poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 25

enjoy, x
----------
  Harry wymknął się ze skrzydła szpitalnego kilka minut przed północą. Pani Pomfrey zajrzy do niego dopiero rano, więc Potter nie obawiał się, że zostanie przyłapany. Wyszedł cicho z pomieszczenia, kierując się na błonia. Przed zamkiem czekał już na niego Nott.
-Twoi gryfońscy przyjaciele mnie zabiją, jak się dowiedzą, że pozwoliłem Ci opuścić Hogwart.
-Spokojnie, Theo. Nikt się nie dowie.
-Dobra, rusz się już, zanim serio ktoś nas złapie. Choćby twój pieprzony zazdrosny chłopak!
-Nie wiem, kto go pieprzy, ale nie obchodzi mnie to. Jak na razie to nie jest mój chłopak.
Ślizgon zaczerwienił się, powodując chichot u gryfona. Trzepnął go w ramię i ruszyli w stronę zakazanego lasu. Dopiero po chwili do niego dotarł sens słów gryfona.
-Jak to nie jest twoim chłopakiem?
Potter mruknął, że to nie pora, po czym przyspieszył, znikając w lesie.
Theodore wiedział, że nie powinien pozwolić Harry'emu opuszczać skrzydło szpitalne. Szczególnie teraz, po kłótni z Malfoyem, spotkanie z byłym nie było najlepszym pomysłem.
A Harry wiedział, że nie powinien iść do Cedrika.

Draco wszedł do skrzydła szpitalnego jeszcze przed siódmą. Podszedł do łóżka ukochanego i zauważył, że ten jest przykryty aż po szyję. Rozczulił się na ten widok i delikatnie próbował odsunąć kołdrę, ale Harry nie puszczał. Arystokrata pokręcił głową z niedowierzaniem i spróbował ponownie. Wiedział, że gdyby się nie pokłócili i prawie rozstali, to miałby przyjemniejszy sposób budzenia. Niestety, teraz Harry nie chciał mieć z nim za wiele do czynienia. I chociaż kazał się Draco nie pokazywać, to blondyn naprawdę musiał sprawdzić, co z ukochanym. Szarpnął za kołdrę. Potter mruknął niezadowolony i otworzył najpierw jedno, a potem drugie oko. Uśmiechnął się zaspany, jednak szybko uśmiech znikł, a pojawiła się złość. Nie wyszedł spod kołdry, a w jego oczach malowało się nieznane Draco uczucie. Arystokrata westchnął i kazał się trochę przesunąć, żeby miał, gdzie usiąść, a to wiązało się z wyjściem spod kołdry.
Na twarzy gryfona pojawił się ledwo zauważalny strach, ale posłusznie zrobił miejsce.

W Wielkiej Sali jak zwykle panował gwar. Dumbledore siedział spokojnie, obserwując całe zamieszanie. Nie chciał jeszcze ich uspokajać, ani przekazywać im wiadomości, ale już powoli miał dość. Czekał na Draco i Harry'ego, którzy lada chwila powinni pojawić się na śniadaniu. Powinni.

Nott był spięty. Nie można było tego nie zauważyć. Unikał kolegów z domu, ale przede wszystkim uciekał przed gryfonami. Wiedział, że jeśli go dopadną, wypytają o wszystko. A on im wygada, bo Harry jest też ich przyjacielem. Na szczęście, nie widział nigdzie Draco, więc przynajmniej jemu nie będzie nic tłumaczył. Nie, żeby komukolwiek miał zamiar...
-NOTT!
Drgnął, kiedy usłyszał donośny, żeński głos. Niepewnie odwrócił się w stronę, z której dobiegał.
Cholera.
Hermiona Granger stała za nim, z rękami założonymi na piersi.

Kiedy pani Pomfrey już pozwoliła Harry'emu wrócić, było po dziewiątej, więc chłopcy powinni być już na śniadaniu. Dawno. Szybko więc się zebrali, kierując się na Wielką Salę. Harry postanowił, że po śniadaniu szybko się ogarnie. W końcu między posiłkiem a eliksirami było trochę czasu..

-GDZIE WY BYLIŚCIE?!
-Ciszej, Granger.
Gryfonka przewróciła oczami i szarpnęła Notta za rękaw szaty. Wyprowadziła go z pomieszczenia.
-Słucham?
Theo wziął głębszy wdech i spojrzał Hermionie w oczy.
-Harry.. Harry chciał pójść do Cedrika.
Jeszcze zanim ślizgon skończył zdanie, zza rogu wyłonił się wspomniany chłopak wraz z Draco.
Granger jednak ich nie zauważyła i kontynuowała.
-I poszliście?
-No.. Tak. Przecież wiesz, że Harry..
-Wciąż coś do niego czuje? Tak wiem.
-No właśnie..
-ECHEM.
Oboje gwałtownie się odwrócili, spoglądając na dwójkę chłopców.

Draco niedowierzał temu, co usłyszał. Harry opuścił w nocy skrzydło szpitalne, by spotkać się z byłym? Spojrzał pytająco na chłopaka, jednak ten nie patrzył na niego. No tak. Wciąż się wścieka. Arystokrata westchnął głośno i wszedł do wielkiej sali. Potter natomiast spojrzał na swoich przyjaciół.
-Po pierwsze: Nott, po co się przyznawałeś?! Po drugie: Malfoy nie musiał tego słyszeć. -warknął- A po trzecie-dodał-Na przyszłość nie wtrącajcie się w nie wasze sprawy.
Pchnął drzwi do pomieszczenia i odwrócił głowę.
-I nie, nic do niego nie czuję!
Potem zniknął w środku, a dwójka znajomych poczuła się źle.

Kiedy Dumbledore zauważył, że na sali są już wszyscy, głośno krzyknął.
-Słuchajcie, mam złe wieści..
Harry gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na mentora.
-Muszę ponownie wyjechać na jakiś czas.
Potter warknął i odłożył z hukiem sztućce. Nie zwracając na nic uwagi, wyszedł i skierował się do dormitorium.

Malfoy postanowił jednak porozmawiać ze swoim chłopakiem. Nie mógł przecież ufać tylko jednemu zdaniu, wypowiedzianemu na dodatek przez szlamę. Wyszedł zaraz za chłopakiem i dogonił go jeszcze, zanim wszedł do dormitorium.
-Hej, Harry!
-O, już się nie wściekasz?! A nie chwila. To JA jestem wściekły.
Draco skrzywił się na ten ociekający jadem głos, ale nie skomentował tego. Położył dłoń na ramieniu gryfona, czując jak ten się rozluźnia.
-Kochanie...On wróci, spokojnie.
Brunet prychnął i wyrwał się, kierując się pod portret i wyszeptał hasło. Spojrzał na ukochanego. Arystokrata spuścił głowę i wrócił do lochów.

Kiedy Harry się już uspokoił i ogarnął, zaczynała się lekcja eliksirów. Pospieszył na dół i wszedł do klasy w ostatnim momencie, zajmując miejsce obok swojego niedoszłego byłego. Malfoy przez większość lekcji przepraszał Harry'ego, ale z marnym skutkiem. Gdy Snape zauważył ich nieuwagę, natychmiast wyprosił chłopców z lekcji, gdyż nie miał kompletnie siły na użeranie się z dwójką bachorów.
Wyszli szybko z klasy, a Draco dalej błagał wręcz o wybaczenie. Kiedy dostrzegł, że jedna klasa jest pusta, złapał Harry'ego za kołnierz i wciągnął do środka.
-Naprawdę przepraszam, skarbie.
Po tych słowach, dorwał się do krawata chłopaka i go rozwiązał. Zrzucił jego szatę i powoli zaczął rozpinać koszulę. Przylgnął ustami do jego już nagiego torsu i zaczął sobie wyznaczać mokrą ścieżkę do pępka, a następnie powrócił na szyję, gdzie zassał się, zostawiając malinkę. Zaczął majstrować przy pasku gryfona, jednak wtedy drzwi do klasy uchyliły się. Potter odepchnął od siebie ślizgona i złapał szatę.
-Nie jestem dziwką, Malfoy.
Wyszedł z klasy, zostawiając samego Draco z Parkinson.
-Dzięki-sarknął i wyszedł wściekły.
Od razu skierował się na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Kiedy dotarł na miejsce, nigdzie nie dostrzegł Harry'ego. Rozglądał się, ale go nie widział.
-Poszedł do Dumbledore'a.
Draco skinął, wściekły. Nienawidził tego starego głupca. Manipulował Harrym.

Ron martwił się o swojego przyjaciela. Ze śniadania wyszedł w podłym nastroju, a na eliksirach Snape go przyłapał na rozmowie. Natomiast na opiece się nie pojawił. Weasley słyszał, jak Nott mówi Malfoyowi, że Harry jest u dyrektora. Jednak mimo wszystko się martwił. Harry może podjąć złą decyzję, a potem żałować do końca życia. Ron doskonale wiedział, że Potter jest pochopny. Wiedział też, że jeśli został zraniony, to szybko mu nie przejdzie. A jak na razie zapowiadało się na rozstanie. Rudzielec nie wiedział długo o związku swojego przyjaciela. Ale nie zapowiadało się, żeby ten związek rozkwitł.

Harry siedział w gabinecie dyrektora i unikał jego wzroku.
-Profesorze, ja sobie nie dam rady.
-Dasz, Harry. Na pewno.
Brunet spuścił głowę, czując, że szklą mu się oczy. Bał się. Strasznie się bał. Przecież dyrektor mógł już nie wrócić. Jego mentor miał nie wrócić..
-Mam dla ciebie inną propozycję.
Chłopiec uniósł głowę z nadzieją wymalowaną na twarzy.
-Jedź ze mną.
|wyimaginowana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz