ŻE CIĘ POZNAŁEM!
I puścił go, wybiegając z lochów.
Draco uronił łzę, a chęć zemsty na Theodorze była jeszcze silniejsza.

-Harry, uspokój się.
-Jak mam to zrobić?! On go skatował! Theo mógł zginąć!
-Ale żyje! Jego stan jest stabilny, najwyżej za dwa dni opuści skrzydło. Spokojnie, Harry.
-Jestem wściekły na Malfoya. Z resztą na Granger i Weasleya też.
-Nie dziwię ci się.
Gryfon spojrzał zaskoczony na chłopaka.
-Theo u mnie był, zanim został pobity. Słyszałem, co zrobili ci twoi gryfoni.
-Nie chcę o tym gadać- burknął Harry.
-Kochasz go.
Harry zakrztusił się powietrzem, patrząc na Cedrika z niedowierzaniem.
-Oh, nie oszukujmy się. To nie trwa od wczoraj, Potter. Tylko od kilku ładnych lat.
Wybraniec sapnął i spojrzał na zachodzące słońce. Potem pozbierał się i wrócił do zamku.

Wieczorem Nott wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Harry porozmawiał ze swoimi gryfońskimi przyjaciółmi i postanowił, że skoro to już było tak dawno, to nie ma co rozpamiętywać. Z resztą teraz potrzebował swoich przyjaciół.
Co Potter zrobi z Malfoyem? Cóż, nic. Już wystarczająco mu dopiekł. Poza tym, skoro w jakimś stopniu są razem, to powinien mu wybaczyć. Ale na razie się z nim podroczy.
Trójka gryfonów udała się do lochów i została w sypialni Notta do rana. Mieli gdzieś, że nie mogą. Ale Theodore nie mógł tam przebywać sam. Nie tej nocy.

Rano gryfoni wrócili do wieży, jeszcze przed śniadaniem, żeby szybko się ogarnąć. I niestety, ale pozostawili Theo bez opieki. A Malfoy, nie, wściekły Malfoy postanowił to wykorzystać.
Zakradł się do sypialni ślizgona, użył na sobie zaklęcia kamuflującego, po czym wyciągnął różdżkę, celując w śpiącego Notta.
Zamienił jego język w ogon Mantykory.
||wyimaginowana

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 10

Wiecie, w sumie to mi trochę przykro ;x
Widzę, ile jest wyświetleń pod rozdziałami, a komentarzy jak nie było, tak nie ma.
No ludzie! 
Przecież, jeśli ponad 50 osób wyświetli rozdział, to jakaś garstka, choćby 5 mogłaby skomentować! Poważnie się zastanowię nad systematycznym dodawaniem, (albo nawet nad zawieszeniem/usunięciem)bo wybaczcie, ale bez opinii, to ja nie mam bladego pojęcia co sądzicie o rozdziale. Jeśli Wam się coś nie podoba to piszcie na maila othersidedrarry@gmail.com lub na mój prywatny mail dominka.turcja@gmail.com
Jeśli już nie chcecie pod rozdziałem....
Zrozumcie, że to motywuje! Potem to nie wiem, czy mam coś zmienić, czy się podoba, itd..
I nie. Wbrew pozorom, wyświetlenia tego NIE pokazują. 
Macie dziesiątkę.
X
-Mogę wiedzieć, czemu nie jesteście w dormitoriach?!
Chłopcy odskoczyli od siebie, jakby ktoś im tam wyczarował ogień, który ich parzył. Oboje spojrzeli na Malfoya z rozbawieniem. Czuli lekkie zażenowanie sytuacją, jednak zdecydowanie bardziej dopisywało im poczucie humoru. Na początku zachichotali, jednak widząc zirytowaną minę arystokraty wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, co tylko bardziej rozjuszyło blondyna.
-Nott do dormitorium, już!- syknął w stronę kolegi- No już, chyba, że chcesz, żeby Snape się dowiedział o łamaniu zasad- dokończył z wrednym uśmieszkiem na ustach.
Theo warknął pod nosem, ale ulotnił się, mrugając do wybrańca. Gryfon oparł się o ścianę z nonszalancją i spojrzał znudzony na Dracona, którego maska obojętności została zastąpiona zwyczajnym rozczarowaniem.
-Wyjaśnisz mi to?
-Nie mam czego.
-Oh doprawdy? Mnie się wydaje, że jednak przydałoby się coś powiedzieć.
-Chyba nie jesteś zazdrosny, co?
-Nie, no bo nie mam powodów, żeby być zazdrosnym, widząc, jak całujesz się z innym chłopakiem- warknął wytrącony z równowagi ślizgon, rozśmieszając przy tym bruneta.
-Po pierwsze, Malfoy. Nie całowałem się z Theo, tylko zostałem pocałowany w policzek na pożegnanie. A po drugie. My nie jesteśmy parą. Raz się całowaliśmy, ale to nie robi z nas od razu małżeństwa, wiesz?- prychnął.
-Słuchaj, Harry. Nie jesteśmy parą, ale moglibyśmy być. Powiedziałeś, że nie jesteś zabawką. Okej, ale nie traktuj też mnie tak.
-Nie traktuję-warknął zirytowany brunet.
-Świetnie. Więc umów się ze mną. Dzisiaj.
Potter prychnął, ale skinął głową.
-Dwudziesta na dziedzińcu.
I odszedł, zostawiając Draco samego ze swoimi myślami.

Niestety, była sobota. Niestety- dlatego, że Harry nie miał czym zająć myśli. Cały czas myślał o wieczorze. Umówił się z Malfoyem i szczerze, nie wiedział, czy bardziej jest zachwycony czy przerażony. Kiedy wpadł na Notta, kamień spadł mu z serca. W końcu mógł się komuś wygadać. Poszli więc na błonia i zasiedli jak najdalej od pozostałych uczniów.
-I co? Miałeś problemy, jak wrócił?
-Malfoy to mi może podskoczyć. Jak wrócił, to udawałem, że śpię, a rano wymsknąłem się, jak był na śniadaniu. No, a potem spotkałem ciebie.
-Mhm.
-A ty co taki zamyślony?
-Umówiliśmy się na dwudziestą.
-Łoo.. Wybraniec się stresuje?
Potter prychnął i szturchnął przyjaciela w ramię.
-Boję się. Ale nie randki.- dodał, widząc wzrok ślizgona- Jesteśmy po różnych stronach. To nie ma sensu przecież. Złoty Chłopiec i syn śmierciożercy. To nie pasuje.
-A tam. Marudzisz, Potter. Idziecie tylko na randkę, a nie do ołtarza. Wyluzuj. Nie musisz się z nim wiązać, ani od razu iść do łóżka. Macie po prostu się spotkać i dobrze bawić.
-Uhm..
-No dalej, Potty! To tylko randka! Nie panikuj, jak trzynastolatka!
Harry wzniósł oczy ku niebu, ale wiedział, że przyjaciel ma rację.
Położył się na trawie i podparł głowę na dłoniach. Nie był przekonany do wieczoru z Draco, ale z drugiej strony.. Przecież nie biorą ślubu, a idą jedynie na piwo.. czy gdzieś. Taak. Harry nawet nie wiedział, gdzie się wybierają. To „niespodzianka”. Dzieciak.
Chłopcy już się nie odzywali. Wystarczało im, że ten drugi był obok i wszystko inne nie miało znaczenia. Nie wrócili do tematu z poprzedniej nocy. Czuli, że to nie jest konieczne. Żadnemu z nich to nie przeszkadzało, jednakże nie czuli potrzeby, by to okazywać publicznie. To była ich sprawa, a już sam fakt, że widział to Malfoy nie stawiało sprawy w dobrym świetle.
Co do Malfoya, to taaak. Był nawet bardziej niż zazdrosny, czego Harry tak w sumie to nie rozumiał. No bo.. Oni nie chodzili ze sobą, praktycznie nic między nimi nie było, a jednak.. Arystokrata nie był zadowolony z takiego widoku. Z resztą, kto by był? Najpierw Harry oświadcza, że nie jest zabawką, a potem jest w takiej, a nie innej sytuacji, ze swoim przyjacielem. Więc w sumie złość blondyna była całkowicie uzasadniona.
Harry jednak wiedział, że Malfoy go nie zrozumiał wtedy.
Chłopiec poczuł szturchnięcie, więc wyrwany z transu spojrzał zaskoczony na Notta.
-Odpłynąłeś. Dalej myślisz o wieczorze?
-Coś w ten deseń- mruknął, a widząc zdezorientowanie na twarzy kumpla, pospieszył z wyjaśnieniami- Oświadczyłem Malfoyowi, wtedy kiedy się całowaliśmy, że nie jestem zabawką, ale.. Chyba nie zrozumiał o co mi chodzi.
-Nie dziwię się. Też nie mam pojęcia.
Gryfon westchnął i rozmasował skronie.
-Nie wiesz nawet, ilu próbowało mi się dobrać do spodni. Każdy, bądź każda, chciał czy tam chciała zaliczyć wybrańca, słynnego chłopca, który przeżył.
-Niech zgadnę. Obawiasz się, że on jest taki sam.
Gryfon jedynie skinął.
-Nie martw się. Nie pozwolę mu. On skrzywdzi ciebie, jak skrzywdzę jego.
Harry uśmiechnął się nikle i spojrzał na zachodzące słońce.
-Muszę się zbierać.
Nott skinął i pozbierali się z ziemi, kierując do zamku.

Draco od ponad godziny siedział w łazience i szykował się do spotkania z Potterem. Chciał, żeby wszystko było idealnie. Miał nadzieję, że jego plany się spełnią. Wiedział, że nie łatwo będzie zdobyć serce wybrańca, jednak postanowił podjąć się tego zadania. Obiecał sobie, że zdobędzie sobie tego gryfona, czy komuś się to podoba czy nie. W końcu sam, nie od dzisiaj, był zauroczony Potterem. Pytanie tylko, czy Harry był nim zainteresowany choć w podobnym stopniu?
Nieważne. Tak czy inaczej, Malfoy rozkocha w sobie Pottera i nikt mu nie przeszkodzi. W końcu jestem Malfoyem.
Gotowy chłopiec spojrzał na zegarek.
-No to czas zacząć wcielać swój plan w życie.
I z uśmiechem na twarzy skierował się do wyjścia.

Harry przysiadł na murku, w oczekiwaniu na Malfoya. Co jeśli mnie wystawił? Bał się. Bał się, że to tylko żart, że Malfoy chciał się tylko pośmiać.. Nie bądź głupi, Potter. Zbyt długo prosił o spotkanie, by teraz odpuścić. Uspokój się!
Wsunął dłonie w kieszenie zwykłych, mugolskich dżinsów i spojrzał na pojawiający się na niebie księżyc. Aktualnie był początek listopada, zbliżała się przerwa świąteczna. Potter, jak co roku, dostał zaproszenie, by spędzić święta u Rona. Jednak, po raz pierwszy nie był przekonany. Tego roku nie miał ochoty na spędzanie świąt u kumpla. Tego roku minęło siedemnaście lat, od kiedy rodzice Harry'ego nie żyją. Nie jest to okrągła rocznica. Nie jest wyjątkowa. Jest, jak wszystkie inne. Ale teraz Harry ma właśnie siedemnaście lat. Jest starszy i rozumie więcej. Ma swoje problemy, nie tylko związane z zbliżającą się wojną, ale i sercowe. Czuł, że się zakochuje, a to nie wróżyło nic dobrego, zwłaszcza, że to jego wróg był teraz wybrankiem. Dodatkowo miał wrażenie, że mimo iż zakochuje się w Malfoyu, to nie wyzbył się uczucia do Cedrika. A to komplikowało sprawę. Zwłaszcza, że obaj go chcieli. Nie miał wsparcia rodziców. Nie mógł usłyszeć porad ojca, ani współczucia matki. Miał problemy nastolatka i musiał sobie z nimi radzić sam. Wolałby, żeby jego rodzice żyli. Ale.. Ale przecież to niemożliwe. Nie można przywrócić życia zmarłym. Chciałby móc z kimś o tym pogadać. Nie miał rodziny. Rodzice nie żyją od kilkunastu lat, a Syriusz.. Syriusz od dwóch. Nie ma nikogo, kto by mu pomógł. Nikogo nie zapyta, o to co go dręczy. Nikt go nie wesprze w walce z Voldemortem..
-Harry?
Poczuł delikatny dotyk na ramieniu i podskoczył, wystraszony. Spojrzał na arystokratę i uśmiechnął się słabo.
-Wszystko w porządku?
-Tak, zamyśliłem się tylko.
Malfoy uśmiechnął się i skinął na Hogsmeade.
-Idziemy?
Potter przytaknął i skierowali się do wioski.

Draco postanowił zabrać wybrańca na zwyczajny spacer. Wiedział, że Potter nie czułby się dobrze w drogiej restauracji, a wypad do pubu na pierwszej randce, zdecydowanie odpadał. Więc Malfoy zaplanował spacer. Było już ciemno, tylko niektóre latarnie świeciły słabym blaskiem. Chłopcy dużo rozmawiali i śmiali się. Chcieli się dobrze poznać. Draco chciał jak najwięcej dowiedzieć się o Harrym, by później móc go zaskakiwać i wciąż od nowa zdobywać. Bardzo by chciał, aby im się udało. Robił sobie nadzieję, ale wiedział, że jeśli czegoś chce, to to dostanie. Z resztą, jakby nie było, już pocałował Pottera. Było to w prawdzie spontaniczne, ryzykowne i nieprzemyślane, ale za to jak opłacalne! Jednak arystokrata miał skrytą nadzieję, że ich znajomość taka nie będzie. Okej, może i lubił ryzyko, ale spokojny związek, też dobrze by zrobił. Chociaż życie z Złotym Chłopcem nie może być spokojne. Prawda jest taka, że Draco najchętniej rzuciłby się na Pottera od razu i nie wypuścił go bardzo, bardzo długo. Właściwie to nigdy. Wiedział jednak, że Harry nie jest łatwy. Nie dopuści do siebie nikogo od razu. Na to trzeba czasu. Malfoy doskonale zdawał sobie sprawę, ile osób próbowało już się dobrać do Harry'ego. Poznać, zaliczyć, odstawić. Ale nie Draco. On taki nie był. Jemu nie zależało na seksie. Nie aż tak. Chciałby poznać chłopaka, dobrze się z nim bawić, pozwolić związkowi się rozwinąć, wtedy ewentualnie pójść do łóżka, ale żeby związek nadal trwał. Najlepiej zaręczyć się i od razu wziąć ślub. Gdyby Draco mógł, poprosiłby o rękę Harry'ego tu i teraz.
Blondyn spojrzał na ożywionego gryfona i uśmiechnął się. Widział błysk w oku i szczęście wymalowane na twarzy. Poczuł, że jego spodnie robią się ciaśniejsze.
Prawda była taka, że Draco nigdzie się nie spieszyło, ale Potter tak cholernie go pociągał, że wziąłby go tu i teraz.
Ślizgon szybko otrząsnął się z wizji siebie i Harry'ego w łóżku i natychmiast odwrócił wzrok, starając się ukryć pożądanie. Idiota! Zganił się w myślach i błagał, żeby Harry nie dostrzegł jego dziwnego zachowania. Nie chciał, żeby brunet pomyślał, że jest taki jak wszyscy.
Tym razem mu się udało. Harry nic nie zauważył.
-Zimno. Wracamy do zamku?
Arystokrata zachichotał i skinął.
Czy ja chichoczę? Co się ze mną dzieje?!
Randka choć nie długa, była niesamowicie udana. Chłopcy może nie robili nic nadzwyczajnego, ale wystarczyło im, że spędzają razem czas. Zdążyli się trochę poznać, pośmiali się i poczuli, że to nie jest ich ostatnie spotkanie.
Będąc już niedaleko, każdy poczuł smutek. Ich spotkanie niestety dobiegało końca.
-Dobrze się bawiłem.
-Ja też.
-Musimy to powtórzyć.
-Możemy to codziennie powtarzać-wyrwało się arystokracie, nim zdążył ugryźć się w język.
-Ja.. Umh..
-Przepraszam, nie powinienem tego mówić. Rozumiem, że nie chcesz się spieszyć, że się boisz, że dużo przeszedłeś.. Najchętniej od razu bym cię poślubił,- zaśmiał się nerwowo- bo mi serio zależy, ale wiem, że boisz się zra..
Nie mógł dokończyć, ponieważ Harry zamknął mu usta pocałunkiem. Ten pocałunek był inny. Spokojny, czuły, delikatny. Nie taki szybki, żeby ktoś ich nie zobaczył, nie agresywny, nie
zachłanny. Nie. Nieśmiały pocałunek, z nutką namiętności. Całowali się długo i powoli, a gdy się od siebie odsunęli, spojrzeli niepewnie w swoje oczy. Pierwszy odezwał się Potter.
-Mi też zależy. Cieszę się, że rozumiesz to wszystko. Masz rację, boję się, że znowu ktoś mnie zrani, ale nie mogę uciekać przed związkami. Mo.. Myślę, że możemy spróbować. Dajmy po prostu temu czas. Niech się dzieje, co ma się dziać, na spokojnie. Nic nie przyspieszajmy, nie zmuszajmy się. Może wyniknie z tego coś dobrego, a może wręcz przeciwnie. Zobaczymy.
Draco uśmiechnął się i pogładził gryfona po policzku. Przyciągnął go jeszcze raz do siebie, tym razem całując o wiele mocniej. Gdy nie mogli zaczerpnąć tchu, oderwali się, ale po chwili Malfoy zaczął badać ustami szyję bruneta. Zassał się, pozostawiając po sobie ślad.
-Jesteś mój.
Harry zachichotał i skinął. W jego oczach można było dostrzec wesołe ogniki.
-Ale nie chcę się na razie ujawniać. Wolałbym to zrobić dopiero, gdy będziemy pewni.
Blondyn przytaknął z uśmiechem, zgadzając się z wybrańcem. W głębi duszy skakał, jak małe dziecko.
Harry zresztą też. Wreszcie był ktoś, kto rozumie jego potrzeby. Czy czegoś więcej potrzeba do szczęścia?
Bał się jedynie zaufać. Szczególnie, że jego wybrankiem okazał się wróg. Czy to nadal wróg?
Weszli do zamku w dobrych humorach. Żegnając się, każdy wrócił do siebie.
Malfoy, mimo wszystko, nie zapomniał o zemście na Theodorze.
||wyimaginowana  

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 9

yolo
So.. Widzę, że mimo wszystko jednak komuś zależy na kolejnych rozdziałach, więc no cóż.. Było 5 komentarzy, więc będzie rozdział :)
Mam nadzieję, że nie będę musiała się często uciekać do szantażu.
Widzę też, że są tu stali komentatorzy za co z całego serca dziękuję, szczególnie Shili, bo jej komentarze są po prostu szczerze. I dziękuję Ci też myszko, że się martwisz, już wszystko ze mną dobrze :*
Zauważyłam, że wyświetleń jest więcej, więc bardzo się cieszę XD
Przybyłych witam, nowych gorąco zapraszam ^^
Tak, jak już pisałam, rozdziały pojawiają się co tydzień, no chyba, że coś wypadnie, albo będzie jakieś wydarzenie :)
Ah no i obiecuję, że już niedługo rozdziały będą dłuższe :D
Zapraszam na niedawno założoną stronę na fb https://www.facebook.com/othersidedrarryff/
oraz na specjalnie założonego maila othersidedrarry@gmail.com
btw jak Wam się podoba nowy wygląd strony? Mnie bardzo ^^ Dziękuję cudownej Zuzi, że mi ją zaprojektowała.
A teraz już nie przedłużając, zapraszam na dziewiątkę.
enjoy, x
.--.--.--.--.--.
 IX
Harry wbiegł po schodach do wieży. A zebrane tam osoby zmierzyły go zmartwionym i wściekłym spojrzeniem.
-Jestem i żyję! Nie krzyczcie!
Obecni pokręcili tylko głowami z poirytowaniem i skierowali się na błonia.
-I po cholerę ja tu wchodziłem?
Słowa Harry'ego rozluźniły atmosferę. Wszyscy się zaczęli z niego śmiać, na co chłopak się naburmuszył i skierowali się nad jezioro.

Harry siedział oparty o tors Cedrika i słuchał, co dziewczyny zdążyły ustalić. Czuł jak szatyn bawi się jego włosami i nie był zadowolony. Miał wrażenie, jakby robił coś złego, a przecież nie robił. Westchnął głęboko, czym ściągnął na siebie uwagę grupy.
-Po prostu twierdzę, że to nie ma sensu. Nie znajdziemy powodów. Jestem zdania, że tylko Voldemort może je znać. A jego pytać raczej nie będziemy.
I czy chcieli, czy nie chcieli, musieli się z nim zgodzić.
-Słuchajcie, zostawcie nas na chwilę samych. Muszę o czymś porozmawiać z Cedrikiem.
Gdy jego przyjaciele opuścili ich, Harry wstał i spojrzał na chłopaka.
-Nie możemy się dłużej spotykać.
Harry nie miał pojęcia, że grupka osób nie oddaliła się na tyle, żeby nie słyszeć wypowiedzianych przed chwilą słów.

Diggory skinął głową i spojrzał na spokojną taflę jeziora. Nie był zachwycony, ale przecież nie będzie trzymał Pottera na siłę, tak? Z resztą, Cedrik wiedział, że Harry go nie kocha. Minęło zbyt dużo czasu, by coś jeszcze mogło między nimi być. Ale puchon wciąż się łudził. Błędnie, jak widać.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, przecież nie byliśmy parą. Mogę tylko wiedzieć, czemu?
-Poznałem kogoś.
Diggory uśmiechnął się nieco drwiąco.
-No to szczęścia.
Wybraniec skrzywił się, ale zrozumiał zachowanie chłopaka. Podszedł i musnął jego policzek, a następnie zniknął za przyjaciółmi.

Kiedy wrócili na błonia było już dość późno. Theodore jednak chciał porozmawiać z Harrym o tym, co usłyszał w Zakazanym Lesie, więc zgodnie stwierdzili, że pozostaną chwilę przed Hogwartem, a potem gryfon skorzysta ze swojej peleryny, żeby wrócić do dormitorium. Reszta jedynie przytaknęła, doskonale wiedząc, że sprzeciwianie się nie da najmniejszych efektów.
Gdy już zostali sami, ślizgon popchnął delikatnie bruneta.
-Gadaj.
Potter był zdezorientowany.
-Co?
-Dobrze wiesz o czym mówię. Czemu zerwałeś z Diggorym?
Gryfon odepchnął się od drzewa, kierując się w stronę zamku. Westchnął przeciągle, czując, że nie ma sensu unikać tematu, bo Nott i tak się wszystkiego dowie. Prawdę powiedziawszy, nie chciał nikomu mówić o randce z Malfoyem. To była jego sprawa, jednak ktoś taki jak Theo i tak się dowie i tak. Więc czy mu się to podobało, czy też nie, musiał powiedzieć przyjacielowi prawdę.
-Całowałem się z Malfoyem.
Mina ślizgona była warta całego majątku Harry'ego.

Ginny i Hermiona analizowały całe dzisiejsze spotkanie. Pierwszy raz spotkali się z Cedrikiem bezpośrednio, ponieważ wcześniejsze odwiedziny były tylko przekazywane przez Pottera, ewentualnie Chang. Ale właściwie to nie o tym dziewczyny rozmawiały. Bardziej interesował je fakt, że mogłoby się wydawać rozwijający się związek (którego swoją drogą Harry strasznie się wypierał), właśnie legł w gruzach, bo Potter najzwyczajniej w świecie rzucił byłego puchona. Nie rozumiały tego. Jeszcze rano, ba, na kolacji!, Harry był wręcz wniebowzięty na spotkanie z Diggorym, a potem, na spotkaniu... Tak nagle... Nie wiedziały, co mogło się w stać w tym krótkim odstępie czasu pomiędzy kolacją, a zebraniem na wieży. Gryfonki chciały zapytać chłopaka gdzie zniknął, zaraz po spotkaniu w lesie, ale Nott był szybszy. No i zapomniały. Hermiona obiecała sobie, że porozmawia z brunetem najszybciej, jak to tylko możliwe.

Dwójka chłopców stała pod drzwiami Wielkiej Sali. Patrzyli na siebie, cicho chichocząc z paradoksu sytuacji.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej miny.
-Ha ha. Skończ, Potter.
-Ouch, znowu po nazwisku?
Ślizgon uśmiechnął się zawadiacko i mrugnął do wybrańca.
-Wracając do tematu.. Teraz będziecie uroczymi kochankami?
Śmiech rozniósł się echem po pomieszczeniu.
-Błagam Cię..
-No co?
-To Malfoy! On nie jest uroczy.
-Ojj nie jest.
Ponownie zachichotali.
Harry przeciągnął się, ziewając. Oparł się o ścianę.
-Ktoś tu jest zmęczony...
-Spieprzaj, Nott.
-A to niby ja mówię po nazwisku.
Potter przewrócił oczami.
-Chyba powinniśmy wracać do dormitoriów, śpioszku.
Theo oberwał w bok.
-Brutal. Zobaczymy się jutro?
-Hmm..
-Potter!
-Jasne, że tak- zaśmiał się gryfon. Nagle go coś tchnęło i odbił się od ściany, obejmując ślizgona. Nott bardziej niż chętnie odwzajemnił uścisk. Usłyszeli odgłos zbliżających się kroków, ale zignorowali go. Chwila bliskości, której doświadczyli była dla nich czymś nowym, ale zdecydowanie przyjemnym.
-Do jutra, Potter-szepnął do ucha gryfona, owiewając je ciepłym powietrzem.
W momencie, kiedy usta Theo spoczęły na policzku Harry'ego ze schodów z szedł nie kto inny, jak Malfoy.

||wyimaginowana

środa, 3 lutego 2016

OS- Poszukiwania

Jest! 
Obiecany OS specjalnie dla Was :)
Myślałam nad nim od dłuższego czasu i myślę, ze przypadnie wam do gustu :)
Czekam na opinię :)
Ah, a rozdział dodam w sobotę, jeśli pod tym os będzie minimum 5 komentarzy! Wiem, że Was stać na to. Dla Was to tylko chwila, a dla mnie motywacja. Widzę, ile jest wyświetleń, więc ładnie proszę. Jeśli Wam zależy na kolejnym dość ciekawym rozdziale o Draco i Harrym, to zostawicie ślad, prawda, skarby Wy moje? :* <3
enjoy, x
-------------
Zająłem miejsce przy oknie. Stolik znajdował się w najdalszym zakątku lokalu. Światło tutaj było przygaszone, a kotary wokół mnie nie pozwalały nikomu zajrzeć. Inni czarodzieje i tak byli zbyt zajęci, by zwrócić na mnie uwagę. I dobrze. Nie potrzebowałem świadków.
Usłyszałem, jak ktoś otwiera drzwi. Po chwili zasłony rozsunęły się na moment, a naprzeciw mnie usiadł wysoki, szczupły mężczyzna.
-Witam, panie Malfoy.
Spojrzałem na przybysza i skinąłem głową na powitanie. Zawołałem kelnerkę, by podała nam wino. Przyniosła je i zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Nalałem sobie oraz mojemu towarzyszowi lampkę. Spojrzałem w jego oczy.
-Ma pan to?
-Wszystko.
Rozłożył na stoliku kilka kartek i kopertę. Przejrzałem najpierw plik papierów, a następnie sięgnąłem po pożółkłą kopertę. Wysypałem z niej kilkanaście fotografii. Na każdej była ta sama osoba. Sama, z kimś. W różnych miejscach, o różnych godzinach i w przeróżnych sytuacjach. Tu pocałunek, a tam seks.
Był tam.
Może nie sam, ale był.
Schowałem zdjęcia do koperty i odłożyłem na bok. Zerknąłem jeszcze raz na kartki, wśród których były wycinki z gazet, wywiady, opisy sytuacji oraz mnóstwo małych karteczek z informacjami.
Prorok Codzienny śledził go od kiedy zniknął, gdy tylko mógł i pisał różne bzdety. Natomiast mężczyzna siedzący naprzeciw mnie- cały czas. Nie spuszczał go z oka nigdy.
Zebrałem wszystko i wstałem.
-Ile?
-200 galeonów.
Wyjąłem potrzebną sumę i podałem mężczyźnie. Zebrałem się do wyjścia, ponownie przeglądając stertę papierów i czytając zapiski.
San Francisco,
Union Square.
Ostatnio widziany 
28 sierpnia 2000r.
Czyli miesiąc temu..
Wszedłem do domu i rzucając plik na stolik do kawy, rozebrałem się, kierując pod prysznic. Odkręciłem kurek i pozwoliłem zimnym kroplom obmyć moje ciało. Po chwili zmieszały się one z moimi łzami.
W głowie wciąż miałem te zdjęcia, na których był on.
Z różnymi mężczyznami. Za każdym razem u innego w domu. 
Początkowe fotografie nie były takie złe.
Siedział tylko w barach i flirtował z facetami. Typowe.
Potem był chłopak, który przejawiał się na większości zdjęć, głównie tych w łóżku.
Później był z przyjaciółmi, z byłą dziewczyną, a na końcu..
Był sam.
Harry był sam.
*
Godzinę później stałem przed blokiem w San Francisco, w którym ostatni raz go widziano. Wspiąłem się po schodach i zatrzymałem pod obdartymi drzwiami, zza których nie było słychać nic, prócz przerażającej ciszy.
Zapukałem i czekałem. Mimo że wiedziałem, iż to nic nie da. Nigdy nie dawało. Po dłużących się nieskończenie kilkunastu minutach, aportowałem się do Londynu. Nigdy go nie znajdę.
*
Następnego dnia byłem w tej samej restauracji, co dzień wcześniej. Ten sam mężczyzna usiadł naprzeciw mnie z identycznymi materiałami. Znudzony spojrzałem na niego.
-Od wczoraj coś się zmieniło?
-Pan Potter aktualnie znajduje się we Francji.
-Francji?
To niemożliwe.. Przecież tam mieszka..
-Tak. Był tam widziany wczorajszego wieczoru..
-Czy..
-Nie był sam- oh. Czyli żadna nowość. Harry znowu się z kimś spotyka..- Ten mężczyzna był ostatnio widziany z pańskim chłopakiem.
Byłym chłopakiem. Wziąłem kopertę i wysypałem zawartość. Tym razem było tam jedynie kilka zdjęć. Zabrałem pierwsze ze stolika, jednak natychmiast je wypuściłem. Nie..
-Proszę.. Proszę przejrzeć resztę.
Następne fotografie nie przedstawiały już rozmów, tylko uściski, zalotne spojrzenia, a nawet pocałunki.
-Co do..
-Ślad urwał się w hotelu. Dzisiejszego ranka byli na spacerze- wskazał na jedno zdjęcie- ale potem zniknęli. 
-Dziękuję- mruknąłem- Proszę mnie informować.
Rzuciłem kilkanaście galeonów na stolik i wyszedłem szybko z restauracji.
Wściekły przemierzałem uliczki Londynu, aż dotarłem do domu. Nie wierzę, ze to zrobił. Nie z nim. Wiem, że miał wielu partnerów od naszego rozstania, ale teraz... 
Tego było za wiele.
A.. A on..
Był moim przyjacielem.
Jak mógł mi to zrobić?
Wiedział, że go szukam, że wciąż mi zależy. Obiecał, że mi pomoże.. A tymczasem on..
On go pieprzył!
Nienawidzę go za to. 
Nienawidzę ich obu.

Zaraz po wejściu do domu wysłałem sowę. Odpowiedź przyszła po kilku minutach. Z mściwym uśmiechem aportowałem się do przyjaciela. 

Siedziałem w fotelu i obserwowałem chłopaka naprzeciw. 
-Co cię sprowadza?
-Potter.
Mężczyzna spiął się, ale wciąż próbował zachować pozory, że wszystko w porządku.
-Mówiłem ci już, że nie wiem co z nim. Gdybym wiedział, od razu przekazałbym tobie informacje.
-Z pewnością.
-O co ci chodzi?
-Wiesz.
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Draco.
-Nie pieprz, Zabini.
Spojrzał na mnie zaskoczony, słysząc jadowity ton i pogardę w głosie. Rzuciłem kopertę na stolik. Niepewnie ją podniósł i wysypał zawartość. Pech, a może szczęście, chciał, że pierwsza fotografia przedstawiała pocałunek. Ich pocałunek.
-Co to..
-Okłamałeś mnie, Blaise.
-To nie tak..
-Słuchaj, mało mnie to teraz obchodzi. Okłamywałeś mnie cały czas. Wciąż miałeś z nim kontakt i wiedziałeś, co się z nim dzieje! Ba! Ty go nawet pieprzyłeś!
-Daj mi wyjaśnić.
-A więc słucham.
Były ślizgon westchnął.
-Harry wczoraj pojawił się w Paryżu. Spotkałem go przypadkiem przy fontannie. Poprosił mnie o pomoc. Nie potrafiłem mu odmówić, ze względu na ciebie. Jednak jego.. jego potrzeba była zaskakująca. Na początku byłem sceptycznie nastawiony, ale.. później mnie po prostu przekonał... Naprawdę wcześniej nie wiedziałem gdzie jest..
Rozmasowałem pulsujące skronie i spojrzałem w oczy przyjaciela.
-Pomoc? Harry potrzebował pomocy?
-Nie powiedział konkretnie o co chodzi, ale stwierdził, że muszę mu pomóc i.. No jakoś tak wyszło.
-Co wyszło?
-Miałem udawać jego partnera.
-Co?
-Ja naprawdę nie wiem, Draco. Nie rozumiem. Ale strasznie mu zależało i.. nalegał.. Ja po prostu postanowiłem mu pomóc.. Do niczego nie doszło.. Nic między nami nie ma.. Draco, jemu wciąż na tobie zależy...
-I dlatego przede mną ucieka..-mruknąłem pod nosem.
-To nie tak..
-Nieważne. Pora na mnie. Cześć.
Zanim zdążył odpowiedzieć, ja już byłem u siebie.

Kilka tygodni później znowu spotkałem się z detektywem. Jednak tym razem nie było żadnych nowych informacji. Po spotkaniu długo nie wychodziłem z domu. Ignorowałem każdego, kto próbował się ze mną skontaktować. Dopóki nie dostałem sowy od przyjaciół Pottera.
"Malfoy, 
Domyślam się, że wiadomość od nas jest szokująca,
nie mniej jednak myślę, że ją przeczytasz do końca.
Wiem, co się dzieje z Harrym.
Wszyscy to wiemy.
Wiem, że późno piszę, ale spotkajmy się.
Dzisiaj.
O 16 na Kings Cross.
To jedyne odpowiednie miejsce.
                                                          H. Granger"
Westchnąłem, spoglądając na zegarek. No to trzeba się zbierać.

Trójka byłych gryfonów już czekała. Podszedłem nieco niepewnie i podałem każdemu z osobna dłoń, zaskakując nie tylko siebie.
-Co wiecie?
Weasley'ówna się zawahała.
-Harry.. Harry potrzebuje czasu. Aktualnie jest w Australii,- gdzie?!- ale wraca w przyszłym miesiącu. Malfoy, on chce tylko wszystko przemyśleć. Pozwól mu.
-Od roku to robi, Granger. Czemu mnie unika?
-Nie wiemy tego. Ale myślę, że to ma związek z waszą kłótnią i.. i Cedrikiem.
-Oh, świetnie. Czyli chodzi o jego martwego byłego. Cudnie.
Zmieszali się nieco. Kiedy upewniłem się, że nic więcej nie wiedzą, wróciłem do domu. No i czas zmarnowany..

Przez kolejne półtorej tygodnia nie ruszyłem się z domu. Nic się nie działo, więc nie było potrzeby. Wieczorem dostałem wiadomość od detektywa. Potter był w Londynie.

Zignorowałem rady przyjaciół wybrańca i już następnego ranka pojawiłem się przed mieszkaniem wybrańca. Odetchnąłem głęboko i zapukałem. Bałem się. Cholernie się bałem. Czekałem. Ale jak zwykle bez skutku. Odwróciłem się i już miałem odchodzić, ale wtedy stał się jakiś cud. Drzwi otworzyły się, ukazując umięśnionego chłopaka.
-Czego?
-Ja.. -zawahałem się- Przepraszam, pomyliłem drzwi.
Mężczyzna zniknął, a ja wróciłem do siebie szybciej, niż pojawiłem się w tamtym miejscu.
Potem odpuściłem.

Kiedy minęły dwa kolejne, długie tygodnie, wyszedłem z domu. Spacerowałem mało zaludnioną uliczką z rękami w kieszeniach. Tamtego dnia, kiedy drzwi otworzył ten mięśniak, rozliczyłem się z detektywem Collinsem i więcej się nie spotkaliśmy. Już nie szukałem Harry'ego. Zrozumiałem, że to po prostu nie miało sensu. On nie chciał być znaleziony.
I wtedy go zobaczyłem. Stał na końcu drogi i patrzył prosto na mnie. Czekał. Czekał, aż podejdę i stanę obok. Aż porozmawiamy.
Nie byłem przygotowany na to spotkanie. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś go zobaczę, a tu nagle on wyrasta mi spod ziemi. I to wtedy, kiedy dałem już spokój.
Miałem wiele scenariuszy tej rozmowy. Ale żaden nie pasował. To wszystko się zmieniło z chwilą, kiedy się poddałem. Wtedy właśnie straciłem całą nadzieję, która powróciła, po ujrzeniu jego cudownych zielonych tęczówek. 
Stanąłem naprzeciw niego, spoglądając na zmęczoną twarz ukochanego. Nikły uśmiech zagościł na jego ustach. Odwróciłem wzrok.
-Cześć.
-Cześć.
-Długo się nie widzieliśmy.
Ciekawe, dlaczego?
-Tak..
-Co u ciebie?
Elokwentnie, Potter.
-Dobrze, a u ciebie?
-Tęskniłem.
Zawahałem się.
-Ja też.
-Jesteś zły.
No co ty, kurwa, nie powiesz?
-Uciekłeś ode mnie.
-Potrzebowałem czasu.
-Wiem.
-Ty też.
Nie zupełnie.
Spojrzałem mu w oczy. Ale w nich było pusto. Nie widziałem kompletnie nic. W jego oczach nie można było już dostrzec żadnego uczucia do mnie.
||wyimaginowana