wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 4

Przede wszystkim, oby ten rok przyniósł Wam wiele dobrego, o wiele więcej niż poprzedni <3
Widzę, że opowiadanie nawet się spodobało, co mnie bardzo cieszy c:
Będę wstawiać co tydzień w sobotę, albo niedzielę, w wyjątkowych sytuacjach(np. podczas wolnego) rozdziały będą częściej :) 
Mam nadzieję, że będziecie tu zaglądać ^^
enjoy, x
IV
Hermiona i Ron szukali Harry'ego już od kilku godzin, ale nigdzie go nie widzieli. Zaczynali się martwić o przyjaciela. Zwłaszcza, że niedługo po nim z Wielkiej Sali wyszedł Malfoy.
-Herm, to nie ma sensu. Jeśli ma ze sobą niewidkę, to go nie znajdziemy.
-A mapa?
-Nie wiem, gdzie ją trzyma i nie zamierzam grzebać mu w rzeczach.
Dziewczyna westchnęła i oparła się o ścianę. Zniknięcie Harry'ego to był zły omen.

Potter siedział na błoniach, oparty o drzewo. To czego chwilę temu się dowiedział, mroziło krew w żyłach. Musiał to wszystko przetrawić, ale nie było to łatwe.
-Cho, to niemożliwe.
-Harry, widziałam go! ROZMAWIAŁAM Z NIM!
-Cho, uspokój się..
Gryfon zgarnął dziewczynę w ramiona, powoli uspokajając. Dziewczyna się w niego wtuliła, a on poczuł, jak moczy mu koszulę.
-Harry, ja z nim rozmawiałam.
Chłopak westchnął głęboko i odsunął ją od siebie, by spojrzeć jej w oczy.
-Zaprowadzisz mnie tam?
Potter sam nie wierzył, że to powiedział, ale delikatne skinięcie krukonki upewniło go w tym, że to się dzieje naprawdę.
-O wpół do dwunastej tutaj, tak?
-Harry, dziękuję.
Chłopak skinął głową i wrócili do zamku. Musiał to przemyśleć.

Nott zdenerwowany chodził po pokoju wspólnym Slytherinu w tę i we w tę.
-Uspokój się.
-Granger, martwię się o niego, tak samo jak i wy! Więc do cholery nie mów mi, co mam robić!
Ona i Weasley przyszli do niego przed kilkoma minutami, żeby powiedzieć, że Harry zniknął. Z początku ślizgon zbagatelizował sprawę, kiedy jednak dotarło do niego, że wyszedł z Wielkiej Sali cholernie blady, a za nim zniknął Malfoy, przejął się.
Zaczęli wspólnie myśleć nad całą sytuacją, a w końcu przenieśli się do dormitoriów Slytherinu, bo tam mieli najbliżej. Gryfoni jednak nie czuli się tam komfortowo. Ślizgoni nawet nie próbowali ich ignorować i prowokowali każdym możliwym sposobem, jednak para była zbyt przejęta zniknięciem przyjaciela, a i Nott stawał w ich obronie. W końcu ta dwójka nic mu nie zrobiła.
Kiedy Theodore robił kolejne kółko, zza portretu wyłonił się Malfoy.
-A oni co tutaj robią?!-syknął arystokrata.
-Przyszli do mnie, więc się odpieprz, Malfoy.
-O proszę, Nott stał się obrońcą gryfonów. A gdzie Twój chłopak, co?
Theodore zacisnął pięści i podszedł do blondyna, nie zważając nawet na słowa byłego przyjaciela.
-Co z nim zrobiłeś?!
Brwi Malfoya wystrzeliły w górę.
-Co proszę?!
-Gadaj, gdzie jest Harry, natychmiast!
-Nie wiem, gdzie jest Twój pieprzony chłopak!
-To nie jest mój chłopak-warknął Nott, dopiero teraz uświadamiając sobie, że nie zaprotestował wcześniej w sprawie swojego domniemanego związku. Popchnął arystokratę na ścianę. Nie interesowało go, co pomyślą o nim jego współdomownicy, ani skonsternowana dwójka na kanapie, ale myśl, że może przyjebać Malfoyowi brała nad nim kontrolę. Zamierzył się i już miał uderzyć, kiedy usłyszał krzyk Parkinson.
-No świetnie, jeszcze tu wybrańca brakowało!
Theodore szybko puścił Draco i odwrócił się w stronę zdziwionego Pottera
-Ty gnojku!- wrzasnął, patrząc na niego z wściekłością.

Harry nie zdążył nic odpowiedzieć, bo poczuł, jak ktoś mocno go przytula. Burza loków przysłoniła mu widok.
-Harry, martwiłam się.
-Hermiono, czy możesz mi powiedzieć, co u diabła robicie w pokoju wspólnym ślizgonów?!
Dziewczyna zrobiła się czerwona i odsunęła się od chłopaka. Ron podszedł do bruneta, klepiąc go po ramieniu, ale się nie odezwał.
-Ja czekam.
Harry był zły i nawet nie starał się tego ukryć. Nie mniej jednak, kiedy Nott rzucił mu się na szyję, był zszokowany.
-Theo, wszystko w porządku?
-Gnojek, gnojek, gnojek-powtarzał, jak mantrę w jego ramię- Martwiłem się. Gnojku.
On się o mnie martwił?-zaśmiał się Harry w duchu-Głupie pytanie. Gdyby się nie martwił, nie przytulałby mnie teraz jak pluszowego misia. Chociaż mnie zwyzywał, ale najwidoczniej ślizgoni właśnie tak okazują uczucia...
-Theo, wszystko okej, nic mi nie jest.
-Nie znikaj tak więcej, okej?
Harry skinął, uśmiechając się lekko.
-Możesz mi powiedzieć, czemu chciałeś uderzyć Malfoya?
Nott się zaczerwienił.
-Myślałem, że coś Ci zrobił.
Ohh, jak słodko.
-Jesteś kretynem, jeśli myślałeś, że pozwolę, żeby on mnie dotknął. A teraz-zwrócił się do dwójki zmieszanych gryfonów- słucham. Co wy tu do diaska robicie?!
-Martwiliśmy się o Ciebie, więc przyszliśmy pogadać z Nottem, czy może Cię nie widział, albo coś..
-Dobra, zniknąłem.. Ale przecież nie było mnie tylko kilka godzin!
-A dodatkowo Malfoy..
-Merlinie, co wyście się tak na niego uwzięli? Jakby mnie zaatakował, oddałbym mu przecież wiecie.. Z resztą ten tchórz nie zrobiłby nic bez swoich osiłków..
-Potter, przypominam Ci, że ja tu jestem i wszystko słyszę, a jakby nie było, jesteś w pokoju wspólnym MOJEGO domu.
-Malfoy, ja nic nie mówię, ale..Zamknij mordę.
Kiedy nawet Zabini nie poparł Draco, blondyn warknął i zamknął się w swojej sypialni. Natomiast gryfoni opuścili pomieszczenie pełne wrogich spojrzeń i skierowali się do swojej wieży, chichocząc. Po chwili zamilkli i szli w ciszy. Każdy był pogrążony w swoich myślach. Harry nie wiedział, co robić. Przez Rona i Hermionę stracił około godziny, więc spotkanie z Cho było coraz bliżej. Chłopak westchnął, czym zwrócił na siebie uwagę. Postanowił nie ukrywać swoich obaw.
-Musicie mi pomóc.

Cała trójka weszła do najbliższej pustej klasy, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać. Harry streścił im całą rozmowę z Chang, nie kryjąc przy tym oburzenia.
-To jest absurdalne! Widziałem przecież, jak Voldemort go zabija! Byłem przy tym! Cholera, to ja zabrałem jego ciało! On był martwy, wszyscy to widzieliście! Voldemort go zabił na moich oczach.. Nie było innej wersji, nie było tam nikogo innego. To był Cedrik. Więc jakim cudem Cho mogła z nim rozmawiać?
Hermiona spojrzała na niego nieco smutnym wzrokiem, jednak nic nie powiedziała.
-Harry, jedynym sposobem, żeby się dowiedzieć, jest pójście tam.
Potter nie mógł się nie zgodzić z przyjacielem.

Zabierając pelerynę niewidkę i mapę Huncwotów(tak dla pewności), Harry wyszedł z dormitorium. Wciąż nie wierząc, że to robi, skierował się na błonia. Cho już czekała. Gryfon upewnił się, że ma ze sobą różdżkę i poszedł za krukonką. Miał złe przeczucia. Bardzo, bardzo złe przeczucia.
||Wyimaginowana

Rozdział 3

Z GÓRY MÓWIĘ, ŻE CAŁE OPOWIADANIE JEST TYLKO WYMYSŁEM MOJEJ WYOBRAŹNI. POMAGA MI MOJA PRZYJACIÓŁKA, A OTHERSIDE MA WSPÓLNEGO Z KSIĄŻKĄ CZY FILMEM JEDYNIE BOHATERÓW I NIEKTÓRE WYDARZENIA.
DLACZEGO TO PISZĘ? BO MOJA DRUGA PRZYJACIÓŁKA JEST UPIERDLIWA I SIĘ STRASZNIE CZEPIA ;)
A JAK JUŻ JESTEM PRZY INFORMACJI TO SZCZERZE DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY KOMENTARZ, BO TO STRASZNIE MOTYWUJE <3
BĘDZIE MI MIŁO, JEŚLI TYM RAZEM WIĘCEJ OSÓB ZOSTAWI ŚLAD (WŁĄCZYŁAM OPCJĘ ANONIMOWYCH KOMENTARZY-WCZEŚNIEJ ZAPOMNIAŁAM) JESZCZE RAZ WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ <3
I JESZCZE PRZY OKAZJI PIJANEGO SYLWKA, BEZ LEŻENIA POD STOŁEM I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! :*
A TERAZ NIE PRZEDŁUŻAM, ZAPRASZAM (:
enjoy, x 
III
Malfoy sztyletował ich wzrokiem. I nie tu wcale nie chodziło o to, że był zazdrosny o Pottera, Bo nie był!
Nott poczuł się dość niekomfortowo, bo cholera, to jego reakcji się najbardziej obawiał. Zacisnął powieki, ze względu na świdrujące spojrzenie i czekał, aż arystokrata coś jeszcze powie. Ku jego zdziwieniu to Potter zabrał głos.
-Malfoy, nikt Cię nie nauczył, że nie wolno podsłuchiwać?
Theodore gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na Gryfona z szokiem.
-Potter, nie nauczyli Cię, że Prefektom okazuje się szacunek?
-Prefektom, a nie ślizgonom- zakpił Potter. Malfoy zmrużył oczy. Wszyscy wiedzieli, że ta rozmowa kieruje się w bardzo złym kierunku.
-Gryffindor traci dziesięć punktów.
Nott zauważył, że ręce jego przyjaciela zaciskają się w pięści. Złapał go za ramię.
-Harry, odpuść.
Ślizgon czuł, że chłopak rozluźnia się. Niewiele wprawdzie, ale przynajmniej trochę. Dracon stał ze skrzyżowanymi ramionami i patrzył na nich z pogardą. Tak, to była pogarda, a nie zazdrość!
-Chodźmy na śniadanie, Theo.
Wyminęli prefekta i ignorując resztę uczniów weszli do Wielkiej Sali.

Harry przysypiał na eliksirach, kiedy poczuł rękę na ramieniu. Spojrzał na Rona, który zdawał się być zmartwiony.
-Wszystko w porządku, Ron?
-Ja chciałem o to zapytać.
Brunet nie wiedział o co chodzi. Po chwili zorientował się, że patrzy na niego cała klasa.
Ohh, cudownie-pomyślał- Właśnie dlatego nikomu nic nie mówiliśmy, że się przyjaźnimy. Pieprzony Nott.
Poderwał głowę, kiedy usłyszał swoje nazwisko.
-Panie Potter, widzę, że wykazuje pan ogromne zainteresowanie moją lekcją.
Cholera.
-Zapraszam do pana Malfoya, myślę, że wtedy przynajmniej będzie pan coś hm..potrafił.
Snape nienawidził go z całego serca, zresztą i vice versa, doskonale to pokazując na każdej pieprzonej lekcji. Choćby na tej teraz. Przydzielił go do Malfoya! Pieprzonego Malfoya!
Spojrzał na chłopaka, który miał ten swój drwiący uśmieszek.
Hmm, Malfoy... Nie wiedział, co z nim nie tak. Nienawidził go od pierwszego spotkania. Ślizgon gnębił go i jego przyjaciół w szkole, tylko dlatego, że Harry odrzucił jego przyjaźń. Arystokrata wszystkim dokuczał i na każdym kroku pokazywał, jaki to on jest ważny. Szantażował uczniów i groził swoim ojcem, kiedy tylko ktoś mu się sprzeciwił. Dodatkowo nie umiał trzymać nerwów na wodzy i co chwila rzucał jakimś zaklęciem, czy urokiem. No i jego popieprzony ojciec był śmierciożercą. Taaaak, Harry miał mnóstwo powodów, żeby go nienawidzić. Ale były też powody, dla których go nie nienawidził, ale oczywiście brunet nigdy by się do tego nie przyznał. Nie wiedział, że jego przyjaciele snuli podejrzenia.
-Długo mam czekać, panie Potter?
Zły brunet podniósł się i podążył w stronę ławki ślizgona.
-No, Potter..Rusz się po składniki.
Chłopak westchnął i chcąc uniknąć niepotrzebnej kłótni poszedł za innymi uczniami, z myślą, że to będzie bardzo, bardzo długa lekcja...

Na obiedzie czuł się wyjątkowo źle i dziwnie. Czuł na sobie czyjeś spojrzenie, ale nie widział nikogo, kto by go obserwował. Zrezygnowany wpatrzył się w swój talerz, ale nie chciał nic jeść. Czego nie można było powiedzieć o Ronie, bo on to nawet nie wiedział, co je- tak chłonął swój posiłek. Harry nie miał już siły, żeby siedzieć z przyjaciółmi, więc zaczął się podnosić,by wyjść z Wielkiej Sali, jednak zatrzymała go zmartwiona Hermiona.
-Harry, gdzie idziesz? Zaraz mamy lekcje..
-Źle się czuję, Herm. Nie idę na kolejne zajęcia, zobaczymy się później.
Wstał ze swojego miejsca, ale zatrzymał się jeszcze przy przyjaciółce.
-Nie martw się o mnie, Mionka. Przejdzie mi- pocałował ją w głowę i opuścił pomieszczenie zamyślony, nie zauważając zmartwionych ślizgońskich tęczówek wpatrzonych w niego.

Zbliżał się do Wieży Gryffindoru, kiedy na kogoś wpadł. Albo ktoś na niego.. No nieważne.
Spojrzał na „ofiarę” i zdziwił się.
-Cho? Co ty tutaj robisz?
-Oh, Harry. Szukałam Cię.
Krukonka złapała Harry'ego za rękę i pociągnęła w tylko sobie znanym kierunku.
-Cho. Cho. CHO!-Potter wyszarpnął dłoń-Czekaj! Gdzie idziemy?
-Muszę z Tobą pogadać.
-O czym?
-No chodź.
-Cho..
-Chodzi o Cedrika.
W tym momencie Harry przestał się opierać i ruszył za dziewczyną.
||Wyimaginowana

Rozdział 2

Wow.
Powiem szczerze, że byłam bardzo mile zaskoczona, kiedy zobaczyłam komentarze pod rozdziałem. Bałam się, że to się nie spodoba, że nie przejdzie, ale jak widać.. Udało mi się :D
Bardzo dziękuję, a teraz nie przedłużając, zapraszam na drugi rozdział c:
*.*.*.*.*.*.*.*
II
Ślizgon siedział na swoim łóżku ze skrzyżowanymi nogami.
Wygląda uroczo-pomyślał Harry, szybko jednak ganiąc się za niesubordynację.
Miał w oczach dziwny błysk, kiedy zobaczył Harry'ego w progu swojego pokoju.
-No dobra, Malfoy, miejmy to już za sobą- zrezygnowany Potter nie silił się na grzeczniejszy ton. W końcu już nic gorszego od spędzania czasu z Malfoyem nie było, prawda?-Co mam zrobić?
-Hmm..
Chłopak wstał i podszedł do niego, niebezpiecznie blisko. Brunet mógł zobaczyć siny i opuchnięty nos blondyna. Najwidoczniej eliksir leczący połamane kości jeszcze nie zadziałał..Lub nie został zażyty. Harry uśmiechnął się pod nosem.
-Coś Cię bawi, Potter?-warknął rozjuszony arystokrata.
-Nie, skądże- Harry NAPRAWDĘ się starał nie roześmiać.

Hermiona siedziała na kanapie w pokoju wspólnym. Wiedziała, że w życiu jej przyjaciela coś się dzieje. Ron i Ginny też to zauważyli. Harry często przebywał poza dormitorium, unikał rozmów z nimi, a Malfoy irytował go bardziej niż zwykle. O ile można to było nazwać irytowaniem, a nie czymś innym. Tak czy inaczej kończyło się to utratą punktów, za co Gryfoni nigdy go nie winili. Harry był...Jaki był. Nic nie można było z tym zrobić, a obarczanie go winą, za to, że dom straci parę punktów w niczym nie pomoże. Z resztą, to nie koniec świata, puchar domów nie jest najważniejszy.
Granger długo siedziała sama i patrzyła w ogień. Czekała, aż brunet wróci, żeby mogła z nim porozmawiać. Tęskniła za starym Harrym.
Poczuła, że sofa ugina się pod ciężarem drugiej osoby. Spojrzała na Ginny, która uśmiechnęła się nieśmiało.
-Stało się coś, Gin?
-Ja..
-No dawaj- Hermiona uśmiechnęła się zachęcająco.
-Harry kogoś ma, prawda?
-Nie wiem, Gin. Nic mi nie mówi-szatynka naburmuszyła się.
-Ale.. Czy on i.. i Malfoy..
-Nie wiem, Ginny. Naprawdę nie wiem.. Ale wydaje mi się, że.. że to możliwe.
Na chwilę zapadła cisza.
-To już niedługo..
Atmosfera w pokoju wspólnym się zagęściła. Wszyscy zamilkli spoglądając na dwie dziewczyny siedzące na kanapie.
-Tak.
-Ale.. Czy on... Czy ten, którego imienia nie wolno wymawiać...
-Voldemort nie zawaha się zaatakować. -rudowłosa wzdrygnęła się, słysząc zwrot.
-Harry zginie.
Hermiona zacisnęła powieki, próbując powstrzymać łzy, które chciały się wydostać.
-Wciąż się łudzę, że nie.
Wyszeptała to, czego każdy się obawiał.

-No rusz się, Potter.
-Chyba sobie kpisz, Malfoy! Nie pójdę z Tobą do Zakazanego Lasu!
-Masz u mnie szlaban, Potter. Musisz.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością.
-Świetnie-zirytowany brunet warknął, wychodząc z sypialni chłopaka.
Harry twierdził, że nie może być nic gorszego, od spędzania czasu z Malfoyem Okazuje się, że jednak może. Spędzanie czasu z Malfoyem w Zakazanym Lesie.

Było sporo po północy, kiedy Harry wrócił do dormitorium. Nie zauważył w saloniku zbyt wielu osób. Siedział tam jedynie Neville z Dean'em i Seamus'em oraz Ron z Hermioną. Nigdzie nie widział Gin, za co dziękował Merlinowi. W końcu to ona najbardziej chciała wiedzieć, o co poszło. Cóż, jakby nie było, cała sytuacja dotyczyła właśnie jej.
-Harry! Wreszcie jesteś!
Chłopak chciał się uśmiechnąć, ale wyszedł mu jakiś grymas.
-Możemy porozmawiać?
Hermiona tylko na to czekała.

Kiedy zostali we dwójkę w pokoju wspólnym, usiedli na kanapie. Granger dziwnie się czuła. Kilkanaście minut temu siedziała w tym samym miejscu z Gin i rozmawiały o zbliżającej się wojnie.
-Hermiono, ja nie wiem, co robić-szepnął brunet, chowając twarz w dłonie.
-Harry..
-Nie, daj mi skończyć. Byliśmy z Zakazanym Lesie. Malfoy musiał tam coś załatwić, nie wiem, nie interesowałem się tym. Właściwie to nie byłby źle zorganizowany czas, gdyby nie to, że byłem tam z tym arystokratycznym dupkiem. Ale, idąc za nim miałem mnóstwo czasu, żeby pomyśleć. I po prostu zrozumiałem, że to..Że to się zbliża. Voldemort zebrał siły, szykuje się.. Niedługo będę musiał stanąć do walki, a ja ledwo skończyłem siedemnaście lat! Zaczął się rok szkolny, Miona. Zostało niewiele czasu. A oboje doskonale wiemy, że on zaatakuje. Hermiona, to nasz ostatni rok w tej szkole, a ja nawet nie mogę się skupić na zajęciach! Przez pieprzonego gada, który sobie postanowił mnie zabić, zawale szkołę..O ile przeżyję.
-Nie mów tak, Harry.
-Herm, jakie ja mam szanse? Jestem nastolatkiem, który wie o życiu tyle co nic. Sześć lat temu nawet nie wiedziałem, że jest coś takiego jak magia! Wyśmiałbym każdego, kto spróbowałby mi powiedzieć, że potrafię czarować! A teraz mam stanąć oko w oko z najpotężniejszym czarodziejem świata?
-Harry, posłuchaj mnie. My w Ciebie wierzymy. Inni w Ciebie wierzą. Masz naprawdę wielu sprzymierzeńców. W każdym z domów. Nawet w Slytherinie.
Potter zaśmiał się.
-Może Malfoy, czy jego pionki są po stronie Voldemorta, ale pamiętaj, że jeszcze jest Zabini, czy młodsze osoby.
-Nie pomijaj Notta!-oburzył się Potter.
Cichy śmiech dziewczyny rozluźnił atmosferę.
-No tak... Właściwie, to co z Wami?
-A co ma być?
-Pokłóciliście się? Dawno z nim nie wychodziłeś..
-Hermiona, my jesteśmy przyjaciółmi, nie parą-zachichotał chłopak, zbijając napięcie do zera. Wszystko wróciło do normy. Rozmawiali do późna, na przeróżne tematy, unikając jednak wszystkiego związanego z czarną magią i Voldemortem. Śmiali się z rzeczy, które były nieprawdopodobne, myśleli o przyszłości..
Było jednak coś, co im obojgu nie dawało spokoju. I ktoś musiał to powiedzieć.
-Harry, wygrasz tą wojnę.
Hermiona tak bardzo sama chciała wierzyć w te słowa.

Theodore Nott siedział pod Wielką Salą i czekał. Po wczorajszej akcji w Gnieździe Węży stwierdził, że ma dość tego. Przyjaźń pomiędzy gryfonem, a ślizgonem była możliwa, a oni byli tego idealnym przykładem. Dlaczego więc mieli to ukrywać? Nott nie był tchórzem. Harry należał do odważnych. Więc czemu do tej pory tylko kilka osób wiedziało o ich przyjaźni? Otóż Theodore może i nie był tchórzem, ale znał Malfoya. Większość uczniów się go bała, on sam także. Z kolei Potter może i miał odwagę, ale nie cierpiał być na językach. Idealnie się to łączyło, jednak teraz ślizgon stwierdził, że wystarczy tego kamuflażu. Niech się dzieje, co ma się dziać. Kiedy usłyszał znany mu dobrze śmiech, odetchnął głęboko. Spojrzał w tamtą stronę i ignorując kolegów ze swojego domu ruszył w stronę Złotej Trójcy.
-Granger, Weasley- skinął delikatnie głową w stronę gryfonów, którzy wydawali się być zaskoczeni tym gestem.-Harry, możemy pogadać?
Czuł na sobie spojrzenia uczniów, ale skutecznie je ignorował. Brunet przytaknął.
Oddalili się kawałek, gdzie swobodnie mogli porozmawiać, by nikt im nie przeszkadzał.
-Może to trochę śmiesznie zabrzmieć-zaczął Nott- Ale mam dość ukrywania się.
-Rzeczywiście dziwnie to brzmi-zachichotał Potter. Spojrzeli na siebie w milczeniu. Oboje myśleli, czy dobrze robią. Harry też miał dość ukrywania się. Przecież byli tylko przyjaciółmi, a zachowywali się, jakby byli zakazanymi kochankami.
Trochę jak Romeo i Julia..-pomyślał Harry. Po chwili jednak dotarł do niego sens swoich myśli- Oh świetnie, właśnie porównałem nas do mugolskiego dramatu. Lepiej być nie mogło. Brawo, Potter, zabłysnąłeś inteligencją..
Patrzyli na siebie jeszcze dłuższą chwilę, kiedy podjęli decyzję.
-Cóż, mniejsza z tym. Nie chcę się dłużej ukrywać.- zaczął Nott.
-Ja też nie.
-Co kurwa?!
Oboje spojrzeli na stojącego niedaleko nich wściekłego chłopaka.
|| Wyimaginowana 

Rozdział 1

I
Harry szybko przemierzał szkolny korytarz. Był już spóźniony na transmutację, a to nie wróżyło nic dobrego. Skręcił i po chwili znalazł się na dziedzińcu Od klasy dzieliło go zaledwie kilka metrów i właściwie już miał wchodzić, kiedy ktoś go zawołał.
-Potter.
Zatrzymał się. Wiedział, że ma kłopoty. Spotkanie z prefektem, szczególnie ślizgońskim zawsze się źle kończyło. Odwrócił się i spojrzał przeciwnikowi w oczy. Bynajmniej to nie świadczyło o jego odwadze, a raczej głupocie.
-Malfoy.
Arystokrata zmrużył oczy, słysząc tą pogardę w głosie bruneta.
-Proszę, proszę.. Nie dość, że łazisz po korytarzach w czasie lekcji, to jeszcze odzywasz się do prefekta naczelnego gardzącym tonem...
-Streszczaj się, Malfoy- syknął, czując narastający gniew.
-Oh, ubolewam nad Twym tonem, Potter- jęknął ślizgon tym swoim drwiącym głosikiem. Szybko jednak się zreflektował, stwierdzając, że wciąż nie odjął mu punktów- Brak szacunku dla Prefekta..Gryffindor traci dziesięć punktów, przebywanie na korytarzu w czasie zajęć minus pięć..
-Świetnie-warknął Harry- Masz mi coś jeszcze jakże ciekawego do powiedzenia?
Spojrzenie blondyna zwęziło się bardziej.
-Kolejne dziesięć, za brak szacunku. Uważaj Potter, bo jeszcze ci twoi gryfoni cię przeklną-zakpił.
I on się zwie arystokratą...- jęknął chłopak w myślach. Wzruszył ramionami z nonszalancją i odwracając się plecami do Malfoya nacisnął klamkę, wchodząc do klasy.
***
Złoty Chłopiec czuł, ze to nie koniec problemów. Wiedział, że miał pecha i nie rozumiał tego. Przecież on nie zrobił nic złego.. Miał dziwne przeczucia, że coś się jeszcze stanie.
Och, jak on chciałby się chociaż raz pomylić.
***
-O, proszę. Złota Trójca Gryffindoru- parsknął Malfoy- Szlama, Zdrajca krwi i wybraniec. Cudownie.
Harry czuł, że tłumiony cały dzień gniew powoli go rozrywa. Zacisnął pięści, żeby nie zrobić czegoś głupiego.. Na przykład nie podejść i nie obić ślizgonowi tej jego arystokratycznej mordy.
Wziął jednak głębszy wdech, obierając inną taktykę. Nie odezwał się, tylko zignorował chłopaka, idąc dalej z przyjaciółmi. Stwierdził po prostu, że bardziej denerwująca jest cisza niż jakikolwiek czyn lub słowo. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, że to działa. Poczuł, jak „ktoś” szarpie go za szatę.
-Nie skończyłem, Potter.
-Ale ja tak, Malfoy.
Próbował się wyrwać, ale ręka zaciskająca się na jego rękawie nie ustąpiła. Warknął cicho, odwracając się przodem do ślizgona.
-Harry, chodźmy stąd...
Hermiona, jak zawsze próbowała załagodzić sytuację. Nie wiedziała jednak, że Harry już cały dzień chodził wściekły, nie miał możliwości się wyżyć, a teraz nadawała się idealna okazja.. Granger zawsze starała się podchodzić do wszystkiego na spokojnie. Czuła, kiedy zbliżała się awantura i próbowała powstrzymać jego i Rona od robienia głupich rzeczy. Tym razem jednak Gryfon był zbyt wściekły.
-Harry...
-Co jest, Potter? Już nie słuchasz swojej szlamowatej przyjaciółki?
-Zamknij mordę, Malfoy- warknął, wyrywając się z jego uścisku. Był coraz bardziej wściekły, a powstrzymywanie go w tym momencie od czegokolwiek było ryzykowne. Był już na granicy wytrzymałości i w każdej chwili mógł wybuchnąć.
A Malfoy doskonale wiedział, jak to wykorzystać. Prowokował bruneta jak tylko mu się udawało, z niemałą satysfakcją wymieszaną z niewielkim smutkiem.
-Harry, Ginny czeka..-Ron chwycił się ostatniej deski ratunku, co przywróciło Pottera do rzeczywistości. Nie mógł nic zrobić ślizgonowi, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Warknął gardłowo i odsunął się od chłopaka.
-Tak, powinienem do niej już iść- skierował się w stronę schodów.
-No! Leć, Potter, zanim ktoś Cię wyprzedzi. W końcu już większość szkoły zaliczyło Weasleyównę- prychnął Malfoy, czując w środku coś dziwnego.
W tym momencie w Harrym coś pękło. Nie wytrzymując dłużej, odwrócił się i przyjebał Malfoyowi w tę jego zadowoloną gębę. Poczuł, jak złość, która w nim narastała się trochę uspokaja. Z nosa blondyna pociekła stróżka krwi, ale Harry nie zwrócił uwagi na to. Zamachnął się i jeszcze raz uderzył ślizgona, tym razem w brzuch, chociaż nie sprawiło mu to takiej satysfakcji, jakiej oczekiwał.
***
Arystokrata zakrztusił się krwią, upadając na kolana. Nie spodziewał się tego, to powinno wyjaśniać jego brak samoobrony. Ale nie wyjaśniało. To był Malfoy. Nikt nie miał prawa go dotykać, a tym bardziej Potter. Chłopak zawsze się bronił, ale tym razem po prostu został zaskoczony. Co kompletnie narusza jego pozycję. Nie przejmował się tym jednak teraz. Bardziej interesowało go to, dlaczego brunet zachował się tak brutalnie. Owszem, nieraz się bili, ale.. Nigdy tak.
-Kurwa- sapnął, trzymając się za brzuch. Spojrzał w górę i dostrzegł zbiorowisko, które się wokół nich utworzyło, ale on był skupiony na zielonych tęczówkach, patrzących na niego z satysfakcją.
-PRZESUNĄĆ SIĘ! NATYCHMIAST!
Znajomy głos wyrwał chłopaka z transu. Dopiero teraz zorientował się, że z nosa leci mu krew, a on sam się nią krztusi. Wtedy dostrzegł Mistrza Eliksirów, który przedarł się przez grupkę uczniów.
-Panie Potter, co to ma znaczyć?!
Brunet nawet nie zareagował. Był zbyt zadowolony, że udało mu się upokorzyć Malfoya. A sam blondyn cierpiał. Bynajmniej nie fizycznie.
-Szlaban, panie Potter. Sam Draco Ci go udzieli. W akcie pokuty, rzecz jasna.
Jęk oburzenia pomieszanego z obrzydzeniem dotarł do uszu Malfoya. Teraz on poczuł satysfakcję.
-O..dwu.. dwudziestej.. w.. lo..chach...Potter-wysapał, a potem jęknął, kiedy Snape coś z nim zrobił.
***
Gryfoni wpadli zaraz za Harrym do pokoju wspólnego. Chłopak był wściekły. Na nic zdały się próby uspokojenia go.
No wiedziałem! Wiedziałem, że coś się jeszcze stanie! Pieprzony, Malfoy!
Brunet kopnął w najbliższy fotel, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Ginny podeszła do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu. Chciała mu w ten sposób pomóc.
Harry jej się podobał. I to od dawna. Próbowali nawet, na szóstym roku, ale im nie wyszło. To nie miało prawa się udać, on traktował ją jak siostrę. Z resztą, ona też czuła się przy nim bardziej, jak przy bracie niż chłopaku. Nadal uważała, że Harry jest słodki i uroczy, ale miała teraz pewność, że nie będą razem. On jej nie kochał, tak, jakby chciała, a ona sama nie mogła nic z tym zrobić. Starała się więc powoli wybić go z głowy, wmawiając sobie, że są jak rodzeństwo, ale opornie jej to szło. Niestety nie mogła zmienić jego uczuć, a eliksir miłości nie wchodził w grę- za bardzo szanowała chłopaka, poza tym, po co jej zakłamana miłość? No właśnie.
Poczuła, jak Potter powoli się rozluźnia, wykorzystała więc sytuację.
-Co się stało?-spytała miękko, jednak Harry ponownie się spiął.
-Dostał szlaban-mruknął zirytowany Ron.
Taaaak, trzeba wspomnieć, że Hermiona i rudzielec też byli wściekli.
-Od?
-Snape'a. A właściwie Malfoya
Brwi rudowłosej wystrzeliły w górę w szoku.
-Dlaczego?
-Przyjebałem mu- mruknął brunet, ale szybko przeprosił, widząc skrzywione miny dziewczyn.
-Za co?
-Cóż...
-No mów!
-Gadał o Tobie okropne rzeczy i..
-Na przykład?-Ginny starała się zignorować ciepło narastające w środku, słysząc, że Harry stanął w jej obronie.
-Gin, proszę, nie drąż..Już po fakcie, okej?-szepnął, więc ona szybko przytaknęła, stwierdzając, że tak naprawdę nie chce wiedzieć.
Poczuła, jak Harry delikatnie ją obejmuje. Nieśmiało przylgnęła do niego bardziej, rumieniąc się przy tym, ale z zadowoleniem wdychając jego zapach. Kochała go.
***
Było kilka minut po dwudziestej, kiedy Harry stał w pokoju wspólnym Slytherinu. Czuł na sobie gardzące spojrzenia uczniów tego domu, ale zwyczajnie się nimi nie przejmował. Czekał, aż ktoś mu w końcu odpowie, gdzie jest ten pier...Malfoy.
-Potter? Co Ty tu robisz?
Zdziwiony, ale zarazem przyjazny głos wyrwał Harry'ego z zamyślenia, wywołując przy okazji burzę szeptów w pomieszczeniu.
-Cześć, Nott.
Kiedy ślizgon do niego podszedł i zwyczajnie przywitał kumplowskim uściskiem w pokoju nastała głucha cisza, a po chwili rozmowy się nasiliły.
-Więc?
-Malfoy dał mi szlaban-mruknął niezadowolony.
-Ohh.
-Taak, cudownie spędzony piątkowy wieczór-sapnął, wywołując chichot u kolegi.
-Biedny-zaśmiał chłopak.
-Gdzie on jest?
-W dormitorium, pierwsze drzwi po lewej. Czeka na kogoś, wygląda na to, że chodzi o Ciebie.
-Najwidoczniej-jęknął, idąc we wskazanym kierunku.
-Harry?
Zaskoczony zwrotem chłopak przystanął i obejrzał się przez ramię.
-Tak?
-Ładnie go załatwiłeś. Ma złamany nos.
Potter uśmiechnął się pod nosem.
-Przynajmniej jeden dobry aspekt tego dnia.
Zaśmiali się, wywołując oburzenie wśród reszty ślizgonów.
-Powodzenia, Potty- zachichotał, wywołując uśmiech na twarzy drugiego.
-Będzie potrzebne-odpowiedział i zniknął w sypialni wroga.
||Wyimaginowana

Prolog

PROLOG
-A czy matka Ci nie zdążyła powiedzieć, że to nie ładnie podsłuchiwać Potter?! Petrificus Totalus!
Ha, racja, była martwa, zanim cokolwiek mogłeś skumać.
Harry poczuł jeszcze silne kopnięcie w nos i stracił przytomność.

Otworzył oczy, kiedy poczuł, jak coś go łaskocze. Nad nim stała Tonks. Uśmiechnęła się do niego i zaczekała aż wstanie. Razem wyszli z pociągu i ruszyli w stronę Hogwartu. W oddali Harry zauważył Malfoya.
-Ładna buźka, Potter!- zakpił i razem z mistrzem eliksirów poszedł do zamku.
-I jeszcze dwa lata muszę się męczyć z tym kretynem..- westchnął i powłóczył nogami za przyjaciółką.
-Dasz radę, Harry- zaświergotała dziewczyna, z dziwnym błyskiem w oku. Harry miał wrażenie, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale Nimfadora milczała. Dotarli do bram, a po chwili chłopak siedział między gryfonami w Wielkiej Sali. Nie zauważył, że stalowoszare tęczówki obserwowały go z drwiną, zmieszaną z poczuciem winy.
||Wyimaginowana