piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 28

Na was nic nie działa, no ale nic. Macie 28 a do końca jeszcze uhuhu i dalej. 
Kocham was misie, mimo wszystko
Enjoy, x
  XXVIII
-Panie Potter, panie Malfoy, mogliby panowie łaskawie nie przeszkadzać w mojej lekcji?
Chłopcy spojrzeli na profesora, chichocząc. Severus Snape zmierzył ich ostrym spojrzeniem, ale więcej nie skomentował ich zachowania. Wiedział, że i tak go zignorują, a i on nie miał siły. Wiedział, że wojna była coraz bliżej. I wiedział też, co czeka Pottera. I znał zadanie Malfoya. Aż za dobrze je znał. Obserwował kątem oka szczęśliwych nastolatków i nie wiedział, co o tym myśleć. Ta relacja nie była poprawna. Nie powinni mieć dobrych stosunków. Czarny Pan i tak już jest wściekły na Dracona. Ale on widocznie naprawdę darzył tego, pożal się Boże, wybrańca od siedmiu boleści głębokim uczuciem. A tego nie można było zmienić.
Tylko oni nie rozumieli.

Nie rozumieli, że trudniej im będzie ze sobą walczyć.

Ron i Neville nie pojawili się na eliksirach, ponieważ musieli pomóc profesor McGonagall. Kiedy wykonali zadanie, stwierdzili, że nie opłaca się już iść na zajęcia, więc skierowali się do dormitorium.
-Ron?
-No?
-Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać z Harrym?
-Niby o czym?
-O Malfoyu.
Rudzielec westchnął, przeczesując dłonią włosy.
-On nas i tak nie posłucha, Neville. To nie ma sensu.
-Ale można spróbować.
-Zostawmy to Hermionie.. Sądzę, że ona lepiej sobie poradzi z rozmową z Harrym.
Longbottom skinął. Ron miał rację. Ale i tak powinni pogadać z Harrym. Wojna się zbliżała. Przez święta o tym nie wspominano. Ale mamy koniec stycznia. A wojny nie unikniemy.

Najgorsze jest to, że Harry nie jest gotowy. Harry zginie.

-Potter!
Chłopiec odwrócił się i spojrzał wyczekująco na ślizgona.
-Znowu zaczynasz po nazwisku?
-Oh, dobra. Słuchaj, bądź o dwudziestej na błoniach.
-Po co?
Nott nie odpowiedział, jedynie skinął porozumiewawczo głową. Harry odwrócił się z powrotem do profesora i udawał, że nie widzi pytającego spojrzenia swojego chłopaka.
Tym razem mu nie mogę powiedzieć.
Lekcja dobiegła końca, a wybraniec wybiegł z klasy, nie oglądając się za siebie. Draco prychnął, kręcąc z politowaniem głową i wyszedł za nim.

Cedrik chciał już wieczór. Wiedział, że przyjdzie Harry. Ostatni raz widzieli się dwa tygodnie temu, po bójce Harry'ego i Malfoya. Diggory wiedział, że jego były chłopak kocha tego arystokratycznego dupka, ale wciąż darzył wybrańca uczuciem. Nie zależało mu na ciele chłopca, na seksie. On kochał tego uroczego gryfona za temperament, za bezpośredniość i za głupią odwagę. Nie mógł pogodzić się z tym, że znowu zerwali.
Poprawka. On nie chciał się z tym pogodzić.
Były puchon wrzucił kamień do wody i westchnął. Wiedział, że na horyzoncie pojawił się nowy problem.
Cedrik od początku nie był z Harrym szczery.

Draco mruknął niezadowolony i spojrzał na stół gryfonów. Jego chłopak siedział tam i śmiał się z przyjaciółmi. Arystokracie serce się krajało. Harry nie wiedział, że Draco ma mroczny znak. A Draco chciał go jak najdłużej ukrywać. Tylko, że to było coraz trudniejsze. Malfoy bał się, że straci swojego ukochanego gryfiaka. Wiedział, ze wojna była coraz bliżej. Ale do niego wciąż nie docierało kilka faktów.
-Dracon.
Ślizgon zadarł głowę, patrząc na mistrza eliksirów.
-Za mną.
Chłopak wstał i poszedł za opiekunem swojego domu. Wychodząc, zauważył zielone tęczówki, wpatrujące się w niego. Uśmiechnął się słabo i skierował się do lochów.

Theo klepnął Pottera w ramię i skinął na błonia. Przyjaciele ruszyli w tamtym kierunku, upewniając się, że nikt za nimi nie podąża. Znaleźli się w najbardziej oddalonym od zamku miejscu, cicho wchodząc do zakazanego lasu. Nikt nie mógł ich zobaczyć.

-Draco, na Merlina, zrozum, że nie możecie się spotykać!
-Niby dlaczego?!
-Bo Czarny Pan cię zabije!
-A proszę bardzo! Kocham Harry'ego! I nie będzie mi jakiś pieprzony gad mówić, z kim mam się spotykać!
-Draco..
-Profesorze, niech pan zrozumie. Przecież pan też był młody i też kogoś kochał.
Przed oczami nauczyciela pojawił się obraz Lily. Kobiety, którą kocha do dzisiaj. Kobiety, której obiecał, że będzie chronić Harry'ego. Kobiety, którą zabił Voldemort.
-Draco, chcę twojego dobra..
-Więc niech mi pan nie zabrania spotykać się z Harrym.
-Nie zabraniam.
Malfoy westchnął. Wiedział, że profesor się o niego troszczy i naprawdę to doceniał. Jednak on sobie daje radę. Jest dużym chłopcem i potrafi sobie poradzić. Wiedział, jakie są konsekwencje spotykania się z Harrym. I wiedział, jakie są konsekwencje nie mówiąc Potterowi o mrocznym znaku. Zacisnął pięści i skierował się do wyjścia.
-Tylko pamiętaj, że będziecie musieli ze sobą walczyć.
Chłopiec wyszedł, zatrzaskując drzwi. Wiedział, że wojna się zbliżała. Ale zapomniał, że są po przeciwnych stronach.

Harry niepewnie pojawił się przy jeziorze. Nott został nieco z tyłu, jako asekuracja. Harry wiedział, że nie powinien tu być. Doskonale to wiedział.
-Harry!
Poczuł, jak Cedrik się na nim uwiesza. Instynktownie go objął, chociaż nie chciał.
-Nic ci nie jest? Nie masz żadnych nowych obrażeń? Nie pobił cię znowu?
Zarzucał pytaniami, kiedy się już odsunął.
-Nie, nie, nie. Nie martw się. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy i jest okej.
-Dalej się z nim spotykasz?
-Kocham go.
-Mi też to kiedyś mówiłeś.
-Cedrik..
-Wiem, wiem. Przepraszam. Po prostu za tobą tęsknię...
Mówiąc to przysuwał się bliżej, aż delikatnie musnął usta wybrańca. Harry natychmiast się odsunął.
-Nie. Nie zdradzę go, Cedrik. Powinienem już iść.
-Harry! Harry, zaczekaj!
Ale Potter zniknął tak szybko, jak się pojawił, nie rozmawiając o tym, o czym chciał..

Draco natknął się na swojego roztrzęsionego chłopaka przy wielkiej sali. Nim zdążył o cokolwiek spytać, Harry zemdlał. Doskoczył do niego od razu.
-Harry!
Nott chwilę później był przy Harrym.
-Pieprzony Cedrik!- syknął- Zabiję go za to.
-Za co?
Theodore spojrzał na Malfoya i widział zazdrość, a jednocześnie zdziwienie. Gdyby nie powaga sytuacji, zacząłby się śmiać. Wziął Harry'ego na ręce i skierował się do skrzydła szpitalnego.
-Jezu, Potter, ile ty ważysz..
-Nott, co zrobił Cedrik?
Ślizgon spojrzał na współdomownika i westchnął. Stanął pod skrzydłem szpitalnym i pchnął drzwi.
-Pocałował go.
|wyimaginowana

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 27

No to się doczekaliśmy. Nie jest smutno, nie jest wesoło, jest neutralnie. Miłych wakacji..
Do przeczytania.. kiedyś ;)
  XXVII
Draco odbił się od ściany i z jękiem upadł na podłogę. Bolało go ciało, był przerażony, a najwidoczniej jego ojciec nie zamierzał przestać. Kiedy kolejna klątwa uderzyła w chłopca, już nie dał rady się podnieść. Leżał skulony na ziemi i cicho szlochał. Wiedział, co go czeka, za spotykanie się z Potterem. Za spotykanie się z wrogiem.
-WSTAWAJ!
Młody Malfoy spojrzał na Lucjusza i podniósł się z ziemi. Stanął niepewnie na nogach i spojrzał na swojego oprawcę.
-Nigdy więcej mi się nie sprzeciwisz, rozumiesz?!
Chłopiec skinął przerażony.
-Podejdź.
Podszedł i upadł na kolana, przed krzesłem.
-Wyciągnij lewe ramię.
Draco powstrzymał się przed szlochem i wykonał polecenie. Spojrzał na swojego pana i spanikował.
Poczuł pieczenie, a po chwili na jego przedramieniu pojawił się mroczny znak.
-Będziesz na każde moje wezwanie, Draco. Zrozumiałeś?
Blondyn przytaknął i spojrzał na swojego ojca. Znienawidzonego ojca.
-Odejdź.
Wyszedł z pomieszczenia i wtedy do niego dotarło. Za chwilę może stracić Harry'ego. Na zawsze..

Harry wskoczył na miotłę i pofrunął za Ronem. Chłopcy śmiali się wniebogłosy. Dawno się tak dobrze nie bawili. Dwójka przyjaciół nawet nie grała w quidditcha, tylko po prostu latali. Nie zauważyli, że ktoś ich obserwuje. Kiedy Harry spojrzał w bok, zderzył się z Ronem. Spadli z mioteł i rudzielec wylądował na Potterze. Patrzyli przez chwilę, śmiejąc się, a potem nagle chcieli być bliżej. Ich twarze dzieliło dzieliły milimetry, kiedy opamiętali się i szybko od siebie odsunęli. Wciąż nie wiedzieli, że ktoś na nich patrzy.

Malfoy zauważył ruch na boisku, więc ruszył w tamtym kierunku. Z zaskoczeniem zauważył, że Harry i Ron wcale nie grają, jedynie latają. Chłopcy się wygłupiali, a Draco poczuł małe ukłucie w sercu. Wiedział, że Harry nigdy nie poczuje się przy nim tak swobodnie jak przy rudzielcu. Obserwował ich dłuższą chwilę na stojąco. Potem usiadł na trybunach i dalej patrzył na ukochanego. W pewnym momencie obaj runęli na ziemię, śmiejąc się. I Draco zauważył, że prawie się pocałowali. Nie wiedział, co się właściwie stało, ale.. On już nawet nie chciał wiedzieć. Uznał to po prostu za przypadek.

Harry i Ron wrócili do zamku w świetnych humorach. Sytuacja z boiska nie została wspomniana, za to słowne potyczki, kto jest lepszy, wzrosły na sile. Chłopcy skierowali się do dormitorium, żeby wziąć szybką kąpiel i przebrać się, gdyż za chwilę kolacja. Rozbawieni wciąż nie zauważyli stalowoszarych tęczówek, obserwujących każdy ich ruch.

Potter zszedł na kolację bez rudzielca, który poszedł ze swoją dziewczyną chwilę wcześniej. Po drodze za to spotkał Arona- krukona z piątego roku. Nie znali się zbyt dobrze, ale zdążyli zamienić parę słów. Razem weszli do wielkiej sali i skierowali się do swoich stołów. Harry był w dobrym humorze. Nie zauważył nawet, że jego chłopak już wrócił i bacznie go obserwuje. Rozmawiał z gryfonami, śmiejąc się i planując taktykę kolejnego meczu, kiedy ktoś im przerwał.
-Ej, Potter!
Wybraniec odwrócił się i zauważył bliźniaków, stojących w drzwiach do pomieszczenia. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, a następnie zaśmiał się pod nosem. Wstał i szybkim krokiem podszedł do Freda i George'a, którzy mocno go wyściskali.
-Co wy tu robicie?
-Trzeba w końcu odwiedzić tę starą ruderę.
Cała trójka zaśmiała się. W pewnym momencie słychać było pisk, a dosłownie sekundę później Ginny uwiesiła się na swoich braciach.
Bliźniacy rozejrzeli się po wielkiej sali, stwierdzając, że niezbyt się zmieniła.
-Ej, Harry-zaczął Fred.
-Zdaje się, że ktoś na ciebie patrzy-dodał George.
-Możliwe, że pożera wzrokiem.
-Albo rozbiera.
-Ewentualnie jest zazdrosny.
-Malfoy!-krzyknęli obaj, chichocząc. Harry słysząc to jedno słowo, natychmiast się odwrócił i spotkał naprzeciw siebie tęczówki ukochanego.
Rzucił mu się na szyję, mocno przytulając.
-Wróciłeś..
-Nawet nie zauważyłeś mojej obecności.
-Kochanie..
-Zamknij się.
Potter spojrzał zdziwiony na swojego chłopaka.
-Zamknij się i mnie pocałuj.
Wybrańcowi nie trzeba był dwa razy powtarzać i po chwili ich usta spotkały się w namiętnym, aczkolwiek czułym pocałunku.

Pojawił się pewien problem. Obaj mieli przed sobą tajemnicę. Z tym, że jeden miał większy sekret od drugiego. Jednak dalej stali na środku wielkiej sali, całując się. Nie widzieli gapiących się uczniów każdego domu. Zwracali uwagę jedynie na siebie. Kochali się i wielu nie mogło tego zrozumieć. Co z tego, że coś przed sobą ukrywali?
Każdy ma przecież jakieś sekrety, prawda?
/wyimaginowana
To było miłe kilka miesięcy i równie miłe 27 rozdziałów. Dziękuję, że tu byliście!

poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 26

Ostatnio mam problemy i braki siły. Za tydzień wyjeżdżam na obóz do Bułgarii i mam nadzieję, że tam się zrehabilituję. Dodatkowo cierpię również na brak weny i mimo że kilka rozdziałów mam napisanych to korekta i kolejne przygody chłopców leżą i kwiczą. Albo się pierdolą, jak kto woli.
Tak czy inaczej, brak komentarzy też daje swoje, no i wakacje. 
Muszę trochę poświęcić czasu chłopakowi no i przyjaciołom. 
Tak jak pisałam wyżej, miejmy nadzieję że Bułgaria mnie ocuci.
Tymczasem przed wami rozdział 26 i niespodzianka, mamy tu Lucjusza...
enjoy, misie.
  XXVI
Harry skierował się na zajęcia z Hagridem. Był zamyślony, nawet nie wiedział, kiedy dotarł na miejsce. Jednak, kiedy jego przyjaciel go szturchnął, przywracając do rzeczywistości, skupił się na lekcji. A przynajmniej próbował.
Przed sobą zobaczył platynowe włosy swojego chłopaka i przełknął gulę w gardle.
Draco się nie zgodzi. Nie pozwoli. Dopiero, co wróciłem.. Poza tym jesteśmy skłóceni..
Jak na zawołanie Malfoy odwrócił się i na chwilę złapali kontakt wzrokowy.
Harry skinął, a blondyn odetchnął z ulgą. Porozmawiają.
Niestety, nie będzie to taka rozmowa, jakiej oczekiwał.

Harry, Ron i Hermiona siedzieli na błoniach, korzystając, że jest ładna pogoda i nie ma śniegu. Czekali na Theo i Ginny. Potter chciał im to wszystko na spokojnie wyjaśnić, więc kiedy wyczekiwana dwójka się pojawiła, wybraniec zaczął opowiadać rozmowę z Dumbledorem. Nie wiedział, czego się spodziewać. Dał im chwilę, żeby to przemyśleli. Zanim którekolwiek się odezwało, dołączył do nich Malfoy, oplatając Harry'ego niepewnie w pasie. Nikt nie skomentował tego. Za to zaczęła się dyskusja na temat misji dyrektora.
-Harry, ale masz pewność, ze wrócisz?
Ginny bała się zadać to pytanie. Ale wiedziała, że ktoś musi. Gryfon poczuł, jak jego chłopak się spina.
-Skąd wrócisz?
Pogładził go po dłoni i westchnął.
-Musimy pogadać.
Blondyn spojrzał na niego zdziwiony i przestraszony. Harry streścił mu rozmowę z dyrektorem.
-Nie.
Gryfon przewrócił oczami, przewidując to.
-To moja decyzja.
-Świetnie. Nie zapomnij się zabić- mruknął sarkastycznie arystokrata i zaczął się podnosić.
-Nie pojadę.
Malfoy zaprzestał czynności podnoszenia się z ziemi i przyciągnął bruneta bliżej siebie.
Harry spojrzał znacząco na Rona i Hermionę, a oni niezauważalnie skinęli głowami. Wiedzieli o co chodzi.
Draco złożył na ustach ukochanego czuły pocałunek. Harry po dłuższym zastanowieniu przyciągnął go bliżej, a arystokrata zachichotał.
Obaj byli ze sobą zdecydowanie szczęśliwi.

Snape obserwował grupkę siedzącą na błoniach. Między domami znowu zatarła się różnica. Był spokój i nie zapowiadało się na to, żeby miał się zburzyć. Severus westchnął, wyraźnie zasmucony. Była połowa stycznia. Wojna była coraz bliżej.

Draco szedł ciemnym korytarzem i starał się ukryć zdenerwowanie. Wiedział, że źle zrobił. Zawinił i bał się konsekwencji. Oskarżał Harry'ego o zdrady i kłamstwa, ale on sam nie był lepszy. W dodatku, przestali się ukrywać, a jego ojciec o wszystkim się dowiedział i teraz na niego czekał. Dracon był przerażony. Znał swojego ojca. Tym razem jednak nie wiedział, czego się po nim spodziewać. Nigdy mu się nie sprzeciwiał, więc kara mogła być surowa. Chłopiec skręcił w boczny korytarz i zmierzył się oko w oko z wściekłym ojcem.

Harry nadal siedział z Ronem i Hermioną na błoniach. Ginny wróciła do dormitorium, a Theo musiał odrobić pracę domową. Draco natomiast został wezwany przez ojca, więc została tylko trójka. Teraz kiedy on i Draco się już nie ukrywali, Potter miał więcej czasu dla swoich gryfońskich przyjaciół. Harry odetchnął głęboko. Wiedział, dlaczego zostali oni na błoniach. Musieli omówić parę spraw. Szczególnie jedną. Może i odmówił dyrektorowi, ale wiedział, że czeka go kolejna podróż. I to możliwe, że o wiele dłuższa od poprzedniej. Złota Trójca musiał ustalić, co dalej z horkruksami. Nie byli zadowoleni, że znowu muszą opuszczać swój dom. Ale musieli. Niestety musieli. Wiedzieli, że trzeba wyjechać, by znaleźć pozostałe horkruksy. Wiedzieli, że muszą uratować ten świat. Bali się. Byli tylko dzieciakami.
-To już niedługo, prawda?
Hermiona była przestraszona. Potter skinął, a dziewczyna przytuliła się do Rona.
Harry uświadomił sobie, że znowu będzie musiał opuścić Draco. Tylko, że tym razem na dłużej. Jeśli nie na zawsze.

Lucjusz zmierzył syna groźnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Prychnął jedynie pod nosem i złapał go za rękaw szaty, szarpiąc. Chłopiec szedł skulony, czując niewyobrażalny dla Malfoyów strach. Doskonale wiedział, gdzie są. I gdzie się kierują. Wiedział, gdzie ojciec go prowadzi, ale nie dopuszczał tego do świadomości. Do ostatniej chwili łudził się, że nie ma racji. W momencie kiedy stanęli przed czarnymi dwuskrzydłowymi drzwiami, Draco, stracił nadzieję. Spojrzał przerażony na ojca, ale ten nie zaszczycił go ani jednym spojrzeniem. Lucjusz pchnął jedno skrzydło, a młody Malfoy poczuł, jak serce mu staje. Drzwi skrzypnęły, ukazując wielką, mroczną komnatę. Chłopcu uwiązł oddech w gardle.
/wyimaginowana

poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 25

enjoy, x
----------
  Harry wymknął się ze skrzydła szpitalnego kilka minut przed północą. Pani Pomfrey zajrzy do niego dopiero rano, więc Potter nie obawiał się, że zostanie przyłapany. Wyszedł cicho z pomieszczenia, kierując się na błonia. Przed zamkiem czekał już na niego Nott.
-Twoi gryfońscy przyjaciele mnie zabiją, jak się dowiedzą, że pozwoliłem Ci opuścić Hogwart.
-Spokojnie, Theo. Nikt się nie dowie.
-Dobra, rusz się już, zanim serio ktoś nas złapie. Choćby twój pieprzony zazdrosny chłopak!
-Nie wiem, kto go pieprzy, ale nie obchodzi mnie to. Jak na razie to nie jest mój chłopak.
Ślizgon zaczerwienił się, powodując chichot u gryfona. Trzepnął go w ramię i ruszyli w stronę zakazanego lasu. Dopiero po chwili do niego dotarł sens słów gryfona.
-Jak to nie jest twoim chłopakiem?
Potter mruknął, że to nie pora, po czym przyspieszył, znikając w lesie.
Theodore wiedział, że nie powinien pozwolić Harry'emu opuszczać skrzydło szpitalne. Szczególnie teraz, po kłótni z Malfoyem, spotkanie z byłym nie było najlepszym pomysłem.
A Harry wiedział, że nie powinien iść do Cedrika.

Draco wszedł do skrzydła szpitalnego jeszcze przed siódmą. Podszedł do łóżka ukochanego i zauważył, że ten jest przykryty aż po szyję. Rozczulił się na ten widok i delikatnie próbował odsunąć kołdrę, ale Harry nie puszczał. Arystokrata pokręcił głową z niedowierzaniem i spróbował ponownie. Wiedział, że gdyby się nie pokłócili i prawie rozstali, to miałby przyjemniejszy sposób budzenia. Niestety, teraz Harry nie chciał mieć z nim za wiele do czynienia. I chociaż kazał się Draco nie pokazywać, to blondyn naprawdę musiał sprawdzić, co z ukochanym. Szarpnął za kołdrę. Potter mruknął niezadowolony i otworzył najpierw jedno, a potem drugie oko. Uśmiechnął się zaspany, jednak szybko uśmiech znikł, a pojawiła się złość. Nie wyszedł spod kołdry, a w jego oczach malowało się nieznane Draco uczucie. Arystokrata westchnął i kazał się trochę przesunąć, żeby miał, gdzie usiąść, a to wiązało się z wyjściem spod kołdry.
Na twarzy gryfona pojawił się ledwo zauważalny strach, ale posłusznie zrobił miejsce.

W Wielkiej Sali jak zwykle panował gwar. Dumbledore siedział spokojnie, obserwując całe zamieszanie. Nie chciał jeszcze ich uspokajać, ani przekazywać im wiadomości, ale już powoli miał dość. Czekał na Draco i Harry'ego, którzy lada chwila powinni pojawić się na śniadaniu. Powinni.

Nott był spięty. Nie można było tego nie zauważyć. Unikał kolegów z domu, ale przede wszystkim uciekał przed gryfonami. Wiedział, że jeśli go dopadną, wypytają o wszystko. A on im wygada, bo Harry jest też ich przyjacielem. Na szczęście, nie widział nigdzie Draco, więc przynajmniej jemu nie będzie nic tłumaczył. Nie, żeby komukolwiek miał zamiar...
-NOTT!
Drgnął, kiedy usłyszał donośny, żeński głos. Niepewnie odwrócił się w stronę, z której dobiegał.
Cholera.
Hermiona Granger stała za nim, z rękami założonymi na piersi.

Kiedy pani Pomfrey już pozwoliła Harry'emu wrócić, było po dziewiątej, więc chłopcy powinni być już na śniadaniu. Dawno. Szybko więc się zebrali, kierując się na Wielką Salę. Harry postanowił, że po śniadaniu szybko się ogarnie. W końcu między posiłkiem a eliksirami było trochę czasu..

-GDZIE WY BYLIŚCIE?!
-Ciszej, Granger.
Gryfonka przewróciła oczami i szarpnęła Notta za rękaw szaty. Wyprowadziła go z pomieszczenia.
-Słucham?
Theo wziął głębszy wdech i spojrzał Hermionie w oczy.
-Harry.. Harry chciał pójść do Cedrika.
Jeszcze zanim ślizgon skończył zdanie, zza rogu wyłonił się wspomniany chłopak wraz z Draco.
Granger jednak ich nie zauważyła i kontynuowała.
-I poszliście?
-No.. Tak. Przecież wiesz, że Harry..
-Wciąż coś do niego czuje? Tak wiem.
-No właśnie..
-ECHEM.
Oboje gwałtownie się odwrócili, spoglądając na dwójkę chłopców.

Draco niedowierzał temu, co usłyszał. Harry opuścił w nocy skrzydło szpitalne, by spotkać się z byłym? Spojrzał pytająco na chłopaka, jednak ten nie patrzył na niego. No tak. Wciąż się wścieka. Arystokrata westchnął głośno i wszedł do wielkiej sali. Potter natomiast spojrzał na swoich przyjaciół.
-Po pierwsze: Nott, po co się przyznawałeś?! Po drugie: Malfoy nie musiał tego słyszeć. -warknął- A po trzecie-dodał-Na przyszłość nie wtrącajcie się w nie wasze sprawy.
Pchnął drzwi do pomieszczenia i odwrócił głowę.
-I nie, nic do niego nie czuję!
Potem zniknął w środku, a dwójka znajomych poczuła się źle.

Kiedy Dumbledore zauważył, że na sali są już wszyscy, głośno krzyknął.
-Słuchajcie, mam złe wieści..
Harry gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na mentora.
-Muszę ponownie wyjechać na jakiś czas.
Potter warknął i odłożył z hukiem sztućce. Nie zwracając na nic uwagi, wyszedł i skierował się do dormitorium.

Malfoy postanowił jednak porozmawiać ze swoim chłopakiem. Nie mógł przecież ufać tylko jednemu zdaniu, wypowiedzianemu na dodatek przez szlamę. Wyszedł zaraz za chłopakiem i dogonił go jeszcze, zanim wszedł do dormitorium.
-Hej, Harry!
-O, już się nie wściekasz?! A nie chwila. To JA jestem wściekły.
Draco skrzywił się na ten ociekający jadem głos, ale nie skomentował tego. Położył dłoń na ramieniu gryfona, czując jak ten się rozluźnia.
-Kochanie...On wróci, spokojnie.
Brunet prychnął i wyrwał się, kierując się pod portret i wyszeptał hasło. Spojrzał na ukochanego. Arystokrata spuścił głowę i wrócił do lochów.

Kiedy Harry się już uspokoił i ogarnął, zaczynała się lekcja eliksirów. Pospieszył na dół i wszedł do klasy w ostatnim momencie, zajmując miejsce obok swojego niedoszłego byłego. Malfoy przez większość lekcji przepraszał Harry'ego, ale z marnym skutkiem. Gdy Snape zauważył ich nieuwagę, natychmiast wyprosił chłopców z lekcji, gdyż nie miał kompletnie siły na użeranie się z dwójką bachorów.
Wyszli szybko z klasy, a Draco dalej błagał wręcz o wybaczenie. Kiedy dostrzegł, że jedna klasa jest pusta, złapał Harry'ego za kołnierz i wciągnął do środka.
-Naprawdę przepraszam, skarbie.
Po tych słowach, dorwał się do krawata chłopaka i go rozwiązał. Zrzucił jego szatę i powoli zaczął rozpinać koszulę. Przylgnął ustami do jego już nagiego torsu i zaczął sobie wyznaczać mokrą ścieżkę do pępka, a następnie powrócił na szyję, gdzie zassał się, zostawiając malinkę. Zaczął majstrować przy pasku gryfona, jednak wtedy drzwi do klasy uchyliły się. Potter odepchnął od siebie ślizgona i złapał szatę.
-Nie jestem dziwką, Malfoy.
Wyszedł z klasy, zostawiając samego Draco z Parkinson.
-Dzięki-sarknął i wyszedł wściekły.
Od razu skierował się na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Kiedy dotarł na miejsce, nigdzie nie dostrzegł Harry'ego. Rozglądał się, ale go nie widział.
-Poszedł do Dumbledore'a.
Draco skinął, wściekły. Nienawidził tego starego głupca. Manipulował Harrym.

Ron martwił się o swojego przyjaciela. Ze śniadania wyszedł w podłym nastroju, a na eliksirach Snape go przyłapał na rozmowie. Natomiast na opiece się nie pojawił. Weasley słyszał, jak Nott mówi Malfoyowi, że Harry jest u dyrektora. Jednak mimo wszystko się martwił. Harry może podjąć złą decyzję, a potem żałować do końca życia. Ron doskonale wiedział, że Potter jest pochopny. Wiedział też, że jeśli został zraniony, to szybko mu nie przejdzie. A jak na razie zapowiadało się na rozstanie. Rudzielec nie wiedział długo o związku swojego przyjaciela. Ale nie zapowiadało się, żeby ten związek rozkwitł.

Harry siedział w gabinecie dyrektora i unikał jego wzroku.
-Profesorze, ja sobie nie dam rady.
-Dasz, Harry. Na pewno.
Brunet spuścił głowę, czując, że szklą mu się oczy. Bał się. Strasznie się bał. Przecież dyrektor mógł już nie wrócić. Jego mentor miał nie wrócić..
-Mam dla ciebie inną propozycję.
Chłopiec uniósł głowę z nadzieją wymalowaną na twarzy.
-Jedź ze mną.
|wyimaginowana