środa, 26 października 2016

Rozdział 45

Dzisiaj krótko
----
XLIV
Naburmuszony siedział na posłaniu i patrzył spode łba na mistrza eliksirów. Był zirytowany, bo dopiero co dwa tygodnie wcześniej wyszedł ze skrzydła, a znowu musiał tu siedzieć. Do tego postanowił obdarzyć zaufaniem swojego największego wroga! No dobra, może nie największego, bo jeszcze był Voldemort.
-Potter, nie zachowuj się jak nastolatka. Musiałem cię tu przyprowadzić, bo jutro masz egzaminy, a nikt nie chce, żebyś zasłabł. Co by się stało? Gwiazdeczka nie wytrzymała presji testów końcowych i zemdlała? Powtórka z piątej klasy? Chcesz się zhańbić, Potter? Na sam koniec?
Chłopiec nie odpowiedział, był zły na nauczyciela, a naprawdę, naprawdę nie miał ochoty na kłótnię. Był zbyt zmęczony i nie miał po prostu ochoty na użeranie się ze starym nietoperzem.
-Chyba komuś język urwało, no ale i tak dobrze. Przynajmniej skończysz w końcu pyskować.
-Może się pan, no nie wiem, zamknąć? Byłbym wdzięczny.
-Minus dziesięć dla Gryffindoru, Potter.
Oh, świetnie. Brakowało mi tego. Stary dureń.
-Jak wyjdziesz ze skrzydła, rusz swój szanowny, złoty tyłek do gabinetu dyrektora. Chciał się z tobą zobaczyć.
Złoty tyłek? Pfe, zboczeniec. Stary pedofil, nie ma kogo zapiąć, to patrzy na tyłki bezbronnych.. chłopców? Co tu się odpierdala? Z drugiej strony.. Nie wiedziałem, że mam go ze złota! Wow, to jest w sumie sporo wart! Szkoda tylko, że ten mój „szanowny, złoty tyłek” miał być srebrny, ale ktoś taki jak Snape nie musi o tym wiedzieć..
I czego znowu chce drops?
Pani Pomfrey podeszła do chłopca, podając mu trzy fiolki. Jedną kazała mu zażyć natychmiast, drugą wieczorem, przed pójściem spać, a trzecią rano, przed egzaminem.
-Twoja elokwencja Potter, po prostu sięga zenitu.
-Tak, tak. Świetnie. Jeszcze coś?
I nie czekając na odpowiedź, zsunął się z łóżka i wyszedł ze skrzydła szpitalnego, kierując od razu pod posąg chimery.

Rozsunął się, nim chłopiec zdążył wypowiedzieć hasło. Wszedł po marmurowych schodach i zapukał do drzwi.
-Wejdź, Harry.
Brunet posłusznie uchylił drzwi i od razu zajął miejsce przed biurkiem dyrektora.
-Słyszałem o incydencie w bibliotece. Harry, nie przemęczaj się tak. Zrelaksuj się może, co? Wyjdź ze znajomymi? Cały wasz rocznik ma zezwolenie na wyjście do Hogsmeade dzisiaj wieczorem, ale wątpię, że wiele osób z tego skorzysta. Wy powinniście, szczególnie ty, Harry. A teraz zasuwaj na kolację.
Wybraniec skinął głową i opuścił pomieszczenie. Nie zszedł jednak do wielkiej sali, tylko szybko opuścił zamek, biegnąc do zakazanego lasu.

Cedrika jednak tam nie było. Harry był smutny. Obawiał się o byłego chłopaka, który zniknął już jakiś czas temu i nie dawał znaku życia. Fakt, „rozmawiał z nim” w wizji, ale wątpił, że to było naprawdę. Jedynie ten medalion, który mu zostawił..
MEDALION!
Chwycił go w dwa palce, myśląc intensywnie o byłym chłopaku.
Odwróciłem się, patrząc na Cedrika.
-Łap z powrotem za puchar! No już!
-O czym Ty mówisz?!
Odwróciłem się, patrząc na Cedrika.
-Łap z powrotem za puchar! No już!
-O czym Ty mówisz?
Z ruin wyłonił się mały człowiek, który trzymał na rękach coś, co wyglądało jak niemowlę, ale na pewno nim nie było. Moja blizna zaczęła piec, cholernie piec. Złapałem się za nią i zgiąłem w pół, krzycząc.
-Harry! Co się dzieje?!
Cedrik podbiegł do mnie i przytrzymał w pasie. W jego oczach czaił się strach. Odepchnąłem go od siebie, nie zważając na ból. Nie może mu się nic stać. Za bardzo go kocham.
-Bierz ten puchar i uciekaj!
Ale on nie posłuchał. Dopadł do mnie ponownie, chciał trzymać, zrobić cokolwiek, ale się wyrywałem.
-Cedrik do kurwy nędzy! Bierz ten puchar i wynoś się stąd! Chodzi o twoje życie!
-Nigdzie się bez ciebie nie ruszę!
Mężczyzna zbliżał się do nas. Diggory wycelował w niego różdżką. Nie, nie, nie, nie, nie, nieee!
-Kim jesteś i czego chcesz?!
CEDRIK TY PACANIE!
-Zabij niepotrzebnego.
Rozpoznałem ten głos. Nie. Moment, proszę nie! Nie rób tego. Proszę nie jego! Kurwa on mnie nie słyszy.
-NIE RÓB TEGO, BŁAGAM!- zaszlochałem głośno, ale na próżno. Czemu Voldemort miałby mnie posłuchać?
-Avada Kedavra!
Z różdżki trzymanej przez Glizdogona wydobył się strumień zielonego światła i ugodził prosto w pierś puchona.
-Nie!-krzyknąłem, ale było za późno. Cedrik padł kawałek dalej, martwy. Upadłem na kolana, chowając twarz w dłoniach. Miałem gdzieś, że może mnie teraz zabić. Mój powód do życia leżał parę metrów obok nieżywy. Czułem, jak po policzkach spływają mi łzy, kiedy sięgnąłem po różdżkę.
Poczułem jak unoszę się nad ziemię, a nagle byłem przytrzymywany przez nagrobek. Glizdogon zabrał moją krew siłą, spod moich stóp wyciągnął kości, uciął sobie rękę, a wszystko razem z tym pieprzonym gadem wylądowało w kotle.
Śmierciożercy się zlecieli, na znak. Voldemort odżył i kazał mi walczyć.
Ból w kostce był nie do zniesienia. Palce mocno zaciskając na różdżce i szykując się na śmierć powiedziałem najgłupsze słowa, jakie mogły mi przyjść na myśl.
-Pierdol się, gadzie- syknąłem- Accio puchar!
Łapiąc ramię ukochanego i chwytając puchar wróciłem do zamku.
Upadł na kolana, siłą powstrzymując łzy. Potem biegiem ruszył do zamku, gdzie od razu wtulił się w swojego chłopaka.
-Przepraszam, Draco.

Spotkali się na dziedzińcu. Harry opowiedział ukochanemu rozmowę z dyrektorem. Postanowili skorzystać z okazji i ósemką ruszyli do Hogsmeade. Skierowali się do Trzech Mioteł i zajęli miejsca w rogu pomieszczenia. Po niecałej godzinie chłopcy byli delikatnie pisząc.. pijani. Kolejne czterdzieści minut później Harry zaczął przystawiać się do Theo. Napięcie między nimi było nie do zniesienia. W końcu skierowali się do toalety, a Malfoy odczuł dziwny niepokój i szczerą zazdrość. No ale, przecież Potter go kochał, więc czemu by po prostu nie pójść zobaczyć co oni tam robią?
Cholerna zazdrość..
Poszedł za nimi, ale kiedy wszedł do środka, nie zauważył nikogo. Jedna kabina była zajęty, usłyszał z niej odgłosy rozmowy. Westchnął, opierając się o umywalkę.
-Theooo..
-No przecież go tu nie ma, spokojnie. Nic ci się nie stanie, a z doświadczenia obaj dobrze wiemy, że seks jest cholernie dobry na odstresowanie.
-Nie ma, ale zaraz może wejść. Dobrze wiesz, jaki on jest-mruknął, jakby trochę niezadowolony-poza tym, kocham go, okej? Nie zamierzam go zdradzić, choćbyśmy się cholernie pokłócili.
-W sumie, racja. Nie musisz się zniżać do jego poziomu.
-Odpuść mu już.
-Nie. Zranił cię.
-Theo..
-Zamknij się.
-The..- urwał w połowie, w pomieszczeniu już nie było słychać żadnej rozmowy jedynie mlaskanie i głośne sapanie. Po chwili z kabiny doszedł dźwięk uderzania o płytę- Przestań do cholery! Ja go kocham.
-Dobrze już dobrze. I tak wiem, że ci się podobało..
-Jeśli mu powiesz, co tu się dzisiaj stało..
-Daruj sobie, Potter. Nie jestem idiotą. Tylko nie rozumiem jednej rzeczy.
Draco zmarszczył brwi i skupił się na rozmowie.
-Jakiej?
-Ze mną nie chcesz go zdradzić, ale jak się puszczałeś z Cedrikiem przez os..
-Zamknij mordę. Nic nie wiesz.
-BO MI NIC NIE MÓWISZ!
-I nie muszę.
-Co się wydarzyło tamtej nocy?
-Pogadamy, jak wytrzeźwiejesz.
Arystokrata prychnął, przewracając oczami. Westchnął cicho. Poczekał, aż dwaj chłopcy łaskawie wyjdą z kabiny. Nie trwało to długo, już po paru minutach wytoczyli się z niej, cali czerwoni i zdyszani.
-O, hej kochania.
Draco pokręcił z politowaniem głową. Tylko Potter mógł rzucić głupim tekstem w takim momencie.
-Zero elokwencji. Zero.
-Już to dziś słyszałem- mruknął cicho. Później wrócili do stolika, gdzie czekały zdenerwowane dziewczyny.
-Dumbledore nas zabije-rzucił Harry, chowając w dłoniach twarz.
Hermiona spojrzała na niego i po raz pierwszy od bardzo dawna zauważyła, że jest zrelaksowany. Może i przejmował się egzaminami, ale widocznie nie przeżywał niczego związanego z Voldemortem, odpoczął po męczących tygodniach a i chyba z Draco mu się układało. Jej mina złagodniała, cała złość odrobinę wyparowała. Uśmiechnęła się lekko, kładąc dłoń na jego.
-Spokojnie. Zbieramy się? Jest już po dwudziestej trzeciej.
Pansy przytaknęła i po chwili wszyscy zebrali się do wyjścia. Jedyne konsekwencje jakie mogli ponieść to spotkanie w tym momencie któregoś z nauczycieli. No i jutrzejszy kac..
/w.

niedziela, 23 października 2016

Rozdział 44

6-8 rozdziałów :)
----
XLIV
-Z kim się pożegnać?
Odwrócili się i spojrzeli na Rona, wchodzącego do pomieszczenia. Rudzielec wywnioskował wszystko z ich smętnych min. Zamknął oczy i szarpnął za swoje włosy. Kiedy je otworzył krzyknął i uciekł z pomieszczenia. Dopiero za rogiem się rozpłakał.
Dlaczego..


Mistrz eliksirów siedział w swoich komnatach i popijał bursztynowy trunek ze szklanki. Alkohol palił mu przełyk. W lewej dłoni trzymał srebrny medalion, który zawsze miał przy sobie. Patrzył na niego, a w jego czarnych oczach pierwszy raz widać było jakieś pozytywne emocje. Jakiekolwiek emocje. Otworzył wisior, który ukazał mugolskie zdjęcie. Kciukiem przejechał po fotografii. Z jego oka wypłynęła samotna łza. Kobieta uśmiechała się szeroko, a rude włosy opadały na ramiona.
W głowie Severusa pojawiły się stare wspomnienia. Wspomnienia nocnych spacerów po zamku. Lily złamała więcej przepisów niż ten cały Potter. Ale kto by podejrzewał taką grzeczną i pilną uczennicę? Wszyscy myśleli, że jak się zeszła z tym cholernym Potterem, to byli całkiem różni. Owszem, ale to on był spokojniejszy od niej. Kochała go. A ja kochałem ją.
Mężczyzna zacisnął pięść i rzucił łańcuszkiem o ścianę. Po jego policzkach spływały łzy. Szklanka w jego dłoni pękła, raniąc skórę. Krzyknął. Wściekłość, żal, ból i tęsknota zabijały go.
Machnął różdżką. Podczas gdy jego komnata doprowadziła się do porządku, na ścianie pojawiał się stopniowo obraz. Spojrzał na niego, zaklął głośno i szybkim krokiem opuścił swoją sypialnię.


Siedział i patrzył na hebanowe drzwi. Wciąż zbierał w sobie odwagę, żeby pożegnać ukochanego. Hermiona przed chwilą wróciła od przyjaciela i teraz próbowała pocieszyć Draco, choć sama jeszcze nie mogła stłumić łez.
Theo opuścił zamek zaraz po pożegnaniu wybrańca. Dyrektor i nauczyciele również pogodzili się już ze stratą złotego chłopca.
Innymi słowy, świat stracił swojego bohatera.


Wszedł do pomieszczenia i nie zwrócił uwagi na zebrane tam osoby. Wycelował różdżką i wyszeptał zaklęcie. Zielony strumień przeciął salę. Ciało upadło na podłogę. Szloch opuścił gardła. Ryk, wściekłość i żal wymieszały się. Zaklęcia poleciały. Aportował się, zostawiając martwą kobietę na zimnej posadzce.
Snape rozpoczął walkę.


Pani Pomfrey kazała Draco szybciej „spotkać się” z chłopakiem, bo nie mogła dłużej czekać. Harry nie żył. To przeróżne sprzęty, do których był podpięty żyły za niego. Jedna aparatura podtrzymywała jego akcję serca, ale na próżno. Narząd przestał pracować razem z wszystkimi układami. Mózg przestał wysyłać sygnały do innych organów. Potter był martwy.


Siedział na czarnym, dużym fotelu. W dłoni ściskał różdżkę i szyderczo się uśmiechał. Mężczyzna klęczący przed nim był przerażony. Nie chciał patrzeć mu w oczy.
-Spójrz na mnie.
Przestraszony, podniósł głowę, ale drżał. Trząsł się ze strachu.
-Dlaczego to zrobiłeś?
-Prze...przepraszam, Panie.
-Nie przepraszaj. Nie zrobiłeś nic złego.
Ulga wymalowała się na twarzy blondyna.
-Jednakże, nie skonsultowałeś się ze mną. Poniesiesz karę.
-Ale..
-MILCZ!
Więcej się nie odezwał. Voldemort zastanawiał się, jakby ukarać nieposłuszeństwo.
-Panie, jeśli Potter..
-Przemyślałem to i jeśli nie przeżyje, to nic się nie stanie. Będzie mi nawet łatwiej. A teraz.. Crucio!
Mężczyzna zaczął się wić na podłodze w agonii.


Draco wszedł do środka. Nogi miał jak z waty, twarz była blada.. Przypominał trupa, którym był jego chłopak. Podszedł do jego łóżka. Przy meblu nie stało już kilka monitorów, podtrzymujących życie. Teraz był tam tylko jeden ekran, na którym ciągnęła się długa, zielona kreska, tylko co jakiś czas podskakując w górę.
Arystokrata stłumił łzy. Przysiadł na skraju łóżka, złapał dłoń ukochanego i po kolei pocałował wszystkie jego palca. Odgarnął włosy z czoła wybrańca, opuszkami musnął bliznę. Nachylił się i cmoknął jego usta.
-Obudź się. Harry, obudź się..
Jak do ściany. Nawet drgnął. Cichy szloch opuścił usta Malfoya. Miał nie płakać. Chciał nie płakać. Nie pokazywać emocji. Ale jak ich nie pokazać, kiedy ukochana osoba umiera?
Zacisnął dłoń na jego. Drugą pogładził jego rękę. Położył głowę na jego klatce piersiowej. Zamknął oczy.
-Nie możesz mnie zostawić..
Nadal nic.
Kolejny szloch, tym razem głośniejszy. Podniósł się. Spojrzał na twarz ukochanego. Na uchylone, sine usta. Na zasłonięte powiekami zielone oczy. Oczy które kochał.
-No dalej, kochanie. Pokaż mi te piękne zielone oczy.
Westchnął.
Oczywiście, że nie ich nie pokaże. Przecież on nie żyje.
-Panie Malfoy, proszę już wychodzić.
-Ja.. Jeszcze dwie minuty. Proszę.
Skinęła i wyszła.
Spojrzał na niego po raz ostatni. Przez łzy się uśmiechnął. Nachylił się i po raz ostatni wycisnął na jego ustach mokry pocałunek. Potem wyszedł, nie odwracając się za siebie.
-Draco..
-Nic nie mów..-mówiąc to, wybiegł ze skrzydła szpitalnego.

Kiedy otworzył oczy, zrozumiał, że to nie był sen. Musieli odłączyć Harry'ego, bo nie było sensu go dłużej męczyć. Musiał się dogadać z Hermioną, co zrobią z ciałem i.. i pogrzebem.
Poszedł do łazienki. Wziął długi, zimny prysznic, po czym przebrał się i skierował się na śniadanie. Po drodze dołączyli Blaise, Theo i Pansy. Każde z nich było przybite.
-Wciąż nie mogę uwierzyć..
-Nie tylko ty-mruknął w odpowiedzi.
-Przepraszam..
-Kiedy pogrzeb?
-Nie wiem. Jeszcze nie rozmawiałem z Hermioną.
Skinęli w milczeniu głową, wchodząc do wielkiej sali.

Wieczorem spotkał się z Hermioną.
-Co z nim robimy?
-Nie wiem. Może porozmawiajmy z panią Pomfrey?
Skierowali się do skrzydła szpitalnego, już po raz ostatni. Weszli do środka, od razu podchodząc do pielęgniarki.


-Jak to?!
-No tak. Nie wiem nic więcej, tylko tyle co udało mi się podsłuchać.
Czarny Pan ryknął, a śmierciożercy skulili się na krzesłach.
-Ale Panie.. Może to lepiej?
I kiedy kobieta przedstawiła mu swój plan, uśmiechnął się. Uświadomił sobie, że Bellatrix mogła mieć rację.


Krzyknął i odskoczył do tyłu. Jego oczy rozszerzyły się w szoku, a na usta powoli wkradał się uśmiech. Słyszał, jak drzwi otwierają się, słyszał, jak wchodzą inni. Ale nie reagował. Patrzył tylko na jedną osobę, na osobę, która powinna być martwa, a która stała przed nim.
-Kurwa mać, ja cię kiedyś zabije.
Wywołał śmiech u pozostałych, włącznie z „trupem”. Pokręcił głową, uśmiechnął się szeroko i wskoczył w ramiona ukochanego.
-Harry, dlaczego kurwa musisz tak straszyć?
-Tak już mam- zachichotał brunet, całując czoło kochanka.
-Ale jak..
-Powiedzmy, że ktoś miał w tym udział.
Uniósł głowę, patrząc w jego zielone tęczówki.
-Myślałem, że już nigdy nie zobaczę tych twoich cholernych, zielonych oczu- Potter ponownie się zaśmiał- a możesz mi powiedzieć kto?
-Myślę, że doskonale wiesz- mruknął w jego włosy, grzebiąc w kieszeni i wyciągając zmięty papier- bo wydaje mi się, że ta karta była prosta..
-Ohh.

Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego dwa dni później. Zachował dystans do Rona. Nie miał ochoty z nim rozmawiać, a nawet przebywać. Niby nie miał do niego żalu, jednak trochę się obawiał. Wyniósł się na jakiś czas ze swojego dormitorium i zamieszkał u Draco.
Do egzaminów pozostały niecałe dwa tygodnie. Uczniowie powoli skupiali się na nauce, jednak było ciężko. Wielu wciąż się martwiło stanem zdrowia wybrańca, który cudem uniknął śmierci. Nikomu poza Theo i Hermioną nie powiedział, jak mu się udało przeżyć. Malfoy wie jedynie o „magicznym medalionie”, a dwójce przyjaciół postanowił powiedzieć prawdę.
Szedł właśnie z Draco na lunch.
-Harry, zaczekaj- mruknął Theo, szarpiąc za łokieć przyjaciela- musisz mi jeszcze coś wyjaśnić. Chodź ze mną. Wybacz, Draco.
Wyszli na błonia, gdzie pod drzewem siedziała Hermiona z wielką księgą na kolanach.
-No?
-Jak to się stało, że żyjesz?
-Mówiłem wam.
-To niemożliwe. Musiałoby to oznaczać, że Cedrik oddałby ci część mocy. Żeby to zrobić musielibyście być bardzo ze sobą związani.
Harry westchnął.
-Nie zagłębiajcie się w to, proszę.
-Harry..
-Hermiono, proszę..
Dziewczyna odpuściła temat i westchnęła cicho. Kiedy wybraniec wrócił do zamku przedyskutowała z Theo te informacje. Zgodnie stwierdzili, że całość nie ma sensu i że Harry czegoś im nie mówi..


Dzień przed pierwszym egzaminem Harry spotkał się z Hermioną i Ronem w bibliotece. Przestał go unikać, dobrze wiedział, że to nie była wina rudzielca. Brakowało mu przyjaciela i chciał odbudować z nim relacje. Zaczęli od wspólnego spędzania czasu- głównie powrotu do wieży Gryffindoru, szachów, nauki, siedzenia razem w ławce i obok siebie w wielkiej sali; w quidditcha wciąż nie mógł grać.
Gryfoni powtarzali materiały, Hermiona ich do tego przymusiła. Zajęli więc miejsca przy jednym ze stolików kącie. Tego dnia w bibliotece kręciło się sporo uczniów piątej i siódmej klasy. Harry wertował książkę do eliksirów, czytając co po niektóre strony z trudniejszymi dla niego miksturami. Cały dzień zapowiadał się spokojnie, dopóki przy stole nie pojawili się Draco wraz z Pansy i po chwili Theo z Blaisem. W tamtej sytuacji, nie było mowy o nauce.
Potter westchnął, odkładając księgę na stolik. Nic z tego nie potrafił zapamiętać. Zamknął na chwilę oczy.
Zamyślił się. W umyśle przeszukiwał miejsca, gdzie mógłby być Cedrik. Wciąż się nie pojawił. Nie widział go od ponad miesiąca, a to czy jeszcze żyje ulegało wątpliwościom.
Dwa tygodnie temu zostawił mu wisior, który wciąż miał na szyi, mimo że już od dawna go nie potrzebował. Nie chciał mówić przyjaciołom, jak to się stało, że Cedrik go uratował. Oni mogli nie uwierzyć, poza tym nie chciał, żeby Draco się dowiedział. Wciąż mu nie powiedział o oświadczynach i miał wyrzuty sumienia.
Czuł cholerną pustkę w sercu i nawet dłoń Draco, sunąca po jego udzie w geście uspokojenia, nie była w stanie odciągnąć go od tych myśli. Warknął cicho pod nosem, zwracając na siebie uwagę Theo. Ślizgon ściągnął brwi.
Harry przyjrzał się przyjaciołom. Hermiona siedziała z uśmiechem na ustach i wesoło rozmawiała z Blaisem i Pansy. Ron, obok niej, z głową spuszczoną w dół, bawiąc się palcami, co jakiś czas tylko przytakiwał. Był strasznie zdołowany, widocznie odsunięty od znajomych. Theodore siedział po lewej stronie Pottera i aktualnie próbował się dowiedzieć, o co chodzi przyjacielowi. Draco był po prawej stronie, czytał- chyba podręcznik z zaklęć- a jego palce wciąż sunęły po nodze ukochanego. Mały uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy zorientował się, że Harry go obserwuje, zagryzając wargę.
Wybraniec westchnął ponownie, tym razem głośniej.
-Muszę odnaleźć Cedrika.
Rozmowy przy stoliku ucichły, a spojrzenia przyjaciół skupiły się na chłopcu. Malfoy zabrał swoją rękę i zatrzasnął książkę z hukiem.


Krzyknął, upadając na podłogę. Szybko się podniósł i rozejrzał po pomieszczeniu. Jego źrenice rozszerzyły się w szoku, kiedy zrozumiał, że nikt go nie zaatakował. Nikt stamtąd. Czując ból w klatce piersiowej, spojrzał na nią. Srebrna zawieszka teraz była koloru czerwonego. Parzyła. Przykleiła się do ciała. Nie mógł jej ściągnąć. Nagle ból ustał. Jakby go nie było. Srebro odzyskało swój kolor. Znowu było zimne i wesoło kołysało się na łańcuszku.
-Co ty ze mną robisz...


Patrzyli w szoku na mimikę jego twarzy. Pierwsza otrząsnęła się Pansy.
-O czym ty mówisz?
-Nie widziałem go od dłuższego czasu. Nie wiem, co się z nim dzieje. Martwię się o niego. Co jeśli Voldemort..
-Na pewno wszystko jest w porządku. Wróci.
-Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać..
-VOLDEMORT, Ron.
-..na pewno nic mu nie zrobił.
-Poza tym, przyniósł ci ten cały medalion, który masz..
Harry pokręcił natarczywie głową, a Hermiona ucichła. Zrozumiała, że jej przyjaciel wciąż nie porozmawiał z Draco. Westchnęła cicho.
Malfoy spojrzał na ukochanego.
-Gdzie?
Ale nie potrzebował odpowiedzi. Dostrzegł, że Harry ma go na szyi.
-W kufrze..
Draco prychnął. Przybliżył się do wybrańca i szarpnął za łańcuszek, wyciągając go spod swetra.
-Nawet kłamać nie umiesz.
Odszedł od stolika, żeby odłożyć książkę.
Harry westchnął smutno. Odsunął krzesło i również wstał od stołu. Skierował się w głąb biblioteki, mijając Draco przy jednej z półek. Poczuł pulsujący ból w czaszce. Zignorował go i szedł dalej, do działu transmutacji. Głowa bolała coraz bardziej, ucisk stawał się tępy i mocny. Blizna pulsowała, piekła, szczypała. Złapał się za czoło. Czuł, że traci równowagę, więc szybko chwycił się najbliższego regału. Nic to jednak nie pomogło. Harry runął na podłogę z głośnym hukiem, zrzucając przy tym masę książek. Ból stał się jeszcze silniejszy. O wiele. Przed oczami latały kolorowe plamki, powoli tracił widoczność. Zobaczył, jak ktoś do niego szybko podchodzi. Słyszał, jak ktoś krzyczy jego imię, ale docierało to do niego z oddali. Poczuł, jak ktoś nim potrząsa, woła, żeby pobiec po jakiegoś nauczyciela. Zamknął oczy.
-Nie zamykaj oczu, Harry! Harry! Harry! Witaj.
-Znowu...
-Brak szacunku.. Nie ładnie. Ta twoja szlamowata matka źle cię wychowała.. a nie, nie wychowała.. Ja to zrobię.. CRUCIO!
-AAAAAAAAAAAAA!
Jego ciało drżało, trzęsło się. Wił z agonii. Odczuwał okrutny ból, a przecież wszystko się działo w jego.. głowie?
-Harry, ocknij się! Kochanie, no dalej!
Nic to nie pomogło. Dalej się wyrywał, krzyczał, płakał..
-No, może teraz się czegoś nauczysz..
-Cze..go chcesz?
Mężczyzna zacmokał z dezaprobatą.
-Trzeba więcej lekcji, no ale przejdźmy do rzeczy. Mam to, czego szukasz.
Spojrzałem na niego. Przede mną stał młody, przystojny chłopak, który wyglądem prędzej przypominał greckiego boga niż pieprzonego czarnoksiężnika. Na jego ustach błąkał się kpiący uśmieszek, a czerwone tęczówki były rozświetlone. Patrzyłem na niego i nie mogłem zrozumieć, jak..
-Napatrzyłeś się na mnie?-prychnął, rozbawiony.
Potrząsnąłem głową i spojrzałem w jego oczy.
-O czym ty mówisz?
Po prawej stronie pojawił się cień, który stopniowo się zwiększał. Po chwili zobaczyłem chłopaka.
-CEDRIK?! Co ty tu.. Gdzie ty jesteś?! Szukałem cię! Martwiłem.. Martwię się o ciebie do cholery!
-Spokojnie, Harry. Żyję.. Tutaj jest mi całkiem dobrze..- przełknął ciężko ślinę, wiedziałem, że kłamię- Nie wiem, czy wrócę, ale niedługo się spotkamy. Obiecuję ci to.
-Nie, nie, nie! Masz wrócić!
-Jak się czujesz? Medalion się spisuje?
-Tak, ale..
-Spokojnie. Kocham cię.
Podszedł do mnie. Poczułem jego chłodne dłonie na policzkach i lodowate wargi na ustach.
Odsunął się. Tom wyciągnął różdżkę i skierował na puchona.
-NIE!
-Crucio!
Po sali rozniósł się śmiech. Albo jego imitacja. Riddle śmiał się, a Diggory wił się w agonii. Dopadłem do niego, ale zostałem odepchnięty, przez.. coś.
-Avada Kedavra!
Znowu. Po moich policzkach spływały łzy. Znowu musiałem oglądać jego martwe ciało. Usłyszałem szelest. Sceneria wokoło się zmieniła. Staliśmy pośrodku jakichś.. ruin? Wokół było pełno ofiar. Hagrid, Lupin, Syriusz, Hermiona, Weasleyowie. Draco..
Śmierciożercy zebrali się wokół, rozbawieni. Śmiali się. Rechotali. Voldemort, już nie młody chłopak, a wstrętny gad, stał naprzeciw mnie. Miał ten swój ohydny uśmiech na wargach. Rozejrzałem się ponownie.
Theodore stał kilka metrów dalej, ledwo łapiąc oddech. Był zgięty w pół, kasłał krwią.
Draco ze swoim odsłoniętym ramieniem leżał niedaleko, a oczy miał szeroko otwarte. W dłoni wciąż ściskał różdżkę.
Fred, George, Ron i Ginny leżeli w różnych miejscach wokół mnie.
Hermiona była najbliżej. Jako jedyna miała zamknięte oczy. Wyglądała jakby po prostu zasnęła. Burza jej gęstych włosów przykrywała trochę twarz. Różdżka leżała obok..
Ponownie poczułem słonogorzkie krople na policzkach. Zacząłem się nimi dławić.
Odwróciłem się i krzyknąłem cicho. Wiedziałem, gdzie jesteśmy. To nie były byle jakie ruiny. To kiedyś był Hogwart.
Upadłem na kolana i zaniosłem się głośnym szlochem.
-Tak to się skończy, Potter. Nie uratujesz tego świata. Jesteś za słaby. Jeszcze możesz zrezygnować. Nie potrzeba innych ofiar.
Uniosłem głowę. Dumbledore i McGonagall leżeli na schodach, po których schodził.. Snape.
-Nic już tu nie zdziałasz. Chodź, Potter.
-NIE!
Odepchnąłem od siebie świat rzeczywisty. Stworzyłem barierę, przez którą mistrz eliksirów nie mógł się przedrzeć.
Z powrotem odwróciłem się, patrząc w krwawe tęczówki.
-Co, Potter? Wola walki?-prychnął- jeszcze mogę jego zabić...-wskazał na Notta- Avada Kedavra!
Ciało upadło, ale nawet nie mrugnąłem. Uśmiechnąłem się drwiąco.
-Nie musi być więcej ofiar.. jeszcze wszystko można zmienić. Możesz się do mnie przyłączyć..
-NIGDY!
-Zatem żegnaj. Avada..
-Avada Kedavra!- wrzasnąłem. Zaklęcie niewybaczalne wystrzelone z mojej różdżki przecięło ze świstem powietrze. Siostra przeciw siostrze. Dwa zielone strumienie spotkały się, choć jeden był dalej niż drugi.
Złapałem różdżkę oburącz. Urok powoli przełamywał barierę. Już byłem blisko. Już wygrywałem..
Ocknął się w bibliotece wśród sterty książek.
Mistrz eliksirów ukląkł przed chłopakiem. W jego oczach widać było coś, czego nikt nigdy poza Lily nie dostrzegł. Szybko jednak wyrzucił emocje ze swoich tęczówek, podciągając wybrańca do góry. Wyprowadził go z biblioteki, planując zabrać do skrzydła szpitalnego. Zatrzymali się jednak niedaleko.
-Jak się czujesz?
I wtedy gryfon postanowił, że musi mu zaufać. Choć będzie ciężko.
/wyimaginowana.

środa, 19 października 2016

Rozdział 43

XLIII
Kwiecień rozpoczął się ponuro. Uczniowie odczuwali panującą gęstą atmosferę. Nauczyciele z każdą minutą obawiali się o życie wybrańca, który wciąż nie otwierał oczu. Tego dnia uczniom nie były w głowach psikusy, jakie zrobią kolegom. Tego dnia cała szkoła drżała ze strachu.
Profesor Snape wrócił, ale nie miał przy sobie żadnego lekarstwa dla Pottera. Gdy tylko wszedł do zamku, od razu skierował się do gabinetu dyrektora.
-Czarny Pan nie jest zadowolony. Chce, żeby Potter przeżył, bo ma zamiar sam go załatwić. Byłem w kilku krajach, jednak nikt nie wie, jak go obudzić. Dyrektorze, ja już tak nie potrafię. Latam między Hogwartem, a siedzibą Czarnego Pana.
-Rozumiem, Severusie. Już niedługo, obiecuję ci to.
-Jak się czuje chłopiec?
-Wciąż się nie obudził. Poppy podaje mu wiele eliksirów, ale nic nie działa. Severusie, on umiera.
Mistrz eliksirów zacisnął usta w wąską kreskę i skinął głową. Potem opuścił gabinet dyrektora.



-Nie, Ron.
-Ale dlaczego?
Dziewczyna westchnęła i spojrzała na rudzielca. Pokręciła zirytowana głową i założyła ręce na piersi. Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, w głowie szukając odpowiednich słów. W tym czasie do pokoju wspólnego weszła dwójka chłopców.
-Jest na to zbyt słaby. Nie możemy go przenieść do świętego Munga, bo wtedy to już go naprawdę stracimy. Na zawsze.
-Głupota Weasleya mnie przeraża, naprawdę. Cześć Hermiono- Theodore podszedł i pocałował policzek dziewczyny. Draco po chwili wahania uczynił to samo.
-Cześć. Idziemy?
-Tak, chodźmy.
-Jak on się czuje?
Malfoy tylko pokręcił głową w geście zaprzeczenia, kiedy wychodzili na korytarz.

Był jeszcze bledszy. Jego serce wciąż słabo biło, a oddech się nie wydobywał. Był sparaliżowany, a rany nadal się nie zagoiły. Jego twarz siniała, pod okiem miał dużego krwiaka. Układ nerwowy przestał pracować. Jego ciało było nienaturalnie zimne. Gdyby nie monitor, nikt nie wiedziałby, czy on jeszcze żyje. Choć i ekran już ledwo co mówił.


Leżał z rękami pod głową na swoim łóżku. Ściany były w kolorze avadowej zieleni, a podłoga była wyłożona ciemnobrązowymi, prawie czarnymi, panelami. Patrzył w granatowe niebo, usłane gwiazdami. Wróć. Patrzył w sufit, który wyglądem przypominał nocne niebo.
Westchnął cicho.
Sięgnął po różdżkę, leżącą na stoliku obok. Machnął nią i zamiast gwiazd zobaczył jasne ściany skrzydła szpitalnego. Spod jego powieki wypłynęła łza, kiedy zobaczył jak wybraniec cierpi.
-Dosyć- warknął, ocierając oczy. Wstał i skierował się do wyjścia. Trzasnął drzwiami, a zdjęcie na stoliku podskoczyło. Torba spod łóżka była na jego ramieniu, kiedy szedł ciemnym korytarzem. Z jego pokoju zniknął obraz Pottera, a na jego miejscu znowu pojawiło się w rozgwieżdżone niebo..


Za dwa tygodnie miały rozpocząć się egzaminy. Harry wciąż nieprzytomni, uczniowie wciąż zaniepokojeni. Nauczyciele jeden po drugim, dzień za dniem, opuszczali zamek, by znaleźć jakieś lekarstwo. Zawsze jednak wracali z pustymi rękami.
Lekcje się odbywały, ale mało kto się na nich skupiał. Wszyscy byli zbyt zmartwieni..

Akcja serca słabła. Twarz była już niemal fioletowa, podobnie ręce i reszta ciała. Kolor skóry był coraz ostrzejszy.

Draco zerwał się z lekcji transmutacji, kiedy na swojej ławce zobaczył Vindictae. Wrzucił szybko pióro i kałamarz do torby, którą zarzucił na ramię. Wystawił rękę, żeby wąż mógł się owinąć na jego nadgarstku, co wywołało spore poruszenie wśród uczniów.
-Panie Malfoy, co pan robi? Proszę natychmiast siadać!
-Nie. Idę do skrzydła szpitalnego, coś się dzieje z Harrym- i wybiegł z klasy, przemierzając korytarze. Zahaczył o klasę, w której mieli aktualnie gryfoni- Hermiona..Harry..
Gryfonka skinęła i również szybko zebrała rzeczy, biegnąc za ślizgonem.
Wbiegli do skrzydła szpitalnego, a to co zobaczyli, zatrzymało ich serca.
Harry był purpurowy, a na monitorze widać było ciągłą kreskę.


-Jak to go nie ma?!
-Byłem tam rano. Zniknęły wszystkie rzeczy z wyjątkiem tej ramki..
-Miałeś go pilnować! Crucio!
Mężczyzna zgiął się w pół, głośno krzycząc. Siła zaklęcia rozrywała go od środka. Upadł na kolana, ciężko dysząc.
-Znajdź go.


Snape krążył wokół łóżka, mrucząc jakieś zaklęcia. Draco siedział w kącie sali. Łokcie oparł na kolanach, a twarz schował w dłoniach. Cicho szlochał. Hermiona trzymała dłoń na ramieniu ślizgona. Z jej oczu również raz wypływały łzy.
Pani Pomfrey pomagała, podawała jakieś eliksiry. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall dołączyli do Severusa. Razem stworzyli jakieś silne zaklęcie.
-Dyrektorze, czy to się uda?- cicho spytał Snape.
-Musi.
-Co wy robicie?!- do skrzydła szpitalnego wpadł Nott.
-Ratujemy go. Zamknij się, Nott.
-Hermiono?
-Albo go uratują- mruknął Draco- albo zabiją.
Theodore opadł na podłogę, obok dziewczyny.
Skrzydło szpitalne wypełniło jasne, błękitne światło; Harry się nie obudził.

Siedzieli przy jego łóżku już czwartą godzinę. Bali się, że to są jego ostatnie chwile. Bali się, że go stracą.
Ale on nie może umrzeć. Przecież.. Przecież dopiero co ułożył sobie życie.. Pieprzyć gada, pieprzyć walkę z nim. Poradzimy sobie. Tylko niech on się obudzi. Musi się obudzić. Świat sobie bez niego poradzi. Ale co z nami? Harry, do kurwy nędzy otwórz te oczy!
Zostali przy nim jeszcze całą noc i połowę dnia. Wciąż się nie obudził.

Wieczorem Hermiona wraz z dwójką ślizgonów udała się do chatki Hagrida. Był tam Syriusz i Lupin. Cała trójka była zdziwiona na widok uczniów Slytherinu. Największy jednak szok przeżyli, kiedy się dowiedzieli, co się właściwie stało.
-Ron?
-To niemożliwe!
-Ta sierota? Pamiętam jeszcze jak na trzecim roku panikował za tym cholernym szczurem..
Hermiona zachichotała; to był pierwszy raz od kiedy to wszystko się stało. Draco uśmiechnął się lekko, obejmując ją ramieniem. Sam nie rozumiał, jak im się udało zaprzyjaźnić.
-Ktoś rzucił na niego urok.
-Teraz to ma sens. Ale dlaczego na niego?
Theo prychnął, patrząc przez szybę, na zamek. W okna skrzydła szpitalnego, w którym paliło się jasne żółte światło.
-Właśnie tego nie wiemy- pociągnął łyk z kubka. Coś mu mignęło przed oczami. Zmrużył powieki. Kubek wypadł mu z rąk, roztrzaskując się- Ktoś jest u Harry'ego.
Draco poderwał się i spojrzał w kierunku skrzydła. Ktoś się przechadzał dokładnie obok łóżka Pottera.
-Idę tam- rzucił blondyn. Otworzył drzwi i dostrzegł Vindictae, sunącą po trawie.
-Czekaj!
-Zostań, nie wiemy kto to jest.
-Draco..
-Hermiona, nie. Zostań tu.


Kiedy ślizgoni wbiegli do pomieszczenia, poza Harrym nie było nikogo. Podeszli bliżej, zaniepokojeni. Nie zauważyli nic dziwnego. Harry znowu był blady, to wszystko. Draco sięgnął po zgiętą kartkę na szafce.
Harry,
Mam nadzieję, że to ci pomoże. Wiem, że odpowiedź wciąż brzmi nie, ale tym razem nie o to chodzi. Ten wisior powinien ci pomóc. Kocham cię.
Ced, x
Malfoy warknął i zmiótł kartkę, mając ochotę ją podpalić. Jednak położył ją ponownie na stoliku. Spojrzał na swojego ukochanego i odgarnął mu włosy z czoła. Westchnął cicho. Nachylił się, żeby pocałować gryfona w czoło i wtedy zauważył zmianę w Harrym.
Jego blizna na czole była rozpalona.
Zerknął na Notta. W ich oczach widoczne było przerażenie. Malfoy zgiął się w pół, chwytając za ramię.
-Kurwa mać.

Przy jego łóżku czuwała Hermiona wraz z Theo. Harry wyglądał coraz gorzej. Dwie osoby cicho rozmawiały między sobą, bojąc się, że coś poszło nie tak. Blizna na czole wciąż była strasznie czerwona. Czas mijał. Mijał.
Wieczorem znowu się pogorszyło; jego blizna zaczęła krwawić.

Wrócił do zamku zmęczony i obolały. Gdzieniegdzie miał siniaki, a jego warga krwawiła. Nie skierował się do swojej sypialni, tylko od razu pobiegł do skrzydła szpitalnego. Światła były pogaszone, co nie było normalne. Zapalił, a jego oczom ukazała się Hermiona, zbierająca rzeczy wybrańca; po jej policzkach spływały łzy, a z gardła wydobywał się szloch, którego nie potrafiła stłumić.
Draco podbiegł do niej, łapiąc za ramiona i potrząsając.
-Hermiona, gdzie on jest?!
Gryfonka pokręciła głową i rozpłakała się bardziej. Malfoy przygasł. Jego ręce zwiotczały, a oczy się zaszkliły.
-Tydzień, Draco- szepnęła. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc- Ustaliliśmy, że dajemy mu tydzień. Minął tydzień.
-Ale.. Mogliśmy zaczekać jeszcze..
-Wczoraj.
Zamknął powieki, kiwając głową. Przecież tak ustalili. Nie mógł jej winić.
Oplótł dziewczynę ramionami, chowając twarz w jej włosach. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy.
-Pani Pomfrey przeniosła go do innego pomieszczenia i tam go odłączyła. Jest tam- ruszyła głową, pokazując zamknięte drzwi. Blondyn kiwnął.
-Mogę.. Mogę się z nim pożegnać?
Odsunęła się od niego, pozwalając mu pójść.
-Z kim się pożegnać?

piątek, 14 października 2016

Rozdział 42

Nie, to nie.
----
 XLII
Spojrzał w księżyc, a dziwne uczucie ukuło go w serce. Coś było nie tak. Coś się stało. Czuł to. Odwrócił się, słysząc kroki.
-Za piętnaście minut w sali.
Odszedł, powiewając szatą. Chłopak znowu zapatrzył się na bijący blaskiem księżyc.


Powoli uchylił ociężałe powieki, jednak szybko je zamknął. Światło w pomieszczeniu było zbyt jasne dla niebieskich oczu oprawcy. Znajdował się w skrzydle szpitalnym, jednak nie miał pojęcia czemu. Ponownie otworzył oczy, tym razem tylko lekko się krzywiąc na oświetlenie. Nic nie pamiętał. Czuł tępy, pulsujący ból czaszki i łomotanie serca. Podniósł się na łokciach i rozejrzał po pomieszczeniu. Jego szybko bijące serce zatrzymało swój rytm na długie, ciągnące się sekundy; na łóżku obok leżał Potter.
Natychmiast chciał się poderwać i podejść do chłopaka, ale był na to zbyt słaby.
Oczy miał zamknięte, a skóra kolorem przypominała białą kredę. Jego klatka piersiowa nie unosiła się w równomiernym oddechu; w ogóle się nie unosiła. Usta miał uchylone, włosy roztrzepane, a ciało pozostawało nieruchome. Innymi słowy: Harry był nieprzytomny.
Obok jego łóżka stał monitor, pilnujący akcji serca. Gdyby nie pikający sprzęt, nigdy by nie wiedział, czy jeszcze jest ratunek. Wybraniec leżał bez jakichkolwiek oznak, że żyje.
Właściwie, nie wykazywał żadnych funkcji życiowych.
Mężczyzna dostrzegł, że brunet nie ma na sobie garderoby, przynajmniej części. Jego ramiona i barki były owinięte bandażami. Na jego twarzy widoczne były zadrapania.
Przełknął ciężko ślinę. On nie miał żadnych obrażeń. On nic nie pamiętał. Widok zasłoniła mu jakaś postać.
-TY JEBANY GNOJU! JA MYŚLAŁEM, ŻE JESTEŚ INNY, BO WY PRZECIEŻ.. ALE NIE! KURWA OKAZAŁEŚ SIĘ TAK TĘPY JAK ZAWSZE MYŚLAŁEM! JESTEŚ POPIERDOLONY! ON PRZEZ CIEBIE WALCZY O ŻYCIE, CIOTO JEBANA!
Wszędzie rozpoznałby ten głos. Nienawidził go, a jednak znosił go tak długo..
-Zamknij, kurwa, mordę. Co się stało?
 -NO JASNE! NAJLEPIEJ KURWA NIC NIE PAMIĘTAĆ! MYŚLAŁEM, ŻE JESTEŚCIE CHOLERNYMI...! JAKI JA BYŁEM GŁUPI! KURWA JEBANA MAĆ, JEŚLI GO STRACĘ PRZEZ CIEBIE, TO ZOBACZYSZ CO TO KURWA ZNACZY BÓL.
-Kurwa, Malfoy, możesz mnie oświecić?
Ale nim arystokrata znowu zaczął wrzeszczeć i warczeć, do sali wpadła zdyszana Hermiona, która siłą odciągnęła Draco.  
-Zajmij się Harrym. Ja z nim pogadam.
Blondyn spojrzał na dziewczynę po czym cicho westchnął i wrócił do bruneta. Przysiadł na jego łóżku i złapał dłoń ukochanego. Odgarnął mu włosy z czoła, a w jego oczach zebrały się łzy. Na jego nadgarstku owinęła się Vindictae, ale nie zwrócił na nią żadnej uwagi. Przyzwyczaił się już do jej towarzystwa, w końcu już tyle z nimi była. Teraz, kiedy Harry był nieprzytomny, to on się nią zajmował.
Kiedy zauważył, że mężczyzna mu się przygląda, warknął gardłowo i zaciągnął kotary wokół łóżka.
Z transu wyrwał go szloch Hermiony.
-Hermiona? Co się stało?
Dziewczyna zapłakała głośniej. Spojrzał na nią, chciał złapać jej dłoń, ale ona szybko się cofnęła. Poczuł ból psychiczny.
-Po..Porwałeś go.. Przetrzymywałeś w lochach i.. torturowałeś..
-Co?! Niemożliwe! Ja.. ja.. ja nic nie pamiętam..
-Pani Pomfrey ostrzegła, że tak będzie.
-Co z nim?
-Ja nie..
-Hermiono, to mój przyjaciel.
Usłyszał prychnięcie. Po chwili zobaczył nad sobą Malfoya.
-Typowe dla Weasleyów. Najpierw spierdolą sprawę, a potem jakby nic się nie stało,  wpierdalają się z powrotem. Bo przecież nic się, kurwa, nie stało. Prawda, wiewiórze?
Ślizgon położył dłoń na ramieniu jego dziewczyny. Nim zdążył mu coś odpowiedzieć, Hermiona chwyciła ją i przytrzymała. Zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła, widać było łzy. 
-Co ostatnie pamiętasz?
-Ja.. uh? Chyba.. chyba śniadanie w wielkiej sali.. Wypiłem trochę soku i poszedłem na zajęcia.. Harry źle się czuł i poszedł do dormitorium.. Później obudziłam się tutaj. Co z Harrym?
-Nie pamiętasz nic więcej? Coś pomiędzy? Po zajęciach?
-Uh, nie.. W sobotę piliśmy z Harrym, ale potem było okej.. Co z nim?
Ale nadal nie uzyskał odpowiedzi.
-Potem? A wcześniej nie?
Weasley pokręcił tylko głową.
-Co nie było?
-Uh.. Upiliśmy się.. Mocno. W sali wejściowej.. Nie pamiętam dokładnie.. Ale wiem, że go pocałowałem..
-CO KURWA?!
-Draco, uspokój się. Co dalej?
-No.. Całowaliśmy się, ale mnie odepchnął.. Zaczął coś wrzeszczeć i.. nie wiem.. potem jedliśmy razem śniadanie, a w środę się ogarnąłem i postanowiłem go przeprosić..
-Hm..
-Powiesz mi w końcu, co z nim?
Hermiona spojrzała na Draco, a kiedy ten kiwnął lekko głową, westchnęła cicho.
-Jest nieprzytomny. Nie wykryto u niego żadnych funkcji życiowych.. Walczy o życie, ale nie wiemy ile jest szans. Jego rany są bardzo poważne i ciężko się goją. Większość może nie zniknąć, bo została zrobiona za pomocą mugolskiego sztyletu.. Na ten moment wiemy, że jedna mu już pozostanie.
-CO?! Jak..
-Wyryłeś mu..- ale nie skończyła, tylko się rozpłakała.
-Wyryłeś mu słowo, które będzie widział już zawsze. Bardzo odpowiedzialnie, Weasley.

Do skrzydła szpitalnego wszedł dyrektor wraz z profesor McGonagall oraz profesorem Snape. Pytali o stan zdrowia, samopoczucie na dany moment. Nietoperz podszedł do gryfona i zasłaniając kotary, zaczął coś do siebie mruczeć. Niestety, nikt nie wiedział co.  Dumbledore i opiekunka domu lwa rozmawiali z panią Pomfrey i dowiedzieli się, że na Weasleya został rzucony bardzo stary urok. Nie wiedziała jednak jaki to był urok. Nie udało się też rozpracować jak, kiedy i kto go rzucił.
Później wszyscy wyszli, a Draco przysiadł ponownie na łóżku ukochanego, w napięciu czekając, aż otworzy oczy.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Przez kolejnych kilka dni, Harry wciąż był nieprzytomny. Uczniowie czuli panującą w zamku, nieprzyjemną atmosferę.
Malfoy nie chodził na lekcje, jedynie przebywał ciągle przy łóżku wybrańca. Czekał, aż się obudzi.
Wydawało się to jednak niemożliwe; Harry umierał.
-Draco, musimy porozmawiać. Teraz.
Kiedy pewnego dnia do skrzydła szpitalnego wpadła zdeterminowana Hermiona i siłą wyciągnęła arystokratę na błonia, wszystko było takie dziwne.. Draco od dawna nie był na świeżym powietrzu.
Ron opuścił skrzydło szpitalne dzień po odzyskaniu przytomności. Przychodził do Harry'ego każdego dnia, zawsze z Hermioną, a Draco wtedy szedł się nieco ogarnąć. I tak się zmieniali.
Nigdy jednak Hermiona nie wyciągnęła Malfoya ze sali.
-Posłuchaj. Wiem, że jesteś wściekły na Rona i od kiedy to wszystko się stało, to nienawidzisz go jeszcze bardziej. Ale zrozum, Draco, rzucono na niego urok. Ktoś go przeklął! Nie miał pojęcia, co robi. Przecież to Ron, na litość boską. Ktoś rzucił na niego urok i tu się pojawia ogromny znak zapytania. Kto i po co miałby ich skłócić? Jeszcze rozumiem WAS albo Harry'ego i Theo. Ale pomyśl, Draco. Ron jest nieszkodliwy. Nikomu nie przeszkadzał, więc..?
Draco spojrzał na nią i westchnął.
-A może ktoś chciał zniszczyć Harry'ego? Znowu. Popatrz na to z innej strony, Hermiono. Wiewiór jest nieszkodliwy, więc i niepozorny, prawda? Czyli nikt, a zwłaszcza MY i Harry nie mógłby go o nic podejrzewać. Pytanie tylko, jakich innych wrogów, poza Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, oczywiście, miał Harry? Kto nienawidzi go bardziej od Czarnego Pana?
-Musimy się tego dowiedzieć, wiesz o tym?
-Zdaję sobie z tego sprawę. Powiedzmy, że mam swoje podejrzenia. A teraz wybacz, ale wracam, bo może się lada chwila obudzić.

Jednakże Harry nadal był nieprzytomny.
Marzec dobiegał końca. Harry wciąż nie oddychał. Jego przyjaciele tracili już nadzieję, że chłopak się obudzi. Z dnia na dzień był coraz bledszy, a akcja serca wolniejsza. Chłopak od ponad tygodnia był w śpiączce, a szanse, że się z niej wybudzi malały każdego dnia. Natomiast wzrastała szansa na to, że już się nie obudzi. Że umrze.
Hermiona porozmawiała z Draco. Ustalili, że dadzą mu jeszcze tydzień. Potem odłączą go od maszyny podtrzymującej życie. 
W międzyczasie Hermiona i Pansy znalazły wspólny język i razem zaczęły zbierać informacje przeciw Voldemortowi. Razem zniszczyły czarkę Heleny Hufflepuff, która cały czas była ukryta w pokoju życzeń. Dzięki temu byli o krok dalej mimo dłużącej się nieprzytomności Harry'ego. Tego samego dnia również Snape wyruszył w poszukiwaniu jakiegoś eliksiru, który może uratować Pottera. Albo go zabić.
Wtedy po raz pierwszy Ron i Hermiona obdarzyli go zaufaniem.  
Draco zaczął chodzić na lekcje tylko dlatego, że pani Pomfrey mu kazała. I Hermiona. Nie był zadowolony, że musiał zostawiać Harry'ego samego, ale nie miał wyjścia.
Powiedział Vindictae, żeby jak coś się będzie działo, przypełzła po niego. Do tej pory nie rozumiał, jak im się udało "dogadać". Żmijka już dobrze poznała zapach chłopaka, dlatego nie miała problemu z odnalezieniem go w razie potrzeby. Jednak nie musiała; Harry najwidoczniej nie miał zamiaru się obudzić.
Syriusz często odwiedzał chrześniaka w skrzydle szpitalnym, co skutkowało zamieszkaniem w zamku. Nigdy jednak nie zabawiał tam długo; za bardzo go to wszystko bolało.
Tak samo jak i Lupina wraz z Tonks. Oboje postanowili odwiedzić jak zwykle poszkodowanego Pottera.

Ron siedział na parapecie w dormitorium. Po jego policzkach spływały łzy, a dłonie zaciskał w pięści, którymi raz po raz uderzał w szybę.
-To ja powinienem tam leżeć. Ja powinienem umierać, nie on. Dlaczego to zrobiłem?!  Powinienem zginąć, jestem idiotą.
-Jesteś. Ale on cię mimo wszystko potrzebuje. Jak się obudzi, nie będzie nic pamiętał. O ile się obudzi. Zawiniłeś, nie przeczę, ale nawet tobie nie życzyłbym tego, co mu zafundowałeś. Choćbym nie wiem jak cię bardzo nienawidził.
-Jak tu wszedłeś?

-Jestem umówiony z Hermioną, podała mi nowe hasło. Harry tymczasowo nie mógł.
-Ja..
-Zamknij się, Weasley. Nie lubię cię i nie polubię. Już wystarczająco powiedziałeś.
-Przepraszam.
-Kurwa, serio? Nie masz za co przepraszać, tak naprawdę. Ktoś rzucił na ciebie urok. Ale dobrze wiedzieć, że masz choć trochę godności, Weasley.
-Dzięki, potrafisz pocieszyć- sarknął Ron.
-Nieważne. Draco już jest?
-Nie wiem. On tu nie był, ale nie specjalnie mnie zdziwi, jak przyjdzie.
-Mhm..
-THEODORE! GDZIE TY JESTEŚ?!
-Idę, Mionka! Wyluzuj!
Spojrzał ostatni raz na rudzielca i wyszedł cicho wzdychając.

-ON MA ŻYĆ! ZRÓBCIE COŚ!
-Niby jak? Jest dobrze chroniony. Chciałeś jego śmierci, Panie.. Co się zmieniło?
-NIC! Chcę jego śmierci, ale z moich rąk!
-Mogę..?
Czarny Pan spojrzał na młodego śmierciożercę siedzącego niedaleko.
-Dajmy mu parę dni. To Potter, zawsze wyjdzie z tego cało.
-Obyś miał rację.
Voldemort spojrzał na puste miejsce po prawej stronie.
-Panie..Mój syn jest nieodpowiedzialny, ale z tego co wiem, siedzi przy łóżku Pottera większość czasu.. Może on coś..
-Wątpię w to Lucjuszu- przerwał mężczyzna wchodzący do sali. Czarna szata powiewała za nim, kiedy szedł w kierunku Czarnego Pana. Nie miał na sobie maski, co można by uznać za zlekceważenie. Ale nie w jego przypadku- Twój syn wraz z Granger planują odłączyć naszego wybrańca od aparatur, jeśli w przeciągu tygodnia się nie obudzi.
-CO?!
-Spokojnie, Panie. Mam plan..


W zamku dalej panował niepokój. Nie było co ukrywać.
Był ostatni dzień marca. Wyczuwało się złą atmosferę.

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 41

Znowu nieco krócej, ale nie mogę zdradzić więcej szczegółów.
Mam również smutną (jak dla mnie ) wiadomość i ..
Ale powiem o tym innym razem.
Zachęcam do pozostawienia komentarza, 
bo tym razem to właściwie od was zależy, 
co będzie dalej.
No i ile będzie tekstu ;)
Komentarze motywują, miśki, przemyślcie to.
enjoy, x
-------
Za pomoc przy tym rozdziale bardzo dziękuję Agacie.
Bez Ciebie nie miałby sensu xD
Dziękuję <3
-----
  XLI
Tego dnia Harry nie był spokojny. Romantyczny weekend z Draco cały czas krążył mu po głowie. Marzył już o kolejnym, jednak wiedział, że szybko taki nie nastąpi. Harry miał pewne obawy, bo po raz pierwszy nikt od rana go nie poszukiwał, nie męczył, a inne dzieciaki traktowały go jako zwykłego ucznia. Zawsze tego pragnął, jednak było to niestety bardzo niepokojące. I jego przyjaciele również to zauważyli. Marzec trwał. Pogoda coraz częściej dopisywała, więc uczniowie znowu co chwila byli na błoniach. Marzec trwał. Cedrika wciąż nie było. Zniknął i było to co najmniej dziwne. W końcu tak bardzo się starał, a teraz uciekł? Bez sensu. Marzec trwał. Właściwie, to kończył się. Do kwietnia zostało zaledwie kilka dni, a Voldemort wciąż nie zakłócał spokoju chłopca.

Harry, Ron i Hermiona przysiedli pod dużym dębem na uboczu błoni. Potter uśmiechnął się na wspomnienie, które zawitało w jego głowie. To było pod tym drzewem. Po kilku minutach dołączyło do nich trzech ślizgonów. Celem spotkania było oczywiście tajemnicze zniknięcie Cedrika. W końcu cały czas był w zakazanym lesie, a tu nagle zniknął? To się siebie nie trzymało. Do grupki dołączyły kolejne dwie dziewczyny. Przysiadły obok i rozpoczął się temat numer jeden: GDZIE JEST CEDRIK?
Nauczyciele obserwowali ich z okien szkoły. W końcu niecodziennym widokiem jest grupa nienawidzących się uczniów, spędzających razem czas wolny.
Malfoy również krążył po błoniach z towarzyszącym mu Aaronem. Harry był sceptycznie nastawiony i zdecydowanie niezadowolony, kiedy widział tą dwójkę razem, ale tym razem miał ważniejsze rzeczy na głowie niż zazdrość. Postanowił więc zignorować fakt, że jego chłopak spaceruje sobie właśnie z gościem, którego prawie przeleciał. I to nie tak dawno..
-Harry!
Hermiona pomachała mu książką przed twarzą.
-Skup się- mruknął Ron- nie mamy zbyt wiele czasu.
Wybraniec westchnął. Dwójka chłopców spacerujących po błoniach przystanęła, słysząc nagły oburzony krzyk. Spojrzeli w stronę Pottera i reszty bandy. Harry fuknął pod nosem i odwrócił się plecami do Draco, który najwidoczniej dobrze się bawił. Po chwili poczuł ręce oplatające go w pasie i cmoknięcie w policzek.
-Zazdrośnik.
-Pf, choćbym miał o kogo.
Obaj zachichotali, aż w końcu brunet odprawił ślizgona, tłumacząc się zajęty. Wiedział, że nikt nic nie powie przy Draco. Urażony arystokrata postanowił bardziej zdenerwować Pottera i pobiegł do Woodbridga, zarzucając mu rękę na ramiona. Harry pokręcił z politowaniem głową i położył się na trawie, głowę opierając na kolanach Notta.

W ostatnią sobotę marca był szkolny wypad Hogsmeade. Hermiona stwierdziła, że musi odpocząć od tego całego zamieszania i zdecydowała się nie pójść do wioski. Ślizgoni mieli szlaban od profesor McGonagall, za niewypełnianie obowiązków. Więc do miasteczka wybrało się zaledwie kilkanaście osób, w tym Ron i Harry. Od razu skierowali się do pubu, gdzie Ron namówił przyjaciela na ognistą whiskey. Popołudnie trwało, a kiedy alkohol buzował w żyłach stwierdzili, że czas wracać. Po wyjściu z lokalu, Harry stracił równowagę, co zrzucił na zbyt dużą dawkę alkoholu we krwi. Ron zauważył to w porę i złapał Harry'ego. Przerzucił sobie jego rękę przez bark i ruszyli do zamku. W międzyczasie może trochę wytrzeźwieli. Może.
Będąc już w sali wejściowej, Rona coś tchnęło. Popchnął przyjaciela na ścianę. Zdezorientowany Potter nie zrobił nic, poza obserwowaniem rozwoju wydarzeń. Weasley podszedł do niego, przycisnął się do jego ciała i pocałował. Nie zwyczajnie, tylko mocno i zachłannie. Nie czekał na odpowiedź, wepchnął język pomiędzy wargi przyjaciela.
Wybraniec stał sparaliżowany. W końcu zebrał w sobie siły i odepchnął rudzielca.
-CO TY WYPRAWIASZ?!
-No dalej, Harry. Skończ udawać.. Widziałem jak na mnie patrzysz.. Wiem, że tego chcesz..
-RON, OCIPIAŁEŚ? MAM CHŁOPAKA!
-Przejmujesz się ślizgonem? Do tego śmierciożercą? Daj spokój.. Przecież to zwykła szmata. Malfoy jest dziwką- prychnął, za co został spoliczkowany.
-Kocham Draco, a ty jesteś pijany. Zostaw mnie!
Złoty Chłopiec skierował się na schody, ale został gwałtownie przyciągnięty.
-Pożałujesz tego, Potter.
Potem obaj wrócili do dormitorium i położyli się spać. Ron jednak zrozumiał, co się stało. Dręczyło go okropne wyrzuty sumienia. Nie wiedział, co mu się stało. Przecież Harry był jego bratem. Następnego dnia, Harry'ego obudził pulsujący ból głowy. Takie były skutki nadmiernej ilości alkoholu. Jak przez mgłę pamiętał co się stało. W ciągu kilku następnych dni, powoli sobie przypominał. Najwięcej jednak zrozumiał we środę. Kiedy Ron postanowił zebrać swoją gryfońską odwagę i go przeprosić. To było zbyt wiele informacji naraz. Harry'emu zakręciło się w głowie. Ledwie doszedł do wieży Gryffindoru i wysapał hasło, a zemdlał.

Obudził się kilka godzin później. Ból rozrywał mu czaszkę. Nie był w swoim dormitorium. Rozejrzał się wkoło, jednak nie rozpoznał tego miejsca. Był sam, w pomieszczeniu cuchnącym stęchlizną. Mógł się tylko domyślać, że były to lochy, ze względu na panującą tam chłodną temperaturę, wilgoć oraz mrok. Chciał się ruszyć, ale zorientował się, że jest przywiązany do rury przy ścianie.
Drzwi otworzyły się, ale w cieniu zobaczył tylko kontury postaci. Potem znowu stracił przytomność.

Draco zdenerwowany zbiegł po schodach i wbiegł do wielkiej sali. Tam też go nie było. Szukał go od wczorajszego popołudnia. Mówił, że idzie się położyć, a tymczasem zniknął. Malfoy był już wszędzie. Przeszukał dokładnie cały zamek ze trzy razy, a w zakazanym lesie był co najmniej sześć. Błonia i chata Hagrida również były sprawdzone kilkakrotnie. Sowiarnia, wioska i hangar na łodzie.. Wszędzie było pusto. Harry zniknął.

Gdy zakapturzony mężczyzna spojrzał na nieprzytomnego bruneta w zapyziałym pomieszczeniu na jego twarzy pojawił się leniwy grymas wyglądający jak półuśmiech mordercy. W jego myślach szalały wizje rzeczy, którym mógłby poddać chłopaka. Był przepełniony oczekiwaniem dotknięcia jego skóry czymś ostrym, chcąc ją zranić; pozostawić po sobie widoczny ślad, którego nie usunie żadne zaklęcie; ślad, który będzie szpecił ciało wybrańca czarodziejskiego świata. Podszedł do niego, skradając się niczym drapieżnik polujący na swoją bezbronną ofiarę. Wsunął dłoń pod jego koszulkę, dotykając delikatnej ciepłej skóry chłopca. Zbliżył się powoli do jego twarzy, jakby czegoś szukając, jednak w niespodziewanym momencie w jego dłoni pojawił się ostry kawałek szkła, którym przesunął po mostku Pottera. Z rany poczęła sączyć się krew, płynąca w dół, tworząc jakby własną drogę. Jednym szybkim zaklęciem pozbawił go ubrań, zachowując się dostojnie, niczym doktor szykujący się do operacji. Czarnowłosy nagle ocknął się, czując niewyobrażalny ból. Zwieszona głowa w dół szybkim ruchem uniosła się w górę, wlepiając wściekły,a może przerażony wzrok w osobnika, który stał przed nim ze szkłem w dłoni, lekko się uśmiechając. Był niebezpiecznie blisko, a jego dłoń unosiła się do twarzy Harry'ego. Szybkim ruchem zaznaczyła swą obecność na jego policzku, raniąc go. Strużki krwi nęciły swą barwą, a wściekłe spojrzenie nastolatka nabrało barwy bólu. Sprawca wydał z siebie gardłowy tembr, cały czas patrząc w te oczy i wydając z siebie dźwięk niewydostających się wymiocin z przełyku, co w rzeczywistości było jego śmiechem.
-Jak się czujesz, wybrańcu?- Powiedział zakapturzony mężczyzna, uprzednio modyfikując sobie głos.-Bo ja jestem usatysfakcjonowany-Mruknął coś cicho pod nosem niby to do siebie, lustrując nagie ciało Pottera wzrokiem. Głodnym spojrzeniem mięsożercy chcącego mięsa, tu i teraz. Miał ogromną ochotę zabawić się z nim dłużej, jednak wiedział, że czas go goni. Na pewno już ktoś został zaalarmowany zniknięciem skarbu czarodziejskiego świata. Czując narastające podniecenie, chwilą w której mógł się z nim pobawić, rzucił na niego lekkiego cruciatusa. Na klątwę całe ciało Harry'ego się spięło szukając jakiegoś ujścia bólu, ucieczki od klątwy zaczął się szamotać z liną utrzymującą go w linii prostej. W tym samym czasie zakapturzona postać, wyciągnęła z którejś z wielu kieszeni swojej peleryny, ostre nożyczki. Lubił prace ręczne, mogąc poczuć jak przecina się ścięgna, skórę tkankę tłuszczową czy też tchawicę, a gdy miał więcej czasu pracował również na otwartych organach i powoli, z artystyczną chaotycznością zatruwał je, przeróżnymi truciznami jakie znał.
Kucnął na jedno kolano przed Potterem, niby to mu pokłon składając, jednak wziął swoje nożyczki i mocno przeciął ścięgno tuż nad piętą chłopaka, na co ten krzyknął; z klątwą jakoś sobie radził jednak ból podczas przecinania ścięgna był zbyt wielki. Po policzku chłopaka teraz nie leciała tylko krew, pojawiły się tam również słone łzy, wpływając wprost do rany. Dzielnie zacisnął szczękę.
-Czas mnie goni jednak zostałbym z tobą i porządnie się zabawił. Może w końcu poznałbyć, co to przyjemność-Mówił z wrednym uśmiechem jego kat, przecinając kolejne ścięgno. Żadnego krzyku czy stęknięcia z ust Harry'ego co nie spodobało się sprawcy. Szybkim ruchem uniósł się do pozycji siedzącej i wbił szkło w miękkie miejsce nad jego lewym obojczykiem. Tym razem zaskoczony Potter wydał z siebie żałośnie brzmiący krzyk i wyginając się uderzył mocno głową w rurę za nim tym samym raniąc się. Wzdychając cicho, zupełnie jakby był już znudzony, przyłożył różdżkę do boku chłopaka i wyszeptał zaklęcie pod nosem. Bardzo powoli, jakby wyryte pojawiły się małe literki, które w całości utworzyły słowo
scortum.*Potter wrzeszczał z bólu. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuł. Paliła go skóra; czuł jakby go rozrywało od środka. Pot spływający z czoła, mieszał się ze łzami bruneta, a oprawca tylko obserwował wszystko, zanosząc się głośnym śmiechem. Rozwiązał gryfona. Tamten z bezsilności upadł i zaczął się krztusić. Krew sączyła się wolno z ran, a oddech do złapania był coraz trudniejszy. Mężczyzna znęcał się nad ofiarą, kopał, bił, pluł na niewinnego chłopca.
-Mnie się nie odrzuca, jebana cioto. Miałeś szansę, wtedy w lesie.. Jesteś zwykłą kurwą, wiesz? Nic nie wartym śmieciem. Zatruwasz magiczny świat swoim istnieniem, sieroto. Po co w ogóle żyjesz?
Ale Harry nie odpowiedział. Nie był w stanie. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Tracił już świadomość.
Sprawca wymierzył ostatni cios i sięgnął po różdżkę. Wycelował w bezbronnego gryfona i otwierał usta, żeby rzucić uśmiercające zaklęcie.
Ale wtedy poczuł, jak cała satysfakcją uchodzi. Rozejrzał się; nie rozpoznał tego miejsca. Spojrzał na leżącego na ziemi, nieprzytomnego chłopaka. Widział kałużę krwi. Wokół było mnóstwo zniszczeń. Powoli odzyskiwał świadomość sytuacji. Dotarło do niego, co się właśnie stało. Ostatni raz zerknął na bruneta. Nie zdążył nic zrobić. Osunął się w ciemność.
-/-/-/-/
*scortum(łac.)- kurwa

/wyimaginowana.

środa, 5 października 2016

Rozdział 40

Nieco krócej, ale nie miałam weny na ten rozdział.
Nie lubię go w ogóle :/
A wy co myślicie?
----
  XL
Pałętali się jakiś czas. Luty dobiegał końca, a oni wciąż byli w martwym punkcie. Wciąż się kłócili, a nawet parę razy Ron i Harry zaczęli się bić. Hermiona często siedziała nocą przed namiotem, patrząc w niebo. Myślała, czy jeszcze kiedyś go zobaczy. Zawsze, kiedy nachodziły ją takie myśli, wracała do swoich przyjaciół i udawała, że wszystko w porządku.
Tej nocy też tak było. Weszła do namiotu i uśmiechnęła się słabo, jednak jej uśmiech znikł, kiedy usłyszała krzyki. Ruszyła w ich kierunku.
-To nie ma sensu!
-Ty nie masz sensu, Ron! Nie dociera do ciebie, że musimy?! Nikt ci nie kazał z nami uciekać! Mogłeś sobie zostać w zamku albo Norze! Ale JA muszę to robić, dociera do ciebie?!
-Daj w końcu spokój, Harry! Drops cię wykorzystuje!
-Kurwa, Ron! Do niedawna to ty zachowywałeś się, jakbyś..
-DOSYĆ!- krzyknęła dziewczyna, orientując się, co Harry chce powiedzieć- dosyć. Uspokójcie się w końcu.
-Ale to nie ma sensu! Wracajmy do zamku!
-MUSIMY znaleźć ten cholerny horkruks, Ron.
-Na razie to nic nie mamy! Pomyślmy o tym w zamku! No przecież krążymy w zimie już prawie miesiąc! W Hogwarcie możemy się zastanowić, poszukać informacji, porozmawiać z dyrem!
-HOGWART!- krzyknęli równocześnie Harry i Hermiona. Ron nie zrozumiał kompletnie nic, natomiast wcześniej wspomniana dwójka przeszła do innego pomieszczenia. Weasley ruszył za nimi. Kiedy ich dostrzegł, zauważył również że siedzą bardzo blisko siebie pochyleni nad jakimś papierem na stole. Szeptali między sobą zawzięcie. Ron poczuł się nieco urażony.
Harry i Hermiona nie zwrócili na rudzielca uwagi, dalej dyskutując.
-To oznacza, że musimy udać się do..
-Tak. Ale najpierw trzeba udać się do zamku.
Uśmiechnęli się do siebie i ścisnęli swoje dłonie.
-W końcu.
Wtedy jeszcze nie wiedzieli.

Gdy tylko przekroczyli próg zamku otoczyła ich głucha cisza. Korytarze były puste i ciemne; pochodnie były pogaszone. Nawet duchy się nigdzie nie pojawiły. Drzwi wielkiej sali były otworzone na oścież. Spojrzeli po sobie zaskoczeni. Wszystko było takie inne, wręcz niepokojące. Niepewnie, nie wiedząc, czego się spodziewać, ruszyli po marmurowych schodach, na których również wciąż nie było nikogo. Stając pod portretem, spojrzeli na siebie. Hermiona drżącym głosem wypowiedziała hasło. Przeszli przez dziurę, doznając szoku. Wszyscy gryfoni, bez wyjątku, siedzieli skuleni w kątach, odrabiając cicho prace domowe. Jakiś pierwszoroczny podniósł głowę i pisnął.
-Wróciliście!
Po chwili widok Harry'emu przysłoniły rude włosy.

Wszystko działo się zaskakująco szybko. Pokój wspólny wypełnił gwar i radość. Książki pospadały na podłogę, a przyjaciele zostali porwani do uścisków. Stali na środku zamieszania i próbowali przekrzyczeć hałas. W końcu Ron uciszył gryfonów. Harry uśmiechnął się do niego i spojrzał na przyjaciół.
-Co tu się stało?
Cisza zaczęła się przedłużać. Uczniowie spuścili głowy, ale żaden z nich nie zabrał głosu.
-Czekam na odpowiedź.
-To.. To Ten.. Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać..- zaczął niepewnie jeden z drugoroczniaków.
-Co z nim?
-Zaczął się wtrącać..
-Jak to? Gdzie profesor Dumbledore?
-Nie wiadomo. Zniknął tydzień po was.
Harry upuścił różdżkę zszokowany, jednak szybko się po nią schylił i uśmiechnął lekko.
-Ważne, żeby zachować spokój..-mruknął, rozbawiając młodszych uczniów.
-Ale mówcie jak misja! Skończona?
-Jesteśmy tu chwilowo- rzucił obojętnie, odwracając się tyłem do dzieciaków- Ron, biegiem do gabinetu dyrektora. Jeśli ci się nie uda wejść, leć do profesor McGonagall. Wiesz po co- dodał z naciskiem, ściszonym głosem- Hermiono poszukaj ducha Heleny Hufflepuff i zapytaj ją u puchar.. Ja tylko.. Ja..
-Leć.
-Spotkajmy się przed wielką salą za godzinę.
Później, spoglądając na siebie po raz ostatni, zignorowali pozostałych domowników i wybiegli na korytarz, każdy ruszając w inną stronę.

Harry wpadł do pokoju wspólnego ślizgonów, gdzie było równie cicho, jak w całym zamku. Kiedy wszedł, nikt nie podniósł głowy, żeby chociaż spojrzeć na gościa. Kiedy wybraniec chrząknął, jedynie jakiś czwartoklasista zainteresował się chłopcem. Uniósł jedną brew.
-O, wrócił- powiedział z kpiną- nie masz tu już czego szukać, chyba, że potrzebujesz nowej zabawki- prychnął.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
-Dzięki, ale już wyrosłem z zabawek. Ale jak coś to wiem, czego potrzebujesz.
Dzieciak otworzył szerzej oczy, po czym uśmiechnął się szeroko.
-Dobrze cię widzieć, Potter.
Na dźwięk ostatniego słowa, dwie głowy, skryte w kącie pokoju, podskoczyły w górę, patrząc z szeroko otwartymi oczami na gryfona. Zaledwie sekundę później Harry poczuł mokre usta na swoich. Objął Draco w pasie i odwzajemnił namiętny pocałunek. Kiedy się odsunęli od siebie, Potter miał niemiłe spotkanie z podłogą, gdyż Nott postanowił się na niego rzucić.
-Ty parszywy dupku! Mogłeś napisać, że wracasz!
-Ale ja nie.. Jesteśmy tu chwilowo- westchnął, zrzucając z siebie przyjaciela i stając na równe nogi. Malfoy oplótł go rękami w pasie, od tyłu- Musiałem się po prostu z wami zobaczyć. Mam godzinę.
Spojrzeli po sobie i przytaknęli. Skierowali się do sypialni arystokraty. Kilka minut później drzwi otworzyły się, ukazując Blaise'a i Pansy.
-Dobrze cię widzieć żywego- zażartował Zabini, podając gryfonowi rękę.
-Ta, ciekawe jak długo- mruknął w odpowiedzi, uśmiechając się lekko, jednak po skończeniu zdania poczuł ostry ból potylicy; Draco go uderzył-To może wy mi powiecie, co się właściwie tutaj stało?
-Tak właściwie to nie wiemy- zaczęła dziewczyna- Dumbledore wyjechał tydzień po was i nie dał żadnego znaku życia od tamtego czasu. Natomiast Czarny Pan zaatakował-Harry spojrzał na Draco, który spuścił głowę, czując nieprzyjemne i dziwne szarpanie w żołądku.
-Czemu nikt mi tego nie napisał?
-Bo niby jak? Pomyśl, Potter. Czarny Pan przejął kontrolę nad całym zamkiem, łącznie z korespondencją.
-Ale..
-Nie wiemy, gdzie teraz jest- Harry spuścił wzrok z ukochanego i spojrzał na ślizgonkę.
-A co z resztą nauczycieli? Nie uwierzę, że się poddali bez walki.
-No, niezupełnie.. Snape zaatakował McGonagall.
-Wiedziałem- warknął Harry, wstając z łóżka.
-Ale..
-Nie obchodzi mnie to.
Uświadamiając sobie, która jest godzina westchnął cicho i podszedł do okna. Oparł się o parapet, czując jak pod powiekami zbierają się łzy. Poczuł jak czyjeś ręce oplatają go ciasno w pasie. Zamruczał i wtulił się w ciało ukochanego. Po chwili wyplątał się z uścisku i podszedł do reszty ślizgonów. Podał rękę Parkinson, ale ona rzuciła mu się na szyję cicho łkając.
-Proszę cię, wróć.
Skinął głową i podszedł do Zabiniego, który również go uściskał.
Theo przytrzymał Harry'ego chwilę dłużej, obawiając się kolejnego wyjazdu gryfona. Kiedy Potter przytulił Draco, było gorzej. Po jego policzkach spłynęło parę łez. Mocno go do siebie przycisnął, a kiedy puścił, złączył ich usta. Pocałunek był mokry i zawzięty, wargi były do siebie idealnie dopasowane. Malfoy położył dłonie na policzkach kochanka i dyskretnie starł jego łzy. Odsunęli się od siebie, patrząc w oczy. Arystokrata ostatni raz musnął usta wybrańca, kiedy oboje znowu płakali; to mógł być ich ostatni pocałunek. Bolało go to kolejne pożegnanie. Kiedy w końcu będzie ostatnie? Kiedy to się skończy? Kiedy będzie cały i zdrowy?
Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania.
Opuścił lochy bez żadnych słów; dość powiedział. Pobiegł na górę, do sali wyjściowej i oparł się o ścianę. Ron i Hermiona właśnie schodzili ze schodów. Podeszli do niego szybko.
-Posąg mnie nie wpuścił, ale słyszałem Snape'a na górze. Pobiegłem do McGonagall, ale jej nie ma! Leży w świętym Mungu, bo Snape ją zaatakował!
-Tak, wiem to. Pansy i Blaise mi opowiadali. Hermiono?
-Duch Heleny Hufflepuff nie był zbyt chętny do udzielenia mi informacji. Udało mi się jednak ją w końcu przekonać i powiedziała mi kto go zabrał. Opowiedziała mi całą historię jak to się stało oraz gdzie możemy go poszukać.
-Zgadza się z naszą teorią?
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Podała mi dokładne dane..
Harry skinął i zignorował pytające spojrzenie Rona. W międzyczasie, kiedy kierowali się do zakazanego lasu, opowiedział im, czego się dowiedział od ślizgonów.
Aportowali się.

Kilka dni później stali w deszczu, a ludzie mijali ich, z szacunkiem wołając powitania. Dlaczego? Ponieważ Ron był Rudolfem Lestrange, Hermiona- Bellatrix Lestrange, a Harry uciekł się do starego sposobu i schował się pod peleryną. Znajdowali się niedaleko banku Gringotta.
Ruszyli, niepewni czy ich plan się powiedzie. Przed wejściem każde z nich wzięło głęboki oddech, po czym skierowali się do siedzącego za biurkiem goblina.

Godzinę później uciekali przed wściekłym, zionącym ogniem smokiem, z pucharem w ręku.
-Czy my kiedykolwiek możemy mieć jakieś normalne, bezpieczne zadanie?!
Harry pokręcił głową i śmiejąc się razem z przyjaciółmi, aportowali się w bezpieczne miejsce.

Kolejne parę dni później postanowili wrócić do zamku. Harry od razu skierował się do profesor McGonagall, która zaledwie dzień wcześniej wróciła do zamku.
-Nie bój się, Potter. Dyrektor wróci. Miał po prostu do załatwienia jedną sprawę.
-Pani oszalała?! Ile go nie ma?!
-Trzy tygodnie.
-Trzy tygodnie! I JAK WYGLĄDA HOGWART? SNAPE JEST PRZECIWKO DYREKTOROWI! ON PANIĄ ZAATAKOWAŁ! VOLDEMORT ZAATAKOWAŁ! NIE WIDZI PANI TEGO?! TU JUŻ NIE JEST BEZPIECZNIE!
-Potter, uspokój się. Profesor Snape sprzeciwił się i poniesie tego konsekwencje. A profesor Dumbledore wróci lada dzień.
-Pani sama siebie nie słyszy. Hogwart już nie jest bezpieczny.
-Jak to nie? Przecież wszystko jest w porządku. Czyżby coś mnie ominęło?
Harry gwałtownie się odwrócił, słysząc głos za plecami. Prychnął.
-Pan oszalał, dyrektorze.
-To fakt. Już więcej nie opuszczę zamku, Harry.

Snape zniknął. W ciągu tygodnia wszystko wróciło do normy. Voldemort przestraszył się powrotu dyrektora i więcej nie pojawił się w zamku. Snape zniknął. Dyrektor uspokoił uczniów. Profesor McGonagall wyglądała już lepiej. Wśród uczniów znów zapanowała radość, a zamek był takim, jakim powinien być. Snape zniknął. Uczniowie cieszyli się z odwołanych części zajęć. Lekcje teraz wyglądały nieco inaczej. Dzieciaki przesiadywały na błoniach, korzystając z pojedynczych słonecznych dni. Snape zniknął.
Swoją drogą, Malfoy również.
Harry miał wizje codziennie. Voldemort wkradał mu się do umysłu i podsyłał okropne obrazy torturowania Draco. Pokazał mu też obraz Cedrika, który umierał. Naiwny Harry musiał się przekonać na własne oczy i zgarniając czwartkowego wieczoru Rona i Hermionę, ruszył do zakazanego lasu. Jakież było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że jego tam nie ma. Tego samego wieczora wrócił Draco, jednak nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu, nie licząc poniedziałkowej lekcji.
Potem Czarny Pan tak jakby o nim zapomniał. Harry wiedział jednak, że byłoby to jedynie szczytem marzeń.

W końcu nadszedł wyczekiwany weekend. Harry i Draco, korzystając z okazji, by spędzić ze sobą trochę czasu, zaszyli się w pokoju życzeń, gdzie spędzili dosłownie cały weekend. Leżeli na dużym czarnym łożu z baldachimem i śmiali się, łaskocząc. Rozmawiali, opowiadali co się działo na lekcjach, które mieli osobno i w ich pokojach wspólnych. Malfoy wyjaśnił, dlaczego nie było go parę dni, a Potter opowiedział, co się działo na misji; ogólnikowo rzecz jasna.
Nocą uprawiali seks, który uwielbiali, a rankiem wznowili rozmowę, bo im tematy się nie kończą.

W niedzielę rano Malfoy obudził się pierwszy. Widząc swojego wciąż śpiącego chłopaka uśmiechnął się szeroko. Harry leżał taki bezbronny, z włosami roztrzepanymi na poduszce. Draco przesunął wierzchem dłoni po policzku gryfona. Nachylił się przycisnął swoje usta o tych ukochanego, budząc go. Musnął jego czoło, powieki, nos, oba policzki i powrócił do słodkich warg, powodując chichot wybrańca.
-Kocham cię, Harry. Nie zostawiaj mnie więcej.
-Nie mam zamiaru. No.. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Cała ich niedziela wyglądała właśnie tak. Na czułościach i pieszczotach, na skradzionych czasem pocałunkach i przytulaniu. Nikt im nie przeszkodził całe dwa dni. Wieczorem powrócili do swoich dormitoriów i położyli się spać. Relaksujący weekend też może być wyczerpujący. Szczególnie, jeśli następnego dnia ma się zajęcia.
/wyimaginowana

sobota, 1 października 2016

Rozdział 39

Tym razem przeniesiemy do wspomnień.
enjoy,x
----
  XXXIX
Sobotniej nocy uczniowie zebrali się w wielkiej sali na balu walentynkowym. Większość osób przyszła ze swoją drugą połówką, jednak część pozostała bez pary. Między innymi Draco i można by powiedzieć Harry. Jakby nie patrzeć, Nott nie był jego chłopakiem. O godzinie dwudziestej pierwszej wszyscy stanęli pod sceną, gdzie do mikrofonu podszedł dyrektor.
-Moi drodzy!-powiedział radośnie i rozejrzał się po sali- Spotykamy się dzisiaj wszyscy razem na, jak wy to mówicie, imprezie! Ale nie byle jakiej. Postanowiliśmy zrobić bal właśnie dzisiaj, gdyż walentynki to powszechnie znane nam święto. To pierwsza taka uroczystość od kiedy trzy lata w czerwcu zginął Cedrik Diggory- powiedział ciszej Dumbledore, a w jego oczach pokazał się na moment smutek.
Jasne, zginął. Wmawiaj tak sobie, wredny manipulatorze.
-Szkoda, że nie wie, jaka jest prawda- szepnął cicho do siebie Harry.
-Nie będę wam dłużej przynudzał, bo i ja nie mam na to ochoty. Dzisiaj cisza nocna jest zdjęta, a zabawa trwa do rana! Wiem, że się cieszycie. Nie pozostało mi nic innego jak życzyć udanej imprezy!- uśmiechnął się szeroko, a uczniowie zachichotali, kiedy dyrektor schodził z podwyższenia.
Harry i Theo usiedli w kącie, śmiejąc się cicho. Niedaleko nich, oparty o ścianę stał Malfoy. Woodbridge kręcił się obok niego, co chwilę próbując wyciągnąć do tańca, jednak nie szło mu to najlepiej. W końcu Draco nie wytrzymał:
-ZOSTAW MNIE WRESZCIE W SPOKOJU! MAM CHŁOPAKA DO CHOLERY!
Zaskoczony Potter odwrócił głowę, spoglądając na blondyna. Stalowoszare tęczówki również spoczęły na nim; wyrażały ogromny ból i tęsknotę. Nim jednak wybraniec zdążył pomyśleć, Nott złapał jego dłoń i pociągnął na parkiet. Przelotnie zerknął na ukochanego, po czym ruszył z Theo.
-Właśnie widzę, jak „twój chłopak” świetnie się bawi z innym- odwarknął Krukon i wyszedł z pomieszczenia. Draco jęknął i osunął się po ścianie.
Harry i Theodore świetnie się bawili przy scenie, a Dracon.. Dracon siedział z podkulonymi nogami i ukradkiem ocierał łzy z policzków. Nikt nie mógł go zobaczyć. Malfoy nie płakał. Nigdy.

Jak zapowiedział dyrektor zabawa skończyła się dopiero nad ranem. Wyczerpani uczniowie powrócili do swoich dormitoriów, żeby choć trochę się przespać. Zmęczenie plus potajemnie sprowadzony alkohol dawały się we znaki. Wszyscy zasnęli z tych dwóch powodów. Wszyscy z wyjątkiem dwóch chłopców, którzy patrzyli na piękny księżyc, zaledwie kilka metrów od siebie. Harry postanowił, że zostanie tej nocy u Notta. Kiedy ten już mocno spał, Potter wysunął się cicho z łóżka i spojrzał w niebo. Pełnia oświetlała błonia i rozjaśniała mroki nocy. Westchnął cicho, kiedy po jego policzku spłynęło parę słonych kropel. Oparł się o parapet. Nie wiedział, że za ścianą szarooki arystokrata również ociera łzy z policzków.

Rano obudziło go jaskrawe światło wpadające do pomieszczenia. Jęknął, zakrywając twarz poduszką, kiedy usłyszał głośny śmiech. Zrzucił przyjaciela z łóżka.
-Ej!
-Zamknij się, mam kaca.
-Kto ci się kazał upijać, księżniczko?
-Kurwa, nie żyjesz- podniósł się na łokciach, jednak z powrotem opadł na materac- Przy okazji cię zabiję.. Daj mi spać.
-Nie idziesz na śniadanie?
-Możesz mi przynieść do łóżka. Spierdalaj.
-To mój pokój, Potter.
-SPIERDALAJ- warknął i zakrył się ponownie poduszką, zapadając w sen. Nott zachichotał i poszedł się ogarnąć, by po chwili pójść na śniadanie.
Trzeba coś przynieść księżniczce.

Cały dzień minął właściwie na leniuchowaniu. Tylko nieliczni kręcili się po zamku. Harry czuł się już o niebo lepiej. Nie domyślał się, że szkoła zaczynała rozumieć sytuację.

W tym samym czasie Hermiona pisała list. Czuła się źle z tym. Nie powiedziała nic nikomu, nawet Ronowi czy Harry'emu. To było zbyt intymne, nawet dla jej chłopaka. Z resztą, co by zrobił Ron, gdyby się dowiedział? Czuła się niezręcznie z całą tą sytuacją, ale ona musiała. Musiała się z nim pożegnać.
Włożyła pergamin do koperty i pochyłym pismem napisała adresata. Zabrała ciepłą szatę i wybiegła do sowiarni, żeby wysłać wiadomość. Patrzyła za sową, aż ta nie znikła w ciemnościach zimowego wieczoru.

Harry przeciągnął się i skierował do swojego dormitorium. Musiał się przebrać i wziąć kolejny prysznic, bo wciąż śmierdział alkoholem. Gdy po dwudziestu minutach był gotowy, skierował się na wieżę astronomiczną. Nie ustalili godziny, ale wiedział, że Draco przyjdzie. Za dobrze go znał. I za bardzo kochał.
Idąc spokojnie korytarzem poczuł jak blizna daje o sobie znać. Syknął i przytrzymał się ściany.
-No, no Potter. Mogłeś mnie posłuchać wiesz? Teraz będziesz cierpiał i to nie fizycznie- zaśmiał się szyderczo, a ja spojrzałem w jego oczy odważnie. Prychnął.
-O czym ty do cholery mówisz?
Zaśmiał się głośno, choć śmiechem to nie było.
-O Draco.
-Co?..
-Porozmawiaj z nim, to się dowiesz. Nie będę psuł zabawy- uśmiechnął się, a raczej spróbował to zrobić i rozpłynął się w powietrzu.
-Co do chuja?..
Potrząsnął głową i skierował wznowił drogę na wieżę.
Sięgnął po różdżkę i wyczarował koc. Usiadł na, mimo wszystko. chłodnej posadzce i spojrzał w usłane gwiazdami niebo, z którego zaczęły spadać coraz większe płatki śniegu. Większa część trawnika była już pokryta białym puchem. Chciałbym nigdy się nie dowiedzieć o magii. Może i dalej bym mieszkał u Dursleyów i dalej byłbym traktowany gorzej niż ścierwo, ale nie miałbym ee TAKICH kłopotów. Z drugiej strony, nie poznałbym Rona i Hermiony.. Nie spotkał nigdy Syriusza.. Nie związałbym się z Cedrikiem i nie pokochał Draco.. Pewnie nawet nie byłbym gejem.. Ja pierdole, jestem nienormalny. Nie wiem już nawet czego chcę. Gdybym ich nie poznał wszystko wyglądałoby inaczej. Z jednej strony dobrze, z drugiej źle.. Żałuję, a jednocześnie jestem szczęśliwy, że tak się potoczyła moja historia. Teraz mogę ją skończyć bez żalu.
Rozmyślania przerwała chłodna dłoń na ramieniu. Dotyk był czuły i delikatny, tak inny od wszystkich, które znał. Tylko jedna osoba mogła mieć taką dłoń. Spojrzał w górę i zobaczył przepełnione smutkiem oczy. Podjął decyzję w ułamku sekundy. Poderwał się na równe nogi, objął arystokratę w pasie i nim Draco mógł zaprotestować, przycisnął swoje usta do tych kochanka. Odsunął się na chwilę, nie puszczając jednak chłopaka choćby na milimetr.
-Wybieram ciebie, Draco. To zawsze będziesz ty.
Ślizgon nie odpowiedział. Ponownie złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Ich różdżki potoczyły się po posadzce, kiedy całując się, upadli na koc. Nie przerywając pocałunku, wybraniec zaczął powoli rozpinać koszulę ukochanego. Arystokrata nie pozostawał dłużny. Już po chwili koszule obojga chłopców leżały w bliżej nie określonym miejscu na ziemi. Draco popchnął chłopaka, siadając okrakiem na jego biodrach; teraz to on dominował. Przeniósł swoje usta na szyję, gdzie zostawił po sobie brunatny ślad.
-Jesteś mój, Potter.
-Tylko- wysapał brunet, trzymając tyłek chłopaka. Przeniósł ręce na przód, po czym rozpiął jego spodnie. Dłonie Malfoya uniemożliwiły mu kolejne ruchy.
-Nie tak szybko, kochanie.
Powrócił do całowania i znaczenia jego torsu. Kiedy dojechał do pasa, rozpiął guzik i szarpnął spodnie w dół, pozostawiając kochanka w samych bokserkach. Po chwili jego dżinsy również leżały na podłodze. Draco ocierał się o gryfona, powodując jęki u obydwu. Harry położył dłonie na biodrach ukochanego i zmienił ich pozycję tak, że to on znowu górował. Nogi miał po obu stronach ud chłopaka. Spojrzał na niego z góry.
-Chcesz tego?- spytał szeptem, próbując doszukać się jakiejkolwiek emocji w jego oczach. Jednak poza miłością i pożądaniem nie dostrzegł żadnych oznak zawahania.
-Chcę ciebie.
Potter zamknął na sekundę oczy, po czym nachylił się i musnął usta Draco. Pozbył się bielizny i zaczął scałowywać sobie ścieżkę od szyi po pępek. Zatrzymał się, uśmiechnął wrednie i pocałował wewnętrzną i zewnętrzną część ud, biodra i wrócił do pępka, celowo omijając przyrodzenie.
-Potter-usłyszał warknięcie. Spojrzał w górę i zobaczył Draco, który był całkowicie bezbronny. Spoglądał na niego spod przymrużonych powiek, przysłoniętych blond grzywką, a spomiędzy jego warg wyrywały się płytkie oddechy wymieszane z cichym pojękiwaniem. Widok ten zawładnął Harrym i nie chcąc już bardziej męczyć swojego chłopaka, nachylił się z powrotem nad jego miednicą. Językiem przesunął po członku, kierując się od jąder w górę. Na jego główce złożył mały pocałunek i wsunął penisa między usta. Poruszał głową wolno, zasysając policzki, by dać jak najwięcej przyjemności. Przygryzał i wsuwał język pod napletek, przyspieszając tempo. Po chwili jednak odsunął się, nie chcąc by Draco przedwcześnie skończył. Musnął jeszcze przelotnie usta arystokraty i sięgnął po wcześniej wyczarowaną prezerwatywę. Nim zdążył ją otworzyć, dłoń Draco go zatrzymała.
-Nie chcę tego gówna. Chcę poczuć ciebie, a nie jakiś pieprzony lateks- Harry zaskoczony skinął, po czym wziął do ręki lubrykant. Wycisnął trochę na palec wskazujący. Wsunął go delikatnie pomiędzy pośladki Draco, czując jak ten się nagle spina.
-Nie musimy..
-Zamknij się.
Potter westchnął i przewrócił oczami. Wysunął palec tylko po to, by jeszcze raz się zagłębić, dokładając drugi, a kiedy Malfoy się rozluźnił, również i trzeci. Wykonywał nożycowate ruchy, zginając i prostując palce, czym udało mu się trafić w prostatę.
-Jestem go..towy.
Brunet wyjął palce i ponownie sięgnął po tubkę. Tym razem roztarł maź na swoim przyrodzeniu, pocierając je trochę. Ustawił się pomiędzy pośladkami ukochanego, dotykając główką jego dziurki. Spojrzał w jego oczy, upewniając się, że arystokrata tego chce.
-Jak zaboli to mów, jasne?- wiedział, że był to pierwszy raz Draco. Wcześniej to on był na dole, jednak chciał, by chłopak poczuł też trochę tej przyjemności. Oczywiście nic bez zgody.
-Po prostu mnie pieprz.
Wybraniec spojrzał na swojego chłopaka, rozciągniętego przed nim, tak bezbronnego i oh okej.
Wsunął się powoli, czując jak wszystkie mięśnie blondyna się napinają. Dał mu chwilę na przyzwyczajenie się, jednak kiedy dostrzegł łzy pojawiające się w kącikach oczu, postanowił się wycofać, scałowując słone krople z twarzy ukochanego. Nie potrafił sprawić mu bólu.
-Nawet się kurwa nie waż.
Draco był zdeterminowany. Harry był roztargniony. Zrezygnowany ukrył twarz w zagłębieniu szyi arystokraty.
Kiedy Draco się przyzwyczaił do dziwnego uczucia, wypełniającego go, poruszył biodrami, co dało znak, by Harry mógł zacząć. Brunet niepewnie się poruszył. Widział ból na twarz chłopaka i pragnął się wycofać, bo jego to również bolało, ale wiedział też, że Draco nie pozwoli, bo chce. A poza tym z doświadczenia wiedział, że to za chwilę minie. Pocałował jego usta, odwracając uwagę od bólu.
-Spokojnie, skarbie. To zaraz minie. Musisz się tylko rozluźnić.
I Draco mu zaufał. Po kolejnych kilku pchnięciach ból zaczął znikać, zastępowany jedynie przez czystą przyjemność. Harry zmienił nieco kąt i przy kolejnym, mocniejszym pchnięciu, trafił w czuły punkt Malfoya. Widząc jaką przyjemność sprawiło to arystokracie, pozostał w tej pozycji i za każdym razem starał się trafić w to miejsce.
Kiedy poczuł, że jest blisko, złapał penisa chłopaka i pocierał go w rytm swoich pchnięć. Poczuł jak ścianki chłopaka zaciskają się wokół jego członka w silnym orgazmie. Draco doszedł brudząc ich ciała, a Harry chwilę później, we wnętrzu chłopaka. Zmęczony Harry opadł na niego, przytulając ich spocone ciała do siebie.
-Kocham cię, Harry. Bez względu na wszystko.
-Też cię kocham, Draco.
Wysunął się z chłopaka i położył obok, dysząc ciężko. Sięgnął po różdżkę i wyczyścił ich ciała zaklęciem. Po chwili wyczarował koc, którym ich przykrył. Przytulił Draco od tyłu i tak zasnęli. Nadzy, zmęczeni i przestraszeni. Ale szczęśliwi.

Harry został wyrwany ze słodkiego snu. Jęknął cicho i spojrzałem na młodego chłopaka.
-Czego chcesz, Tom?
-Miałeś z nim pogadać, Potter- syknął Riddle- nie pieprzyć się.
-Czy ty myślisz, że będę cię słuchał? Starzejesz się gadzie.
-Pożałujesz tych słów.
-Daj spokój. Chociaż jeden dzień daj mi spokojnie nacieszyć się moim chłopakiem. I tak wkrótce mnie zabijesz.
Szyderczy śmiech rozbrzmiał w mojej czaszce. Moja głowa zaczęła pulsować, a blizna piec, jakby ktoś mnie przypalał.
Harry krzyknął, budząc się zupełnie. Co to było..
-Harry, kochanie, spokojnie.. Co się dzieje?
-Voldemort- sapnął wybraniec i opadł na koc, nie zwracając uwagi na skrzywienie swojego chłopaka.
-Czego.. chciał?
-Żebym z tobą pogadał- brunet spojrzał na ukochanego i uniósł jedną brew, kiedy ten się spiął.
-Uhm, okej..
Arystokrata szybko wciągnął na siebie koszulę, zakrywając mroczny znak na przedramieniu. Harry poprzedniego wieczoru był zbyt zajęty, żeby dostrzec wypalone znamię na ręce. Zgarnął pozostałe ubrania i obaj szybko się ubrali. Na szczęście tego dnia obaj mieli zajęcia dopiero po południu.
-Co jest?- zaczął Harry, kiedy Draco wciąż unikał jego wzroku- Co ukrywasz?
-Nic..-powiedział nieprzekonująco blondyn. Potter spojrzał na niego przymrużonymi oczami.
-Pokaż ramię.
Kurwa.

Hermiona straciła równowagę i upadła. Kiedy spojrzała w górę, na osobę, która ją popchnęła, otworzyła szerzej oczy.
-Harry? Co się stało?
Brunet jednak nie odpowiedział, jedynie minął ją obojętnie i wyszedł z zamku. Jego wyraz twarzy pokazywał wściekłość, której nie widziała już tak długo. Po chwili usłyszała, jak ktoś woła jej przyjaciela i obok niej przebiegł Draco, co jeszcze bardziej zaskoczyło dziewczynę. Podniosła się i otrzepała szatę z kurzu. Westchnęła i wróciła do wieży, wciąż czując wyrzuty sumienia.

Przystanął pod drzewem i wyjął paczkę papierosów. Wsunął jednego pomiędzy wargi i zaklęciem odpalił koniec. Zaciągnął się mocno i dłużej przytrzymał dym w płucach. Pieprzył to, że któryś nauczyciel może go zobaczyć; był wściekły. Dlaczego znowu do cholery kłamał?! Wydmuchał powietrze i ponownie wciągnął truciznę do płuc. Zrobił tak jeszcze kilka razy, kiedy poczuł dłoń na ramieniu. Odwrócił się i wypuścił dym prosto na twarz arystokraty. Draco zakrztusił się nim i zaczął kaszleć, a w oczach zebrały się łzy. Harry warknął głośno i zgasił niedopałek, by poklepać chłopaka po plecach. Kiedy już się uspokoił, spojrzał ukochanemu w oczy.
-Harry..
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? Do jasnej cholery, Malfoy!
-Bałem się..-szepnął.
-Czego?- wybraniec prychnął- że potraktuję cię cruciatusem albo avadą?
-Że mnie zostawisz- powiedział bardziej do siebie niż do chłopaka. Poczuł jak ręce bruneta przyciągają go do swojego ciała. Oplótł pas gryfona i schował głowę w zagłębieniu jego szyi. Skrzywił się, czując smród papierosów.
-Musisz mi przysparzać tyle zmartwień?
-Przepraszam..
-Na przyszłość po prostu powiedz, jak coś się będzie dziać. Nie okłamuj mnie.
-Obiecuję.
Arystokrata westchnął cicho. Kamień spadł mu z serca, że Harry przyjął to tak.. dobrze? Lepiej chyba nie mógł. Uśmiechnął się, wyobrażając sobie wyraz twarzy Czarnego Pana, kiedy się dowie. Przesunął dłonie niżej, na pośladki chłopaka. W tylnej kieszeni spodni poczuł małe pudełko. Sapnął cicho.
-A tak właściwie, od kiedy palisz?
-Jakoś od tygodnia.
-To cię zabija.
-Wolę, żeby to mnie zabiło, niż Voldemort, kochanie.
Draco klepnął go w tyłek po tych słowach i zachichotał. Stali tak jeszcze chwilę, kiedy Malfoy poczuł, że coś mu pełza po nodze. Spojrzał w dół i odskoczył, krzycząc. Harry zaskoczony patrzył na ukochanego, a gdy już się zorientował, o co chodzi, zaczął się głośno śmiać.
-Nie śmiej się, tylko weź to coś ode mnie!
Harry trzęsąc się ze śmiechu podszedł do chłopaka i zdjął z jego nogawki Vindictae.
/Cześć/
/Witaj, Harry. Wszystko w porządku?/
/W jak najlepszym./
/Czy ja mu coś zrobiłam? Naprawdę bardzo przepraszam, nie chciałam../
/Spokojnie, nic mu się nie stało. On po prostu się ciebie boi i panikuje. Nie przejmuj się, jest głupi./
Zaśmiał się cicho. Wąż oplatał właśnie się wokół jego nadgarstka.
/Okej./
/Jak było na polowaniu? Najadłaś się?/
/O tak, dziękuję. Pełno tu myszy./
/Taak. Wyświadczasz mi przysługę. Nie będę musiał słuchać jego pisków, gdy je zobaczy./
Żmija wysunęła język, jakby chciała się zaśmiać. Harry pokręcił głową i palcem poklepał łebek przyjaciółki.
-Co jej nagadałeś?-burknął Draco.
-Nic kochanie. Nie zamartwiaj się tym.
Malfoy założył ręce na piersi, w geście obrażenia. Harry ponownie westchnął i pocałował czoło chłopaka. Wciąż był na niego zły, ale niezaprzeczalnie i nieodwracalnie kochał tego głupka. No i śmiesznie to wyglądało.

Wrócili na lekcje, które szybko minęły. Tak samo jak i kolejne dni. Czas leciał bardzo szybko, za szybko. Harry, Ron i Hermiona jeszcze nigdy nie czuli upływającego czasu, jak teraz. Nauczyciele i uczniowie chodzili poddenerwowani; każdy wiedział, że złota trójca znika na jakiś czas i nie wie kiedy wróci. Ani czy w ogóle.
W środę wieczorem, kiedy trójka gryfonów wróciła do wieży, Harry poprosił Hermionę o spacer we dwoje. Musiał z nią porozmawiać. Dziewczyna zgodziła się, więc Potter szybko pobiegł do dormitorium po pelerynę i pewną książkę, którą koniecznie chciał pokazać przyjaciółce. Wsunął do niej mapę Huncwotów.
Wymknęli się potajemnie z pokoju wspólnego i skierowali w stronę pokoju życzeń. Tam było najbezpieczniej. We dwoje pod małą już dla nich peleryną szybko przemierzali szkolny korytarz, a kiedy znaleźli się przed pokojem, spojrzeli na siebie niepewnie. Później intensywnie myśleli, czego potrzebują, a drzwi pojawiły się przed nimi. W środku stał mały stoliczek i kanapa dla dwojga. Uśmiechnęli się i wślizgnęli niezauważeni przez nikogo do środka.

Jęknął przeciągle i pchnął jeszcze raz powodując sapnięcie chłopaka. Jego ruchy stawały się coraz szybsze i mocniejsze, a dzieciak wijący się pod nim krzyczał z rozkoszy. Spojrzał na niego, widząc zielone oczy przykryte okrągłymi okularami, bliznę na środku czoła i czarne roztrzepane włosy, choć tak naprawdę na pościeli leżał brązowooki blondyn z młodszej klasy. Pochylił się i zacisnął zęby na ramieniu chłopaka, dochodząc wewnątrz jego. Chłopak również doszedł, brudząc ich ciała. Brunet westchnął i położył się obok dzieciaka, ciężko dysząc. Obaj sapali głośno.
-Ubierz się i wyjdź w przeciągu godziny- mruknął, wstając z łóżka i kierując się w stronę łazienki- A i nikomu nie mów o tym co tu się stało. Najlepiej zapomnij i udawaj, że mnie nie znasz.
Wszedł do łazienki i spojrzał w swoje odbicie. Jednak jestem chujem.
Podszedł bliżej lustra i dotknął opuszkami szkła, śledząc kontury swojej twarzy w lustrze. Nott nie poznawał siebie.

Usiedli na kanapie. Harry położył pelerynę na stoliku, razem z mapą i tajemniczą księgą. Gryfonka uśmiechnęła się zachęcająco.
-Co się dzieje?
I Potter westchnął, ponownie wracając do tematu niezdecydowania. Dziewczyna słuchała w skupieniu, co jakiś czas przerywając i dopytując o pewne sprawy. Później wskazała na przedmiot leżący na stoliku i zapytała, co to jest.
-Bo widzisz, Hermi.. Chodzi o to, że jestem pewien, że chcę być z Draco. Cholernie go kocham..
-Ale?
-Ale od kiedy dowiedziałem się, że Cedrik chciał mi się oświadczyć, od kiedy my prawie.. no wiesz.. To wszystko wróciło. Koszmary, które prawie ustały i wspomnienia. Znalazłem stary album, w którym jest pełno naszych fotografii. Nie wiem co z nim zrobić- wziął książkę do ręki i otworzył na losowej stronie. Znajdowało się tam tylko jedno zdjęcie, które zrobione było zimą i przedstawiało ich przyciśniętych do siebie. Harry uśmiechnął się- pamiętam to.. To ty robiłaś nam to zdjęcie. Była to przerwa świąteczna. Zrobiłaś nam je pod sowiarnią. Było cholernie zimno i Cedrik mnie wtedy przytulał, żeby ogrzać, a ty nam zrobiłaś zdjęcie. Pamiętam, jacy byliśmy szczęśliwi.
Przewrócił kartkę, gdzie było inne ujęcie; tym razem pocałunek wśród jesiennych liści bijącej wierzby.
-Wtedy się wydurnialiśmy i Cedrik mnie zaczął gonić. Złapał mnie tuż pod wierzbą i pocałował mocno. Chyba Ron nas sfotografował wtedy z zaskoczenia.
Inne zdjęcie przedstawiało ich zaspanych jeszcze w łóżku.
-Byłem na was wściekły za zrobienie tego zdjęcia! Wparowaliście nam do sypialni, jak do siebie, to było kompromitujące- zaśmiał się- Potem Ced was wywalił i.. no nieważne- zarumienił się. Hermiona zachichotała i przysunęła się bliżej przyjaciela, przytulając się do niego. Oglądali stare fotografie, wspomnienia z dawnego związku przez większość nocy. Granger zasnęła przy ostatniej stronie. Harry patrzył jeszcze długo na to zdjęcie i popłynęło mu parę łez. Zamknął oczy i Morfeusz go porwał.
Krzyknąłem rozbawiony i zacząłem uciekać. Cedrik biegł za mną i śmiał się, próbując dogonić. Hermiona pokręciła głową, czytając podręcznik do transmutacji i śmiejąc się pod nosem. Ron kręcił się niedaleko nas i chyba coś kombinował. Nie zwróciłem na niego większej uwagi, ponieważ w tym momencie Ced mnie złapał. Obrócił mnie przodem do siebie i zachłannie pocałował. Zaskoczony najpierw nic nie zrobiłem, ale po chwilę zarzuciłem ręce na jego szyję i oddałem pocałunek. Nie wiem ile tak staliśmy, ale to była jedna z lepszych chwil w moim życiu. Dopiero tryumfalny krzyk Rona przywrócił mnie do rzeczywistości. Wtedy dostrzegłem dopiero aparat i zrozumiałem jego radość. Zaśmiałem się cicho, kręcąc głową. Odsunąłem się od chłopaka i przykładając palec do ust, zacząłem się skradać do Hermiony. Skoczyłem na nią, słysząc pisk wymieszany ze śmiechem. Również się zaśmiałem i wstałem z dziewczyny.
-Daj spokój, Mionka. Jest sobota. Spędź z nami czas, nie przy książkach.
Patrzyła na mnie przez chwilę, po czym pokręciła głową i zatrzasnęła podręcznik z hukiem. Złapałem jej dłoń i pociągnąłem w kierunku naszych przyjaciół. Strasznie ciągnęło ją do Rona i wiedziałem, że prędzej czy później będą razem. I super. Musnąłem usta swojego chłopaka, przytulając się do niego. Uczniowie nie widzieli nas, wszyscy siedzieli w zamku. Tylko my byliśmy tacy głupi..

Kichnąłem i zachichotałem. Leżałem w śniegu, przygnieciony przez Cedrika. Hermiona właśnie wychodziła z sowiarni. Puchon leżał na mnie i całował moją twarz, a ja się śmiałem. Po chwili ponownie kichnąłem, co Ced uznał za porę na wstanie ze śniegu. Zszedł ze mnie i podał mi dłoń, pomagając wstać. Złapałem jego rękę, a on szarpnął mnie do góry. Stanąłem równo z nim, patrząc w jego oczy. Objął mnie mocno.
-Chłopaki, uśmiechy!- zawołała wesoło Hermiona, a kiedy na nią spojrzeliśmy, szczerząc zęby, pstryknęła nam zdjęcie- Świetnie! Wyglądacie na takich szczęśliwych.
-Bo jesteśmy- powiedział mój ukochany.
-Prawie- oboje na mnie spojrzeli zaskoczeni- Po pierwsze: turniej, a po drugie: w tym roku kończysz szkołę.
-Kochanie nie przejmuj się. Nie zostawię cię tutaj samego na pastwę napalonych na ciebie dzieciaków- mrugnął do mnie, a ja walnąłem się w czoło.
-Idiota.

Mruknąłem, nie otwierając oczu.
-Dzień dobry.
-Mhm.
Wtedy drzwi sypialni otworzyły się i do środka ktoś wszedł. Poderwałem się do pozycji siedzącej, zakrywając kołdrą. Przed łóżkiem stała Hermiona i Ron z szerokimi uśmiechami na ustach. Czułem jak moje policzki czerwienieją, a Cedrik siedział obok zdziwiony i.. zaczął się śmiać. Jeszcze nie do końca się obudziliśmy, ale zdenerwował mnie. W ogóle, cała ta sytuacja była żenująca. Ron szybko wyjął coś zza pleców, jak się okazało chwilę później-aparat, uśmiechnął się cwaniacko i zrobił zdjęcie. Potem Cedrik się wkurzył i wywalił ich z naszej sypialni. A raczej jego- no mniejsza. Rzucił zaklęcie zamykające drzwi i zaatakował moją szyję i tors.
Jakiś czas później znowu szukałem swojej bielizny.

Pisnąłem, kiedy nie poczułem gruntu pod nogami. Zacząłem się szarpać i krzyczeć, żeby mnie puścił, ale on nie zamierzał. Nigdy nie odpuszczał. Byłem na niego wściekły i może trochę zazdrosny. No bo on jawnie flirtował z tamtym gościem! Miałem prawo się wkurzyć.
-Kochanie, daj spokój.
-Idź sobie do tego chłopaka, z którym przed chwilą kręciłeś i do niego mów kochanie. Zostaw mnie natychmiast, bo cię przeklnę.
Chłopak westchnął i odstawił mnie. Złapał mnie za rękę, nim zdążyłem odejść.
-CZEGO?!- warknąłem. Nie odpowiedział tylko przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. Wyrywałem się, jednak po chwili musiałem odpuścić. Czemu zawsze, gdy mnie całował czułem się tak wspaniale?
Kilkoro uczniów, którzy byli niedaleko i nas widzieli, krzyknęli zaskoczeni. Odsunąłem się od chłopaka.
-Nie tym razem, Cedrik. Przegiąłeś- mruknąłem, ocierając usta- Wymaż im pamięć, cześć.
Szybko odszedłem, a w oczach skumulowały się łzy.

-Panowie Potter i Diggory wejdą pierwsi do labiryntu, ponieważ macie równą liczbę punktów- skinęliśmy, uśmiechając się do siebie niepewnie. Szliśmy razem przez pewien czas, zgodnie wybierając drogę. W końcu jednak każdy z nas chciał iść w inną stronę, więc postanowiliśmy się rozdzielić.
-Uważaj na siebie- mruknął, całując moje czoło.
-Ty też.
-Kocham cię.
Uśmiechnąłem się i musnąłem jego wargi.
-Też cię kocham. Do zobaczenia- skręciłem w lewo, a on w prawo. Ostatni raz się odwróciłem i pomachałem wpatrującemu się we mnie puchonowi. Później ruszyłem przed siebie.

Z daleka usłyszałem piskliwy głos, który ledwo co wypowiadał słowa:
-Zabij niepotrzebnego.
Usłyszałem świst i inny głos, bardziej twardy i szorstki.
-Avada Kedavra!
Zobaczyłem zielony strumień światła i usłyszałem głuchy łoskot. Odwróciłem głowę, bardzo powoli. Na trawie obok mnie leżało ciało Cedrika. Z mojego gardła wyrwał się zduszony krzyk, ale było za późno; Cedrik nie żył.

-Skoro Lord Voldemort powrócił musimy się zjednoczyć. Musimy być silni. Lord Voldemort posiada niezwykłą moc siania niezgody. Nie lekceważcie go. Chciałbym się mylić, jednak czekają nas ciężkie czasy i naprawdę trudne chwile. Część z was już ucierpiała z rąk Lorda Voldemorta, jednak większość jeszcze nawet go nie widziała. Wasze rodziny doznały ogromnych strat, a ofiar będzie niestety więcej. Tydzień temu straciliśmy jednego wspaniałego ucznia. Zapamiętajcie Cedrika. Pamiętajcie o nim, kiedy przyjdzie czas dokonywania wyborów. Zapamiętajcie, co się stało z dobrym chłopcem, który był niewinną ofiarą, przeszkodą dla Lorda Voldemorta. Pamiętajcie o Cedriku Diggorym.
Cichy szloch opuścił moje gardło. Schowałem twarz w dłoniach, czując się okropnie. To moja wina, moja wina, przeze mnie nie żyje, to moja wina. Zawiniłem.

Obudził się i spojrzał na śpiącą jeszcze przyjaciółkę. Była czwarta nad ranem. Szturchnął Hermionę, budząc ją. Tłumacząc, że nie mogą zostać w pokoju życzeń, pozbierali się szybko i skierowali do pokoju wspólnego Gryffindoru. Niestety musieli obudzić Grubą Damę.

Czwartek minął bardzo szybko. Szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Harry pożegnał się ze swoim chłopakiem i ślizgońskim przyjacielem przed kolacją. Obiecał im, że zrobi wszystko, żeby wrócić, ale kłamałem.
Mroźnym, zimowym wieczorem wybrali się do chatki Hagrida. Harry chciał się pożegnać ze swoim przyjacielem; w końcu nie łudził się, że jeszcze go zobaczy.
-Herbatki?
Skinęli, a mężczyzna rozlał napój do trzech kubków. Trójka gryfonów spoglądała na siebie niepewnie, nie wiedząc od czego zacząć; każde z nich było pogrążone we swoich myślach. Oprzytomnieli dopiero kiedy Rubeus podsunął im pod nos ciastka. Żadne z nich się nie skusiło, pamiętając jakie bywają wypieki olbrzyma.
Kiedy oni wciąż milczeli, myśląc, jak zacząć rozmowę, Hagrid zorientował się, że coś jest nie tak. Wstał by nalać mleka.
-Co się dzieje?
Kiedy nikt nie odpowiedział, pomachał swoją dużą dłonią Harry'emu przed nosem.
-Uh.. Jutro wyjeżdżamy.
Wielki dzban z mlekiem wypadł z rąk olbrzyma.
-Co? Gdzie?
-My.. Musimy znaleźć parę.. Horkruksów..
-Kiedy wrócicie?
Przyjaciele spojrzeli po sobie, po czym spuścili głowy w dół; ostatni raz tak się czuli, kiedy tłumaczyli mu, że nie mogą chodzić na jego zajęcia. Hagrid patrzył po nich niespokojnie.
-Przyszliśmy się pożegnać.
Zaledwie kilka minut później rozległ się głośny skowyt. To Hagrid się rozpłakał.
Harry nie tak wyobrażał sobie rozstanie z przyjacielem. Właściwie, to w ogóle go sobie nie wyobrażał.
Następnego dnia wstali nad ranem. Spotkali się przy kominku w pokoju wspólnym, gdzie Hermiona zostawiła kartkę z podziękowaniami i przeprosinami. Przeszli przez portret i skierowali się na dół. Harry szybko poszedł zostawić list do Draco i Theo w lochach, po czym całą trójką ruszyli do zakazanego lasu. Zatrzymali się na błoniach i ostatni raz spojrzeli na Hogwart.
-Trzeba pożegnać się ze szkołą, co?
-Trzeba pożegnać się z domem- westchnął Harry. Zamknął oczy, a spod powieki wypłynęła mu łza. Później dołączył do przyjaciół i aportowali się z terenów Hogwartu. Wtedy wszystko się zmieniło.   
/wyimaginowana