czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 29

  XXIX
Kiedy Harry się obudził zobaczył stojącego przy oknie Draco, który był widocznie zły. Przy łóżku wybrańca siedział wyraźnie zasmucony Nott, który trzymał go za rękę. Ślizgoni nie zauważyli, że chłopiec się przebudził, co ten postanowił wykorzystać. Zamknął powieki.
-Jak to?!
-Malfoy, uspokój się.. Przecież to nie Harry.. On się od razu odsunął przecież!
-Nie jestem zły na Harry'ego. Jestem wściekły na Cedrika, bo pocałował MOJEGO chłopaka.
Harry gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na Theo.
-POWIEDZIAŁEŚ MU?!
Uczniowie Slytherinu spojrzeli na Pottera. Theodore starał się go uspokoić, ale na marne.
Gryfon prychnął i wstał z posłania, kierując się do wyjścia. Nie zatrzymywali go, bo.. po co?

Ron spojrzał na swoją dziewczynę i westchnął. Hermiona spojrzała na niego zmartwiona i położyła mu dłoń na ramieniu.
-Wszystko w porządku, kochanie?
Rudzielec zaprzeczył ruchem głowy i wstał, strącając rękę gryfonki.
-Muszę porozmawiać z Cedrikiem.
Brwi Granger podskoczyły w górę.
Nim się zorientowała, jej chłopaka już nie było w pokoju wspólnym.
-Wyczuwam kłopoty-usłyszała obok. Spojrzała na Ginny i skinęła głową.

Harry zdenerwowany wskoczył na miotłę i pofrunął przed siebie. Nie latał na boisku. Poleciał do Hogsmeade. Musiał się uspokoić. Miał dość tego wszystkiego. Okłamywał Draco, a Nott nagle zdradzał mu najróżniejsze historie z życia wybrańca. Potter nie rozumiał, dlaczego. Myślał, że są przyjaciółmi, ale najwidoczniej się mylił.
Zszedł z miotły i spojrzał na ciemne niebo. Luty. Harry miał dziwne przeczucia, że coś się jeszcze tego dnia stanie. Niekoniecznie dobrego. Zignorował to wszystko i wszedł do gospody, żeby się ogrzać. Zamówił piwo kremowe i usiadł w najdalszym kącie lokalu. Westchnął i spojrzał przez okno. Czuł się źle. Po prostu miał dość.
Po niecałych dwudziestu minutach wyszedł z pomieszczenia na chłodne powietrze. Rozejrzał się i już miał wracać do zamku, kiedy coś to uniemożliwiło.
-Expelliarmus!

Ron wszedł do zakazanego lasu i spojrzał na chłopaka siedzącego przy jeziorze.
-Wiedziałem, że przyjdziesz.
-Świetnie. Więc pewnie wiedziałeś też, po co.
Były puchon spojrzał na niego i skinął głową. Wstał i spojrzał w oczy gryfona. Ron wydobył różdżkę i teraz celował w bezbronnego Cedrika.
-Zanim cokolwiek zrobisz..- rudzielec spojrzał zirytowany na przeciwnika.- Ja go naprawdę kocham.- Ron prychnął.
-Drętwota!
Kiedy Diggory się otrząsnął, Ron powtórzył to zaklęcie jeszcze dwa razy. Potem zamierzył się do usunięcia pamięci, ale jęk Cedrika wyrwał go z transu.
-Ron.. Proszę.. Nie usuwaj mi pamięci..
-Niby dlaczego?
-Wspomnienia to.. to jedyna rzecz, która mi po nim zo..zostanie..
Rudzielec warknął, ale opuścił różdżkę. Miał dobre serce, więc nie mógł długo znęcać się nad byłym puchonem. Wiedział, że zrobił źle, w ogóle tu przychodząc i atakując, ale.. Musiał coś zrobić. Po prostu musiał. Nie wiedział tylko czemu...

Draco westchnął. Harry nie wracał już od kilku godzin. Ostatni raz, gdy go widział, to wybraniec wsiadał na miotłę i poleciał w stronę wioski. Martwił się. Wiedział, że teraz nie jest bezpiecznie. Że Czarny Pan zbliża się do ataku. Nie znał dokładnej daty bitwy, ale wiedział, że to już niebawem. Obawiał się tego. Będzie musiał walczyć z Harrym. Nie może sprzeciwić się Czarnemu Panu. Już nie. Od kiedy jego przedramię zdobi mroczny znak, Draco nic nie może. Jest jak piesek, na każde zawołanie pieprzonego Voldemorta.
Malfoy spojrzał na swoją rękę, a po jego policzku spłynęła łza.
Wiedział, że straci Harry'ego lada dzień. Ale wciąż się łudził, że Potter nigdy się nie dowie o znaku.
Nadzieja matką głupich..
Podniósł głowę i spojrzał w stronę, gdzie zniknął Harry. Dostrzegł strumień światła z różdżki i wyczuł kłopoty. Zerwał się na schody i pobiegł do Hogsmeade.

Ron wrócił do dormitorium, a Ginny od razu mocno go przytuliła.
-Nic ci nie jest?
-Mi nie.
Poczuł pieczenie na policzku i spojrzał na siostrę. Mimo wszystko wiedział, że zasłużył.
-Nigdy więcej nie mieszaj się w sprawy Harry'ego, Ronaldzie!
Piegowaty tylko skinął głową i rzucił się na kanapę.

Theodore Nott szedł szybko korytarzem i szukał wszędzie mistrza eliksirów. Nie było go w lochach, ani jego komnatach. Nie mógł go znaleźć, a profesor był naprawdę teraz potrzebny. Chłopiec wszedł po schodach i zderzył się z poszukiwanym.
-Nott, uważaj jak chodzisz!
-Profesorze! Szukałem pana.
-Nie mam teraz czasu, Nott.
-Chodzi o Malfoya.
Zaskoczony mężczyzna spojrzał na ślizgona i skinął na swoje kwatery. Theo podążył za nim skulony. Będzie miał kłopoty.

-Drętwota!
Harry sięgnął po swoją różdżkę i także wycelował w atakującą o osobę. Kiedy jednak rozpoznał znajomą sylwetkę zaprzestał ataków.
-OGŁUPIAŁEŚ?!
-Harry?
-Syriusz, tobie już do reszty odwaliło! W tym Azkabanie to ci chyba pranie mózgu zrobili!
-Harry, przepraszam! Myślałem, że to któryś ze śmierciożerców... Kręcą się tu często..
-Kup sobie okulary, skoro chrześniaka nie poznajesz- burknął chłopiec.
-Wybacz, Harry. Nie chciałem. Ale... Właściwie co ty tu robisz? Uczniowie nie mogą wychodzić przecież z zamku..
Potter zachichotał i potarł niezręcznie kark.
-To długa historia.. Słuchaj, muszę już lecieć, będą mnie szukać.
I brunet dosiadł szybko miotłę i poleciał w stronę zamku.
-Harry!
Ale chłopca już nie było na horyzoncie.

Draco nie dotarł do wioski, bo zauważył, że jego chłopak wraca. Skierował się od razu do składzika na miotły i czekał. Musiał z nim porozmawiać, a nie zapowiadała się lepsza okazja. Dostrzegł, że Harry jest zdenerwowany. Ale czyżby dalej na Notta?
-Harry..
Brunet drgnął i powoli się odwrócił. Spojrzał pytająco, a Malfoy westchnął. Podszedł bliżej, kładąc dłonie na biodrach wybrańca i wtulił się w jego tors. Harry objął go, ciężko oddychając.
-Kocham Cię, Harry.
Potter nie odpowiedział, tylko przyciągnął Draco bliżej, całując jego blond włosy.

Nott przestąpił z nogi na nogę i zagryzł wargę. Powinien już coś powiedzieć, a nie zabierać czas nauczycielowi, ale zwyczajnie bał się konsekwencji.
-Nott, streszczaj się, nie mam czasu.
Chłopiec wziął głębszy wdech.
-No bo Draco.. Dobra, tak naprawdę chodzi o Voldemorta.
Mistrz eliksirów był jeszcze bardziej zaskoczony.
-Jak śmiesz...
-Nie jestem po jego stronie, profesorze.
||wyimaginowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz