czwartek, 24 listopada 2016

EPILOG

2 maja 1998,
Myślę, że pewnego dnia to zrozumiem. To zaczęło się dawno, o wiele wcześniej niż mógłbym pomyśleć. Mam wrażenie, że to początek, chociaż widzę, że to koniec. Nie pamiętam jak to się rozpoczęło, nie chcę pamiętać, jak to się skończyło..
Chcę zrozumieć, kiedy to wszystko się stało, ale nie potrafię. Dawno. Po prostu dawno. Dopiero teraz dociera do mnie, że nie mam prawa tego pamiętać. Nie chcę za to pamiętać sceny sprzed kilku godzin, kiedy..
Wszystko stracone.
Nic nie ma sensu, moje życie nie ma sensu. Siedzę smutny i boję się kolejnych wydarzeń, boję się pojawić ponownie wśród ludzi.
Lecz jednak nie wszystko stracone! Jeszcze jest jasny płomyczek nadziei, spadającą gwiazdę, łun szczęścia, czy inne ciulstwo. Zwał jak zwał.
Na świecie są miliardy ludzi, w końcu kogoś pokocham. Oboje pokochamy. Poznam kogoś, kto ze mną zostanie. Ale nie chcę kogoś. Chcę tą osobę, która odeszła.
Nic dwa razy się nie zdarza.
Już nigdy nie poczuję się tak samo.
Ale to dobrze. Nie potrzebujemy monotonii, a różnorodności. Nie martwię się tym. Jeszcze go zobaczę.
Każda droga się rozwidla. Wybieramy zawsze inne opcje, spotykamy nowych ludzi i ponownie się zakochujemy, tak jak zrobił to on. Myślimy, że już nigdy się nie spotykamy, że rozstaliśmy się na zawsze, że to koniec. On tak myślał. Kiedy znowu się pojawiłem, był zaskoczony.
Ale to nie jest prawda. Jesteśmy dla siebie stworzeni, więc w końcu się spotkamy.
Na końcu naszej wspólnej drogi, którą nam już przerwano niejednokrotnie. Voldemort już nam nie zagraża, już nie będzie mnie więził ani do niczego zmuszał. Nie będę musiał się ukrywać. Znajdę go.

Początek jest końcem, a koniec początkiem.


Zamknął zeszyt, służący mu za pamiętnik i z cichym westchnieniem spojrzał w niebo. Przypomniał sobie wszystkie spędzone wspólnie wieczory, każdą rozmowę i przeciwności, które napotykali na każdym kroku. Czuł, jak pod powiekami zbierają się łzy. Zamrugał kilka razy, pragnąc się ich pozbyć, jednak nie wyszło. Pierwsza wypłynęła samotnie i powoli. Za nią potoczyły się kolejne. Coś przecięło powietrze. Skupił się i zobaczył jeszcze jeden przecinający czarne niebo ślad. Nigdy nie wierzył w te bzdury, ale nigdy nie szkodziło spróbować. Zacisnął powieki.
-Ostatni raz- szepnął. Otworzył oczy, uśmiechając się blado- Nieważne kiedy. Nieważne gdzie jesteś, ani jak daleko się od siebie znajdujemy. Patrzymy w to samo niebo, Potter. Widzimy te same gwiazdy. Nie pozwolę ci o nas zapomnieć.
Wstał i skierował się do zamku, gdzie ludzie wciąż opłakiwali bliskich. W wielkiej sali zobaczył kilka znajomych twarzy, którym pomachał, przybierając swoją obojętną maskę. Kiedy jedna z dziewczyn go przytuliła, uśmiechnął się kpiąco.
Jeszcze się spotkamy.
-Pomożesz nam opatrzyć rannych?
Spojrzał na dziewczynę i skinął. Ruszył za nią. Kiedy pomagał poszkodowanym, czuł się źle. Jego nie mogli opatrzyć. Jego rany nie były widoczne.

Nikt przecież nie widział krwawiącego serca Dracona Malfoya.
----
Tak, inspirowałam się trochę cytatem z "Trzy Metry Nad Niebem".
Cześć. W tym miejscu chciałam wam podziękować. Nie będę się rozwlekać. Szczerze, opowiadanie jest już stare, nie wiem, co mogłabym napisać. Druga część wciąż jest w planach, ale kto mnie tam wie, jak bardzo odległych.

Chcę podziękować mojej przyjaciółce, z którą przez to ff się kłóciłam kilkakrotnie w ciągu dnia. Chcę podziękować mojemu braciszkowi ciotecznemu, który sprawdzał spójność zdań i dowalał pomysłami. Dziękuję moim dalszym znajomym za głębokie wsparcie. Dziękuję JK Rowling, za pokazanie magicznego świata.
Ale przede wszystkim dziękuję każdej osobie, która czytała Otherside.
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna. 


Jeśli trafiasz tu po zakończeniu opowiadania- zostaw jakiś ślad. Zawsze chętnie poczytam :)
(nie zrażajcie się tym, co wyskrobałam w zakładce o mnie :p)


Więc jeszcze raz DZIĘKUJĘ
i może do zobaczenia gdzie indziej.
Dominika


piątek, 18 listopada 2016

Rozdział 50

L
Kiedy otworzył oczy, obok niego nie było jego ukochanego. Podparł się na łokciach, rozglądając po pustej wieży. Niebo było wciąż ciemne, a słońce bardzo wolno wznosiło się w górę. Poczuł chłodny powiew wiatru. Zadrżał. Chwycił w dłoń swoją różdżkę, przywołując ubrania. Wciągnął je szybko na siebie i podszedł do barierki. Spojrzał w granat nad sobą, odsuwając się nagle.
-Kurwa.
Ruszył biegiem w dół, modląc się, by zdążył. Żeby tylko nie było za późno.
Na niebie rozciągał się mroczny znak.


Uczniowie coraz bardziej przerażeni schodzili na dół. Wiadomość o czaszce na niebie szybko się rozniosła po szkole. Dzieci były przerażone, a starsi tylko udawali odwagę. Każdy się bał. Szeptano między sobą. Wśród młodzieży brakowało dwóch osób. Ślizgoni szukali Draco, a gryfoni Harry'ego. Każdy dom miał swoje czarne scenariusze.


-Muszą przecież gdzieś być!-warknął Nott, uderzając pięścią w stolik. On, Ginny, Ron, Blaise, Luna i Neville schowali się w pustej klasie, żeby przeanalizować zniknięcie przyjaciół. Nie przejmowali się, że właśnie ewakuują szkołę, bo zagraża im niebezpieczeństwo. Bardziej martwili się zniknięciem kochanków.
-Uspokój się- syknęła Hermiona, wchodząc razem z Pansy do klasy- Harry już do nas idzie, a Draco nie ma w zamku.
-Chyba że jest w pokoju życzeń. Czemu nie wyszliście z resztą szkoły?
-Hm, bo szukaliśmy ciebie i Malfoya?
-Nie było go, kiedy się obudziłem.
-Gdzie wyście w ogóle byli?
-Na wieży astronomicznej. A teraz koniec rozmowy, zbieramy się. Nie mam zamiaru chować się przed tym gadem, tylko zmierzyć się z nim.
Szybko wyszli z sali, wtapiając się w tłum uciekających. Theo zaczepił przyjaciela.
-Harry..
-Plan zostaje taki, jak ustaliliśmy. Potrzebuję tego.
-Wygrasz.
Wybraniec wzruszył tylko ramionami.
-Zobaczymy.
Poszli za swoimi przyjaciółmi. Było zamieszanie. Ogromne zamieszanie. Dzieciaki były przerażone, a nauczyciele nie potrafili nad nimi zapanować. Śmierciożercy zaatakowali. Przedostali się ponownie do szkoły. Zabijali.

-STOP!
Grupka nastolatków zaskoczona zatrzymała się, patrząc na wybrańca. Chłopiec spojrzał na inne uciekające dzieciaki i przełknął ciężką gulę w gardle. Wycofał się powoli, wiedząc, że przyjaciele pójdą za nim. Schował się w ciemniejszym kącie i zaczekał. Po chwili nastolatkowie pojawili się.
-Co się dzieje?
-Hermiono..
Gryfonka skinęła głową, a w oczach zabłyszczały łzy.
-Musisz iść z Ronem poszukać diademu Roweny i go zniszczyć. Bez tego nie mam szans.
Pokiwała głową, szybko przytulając przyjaciela i po chwili ciągnęła Rona w poprzek uciekających dzieciaków.
Harry poszedł razem z resztą uczniów do wielkiej sali.



Stał wśród nich, obserwując ich poczynania. Widział, jak przełamują bariery, widział, jak powoli niszczą Hogwart. Widział, jak mordują niewinnych, jak zabijają szkołę. Szkołę, która kiedyś była jego domem.
Cedrik Diggory wolał umrzeć niż to obserwować.



Znaleźli się na siódmym piętrze, blisko pokoju życzeń. Po uprzedniej rozmowie z Heleną Ravenclaw oraz Luną, wiedzieli, jak wygląda ten diadem i gdzie go szukać. Więc skierowali się do ukrytego pomieszczenia, nie spodziewając się tam nikogo, bo przecież wszyscy uciekali. No, prawie wszyscy. Przed pokojem życzeń zobaczyli Crabbe'a, Goyla i.. Malfoya.
Gryfoni zatrzymali się gwałtownie.
-Hermiona- szepnął Draco, a w jego oczach błyszczały łzy. Podszedł do niej, dość niepewnie, cicho szlochając. Dziewczyna bez wahania mocno się do niego przytuliła- Ja muszę..
-Ci.. Wiem, Draco. Wiem.
Chłopiec załkał cichutko, a serce gryfonki rozpadło się na miliony kawałeczków. Co on przeżywa...Pogłaskała go po włosach, odsuwając się.
-Powiedz mu, że go kocham.
Skinęła, a w jej oczach również zalśniły łzy. Ron gdzieś patrzył, nie chcąc pokazywać swoich emocji.
-Przepraszam.. On.. On mnie wzywa..
-Leć. Zobaczycie się jeszcze, obiecuję.
Uśmiechnął się kpiąco.
-Sama w to nie wierzysz.
Później zniknął za rogiem, a dziewczyna trzymała dłoń na otwartych ustach.
-Gnojek..
-Nie, Ron. On ma rację- rudzielec ściągnął brwi- ja sama w to nie wierzę.



Śmierciożercy przytaknęli. Jedni byli przestraszeni, inni szczęśliwi. Większość była w świetnym nastroju, mieli możliwość zniszczyć Hogwart. Część była wystraszona, bo bali się coś zepsuć. I był też Draco. Draco, który wiedział, że lada chwila będzie walczyć przeciwko Harry'emu. Draco, który był przerażony, bo nie chciał tego, ale musiał chronić matkę.
-Idziemy.
Nie było czasu.



Chcieli wejść do pokoju, ale dwaj ślizgoni nie przepuścili ich. Hermiona zmrużyła powieki, zaskoczona. Spróbowała jeszcze raz, kiedy zrozumiała, że ich nie puszczą. Spojrzała porozumiewawczo na Rona i razem obezwładnili chłopców. To był pierwszy raz od dawna, kiedy zrobili coś razem.
-Goryle- mruknął Ron, przekraczając ciało i wchodząc do pomieszczenia.
Kiedy już im się udało odszukać horkruks, postawili go na podłodze. Ron ścisnął mocniej trzymany w dłoni kieł Bazyliszka i zamachnął się. Nim jednak zdążył zniszczyć diadem, do pokoju wbiegli wcześniej obezwładnieni chłopcy. Zaczęli ciskać zaklęciami po całym pomieszczeniu. Gdy Goyle leżał już obezwładniony, Crabbe wrzasnął nieznaną inkantację. Pokój wypełnił ogień, mający kształt zwierząt. Gregory otworzył oczy i widząc ogień uciekł z pokoju życzeń, a gryfoni ruszyli za nim. Vincent również rzucił się do ucieczki. Jednak nim opuścił pokój, jedno ze „zwierząt” zaatakowało go.
Ron i Hermiona spojrzeli po sobie. Diadem Roweny Ravenclaw, który dziewczyna trzymała w dłoniach rozsypał się. Szatańska Pożoga była czarnomagicznym zaklęciem, które nie tylko zabijało, ale również niszczyło horkruksy.
Vincent Crabbe zginął przez własne zaklęcie.


Wrócili do wielkiej sali, by ostatni raz porozmawiać ze swoim przyjacielem.


Przytrzymał się ściany. Nagle usłyszał przeraźliwie piskliwy głos. Głos, który ostatnio słyszał tak często. Lecz tym razem było inaczej. Nie tylko on go usłyszał. Wszyscy go słyszeli.
Rozejrzał się po wielkiej sali, widział jak dzieciaki są przerażone.
Do wielkiej sali wbiegła Hermiona, mocno dociskając dłonie do uszu. Zaraz za nią był Ron.
-Harry..
Wydajcie mi Harry'ego Pottera. Ocalcie siebie i swoje rodziny. Nikt nie musi zginąć. Tylko oddajcie mi Harry'ego Pottera.
-NIGDY!- krzyknął jakiś chłopiec z czwartej klasy.
Nie opierajcie się. On wam nie jest potrzebny. Oddajcie mi go.
Wybraniec upadł na kolana, ciężko oddychając. Podpierał się dłońmi, miał dreszcze.
Wam już nic nie grozi. Będziecie bezpieczni. Tylko oddajcie mi Pottera.
Wrzasnął. Uczniowie skupili na nim wzrok, kiedy wstawał. Voldemort wciąż coś mówił.
-Idę.
-CO?! NIE!
-Hermiono, muszę. Taki był układ. Tak mój los. Przepowiednia nakazała mi się z nim zmierzyć. Skoro szesnaście lat temu przeżyłem, teraz powinienem stawić mu czoła.
Dziewczyna zaszlochała cicho, przytulając przyjaciela
-Widzieliśmy Draco. Kazał ci powiedzieć, że cię kocha.
Gryfon skinął, szybko mrugając, by pozbyć się łez. Przyciągnął gryfonkę bliżej siebie, chowając twarz w jej włosach.
-Kocham cię, Harry- szepnęła cichutko.
-Też cię kocham, Mionka.
Odsunął się od niej, pocałował jej czoło. Przytulił resztę swoich przyjaciół i wyszedł z wielkiej sali, odblokowując umysł.
Zakazany las, Potter.
Skierował się tam, cicho łkając.



Śmierciożercy przedarli się przez bariery. Demolowali szkołę i zabijali niewinne dzieci. Nauczyciele walczyli, ale było coraz ciężej. Większość uczniów siedziała w wielkiej sali, na którą były rzucone bariery.
Hermiona wstała, patrząc na pozostałych. Nott zrobił to samo. Podszedł do niej. Przytulił. I wybiegł z wielkiej sali, znikając w tłumie zwolenników Voldemorta. W tłumie walczących.
-Nie mogę tak- szepnęła dziewczyna i również uciekła z wielkiej sali, włączając się do walki. Za nią zrobiła to Ginny i Pansy, a na koniec Ron i Blaise. Później po kolei z wielkiej sali wybiegały dzieciaki, pomagając w walce.
Albo zginą dla szkoły w walce, albo jak tchórze się schowają.
Do szkoły przybyli aurorzy, a wraz z nimi wszyscy, którzy chcieli pomóc w walce.

Szedł między drzewami, a jego serce biło coraz mocniej. Wziął głębszy wdech i wyszedł na niewielką polanę, na której stało kilku śmierciożerców, w tym Lucjusz i Narcyza Malfoy, Voldemort i Hagrid.
-Harry Potter- zaczął cicho Czarny Pan- Chłopiec, który przeżył.. Przyszedł po śmierć!
Hagrid cicho załkał, natomiast reszta zarechotała.
Patrzył wyzywająco na przeciwnika.
Rozmawiałem z nimi. Zapytałem, czy ze mną zostaną. Mój ojciec odpowiedział, że aż do końca. Voldemort nie będzie ich widział. Syriusz mi to powiedział. Oni są w moim sercu. Nigdy nie chciałem, by za mnie umarli. To była moja wina, ze nie żyją. Więc przyszła i kolej na mnie.
Już mnie nie opuszczą.
Zamknął oczy. Czuł chłodne powietrze, muskające jego policzki. Wiatr opatulał swoim zimnem. Słyszał każdy najmniejszy szmer.
-Avada Kedavra!
Coś przeszyło jego pierś. Po chwili już nic nie czuł.
Upadł.



Nagle śmierciożercy przestali atakować. Jeden po drugim zaczęli głośno rechotać, wznosząc wokół siebie jedynie bariery. Uczniowie i nauczyciele byli zaskoczeni tym nagłym poddaniem się. Profesor McGonagall spojrzała na swojego przeciwnika, który nie śmiał się z resztą. W jego oczach pojawił się ból. Uronił łzę.
Severus Snape zaczął płakać.


Czas zacząć.


Szedł, trzymając chłopca na rękach. Szloch wyrywał się z jego gardła, czuł jak go boli wszystko. Jego serce cierpiało, a gorzkie łzy znikały w gęstej brodzie. Zbliżali się do zamku. Już widział głowy uczniów i profesorów. Z daleka zauważył Rona i Hermionę. Niedaleko stał Malfoy.
Voldemort zaśmiał się szyderczo. Wyszedł na środek placu, patrząc na wystraszone dzieciaki.
-Harry Potter..- zaczął, śmiejąc się. Spojrzał w oczy młodego śmierciożercy, rozciągając wargi w szerokim uśmiechu- nie żyje!
Cichy pomruk przeszedł przez tłum.
-NIE!- wrzasnął blond włosy chłopiec, upadając na kolana. Zaniósł się głośnym szlochem. Hermiona dopadła do niego, szybko podnosząc i coś cicho mówiąc. Kiwnął głową, ale łzy wciąż się lały.
-Chodź do mnie Draco- powiedziała cicho kobieta, stojąca niedaleko swojego pana- Chodź.
-Idź, Draco. Matka na ciebie czeka. Jesteście wolni. Wykonałeś swoje zadanie. Twoja rodzina jest bezpieczna.
Malfoy przełknął ciężko ślinę i niepewnie ruszył w stronę rodziców. Po drodze zatrzymał go Voldemort, przyciągając blisko siebie i nachylając się do jego ucha.
-Dobrze się spisałeś, chłopcze.
-Nie zrobiłem tego dla ciebie wstrętny gadzie.
-Wiem. I tego jeszcze pożałujesz. Wynoś się.
Na pozór wyglądało to tak, jakby go przytulał.
Chłopiec podszedł do rodziców, przytulając matkę. Wycofali się na most i ruszyli przed siebie, nawet się nie odwracając.
-Nie. Nie mogę, mamo. Przepraszam, ale..
Kobieta spojrzała na niego. Tłumiąc łzy kiwnęła głową i pocałowała czoło swojego jedynego syna.
-Pamiętaj, że cię kocham.
-Zawsze.


Wrócił na pole walki. Widział, jak uczniowie szlochają. Widział, jak Voldemort triumfuje. I widział, jak.. Harry stacza się na podłogę?
Potter podniósł się łapiąc różdżkę i wycelował prosto w niego. Draco przełknął gulę w gardle.


Stali naprzeciw siebie i unikali swoich spojrzeń. W oczach Draco błyszczały łzy, kiedy podnosił różdżkę.
Przecież wiedziałem, że do tego dojdzie..
Potter spojrzał w oczy ukochanego i uniósł różdżkę, pozostając niewzruszonym, choć pod maską obojętności skrywał się ból. Przerwał kontakt wzrokowy, nie potrafiąc spojrzeć Draco w oczy podczas wykonywania tej czynności. Blondyn drgnął, nim wykrzyknął:
-Kocham cię, Potter!
Opuścił różdżkę. Nie będzie z nim walczył.
Gryfon zduszonym głosem wyszeptał dwa słowa, które mogły zniszczyć wszystko:
-Avada Kedavra..
Zielony strumień światła rozświetlił bezgwiezdną noc, a ciało upadło z głuchym łoskotem.
Spojrzał w oczy przeciwnika, z którym musiał się zmierzyć. Kiedy jego przyjaciele opatrywali rannych, pod groźbą, że zginą, jak się nie ewakuują, on udawał martwego.
-Jak..
-Normalnie. Może teraz przynajmniej staniesz do walki, a nie wykorzystasz fakt, że jestem bezbronny, jak wcześniej, pieprzony tchórzu.
-Cru...
-Protego!
Podszedł do niego. Voldemort, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, opuścił różdżkę czekając. Chłopiec podszedł do niego spokojnym krokiem, swoją broń trzymając na dole, w pogotowiu.
-Cholerny chłopcze, który przeżył, czego oczekujesz? Bo chyba nie myślisz, że teraz daruję ci życie, po tylu latach.
-Nie, gadzie.
Śmierciożercy obserwowali te scenę równie zaskoczeni, co swój Pan. Nie słyszeli ich rozmowy, ale wyczuwali, że coś jest nie tak.
-Skończmy to tak, jak zaczęliśmy, Tom. Razem- złapał go za szyję i pociągnął. Zsunęli się z krawędzi, spadając w dół. Upadli na marmurową posadzkę dziedzińca. Podnieśli głowy, podczołgując się do swoich różdżek. Złapali je w tym samym momencie i obaj podnieśli się na nogi.
-Avada Kedavra!
-Expelliarmus!
Dwa zaklęcia spotkały się pośrodku. Zielony strumień światła przeważał powoli nad czerwonym.
Gdzieś obok nich przemknęła Nagini, sunąc w stronę zamku.


Ron rzucił zaklęcie na potwornego węża, bojąc się go. Hermiona gdzieś po drodze zgubiła swoją różdżkę. Weasley ciskał zaklęciami broniąc siebie i swoją byłą już dziewczynę. Nic jednak nie pomagało. Wąż był coraz bliżej i bliżej. Już otwierał paszczę, żeby ich pożreć, kiedy powietrze i cielsko węża przeciął srebrny miecz Godryka Gryffindora trzymany przez Neville'a.


Przerwał zaklęcie, czując ucisk w klatce piersiowej. Zawahał się i spojrzał na złotego chłopca. Zamachnął się i z jego różdżki ponownie wystrzelił zielony strumień, a różdżki przeciwnika czerwony. Spotkały się znowu w drodze, jednak tym razem, to czerwień wygrywała. Zaklęcia ugodziły pierś największego czarnoksiężnika. Osunął się na posadzkę z szeroko otwartymi oczami.
Expelliarmus odbiło Avadę.
Harry Potter wygrał.



Podniósł się z klęczek, patrząc na ciało wroga. Niedaleko leżały inne ciała. Skierował się w stronę ruin zamku, przekraczając ciało swojego ukochanego, którego wcześniej musiał.. zabić.
Minął je, można by rzec obojętnie. Wszedł do tego, co z zamku zostało, stając pośrodku zamieszania. Jego przyjaciele opłakiwali zmarłych, a on nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Po kilku, dłużących się w nieskończoność sekundach, widok przysłoniła mu burza loków.
-HARRY! Boże! Nic ci nie jest?! Jesteś cały?!- szlochała, przytulając przyjaciela- Gdzie jest Dra..co?
Głos Hermiony załamał się przy imieniu byłego wroga.
-Nie. Nie wierzę.. nie!. Harry, nie zrobiłeś tego.. Nie mogłeś tego zrobić! NIE! Harry, błagam..
Potter spojrzał na swoją przyjaciółkę zamglonym wzrokiem. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Dopiero teraz zrozumiał.
-Musiałem..
-O Boże, Harry..- przytuliła go mocniej, łkając w jego koszulkę- Tak mi przykro.
Stali tak kilka minut, a po chwili złapała go za dłoń i pociągnęła do Rona. Gdzieś niedaleko Harry dostrzegł Notta, któremu tylko skinął głową.
Przez następnych kilka godzin trójka przyjaciół opatrywała rannych, bądź sprowadzała zwłoki do zamku. Do ruin Hogwartu.


Nie, to słowa nie mogły wszystkiego zniszczyć.
One zniszczyły.


Wykorzystał chwilową nieuwagę przyjaciół i wymknął się z zamku. Skierował się na most i tam zapalił ostatniego papierosa w tej szkole. Patrzył na ruiny swojego domu, a po jego policzkach spływały łzy. Czekał.
Theodore szedł spokojnym krokiem, dłonie trzymając w kieszeniach. Zatrzymał się obok swojego przyjaciela, nie odzywając ani słowem. Podążył za jego wzrokiem i westchnął cicho. Wyjął swoje papierosy i również zapalił. Położył dłoń na dłoni Pottera, spoczywającej na fragmencie marmuru.
Stali tak, pogrążeni w ciszy, paląc papierosy, a może wspomnienia. Wojna dała im dużo do myślenia.
Uśmiechnęli się smutno, niemal w tym samym momencie.
-Jesteś pewien?
Głuchą ciszę przerwał spokojny, cichy głos Notta.
Harry zgasił szluga i wyrzucił za most.
-Jak nigdy przedtem- odpowiedział równie cicho, nawet nie patrząc na przyjaciela.
Theo również wyrzucił niedopałek.
Harry spojrzał na swojego przyjaciela. W jego oczy. Wyczytał z nich to, czego Theodore nie był w stanie powiedzieć.
Bariery zostały zburzone.
Hogwart nie był Hogwartem.
Pozostały tylko ruiny i wspomnienia.
Słychać było ciche pstryknięcie i na moście nie było już żywej duszy.
Zniknęli.
Hogwartu już nie było.------------------------
Wszem i wobec ogłaszam, że doczekaliśmy się końca opowiadania. Przed wami został już tylko epilog, który wrzucę za kilka dni, tak sądzę. Ten rozdział wiele przeszedł: najpierw miał być w poniedziałek, potem w niedzielę, znowu w poniedziałek potem wtorek, środa, czwartek..
Aż w końcu jest piątek i rozdział :)
Dziękuję wszystkim, którzy to czytali, jestem naprawdę szczęśliwa, że to opowiadanie przyjęło się z takim zaangażowaniem. Za każdą gwiazdkę, komentarz, prywatną wiadomość czy solidny ochrzan szczerze dziękuję
Prawdę mówiąc, serce mi się kraja, że już koniec, ale..
nigdy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;)
Bardzo was kocham misie. Może jakiś jeden jedyny komentarz, podsumowujący? Kocham was mocniutko.
Chyba chce mi się płakać. Do przeczytania jeszcze kiedyś! <3

Jeszcze raz dziękuję. 
wyimaginowana <3

sobota, 12 listopada 2016

Rozdział 49

XLIX
Skierowali się do zakazanego lasu, co nie spodobało się wiecznie zazdrosnemu Draco, przysiedli nad jeziorem. Cedrik bardzo chciał dotknął gryfona, ale chłopiec się odsunął.
-Harry..
-Nie dotykaj mnie- warknął, odsuwając się jak najdalej. Cedrik spuścił głowę.
-Proszę..
-Chcę wiedzieć wszystko- syknął, przez zaciśnięte zęby- Od turnieju.
-Harry, to nie tak jak..
-Nie pierdol, tylko mów!- ryknął, starając się nie uronić łzy.
-Dobrze- westchnął puchon- dobrze. Przed trzecim zadaniem spotkałem Glizdogona. Zaprowadził mnie do Czarnego Pana. Był tam też Lucjusz Malfoy z tym swoim cholernym, zapatrzonym w ciebie jak w obrazek synalkiem. Już wtedy go nie lubiłem. Wiedziałem, że się w tobie podkochuje od pierwszej klasy, więc byłem cholernie zazdrosny. Czarny Pan zaproponował mi pewien układ. Nie wejdę do labiryntu, ale zostanę jego zwolennikiem. Do tej pory nie wiem, po co mu był ktoś taki jak ja. We mnie miał się wielosokować młody Malfoy, gnój był gotowy oddać życie, tylko po to by przez tydzień być twoim chłopakiem. Nie zgodziłem się na to. Więc Czarny Pan podstawił jakiegoś mało potrzebnego mu śmierciożercę, a my dwaj byliśmy bezpieczni w zamku i Jego siedzibie. Nie wiedziałem, jaki był jego cel. Nie miałem pojęcia, że się odrodzi z twojej krwi i będzie chciał cię zabić. Może to głupie, bo wiem, że od dłuższego czasu tego chciał, ale.. Obiecał mi, że cię nie skrzywdzi. Zrobiłem to, żeby nas obu ratować. Nie widziałem podstępu. Jedynym warunkiem było rozstanie. Miałeś myśleć, że nie żyję, żeby nic się nie zepsuło. Miałem wgląd do twojego życia. Wiem, że to oszustwo, ale tego zażądałem. Wolałem też, żebyś nie wiedział, że żyję, bo chciałbyś wyjaśnień, a ja nie mogłem i nie wiedziałem, co ci powiedzieć. No i według mojego cholernego urojenia wciąż byliśmy razem. Później się dowiedziałem i uciekłem. Malfoy mnie już wtedy wyprzedził i wkroczył do twojego życia. Wróciłem, ale było za późno. Zakochałeś się w nim. Wiem jednak, że między nami nie jest wszystko skończone. Kochasz mnie i dlatego jest ci tak trudno uwierzyć w to co mówię. Przykro mi, Harry.
-Cały czas kłamałeś.. Nawet, kiedy jeszcze ze mną byłeś..
-Nieprawda! Mówiłem ci! Kiedy poznałem plany Voldemorta uciekłem i dlatego musiałem się ukrywać.
-Ale do niego wróciłeś..
-Musiałem. Złapali mnie. Nie chciałem umrzeć.
-Śledziłeś mnie..
-Tu nie mogę zaprzeczyć. To prawda. Wiem o każdym twoim partnerze i pocałunku z Nottem. Wiem o każdym seksie, każdej randce, każdym muśnięciu dłoni. Wiem o każdym nieczystym zagraniu Malfoya i o tym, co dokładnie zrobił ci Ron.
-Ale..
-A skąd Malfoy wie o naszym pocałunku? Albo innych incydentach w lesie, przy których go nie było? Prosta odpowiedź. Służy Czarnemu Panu, a Voldemort ma wgląd na moje życie i co robię w danym momencie. Czy to ma sens? Nie. Żadnego. Przepraszam..
-Nie wierzę ci- Harry'emu zaszkliły się oczy- kłamiesz- kręcił głową, próbując wyrzucić z niej te straszne rzeczy, których się przed chwilą dowiedział- KŁAMIESZ! Proszę, błagam, powiedz mi, że kłamiesz..
-Chciałbym, Harry. Naprawdę chciałbym. Wciąż cię kocham i nigdy nie przestałem i nie mam zamiaru.
-I właśnie dlatego próbowałeś mnie zabić razem z NIM? Cedrik.. Jak mogłeś?- mokre ślady wyznaczyły sobie ścieżkę na twarzy chłopaka.
-Przepraszam Harry..- po jego policzkach również spłynęło parę łez. Wściekły gryfon poderwał się i ruszył w stronę zamku. Cedrik złapał go za łokieć- Harry, zaczekaj!
-Zostaw mnie.. PUŚĆ!
-Harry, proszę!
-NIENAWIDZĘ CIĘ, ROZUMIESZ?! NIENAWIDZĘ! ODEJDŹ! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! Odejdź..
Szarpnął ręką i zapłakany wybiegł z zakazanego lasu. Minął zmartwionych przyjaciół i biegł dalej, biegł, aż nie znalazł się na siódmym piętrze w pokoju życzeń. Póki nie został sam. Nie dopuścił do siebie nikogo. Długo. Póki się nie uspokoił. Dopiero potem wyszedł i od razu znalazł się w ramionach Draco. Poszli wszyscy do pokoju wspólnego gryfonów i tam Harry opowiedział im wszystko.


Diggory wrzasnął. Kopnął mocno kamień, znajdujący się najbliżej jego stopy. Był wściekły na siebie, bo to była jego wina. Zgodził się na tamten cholerny układ. Zgodził się współpracować z tym pieprzonym gadem. Gotów był zabić swojego ukochanego tylko po to, by sam mógł żyć. Był takim kurewskim kretynem, że nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Szarpnął za włosy, po jego policzkach spływały łzy. Miał ochotę wejść do tego cholernego jeziora i się utopić. Przywiązać sobie kamień do szyi i zejść na dno, rozpaczliwie próbując się wydostać na powierzchnię. Chciał umrzeć, bo zranił chłopca tak bardzo, że właściwie zranił siebie.
-Gdybym tylko kurwa miał tyle odwagi, zabiłbym się. Zabiłbym się już dawno.
Spojrzał wilgotnymi oczami w czarne niebo. Potem się deportował.



-Kłamał.
Draco skwitował tym jednym słowem cały wywód gryfona. Nie powiedział całej prawdy, czego chyba się Harry domyślił. Westchnął głośno, pocierając sobie skronie. Patrzył w buchający ogień w kominku, w wesołe ogniki, czując jak szklą mu się oczy.
-Dobra, nie do końca.
Harry uniósł brew, a Hermiona zmarszczyła brwi, głaszcząc przyjaciela po dłoni.
-To prawda, byłem z ojcem u naszej gadziny. Owszem, dostałem propozycję wielosokowania się w niego i tak, tu też miał rację- chciałem tego. Chciałem przez chwilę być na jego miejscu, poczuć jak z tobą jest, bo kolejny raz muszę mu przyznać rację, kocham cię od dawna. Jednak nie służę Czarnemu Panu. W sensie, nie do końca. Mam mroczny znak na przedramieniu, o czym doskonale zresztą wiesz- Ron zachłysnął się powietrzem- ale nie jestem po jego stronie. Nie zupełnie. Niektóre z jego poglądów są.. niezłe, ale ogólnie jestem przeciw jego wizji zdemolowania świata. I zabicia mojego głupiego chłopaka..
-Dzięki- sarknął Harry.
-Tak czy inaczej, muszę z nim w miarę współpracować. Nie dlatego, ze mi ojciec każe, bo i tak go nie będę słuchać, ale dlatego, że muszę chronić matkę, Harry.
-Rozumiem. Chyba. Albo nie. Nie wiem.
Draco zachichotał.
-Kocham cię, głuptasie. Kocham cię cholernie i powtórzę, po raz kolejny muszę przyznać Diggory'emu rację. Nie trwa to od dzisiaj. Tylko od pierwszego dnia tutaj, w zamku. Gad rzeczywiście ma wgląd do życia naszego playboya. Na moje jednak nie ma „widoku”, a tym bardziej wpływu.
Harry pokiwał powoli głową, wciąż jednak do końca wszystkiego nie rozumiejąc. Był zaskoczony nagłym przypływem informacji.
Spojrzał w ogniste języki i westchnął cicho.
-Muszę jeszcze raz porozmawiać z Cedrikiem. Na spokojnie. Muszę to wyjaśnić.
-A żebyś wiedział, że musisz. Bo Diggory mnie już wkurwia. Mógłby łaskawie przestać się wpierdalać w nasz związek.
Harry zachichotał, kręcąc głową.
-Zazdrośnik.
Podniósł się, kierując do dziury w portrecie. Chciał się przejść i przemyśleć, co miałby powiedzieć byłemu chłopakowi.
Wpadł na Ginny, która akurat weszła do pokoju wspólnego. Spojrzała na Malfoya i ściągając brwi, wspięła się na palce, przybliżając do ucha przyjaciela. Wyszeptała coś, na co gryfon pokręcił przecząco głową. Odsunęła się, wzdychając.
-Musisz to zrobić- powiedziała głośno. Potter przytaknął i wyszedł na korytarz, kierując się w stronę lochów. Po chwili poczuł, jak czyjaś dłoń wsuwa się w jego i uśmiechnął się lekko.
-Pójdę z tobą do Cedrika.
-Ok.
-Nie zaprzeczasz?
-A mam szansę wygrać?
-Hm.. Nie.
-No właśnie.
-Co ci powiedziała ruda?
-Musisz wszystko wiedzieć?
-Tak.
Potter mruknął coś pod nosem, nadymając się. Szedł powoli po schodach i wydymając policzki westchnął.
-Twój ojciec mnie zaatakował.
Draco mruknął coś pod nosem i westchnął; wiedział.



Czwartego i piątego dnia egzaminów uczniowie nie mieli już sił na nic. Harry ciężko godził treningi quidditcha, owutemy, czas z chłopakiem, czas z przyjaciółmi i szukanie cholernego Cedrika. Znowu. Nie miał na to wszystko ochoty. Ponownie siedział samotnie na wieży astronomicznej i rozmyślał nad tym, dlaczego Voldemortowi nie udało się go zabić siedemnaście lat temu.
-Oh, jakże by było łatwiej- szepnął, patrząc w ciemne niebo.
Był siedemnasty kwietnia, a Harry dalej był w martwym punkcie.


Następnego dnia spotkał się z Draco na błoniach i razem poszli do zakazanego lasu. Draco oparł się o drzewo przy jeziorze, obserwując to miejsce z niechęcią. Był lekko naburmuszony, ale chciał iść z ukochanym. Przecież nie mógł go zostawić na pastwę tamtego zboczeńca.
Oglądał bruneta, który krążył w miejscu, mrucząc coś pod nosem i tarmosząc złoty wisior z jakimś wzorem. Nawet się mu nie przyjrzałem..
W pewnym momencie wybraniec warknął i cisnął talizmanem w najbliższe drzewo- obok Draco. Zawieszka odbiła się od pnia i otworzyła się, spadając na ziemię. Gryfon warknął pod nosem i patrzył na miejsce, w którym leży łańcuszek z obrzydzeniem. Malfoy westchnął i sięgnął po biżuterię. Jego serce na moment stanęło, kiedy zobaczył zdjęcie. Upuścił medalion.
Harry zmarszczył brwi i podszedł, podnosząc zgubę z trawy. Westchnął cicho.
-To nie tak- mruknął.
-A JAK?! DO KURWY NĘDZY, UFAŁEM CI!
-Draco, pozwól mi wyjaśnić..
-TU NIE MA CZEGO WYJAŚNIAĆ! WSZYSTKO DOSKONALE WIDAĆ!
-To jest..
-Nie wmawiaj mi, że stare bo wyraźnie widzę, że to jest ten rok- warknął, popychając bruneta.
-Daj spokój, Draco. To był tylko..
-Niewinny seks?- prychnął.
-.. jeden raz. Który nawet nie doszedł do skutku.
-Oh, przerwałem?
-Nie. Nie byliśmy nawet razem.
-Co?
-To był moment, kiedy chciałem się zabić. Pamiętasz? Zerwałem z tobą. Unikałem innych.
-To było przed przerwą świąteczną.. Potem wyjechałeś..
-Tak. Miałem zamiar nie wrócić. Ale potem uświadomiłem sobie, że cię kocham. I nie potrafiłem tak was skrzywdzić..
-Ale ty.. z nim..
-Nie. Było bardzo blisko. Mówiłem ci o tym, pamiętasz?
-Tak, ale..
-Draco, idź do zamku. Poradzę sobie z nim.
-Gdzie to było?
-Nieważne. Wracaj. Zobaczymy się wieczorem.
-Idę z tobą.
-Obawiam się, że mam rozmawiać z Harrym, a nie tobą, Malfoy. Więc spierdalaj.
Chłopcy odwrócili się, patrząc na zbliżającą się postać.
-Diggory- warknął arystokrata.
-Dzięki, ale wiem, jak mam na nazwisko. Chciałbym porozmawiać z MOIM Harrym.
-Chyba moim, dupku.
-JA NIE JESTEM RZECZĄ!- ryknął Harry, patrząc na nich jak na małe dzieci- Draco, jeśli nie wracasz to siedź cicho. Ced, chciałem, żeby był na tej rozmowie. Chcę wyjaśnić wszystko. Od początku.
-Okej.
-Pomijając relację, kiedy jeszcze nie było turnieju, dodam. Bo zaraz zaczniesz opowiadać nasze intensywne życie..
-Seksualne?- mruknął Nott, wychodząc zza drzew.
-Jeszcze jego brakowało..
Brunet westchnął, podchodząc do puchona. Usiedli na skraju jeziora i cicho pogrążyli się w rozmowie. Ślizgoni chłonęli każde słowo.


Wracając do wieży Gryffindoru, z depczącymi po piętach ślizgonami, chłopiec myślał nad rozmową. Nie dowiedział się niczego więcej, jednak tym razem pogadali spokojnie. Nie krzyczeli, nie kłócili się. Nie było łez ani niedomówień. Wszystko było jasne. Bolesne.
Słabym głosem wypowiedział hasło, a Gruba Dama wpuściła go do środka, patrząc nań ze współczuciem. Harry przeszedł przez pokój wspólny, ledwo stawiając kroki. Zignorował swoich przyjaciół, którzy bacznie go obserwowali. Wspiął się po schodach i trzasnął drzwiami do dormitorium.
-Colloportus!
Podszedł do swojego kufra i wyrzucił z niego parę rzeczy, w dłonie biorąc małe, zapakowane pudełeczko. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Odwinął szary papier, którym przykrył krwistą czerwień. Otworzył je. Wyciągnął sygnet i obrócił go w palcach. Przeczytał grawer i uśmiechnął się.
-Tak.
Zamknął je, przycisnął do piersi i zwinął się w kłębek na swoim łóżku. Zdjął okulary i położył je na stoliku obok.
-Ale dawno temu.
Zamknął oczy i Morfeusz porwał go w swoje objęcia.


Ron i Hermiona spojrzeli po sobie, wzdychając cicho. Kiedy ślizgoni do nich podeszli, gryfonka przytuliła się do Draco. Zaskoczony chłopak objął ją jedną ręką.
-Co jest?
-Harry za nim tęskni- mruknął rudzielec- Nigdy nie przestał. Przez trzy lata nie wracał w większości na noc do dormitorium. W końcu odkryliśmy, gdzie przesiadywał noce.
-Gdzie?
-W bibliotece.
-Ale po co?
Hermiona westchnęła i odsunęła się od chłopaka. Spojrzała w wesoło tańczące w kominku ogniki.
-Szukał sposobu, jak go wskrzesić.
-CO?!
-Nie wiem tylko jak daleko zaszedł w poszukiwaniach.
-Był daleko- szepnął Nott- Nigdy mi nie powiedział po co to było, ale cały rok zanim zaczęliście się spotykać siedziałem z nim w bibliotece i mu pomagałem. Z resztą, nie tylko rok..
-Nie rozumiem?
-Harry nie przestał szukać, kiedy się związaliście- powiedziała dziewczyna.
-Ale..
-Kiedy dowiedział się, że Cedrik żyje postanowił zrobić wszystko, byleby go uratować..
-.. Chciał oddać życie..
-.. A nawet przejść na stronę Voldemorta..
-.. Może z trzy miesiące będzie, kiedy sobie odpuścił.
-Jakoś mniej więcej wtedy, kiedy zaczął cię tracić i zrozumiał, że walczy nie o tą osobę, o którą powinien.
-Ale nie oszukujmy się.
-Na początku cię nie kochał.
-Byłeś tylko zabawką- usłyszał blondyn. Zamarł. Jego oczy się zaszkliły. Usiadł na fotelu, chowając twarz w dłoniach. Po kilku minutach spojrzał na znajomych i po prostu oddech uwiązł mu w gardle; nie wierzył.
-Dla..czego?
-Potrzebował odskoczni od całej tej presji.
-Lubił seks. Od zawsze.
-Przez długi czas spotykał się z.. z kim właściwie?
-Chyba ze Smithem..
-Ze Smithem to był przelotny romans- mruknął Nott- zakrywał się nim tylko.
-Nie rozumiem?- Hermiona uniosła brwi. Tym razem ona była zaskoczona.
-Przez prawie rok spotykał się z Zabinim.
-CO?!- Draco poderwał się na równe nogi, patrząc w szoku na Theo.
-Myślałem, że się ustabilizował, choć wtedy nie wiedziałem po kim tak cierpi. Jednak kiedy wszystko się już układało, nagle się rozstali i udawali, że się nie znają.
-Ale..
-Potrzebował się odstresować. Myślę, że..
-Że nie przypuszczałem, że się w nim zakocham. To masz na myśli?
Wszyscy spojrzeli na schody, gdzie oparty o ścianę stał Harry, z rękami założonymi na piersi.
-Jak długo..
-Wystarczająco, żeby słyszeć całą rozmowę. Wiecie o mnie więcej, niż mógłbym przypuszczać-prychnął.
-Harry..
-Czy to prawda?- przerwał Malfoy. Wybraniec spojrzał w jego zaszklone oczy i poczuł okropne wyrzuty sumienia. Powoli skinął głową- Dlaczego?
-Już ci powiedzieli. Potrzebowałem odskoczni od problemów.
-Padło na mnie?
-Nigdy by na ciebie nie padło, gdybyś mnie nie dopadł na tamtym korytarzu. Odmieniłeś całe moje życie.
-Nieźle grasz na emocjach, Potter.
-Wiem. Przepraszam. Nigdy nie chciałem cię zranić. To miał być tylko przelotny romans..Ale pokochałem cię.
-Chyba już ci nie wierzę..
-Nie dziwię się. Ale spokojnie. Jak Voldemort zaatakuje, nie będę walczyć. Poddam się.
-SŁUCHAM?!- Hermiona poderwała się do pozycji pionowej. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
-Trafię tam, gdzie powinienem być od siedemnastu lat. Pod ziemię. Proszę, pochowajcie mnie w Dolinie Godryka.
-Skończ pierdolić, Potter. -Harry spojrzał na arystokratę ze zmarszczonymi brwiami- tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.


Następnego dnia, Harry postanowił oddać pierścionek Cedrikowi. Postanowił więc spotkać się z nim, ten ostatni raz. Usiedli, jak zawsze, na brzegu jeziora, by porozmawiać. Diggory był nieco zaskoczony tym nagłym spotkaniem, ale cieszył się. Może to był przełom ich znajomości. Może.
Harry westchnął, nim zabrał głos. Pokopał butem w gruncie, patrząc na spokojną taflę jeziora.
-Myślałem o nas.
Cedrik uśmiechnął się.
-Przeanalizowałem to wszystko. Wiem, że z tobą będę szczęśliwy. Będę miał dobre życie. Że nic nam nie będzie grozić. Że będziemy się wspierać.
Uśmiech puchona poszerzał się z każdym kolejnym słowem.
-Podjąłem decyzję.
Wstał. Wyciągnął z kieszeni spodni małe pudełko i mocno je ściskając, uśmiechnął się.
-Trzymaj.
Wcisnął byłemu chłopakowi sygnet i skierował się do zamku.
-Co? Harry, ale.. Mówiłeś..
-Że z tobą byłoby mi dobrze. Ale ja kocham Draco. Wolę mieć z nim życie w ekstremalnych warunkach niż z tobą w luksusach.
Zniknął pomiędzy drzewami, a jego wargi rozszerzone były w uśmiechu.


Kolejne dni już nie były tak ponure. Harry spędzał czas z przyjaciółmi, chcąc dać trochę swobody Draco. Przesiadywał w pokoju życzeń sam, ale najczęściej był z Hermioną na błoniach. Tak właśnie wyglądał ten czwartek.
Potter leżał na plecach, chłonąc ostatnie promienie słoneczne tego dnia. Hermiona czytała jakąś wielką księgę z biblioteki.
Chłopiec w pewnym momencie się zaśmiał.
-Niewiarygodne, prawda? Jeszcze niedawno byłem u wujostwa.. Mieszkałem w komórce pod schodami.. Masakra-zachichotał.
-Jesteś czarodziejem, Harry.
-Ja? Nie.. Pani się pomyliła.. Jestem Harry.. Tylko Harry- oboje zaśmiali się głośno.
-Jaki ty jesteś głupi..
-Owszem, jestem. A wiesz co jest dobre? Nie tylko jestem głupi.. Również jestem z tego dumny!
Hermiona zachichotała. Uwielbiała, kiedy Harry był taki.. wesoły.. pełen energii i chęci do życia.. taki uśmiechnięty..

Syknąłem, łapiąc się za czoło. Dzień rozpłynął się. Leżałem teraz w jakimś ciemnym miejscu... Nie, to była nicość. Wstałem i rozejrzałem się. Czarno. Wszędzie było czarno. W oddali połyskiwało coś. Podszedłem tam, widząc stare, zniszczone lustro.
Ain Eingarp? O co tu chodzi?
Niepewnie zbliżyłem się. Spojrzałem na złotą ramę, zdobioną napisem: „AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO
nie rozumiem tego...
I nagle już nie było to zwierciadło, które widziałem na pierwszym roku. A przynajmniej tak mi się wydawało, że to nie jest to samo. Bo kiedy spojrzałem w swoje odbicie zobaczyłem Voldemorta, nie siebie.
Krzyknąłem, upadając.

Przerażony patrzył przed siebie, kiedy do niego dotarło, że to się nie działo naprawdę.. Ale to było dziwne. Takie inne.. Bał się. Bał się, że to prawda.
W końcu tyle ich łączyło..


Następne dni były długie. Za długie, jak na koniec kwietnia. Chłopiec był przerażony ostatnią wizją. Stał się cichy i spięty. Mniej ufał ludziom i częściej zamykał się sam w pokoju życzeń. Uciekał od wszystkiego, ale nie mógł od siebie. Codziennie przyłapywał się na tym, że widzi coraz więcej podobieństw między sobą, a Tomem. I Voldemortem.


Draco miał dość tych samotnych dni. Już pierwszego wiedział, że wybaczy gryfonowi. Kochał go tak mocno, że nie wyobrażał sobie tego nie zrobić. Z resztą, to było tak dawno.. W życiu jeszcze ich spotka tyle złego.. Zdążą się nacierpieć. Teraz niech się cieszą.
Pierwszego maja spotkał się z ukochanym na wieży astronomicznej.

Koc leżał rozłożony niedaleko nich. Oni stali oparci o barierkę, patrząc w niebo, w piękne czarne niebo. Gwiazdy świeciły mocno, tak mocno, jak jeszcze nigdy. Księżyc był niewiarygodnie blisko nich, jak na wyciągnięcie dłoni.
Harry spojrzał na ukochanego i wtulił się w jego tors. Uśmiechnął się lekko i powrócił wzrokiem na ciemny aksamit. Poczuł, jak Draco się porusza i już po chwili nie stał za nim. Zmaterializował się za to przed nim, wyciągając dłoń, jakby go o coś prosił. Jakby czekał.
-Zatańczmy.
Zaskoczony brunet wpatrzył się w jego oczy. Wyrażały smutek, niepewność, ale i miłość. Uśmiechnął się, łapiąc jego dłoń.
Arystokrata objął wybrańca w talii, a ten zarzucił ręce na jego kark. Kołysali się bez muzyki, zapatrzeni w siebie. Mieli dla siebie kilka chwil, kilka cudownych chwil, których nic nie mogło zburzyć.
Tańczyli, a jedynym tego świadkiem była noc.
Tańczyli bez muzyki, bo wystarczyła im wzajemna obecność.
Tańczyli, bez słów wyrażając swoje uczucia.
Draco nachylił się i złączył ich usta w czułym, delikatnym pocałunku. Przenieśli się na koc, a romantyczna chwila towarzyszyła im, nawet na chwilę nie będąc przerwana. Kochali się czule i namiętnie i znów..
Jedynym świadkiem była noc.
~*~

Zielony strumień światła rozświetlił bezgwiezdną noc, a ciało upadło z głuchym łoskotem na zimny marmur. Szloch opuścił gardła, a wiatr zawiał, złowrogo się śmiejąc.
/wyimaginowana

czwartek, 10 listopada 2016

Rozdział 48

XLVIII
-Co?
Draco spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem. Jego oczy wyrażały zdezorientowanie, ale i smutek oraz niepewność. Harry nie odpowiedział, nie wiedział co. Cała ta szopka była już jakiś czas temu i właściwie większości tej rozmowy nie pamiętał. Większości, bo wiedział, że powiedział, iż kiedyś by się zgodził. Kiedyś. Kiedyś nie znaczy teraz.
-Kiedy?
Ale Potter nadal milczał. Myślami był właśnie w zakazanym lesie. Stał z rozdziawioną buzią i patrzył na klęczącego przed nim Cedrika. Cedrika z pierścionkiem zaręczynowym w ręce. Dopiero kiedy poczuł szturchnięcie, zorientował się, że jego chłopak czeka.
-Jakiś czas temu. To było, kiedy spotkałem się z nim sam. Chyba przed moim wyjazdem.
-I..
-Praktycznie nie byliśmy wtedy razem, Draco..
-Dlaczego nawiązujesz do naszego związku w tamtym okresie? Co mu odpowiedziałeś?
Ale Harry nie odpowiedział. Nie chciał. Leżał, jeszcze przytulony do ukochanego, a jego myśli krążyły wokół byłego kochanka. Przed oczami w ciąż miał obraz klęczącego puchona, czekającego na odpowiedź. Czemu tak się to skomplikowało.. Czemu nie powiedział wcześniej.. Zamknął oczy, nie chcąc pozwolić, by łzy wypłynęły na powierzchnię..
Cisza w pomieszczeniu stawała się coraz bardziej niezręczna. Dłużyła się. Atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
-Co mu odpowiedziałeś?
Wybraniec przełknął gulę w gardle, tak bardzo bojąc się reakcji. Co jeśli.. Nie.
-Harry?
-Że.. kiedyś bym się zgodził- szepnął cicho. Poczuł jak chłopak się odsuwa- Draco.
-Idź.
-Co? O czym ty..
-No idź do niego.
-Draco, proszę cię..
-IDŹ.
-Draco.. Zrozum, że..
-Jestem problemem. Rozumiem.
-Draco..
-Przeszkadzam. Przecież chcesz wziąć ślub z tym chujem. Który cię zranił setki razy, który wykorzystał cię w trzeciej klasie.. Ale ty go kochasz...
-Draco, zamknij się. Powiedziałem mu, że nie. Nie, bo nie mogę. Kiedyś bym się zgodził, ale kiedyś to znaczy trzy lata wcześniej, jak byliśmy razem.. Nie mogę za nie go wyjść. Nie chcę, bo...
Draco nie odzywał się, co chwila pociągając nosem. Łzy w jego oczach usilnie próbowały się wydostać na powierzchnię, ale nie mógł na to pozwolić. Nie przy Harrym. Nie mógł okazać słabości.
-Bo cię kocham. To mu powiedziałem.
Malfoy spojrzał spod grzywki, zaszklonymi oczami. Z jego oka wypłynęła pierwsza łza. Nie chciał stracić Harry'ego, bo go kochał, ale nie.. Nie mógł stać mu na drodze do szczęścia. Nie zatrzymałby go siłą. Za bardzo mu zależało, żeby odebrać mu szczęście.
-Harry.. Ja rozumiem.. Nie chcę wam przeszkadzać.. Ja.. Po prostu..
Przerwały mu usta wybrańca na swoich. Pocałunek był niespodziewany i niepewny. Delikatny.
-Przeliterować ci to?- warknął cicho- Kocham cię, głupku. K O C H A M. I zawsze będę.
Arystokrata skinął i niepewnie przytulił się do bruneta. Westchnął w jego klatkę piersiową. Harry pocałował go w czoło.
Będę cię kochać nawet, jeśli ty mnie już nie. Będę cię kochać nawet podczas walki przeciw sobie. Będę cię kochać nawet, jeśli będziesz narzekał, że masz blizny i że jesteś brzydki. Będę cię kochać nawet wtedy, kiedy będę musiał odejść, żebyś ty mógł żyć.
Już niedługo..
Draco wtulił się w ciało ukochanego, zamykając oczy. Harry bawił się jego włosami, kiedy ten przysypiał. A w głowie wciąż miał Cedrika z pierścionkiem zaręczynowym.

Wiercił się i pocił. Nie potrafił znaleźć wygodnego miejsca. Skakał po łóżku, zamykał oczy, a po chwili znowu je otwierał. Blizna go piekła, ale nie przez Voldemorta. To Cedrik mu dokuczał. Łańcuszek na jego szyi był zbyt ciężki. Parzył jego serce. Uratował mu życie, ale nie dlatego go zachował. Zrobił to, ponieważ wciąż kochał Cedrika, a to była jedyna rzecz, która mu po nim pozostała. Nie chciał go kochać, ale chyba był już od niego uzależniony. Przez połączenie ich mocy, nigdy nie pozbędzie się go z umysłu. Z serca może, ale nie z myśli. Nie z duszy, która w połowie została częścią byłego puchona.
Spojrzał na zegarek, dostrzegając czwartą nad ranem. Westchnął i wstał. Poczuł jak Vindictae owija się wokół jego nadgarstka.
/Skończyłaś się obrażać? Bo jeśli wciąż masz mnie wkurzać, to spadaj do Malfoya./
/Nie dość, że nigdy nie miałam właściciela, to właśnie on jest zazdrosny. Niewiarygodne./
/Vindictae!/
Wąż zasyczał i wysunął język. Harry uniósł brwi.
/Czy ty właśnie pokazałaś mi język?/
/Tak sądzę./
/Za długo przebywałaś z Draco. Macie kwarantanne. Oboje zachowujecie się jak dzieci./
Żmijka ponownie syknęła, mocniej owijając się na ręce właściciela. Tym razem to Harry syknął, z bólu.
/Zołza./
Poczuł pieczenie. Spojrzał w dół i zobaczył, jak jego przyjaciółka przesuwa kiełkami po jego dłoni. Pokręcił głową z politowaniem i wszedł do łazienki.
-Za dużo z Draco. Za dużo..
Spojrzał w swoje odbicie w szybie i omal nie krzyknął. Zobaczył siebie, ale tak bladego, jakiego jeszcze się nie widział. Patrzył na swój wizerunek, ale nie poznawał go. Patrzył, ale nie widział. Gdy spróbował się uśmiechnąć, wyszedł mu grymas.
Bolała go głowa i kręgosłup. Worki pod oczami rzucały się niemiłosiernie w oczy.
-Tylko gdzie Malfoy trzyma te swoje kremy- mruknął, przeszukując półki w łazience. Nie znalazł jednak nic przydatnego. Jeszcze raz spojrzał w swoje odbicie. W oczy, w których była pustka. Obraz przed oczami mu się zamazał, by mógł pojawić się inny; łazienka prefektów.
Toaleta. Stałem oparty o ścianę i patrzyłem na niego z pogardą. Płakał nad umywalką. Jego kamizelka leżała obok, zmięta. Nie widział mnie. Szloch wydobywał się z jego gardła, coraz głośniej i częściej. Podniósł głowę, patrząc w swoje odbicie. Gdy ujrzałem jego zaczerwienione oczy i spuchniętą twarz, zrobiło mi się go trochę żal. Poczułem litość, ale dalej byłem wściekły.
-Wiem, że to ty Malfoy- powiedziałem głośno. Odwrócił się gwałtownie. W jego oczach dostrzegłem strach. Cholerny strach.
Złapał swoją różdżkę, celując we mnie. Nawet się nie przejąłem. Schowałem książkę za pas spodni. Patrzyłem wyzywająco w jego oczy. Widziałem, jak się wahał, widziałem niepewność i rozżalenie w jego oczach. Wyjąłem swoją różdżkę. Rzucił w moją stronę jakiś urok. Szybko się schyliłem, a on pobiegł za kabiny. Uśmiechnąłem się pod nosem. TCHÓRZ. Zajrzałem pod kabiny, rzucając w niego zaklęcie. Co chwila rzucaliśmy na siebie jakieś przekleństwa, aż w końcu ryknąłem zaklęcie, którego nawet nie znałem. Zaklęcie, które przeczytałem w książce Księcia Półkrwi.
-Sectumsempra!
Słyszałem, jak upada. Powoli, niepewnie ruszyłem w tamtym kierunku. Podłoga była zalana. Kiedy zbliżając się, zobaczyłem, że woda ma kolor czerwony przestraszyłem się. Przyspieszyłem, stając nad krwawiącym Malfoyem. Widziałem tworzące się nowe rany na ciele. Stłumiłem krzyk i przerażony wybiegłem z pomieszczenia.
Oparł się o umywalkę, ciężko dysząc. Czuł, jak w oczach zbierają się łzy. Sapał. Zamknął oczy.
-Wszystko w porządku?
Uniósł głowę, przez lustro patrząc na ukochanego. Widział, jak Draco wstrzymuje oddech, widząc jak wygląda.
Czuł, że robi mu się słabo. Malfoy podszedł do niego, kładąc mu dłonie na twarzy.
-Wiem, wyglądam okropnie. Ale wszystko w porządku, nie przejmuj się.
-Nie każ mi się nie martwić, bo jesteś jedyną osobą, o którą się troszczę i to się nie zmieni. Co się dzieje?
-Po prostu nagle zobaczyłem naszą walkę na szóstym roku, tą w łazience i jakoś tak..
Draco westchnął.
-Wracaj do łóżka.
-Jedno pytanie.
-Hm?
-Gdzie trzymasz jakieś kremy, bo na rano będą mi potrzebne?
-Głupek.
-No co? Nikt nie ma więcej kosmetyków od ciebie, Malfoy.
-Gdybyś nie był chory, zabiłbym cię. Ale się zlituję. Nad twoją twarzą pomyślimy rano. Chociaż nie wiem, czy jeszcze można coś z nią zrobić..
-Zaraz ja ciebie zabiję.
-Proszę bardzo.
-Ale najpierw cię pocałuję- wpił się w jego wargi, a dłonie przeniósł na pośladki ukochanego, ściskając je.
-Idź spać. Natychmiast- sapnął arystokrata, z trudem odpychając bruneta. Napalonego bruneta.
Harry mruknął niezadowolony i powłóczył nogami do posłania. Rzucił się na nie i westchnął ciężko. Draco ułożył się obok niego. Wybraniec przeniósł głowę na klatkę piersiową blondyna, całując jego szyję i wtulając się w kochanka. Zamknął oczy. Poczuł pieczenie w okolicach serca. Trwało kilka sekund, ale to wystarczyło, by zaniepokoić złotego chłopca.
Co ty ze mną robisz?

Trzeciego dnia mieli egzamin z zaklęć i uroków. Harry nie przejmował się nim za bardzo. Wiedział, że pomieszał parę zaklęć, ale nie obchodziło go to zbytnio. Od samej nocy czuł się źle. Zwalał winę na nieprzespaną noc, ale sam doprowadził się do tego stanu; Nie spał, bo myślał o Cedriku. Popołudniem, kiedy skończył praktyczną część swojego marnego testu, skierował się do pokoju wspólnego, gdzie czekała na niego niespodzianka.
-Harry!
Ginny rzuciła mu się na szyję, od razu po przekroczeniu obrazu. Zaskoczony brunet instynktownie objął ją w pasie. Wtulił twarz w jej zawsze pachnące włosy, uśmiechając się lekko.
-Co się stało mała?
Dziewczyna zachichotała, ale szybko spoważniała. Wspięła się na palce, przykładając usta do ucha przyjaciela.
-Podobno ktoś próbował przeszukać twoje rzeczy..
-Co?!
Harry'emu w głowie od razu pojawiły się obrazy z drugiego roku, kiedy zniknął dziennik Toma.
-Ale..
-No?- chłopak zatrzymał się; stał już na schodach.
-Naprawdę masz jakieś silne zaklęcia chroniące na kufrze?
-C- Draco- tak.
-Więc nie musisz się martwić, że coś zginęło, tak?
-Wolę się upewnić.. Poza tym, pozwól że odpocznę.
-Źle poszło?
-Nie pytaj!- krzyknął z góry, otwierając drzwi sypialni.
Pokój był taki, jaki go zostawił rano. Na całe szczęście. Podszedł do kufra i otworzył go. Rzeczy właściwie wyglądały na nienaruszone, jednak był zaniepokojony. Czemu Draco rzucił zaklęcia chroniące na MÓJ bagaż?
Przegrzebał ciuchy, docierając do dna. Niby nie było nic dziwnego. Niby. Bo jednak nie wszystkie rzeczy należały do niego. Na samym dnie znajdowało się coś, czego wcześniej nie było. Wcześniej nie mógł tego zauważyć, bo za bardzo wtapiało się we wnętrze kufra. Była to mikro książeczka, miała wielkość, leżącej obok, paczki papierosów. Harry sięgnął po nią, a kiedy tylko dotknął jej opuszkami palców, poczuł niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka.
Kurwa.

Draco wszedł do sypialni gryfonów, rozglądając się za ukochanym. Nigdzie go jednak nie było widać, a łazienka była pusta. Ściągnął brwi i zamierzał wyjść, kiedy dostrzegł porozrzucane rzeczy wokół bagażu wybrańca. Podszedł do niego, zaglądając do środka. Ubrania i książki były wyrzucone, widocznie w pośpiechu, a obok papierosów leżących na samym dnie nie było nic, prócz małego zawiniątka, wielkości złotego znicza. Niepewnie wziął paczuszkę do ręki i odwinął papier. W ręku trzymał aksamitne czerwone pudełko, z zamszowego materiału. Przełykając strach, otworzył je. Zobaczył piękny, srebrny sygnet z wygrawerowanym napisem. Obrócił go w dłoniach, czytając ozdobne litery, tworzące „Will you marry me, Harry?”, na całej wewnętrznej części obrączki. Draco upuścił przedmiot, a w jego oczach zebrały się łzy, które szybko otarł.
Zabiję gnoja. Żaden skurwiel nie będzie się dobierał do mojego chłopaka.
Malfoy zawarczał z irytacji i wściekły wyszedł z pomieszczenia. Na dole wpadł na przejętych przyjaciół swojego ukochanego.
-Draco! Widziałeś go?!
-Kogo?
-No Harry'ego! Wchodził do sypialni jakieś czterdzieści minut temu i jestem pewna, że nie wychodził, bo siedziałam cały czas na dole, a Ron mówi, że w sypialni go nie ma!
Złość arystokraty ustąpiła miejsca trosce.
-Jak to? On nie.. kurwa.
-Co?!
-Nie, nic.. Po prostu jego tam nie ma.. Jego kufer był otwarty, wszystko porozwalane... Jedyne co znalazłem, to pierścionek zaręczynowy..
Spojrzeli po sobie i szybko wybiegli z pokoju wspólnego, rozbiegając się w trzy różne strony. Nie mógł znowu zniknąć.


Dotknął stopami czarnej posadzki. Rozejrzał się wokoło, ale nie miał pojęcia, co to za miejsce. Nigdy tam nie był, nawet w snach czy wizjach. Nie wiedział, gdzie się znajduje. Ściany były pokryte odchodzącą, zniszczoną tapetą w zgniłym, zielonym kolorze. Gdzieniegdzie były czarne plamy. Zbliżając się do drzwi dostrzegł odciśniętą, zakrwawioną dłoń na tapecie. Ścisnął mocniej świstoklik w dłoniach. Ruszył niepewnie przed siebie. Pchnął ciemnobrązowe drzwi. Teraz był w innym pomieszczeniu. Ściany był jasne, ale brudne. W rogach były pajęczyny, a po podłodze biegały szczury. Na środku pokoiku stał jeden, krwistoczerwony fotel, na którym siedział.. Dumbledore?
Chłopiec o wiele pewniejszym krokiem podszedł do starca i położył mu dłoń na ramieniu. Mężczyzna otworzył oczy, ukazując zmęczenie i ból.
-Chłopcze, co ty tu robisz? Uciekaj..
-Co się stało, profesorze?
-Uciekaj- wykrztusił, coraz słabszy- póki jeszcze możesz.
-Nigdzie się bez pana nie ruszam, profesorze.
-Harry, musisz.. Jak się tu znalazłeś?
Chłopiec pomachał mu przed nosem książeczką.
-To pułapka Harry. Musisz uciekać- dyrektor ledwo wypowiadał słowa- nie, Harry. Zostaw mnie i uciekaj- dodał, gdy Harry złapał jego łokieć.
-Powtórzę, nigdzie się bez pana nie ruszam.
-No już, Harry, proszę.. Nie ma czasu.
-Nie. Kto panu to zrobił?
Ale starzec milczał, patrząc gdzieś za chłopca.
-Posłuchaj dyrektora, Harry.
Odwrócił się słysząc znany dobrze głos. Spojrzał w oczy prawdopodobnego oprawcy i porywacza i zaniemówił.
-Cedrik?


Spotkali się na siódmym piętrze, gdzie czekał przejęty Nott. Przyjaciele gryfona byli przerażeni odkryciem, że dyrektor również zniknął. Postanowili zapytać profesor McGonagall o to, czy Dumbledore nie wyjechał gdzieś w ważnej sprawie. Kiedy jednak usłyszeli, że dyrektor miał już zostać w zamku aż do końca tego roku szkolnego, przejęli się i postanowili spotkać na siódmym piętrze z Theo.
-Nic mi nie mówił, że gdzieś się wybiera. Poza tym ostrzegł by też któregoś z was, żeby nie było zamieszania. Zawsze tak robił. Najczęściej mówił mi i Mionce.
-Tak, to prawda. Musiało się coś stać, przecież..
-Daj spokój. Znajdzie się. Wiem, że lubi znikać, ale znajdzie się.
Dziewczyna kiwnęła głową, wzdychając cicho. Nie chciała tak zostawić tej sprawy, ale nie wiedziała, czy ma sens cokolwiek robić. W końcu Ron miał trochę racji. Znajdzie się. Nim zdążyła się odezwać, usłyszała krzyk. Zmarszczyła brwi i zeszła niżej, próbując zrozumieć wykrzykiwane słowa, a za nią ruszyła reszta.
-POMOCY!


Gryfon pokręcił głową, pragnąc wyrzucić z niej niechciane obrazy.
-Nie wierzę.
Chłopak podszedł bliżej, a jego wargi wykrzywione były w grymasie smutku.
-Przykro mi, że dowiadujesz się w taki sposób, Harry. Że w ogóle się dowiadujesz..
-Ced.. To niemożliwe, to.. ty stałeś za tym całym szaleństwem i dziwnymi rzeczami w tym roku..ty MU pomagałeś, przez cały czas.. ty.. JAK MOGŁEŚ?! KURWA, CEDRIK! UFAŁEM CI! CHOLERA, KOCHAŁEM CIĘ!
-Przykro mi, Harry..Ja nie chciałem.. Kocham cię, ale nie mogliśmy być razem.. Później Malfoy.. musiałem sobie jakoś radzić.
Gryfon przysiadł na oparciu fotela. Schował twarz w dłoniach. Miał głęboko w poważaniu, czy Voldemort go teraz zabije, czy nie. Nie wierzył. Nie chciał wierzyć.
-Harry..
-Nie.. Pozwól mi odejść.
Były puchon skinął. W jego oczach skrywał się żal.
-Pozwolę. Ale bez niego.
-Z nim, Cedrik.
Diggory uśmiechnął się lekko; wciąż kochał tego uparciucha.
Harry wykorzystał nieuwagę byłego kochanka i rzucił szybki urok, który go otumanił. Pomógł wstać dyrektorowi i powoli wyszli przez drzwi, przez które wcześniej wszedł Potter. Cedrik ruszył za nimi, gdy tylko zaklęcie przestało działać.
-Harry, daj spokój. Nie chcę cię krzywdzić.
-Już to zrobiłeś..
-Harry, proszę cię.. Dogadajmy się.
Ale gryfon pokręcił głową, rzucając kolejny urok na chłopaka.
-Daj mi to- powiedział cichym, słabym głosem Dumbledore, wskazując na książeczkę trzymaną przez Harry'ego. Chłopiec podał mu ją, a sam rzucił kolejne zaklęcie na smutnego Cedrika. Po chwili poczuł dłoń na ramieniu- Hogwart!
Potter znowu poczuł te niemiłe ukłucie w okolicach pępka i ostatni raz spojrzał w oczy dawnego ukochanego. Potem znalazł się w wirze, a w jego głowie łzy na policzkach puchona.
Poczuł wilgotne podłoże Zakazanego Lasu.
Złapał starca pod ramię, pomagając mu utrzymać równowagę i ruszyli powoli w stronę zamku.
Kiedy znaleźli się w sali wejściowej, Harry krzyknął.
-POMOCY!

Kiedy rozpoznali głos Harry'ego, proszącego o pomoc, zbiegli na sam dół. O ścianę opierał się gryfon, ciężko dysząc i trzymając dyrektora pod rękę. Po policzkach chłopca spływały łzy, a on sam nie umiał złapać oddechu.
-Harry, co się dzieje?
-Pomóżcie mi go doprowadzić do skrzydła szpitalnego!
Kiedy odprowadzili już dyrektora do pani Pomfrey, a Harry uspokoił się, zeszli na błonia i usiedli pod tym samym drzewem, co zawsze.
-Harry, co się dzieje?
-Hermiono.. Cedrik..
Draco spiął się, ale położył dłoń na kolanie ukochanego, chcąc go uspokoić.
-Co z nim?
-Uprowadził dyrektora.. W moim kufrze zostawił świstoklik.. Ja też tam byłem.. On chyba.. Chciał ze mną porozmawiać, ale.. Nie wiem.. nie rozumiem. Ja tego po prostu nie rozumiem- szepnął, chowając twarz w dłoniach, ale nie pozwalając łzom wypłynąć.
-Więc pozwól mi wyjaśnić- odezwał się cicho Cedrik, stając niedaleko nich. Wszyscy spojrzeli na niego oburzeni- Chodź ze mną, Harry. Porozmawiajmy. Wyjaśnię ci wszystko, zasługujesz na to.
/wyimaginowana

wtorek, 8 listopada 2016

Rozdział 47

XLVII
Następnego dnia był egzamin z transmutacji. Harry na części teoretycznej zapomniał paru zaklęć, jednak miał nadzieję, że nie wpłynie to aż tak bardzo na wynik końcowy. Jego praktyka nie poszła lepiej. Zamiast skupić się na rzucaniu zaklęć- nawet tych najprostszych, jak na przykład zamienienie zwierzaka w kubek- skoncentrował się na Voldemorcie, próbującym przebić się przez jego bariery. Chłopiec nie miał pojęcia, jak go zablokował. Nie chciał mówić nauczycielom o wstrętnej gadzinie odwiedzającej ponownie jego umysł, bo sam sobie jakoś raził.
Kiedy już mu się udało rzucić jakieś zaklęcie, od razu je przerywał, bo w głowie siedział Czarny Pan i jego cholerny pupilek- pieprzony wąż, który przekraczał rozmiarem każdego innego węża co najmniej siedmiokrotnie.
W końcu jednak zapanował nad myślami i rzucił parę porządnych inkantacji.
Skończył jako jeden z pierwszych, więc skierował się do łazienki prefektów, postanawiając się zrelaksować, biorąc długą, gorącą kąpiel z pianę. Nie minęła godzina, kiedy poczuł jak czyjeś ręce oplatają go w pasie. Mruknął zadowolony i nie otwierając oczu, oparł się o tors chłopaka. Po chwili usta towarzysza zaczęły wyznaczać swoją ścieżkę na szczęce i szyi wybrańca. Chłopiec oddawał się przyjemności, jaką mu zafundowano. Czuł jak dłoń, obejmująca jego brzuch, zsuwa się w dół, łapiąc jego członka. Usta mężczyzny znalazły się na jego własnych. Wtedy Harry otworzył oczy i odsunął się jak najdalej; zdusił w sobie krzyk. W wielkiej wannie nie pojawił się Draco. Zacisnął zęby, oddychając ciężko. Sięgnął po różdżkę, leżącą niedaleko i rzucił zaklęcie wyciszające, zamykając przy tym drzwi. Co jak co, ale świadków nie potrzebował. Odwrócił się przodem do chłopaka, nie krępując się nawet swoją nagością- piana zakrywała wystarczająco dużo. Zmierzył go wściekłym spojrzeniem.
-Możesz mi wyjaśnić, co akurat TY tu robisz?
-Musiałem się z tobą zobaczyć..
-Mogłeś poczekać aż wyjdę z wanny.
-Chciałem ci sprawić przyjemność. Wiem, co lubisz.
Gryfon prychnął, zakładając ręce na piersi.
-Harry, proszę cię. Porozmawiajmy.
-Chciałem rozmawiać, to cię nie było.
-Harry..
-NIE! Nie ufam ci już!
-Harry..
-Słuchaj, już ostatnio mi się wmieszałeś w myśli. Za dużo kłopotów sprowadzasz.
-A jednak wisiorek nosisz, choć od dawna nie musisz.
Harry fuknął pod nosem.
-Daj spokój. Porozmawiajmy.
-Cedrik, nie. Nie ufam ci. I nie zaufam. Od początku mnie okłamywałeś..
-Żeby cię chronić!
-Odejdź. Nie chcę cię widzieć.
-Kocham cie Harry.
-ODEJDŹ.
Diggory westchnął i wiedząc, że już nic nie wskóra, mruknął coś pod nosem. Zniknął. Harry stłumił łzy i postanowił opuścić łazienkę, stwierdzając, że ma już dość.
Wyszedł z wanny i wskoczył we wcześniej przygotowane czarne dopasowane spodnie i również czarną koszulkę. Zarzucił koszulę w czerwonoczarną kratę i uśmiechnął się, widząc efekt. Dziwnie się czuł bez szkolnej szaty, ale potrzebował tego. Wyszedł na korytarz i skierował się do dormitorium.

Idąc po kamiennych schodach wpadł na Lunę, która poinformowała go, że jego przyjaciele go szukali, a teraz siedzą na błoniach. Od razu się tam skierował. Ron i Hermiona siedzieli pod drzewem. Rudzielec bawił się różdżką, a Hermiona czytała jakąś wielką księgę. Uśmiechnęła się, kiedy podszedł.
-Hej, Harry..Wszystko w porządku?
Wybraniec pokręcił przecząco głową i usiadł naprzeciw przyjaciół. Wziął głęboki wdech nim zaczął opowiadać. Trochę obawiał się reakcji dziewczyny, przez małą kłótnię poprzedniego dnia.
-..I wtedy zorientowałem się, że to nie Draco..-wyjąkał- odsunąłem się, ale co się stało, to się nie odstanie.. Zdradzi..- Urwał, widząc jak Hermiona natarczywie kręci głową. Usłyszał chrząknięcie i natychmiast się odwrócił- Uh, hej..
-Czego tym razem chciał?- spytał nad wyraz spokojnie Draco, siadając obok ukochanego.
-Skąd wiesz o kim..
-Nie trudno się domyślić. Jak było? Lepiej niż ze mną?- jego twarz stężała. Przybrał swoją maskę obojętności, której Harry nie widział już od prawie roku. Wiedział, że właśnie tak Malfoy maskuje ból.
-Draco, to nie tak.
-A jak-prychnął- sam powiedziałeś, że mnie zdradziłeś.
-Nic takiego nie powiedział.
-Nie wtrącaj się, wieprzlej.
-Draco, przesadzasz. Nie zdradziłem cię.. świadomie. Ja tylko.. To skomplikowane- wziął głęboki wdech i opowiedział całą historię od początku, pomijając jedynie drobne szczegóły, co się działo pod pianą..

-Wygląda na to, że mamy zmartwychwstanie Cedrika po raz drugi- mruknął Nott, kiedy Harry opowiedział raz jeszcze sytuację sprzed kilku godzin. Nikt tego nie skomentował. Potter siedział niedaleko swoich przyjaciół, oparty o drzewo i patrzył w księżyc. Myślał, jak bardzo tym razem schrzanił. Był smutny, bo Draco się do niego nie odzywał. Wiedział, że go to zabolało. Miał już dość tego wszystkiego.
Powinienem był zdechnąć siedemnaście lat temu. Kiedy gnój próbował mnie zabić. Powinienem być z rodzicami. Kurwa, powinienem się dać zabić.. GDZIE JA DAŁEM TE CHOLERNE PAPIEROSY?!
Kiedy w końcu wydobył opakowanie,wyjął jednego szluga, od razu odpalając. Zaciągnął się dymem tytoniowym, niszcząc swoje zdrowie. Pragnął śmierci.
Neville i Luna, którzy wcześniejszego dnia dowiedzieli się o całej chorej sytuacji, starali się znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie sytuacji.
Potter wstał, podchodząc do znajomych, gasząc niedopałek. Oparł się o dąb, przy którym siedzieli. Choć dopiero osiemnasta, było już ciemno i zimno; chmury i mgła zrobiły swoje. Pośrodku grupki osób był mały płomień, który dawał im ciepło. Harry zadrżał, wyciągając kolejnego papierosa. Kochał ten trujący dym. Dziewczyny zmarszczyły nos; żadna nie lubiła tego zapachu. Z resztą większość chłopców również się skrzywiła.
-Daj jednego-mruknął Draco, wyciągając rękę.
Postęp, odezwał się. Chwila, co?
-Oszalałeś? Nie ma mowy.
-A to niby dlaczego?
-Bo to niezdrowe?
-Skoro ty możesz, to ja też chcę.
-Nie będę cię narażać.
-Ty możesz się zabijać?!
-Ja powinienem od siedemnastu lat leżeć w grobie!-wrzasnął, co spowodowało, że nastała głucha cisza. Wszyscy spojrzeli na Harry'ego, przerywając rozmowę o Diggorym. W oczach Malfoya zebrały się łzy, których szybko się pozbył- mrugając.
-Ha.. Harry.
Machnął tylko ręką, odchodząc na bok. Przykucnął na trawie. Zgasił kolejny skończony szlug i wyjął jeszcze jednego. W paczce zostały dwa.
Poczuł jak Vindictae owija się wokół jego nadgarstka.
/Odpuść im Harry. To twoi przyjaciele. Martwią się. Szczególnie Draco../
/Idź sobie do niego, skoro tak się polubiliście. No już!/
Żmijka zasyczała głośno i zsunęła się, pełznąc do Malfoya.
-Harry, wracaj.
Spojrzał na załzawioną Hermionę i podszedł do niej, cicho wzdychając.
-Nie mów tak. Nigdy więcej.
-Taka prawda, Herm.
-Nie. Twój los jest teraz i tu. Chcę, żeby wrócił dawny Harry.
-Ja też- wtrąciła Ginny- Od kiedy pojawił się Diggory, nie poznaję cię.
-Odczepcie się w końcu od niego..
Harry zapalił kolejną fajkę, ignorując już znajomych. Miał zamiar wykorzystać już całą paczkę. Hermiona westchnęła, wznawiając temat. Wyczarowała ponownie małe ognisko. Draco wstał i podszedł do Harry'ego, zabierając mu paczkę z ręki. Zaskoczony Potter nie zdążył zareagować. Malfoy odpalił papierosa, zaciągając się dymem. Stłumił kaszel; nienawidził papierosów. Chciał jednak udowodnić coś gryfonowi, poza tym mimo wszystko poczuł ulgę, kiedy zaciągał się trucizną.
-Jak już chcesz ją wypalić, to ci pomogę. Papierosy szkodzą zdrowiu. Wiesz, że ich nie cierpię. Ale nie pozwolę ci się truć samemu. Kocham cię idioto, a to że jestem zły niczego nie zmienia. Po prostu jestem zazdrosny, wiem, że to już jest przegięcie, bo to nie jest twoja wina. Ale nie lubię gościa i chyba już po prostu nie polubię. Wiem, że kiedyś go strasznie kochałeś i to mnie boli. Harry rzuć palenie. Albo chociaż ogranicz.
Skinął, po czym obaj wtrącili się do rozmowy.
Pansy uśmiechała się, kiedy słyszała ich rozmowę.
-To nie ma sensu-jęknął Neville- po co ktoś miałby się wielosokować w Diggory'ego?
-Neville, do cholery. Od godziny słyszę, jak Hermiona ci tłumaczy, że nie wiemy- warknął Harry. Draco położył mu dłoń na ramieniu. Pottera coś gryzie. Ewidentnie coś go trapi. Tylko co?
Wybraniec wyrzucił ostatni papieros.
-A dlaczego wrócił?
-Luna, myślę, że to może mieć związek z Harrym. Właściwie, to ma związek z Harrym- dziewczyna ściągnęła brwi- Mniej więcej przez rok byli parą.
-Ponad rok- mruknął- zaczęliśmy się spotykać na początku trzeciej klasy.
Draco sapnął, a Hermiona uniosła brwi w górę.
-Tego to nam nie powiedziałeś.
-Jakbym ci powiedział, że Cedrik mnie pieprzył w listopadzie dziewięćdziesiątego trzeciego w szatni, po meczu to byś mnie chyba zabiła- syknął, po chwili uświadamiając sobie co powiedział i przy kim- nieważne.
-MIAŁEŚ TRZYNAŚCIE LAT!
Machnął ręką. Wiedział, że Draco siedział spięty obok.
-Nie machaj ręką, tylko gadaj, jakim kurwa cudem uprawialiście seks i nikt was nie nakrył.
-Tego nie powiedziałem- zachichotał chłopiec. Draco spojrzał na niego z niedowierzaniem, a Zabini zaczął się niekontrolowanie śmiać- Nie śmiej się. Nikt cię tam nie prosił.
-Ten widok był bezcenny, naprawdę.
-Zamknij mordę, Zabini. Wciąż nie wierzę, że przez cztery lata nikomu tego nie powiedziałeś.
-Nie było takiej potrzeby. Ale fajnie się z wami piło w lesie.
-Taa.
-KOCHANIE, możesz mi wyjaśnić, jak to się w ogóle stało?
-Że straciłem dziewictwo w trzeciej klasie? Cedrik miał swój urok osobisty.
-Ale..
-Nie. Nie byłem tego świadomy, ale kochałem go.
-Czy on..
-Nie. Skończ temat. Nie będę z tobą rozmawiał o seksie z moim ex. Daruj sobie.
-Zawsze wiedziałam, że coś między wami jest. Pasowaliście do siebie- westchnęła Luna, ściągając uwagę kłócących się chłopców- czemu zerwaliście?
Wtedy Harry zrozumiał, że wcale tego nie zrobili. Pokręcił tylko głową, pragnąc pozbyć się tych myśli.
-Draco, nie denerwuj się. Harry cię kocha.
-Ale kiedyś kochał jego- mruknął. Harry zachichotał, chowając twarz w zagłębienie szyi ukochanego- A podobno stara miłość nie rdzewieje.
-Oh, Draco, Draco..
-Chodźmy do Hogsmeade- wypalił nagle arystokrata. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
-Kiedy?
-No teraz.
Grupka nastolatków spojrzała na niego jak na idiotę. Chłopak wzruszył ramionami, nie rozumiejąc, o co chodzi znajomym. Przecież jeszcze nie było tak późno.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?
-No.. Harry pójdzie po zgodę do kochanego pana dyrektora.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł..
-Hermiona, daj spokój.
-I kto miałby iść?
-No, my. Ty, ja, Harry, Blaise.. No cały nasz rocznik..
-Ej!- krzyknęła oburzona Ginny.
-Sorry, jesteś za młoda.
Rudowłosa prychnęła.
-Nie jestem przekonana, Draco..
-Hermiono, po prostu chodźmy trochę odpocząć.
-Wątpię, że się zgodzi. Ostatnio..
-On tego nie wie. Kochanie, proszę!
-Draco- zaczęła Granger raz jeszcze.
-Obiecuję, że nie wrócimy pijani.
Westchnęła cicho, kiwając głową. Draco krzyknął wesoło, po czym odprawił Harry'ego do dyrektora. Ustalili, że spotkają się w sali wejściowej za godzinę, bo Dumbledore na pewno się zgodzi.

Niecałe dwadzieścia minut później Harry był w lochach, mówiąc, że Dumbledore wyraził zgodę, o ile tylko wrócą przed północą. Tak więc o dziewiętnastej ruszyli do wioski, żartując i śmiejąc się. Zatrzymali się w Gospodzie Pod Trzema Miotłami i rzeczywiście nie wrócili pijani. Obyło się bez alkoholu.

Do zamku wrócili kilka minut przed północą. Wybraniec postanowił, że noc spędzi u ślizgonów, więc pożegnał się z przyjaciółmi i ruszyli do lochów. Szedł z tyłu, Draco trzymał jego dłoń. Nie odzywali się do siebie, każdy był pogrążony w swoich myślach. Harry zastanawiał się nad słowami przyjaciółki. Czy naprawdę aż tak się zmienił? Czy tęsknił za Cedrikiem? Czy gdyby Ced wciąż żył, to byliby jeszcze razem? Czy kochał go nadal? Jego przemyślenia przerwał Draco, popychając go na ścianę. Mocno do niego przylgnął.
-Czego jeszcze mi nie powiedziałeś?
Harry spojrzał zaskoczony w oczy kochanka.
-O czym ty mówisz?
-Romantyczne schadzki w zakazanym lesie, pieprzenie się na trawie zimą, wspólna kąpiel? No? Ile razy mnie okłamałeś?
Harry warknął, odpychając chłopaka na równoległą ścianę i przyciskając swoje ciało do niego, podobnie jak Malfoy przed chwilą.
-Nie okłamałem cię. Spotykałem się z nim, żeby mu pomóc, nie uprawiałem z nim seksu od trzech lat, a do wanny sam wszedł. Jeszcze chcesz coś wiedzieć?
Ponownie zmienili się miejscami.
-Kłamiesz. Widzę w twoich oczach, że czegoś mi nie mówisz. Lepiej się przyznaj sam, zanim dowiem się z innego źródła.
Brunet westchnął, nim ponownie przycisnął ukochanego do muru. Nie powiedział jednak nic więcej tylko wpił się w jego wargi. Ich pocałunek był zachłanny i namiętny. W ciągu kilku minut dotarli pod wejście do dormitoriów Slytherinu. Arystokrata wymruczał hasło, ledwo odsuwając się od warg chłopaka, a kiedy znaleźli się w pokoju wspólnym, Draco pociągnął Pottera do swoich komnat, nie zwracając uwagi na gapiących się uczniów i wciąż całując ukochanego. Zrzucili buty, powoli pozbywając się też ubrań.
-Silencio!
Malfoy pchnął ukochanego na łóżko i usiadł na nim okrakiem. Zsunął jego rozpiętą koszulę i przeciągnął T-shirt przez głowę. Rzucił wszystko w kąt pokoju. Znacząc obojczyk wybrańca, odpiął jego dżinsy i razem z bokserkami ściągnął je z wysportowanych nóg. Przeniósł usta na szyję i wyznaczył sobie ścieżkę po torsie wybrańca. W międzyczasie pozbył się swojego mundurka i ponownie rozsiadł się na udach złotego chłopca, przerzucając nogi po obu bokach. Przygryzał jego brodawki, a po chwili bawił się jego pępkiem. Harry uśmiechnął się i przeniósł dłonie na tyłek arystokraty. Jedną rękę poprowadził między pośladki blondyna, wsuwając w niego początkowo jeden palec. Powoli nim poruszał, by po chwili dodać drugi. Zginał je w środku, wykonywał nożycowate ruchy. Po chwili Draco poczuł już trzy rozciągające go palce i nie był w stanie dłużej znaczyć ciała kochanka. Jęknął głośno i przeciągle. Palce Pottera wykonywały w nim cuda, sprawiając niewiarygodną przyjemność, która zniknęła wraz z palcami. Malfoy wydał z siebie zduszony, niezadowolony jęk.
Harry założył ręce pod głowę.
-Dalej, kochanie. Ustaw się i jedziesz, maluszku*- zachichotał, a Draco tylko zmierzył go niedowierzającym spojrzeniem, przewracając oczami. Złapał w dłoń członka bruneta i nakierował go na siebie. Opuścił się powoli, wypuszczając drżący oddech. Potter długo nie utrzymał rąk przy sobie i ulokował je tuż nad pośladkami Draco. Malfoy ponownie się opuścił i tak cały czas z małą pomocą Pottera. Ich głośne jęki wypełniały pomieszczenie; na całe szczęście rzucili zaklęcie wyciszające.
Draco podnosił się i opadał na ukochanego; sprawiało mu to ogromną przyjemność. To była dla nich nowa pozycja; odczucie było wzmożone, bo to był ich pierwszy raz od dawna. Po kilku minutach ścianki Draco zacisnęły się przy orgazmie, co doprowadziło również do spełnienia Pottera. Obaj ciężko dyszeli. Harry wysunął się z chłopaka, a arystokrata sturlał się na miejsce obok niego. Wybraniec sięgnął po różdżkę, czyszcząc ich ciała zaklęciem, a Malfoy wtulił się w niego. Przysypiał już, kiedy głos Pottera przerwał ciszę:
-Miałeś rację. Nie powiedziałem ci wszystkiego.
Draco ruszył się, dając znak, że słucha. Harry westchnął cicho; był przekonany, że jego chłopak śpi. Pogłaskał ukochanego po ramieniu. Nie był gotowy, żeby powiedzieć prawdę ukochanemu. Jednak już zaczął temat, czego cholernie teraz żałował.
-No mów. Co zrobił Diggory?
Brunet przycisnął swoje usta do czoła arystokraty. Jego oczy lekko się zaszkliły.
-Oświadczył mi się.
--
*Harry próbował zastosować się do mody „na tatusia”, prowokując Draco. Nie wyszło mu, gdyż Malfoy jest od niego wyższy i arystokrata nie „bawi się” w takie gierki. Tak czy inaczej Potter próbował zabłysnąć.
/w.