wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 4

Przede wszystkim, oby ten rok przyniósł Wam wiele dobrego, o wiele więcej niż poprzedni <3
Widzę, że opowiadanie nawet się spodobało, co mnie bardzo cieszy c:
Będę wstawiać co tydzień w sobotę, albo niedzielę, w wyjątkowych sytuacjach(np. podczas wolnego) rozdziały będą częściej :) 
Mam nadzieję, że będziecie tu zaglądać ^^
enjoy, x
IV
Hermiona i Ron szukali Harry'ego już od kilku godzin, ale nigdzie go nie widzieli. Zaczynali się martwić o przyjaciela. Zwłaszcza, że niedługo po nim z Wielkiej Sali wyszedł Malfoy.
-Herm, to nie ma sensu. Jeśli ma ze sobą niewidkę, to go nie znajdziemy.
-A mapa?
-Nie wiem, gdzie ją trzyma i nie zamierzam grzebać mu w rzeczach.
Dziewczyna westchnęła i oparła się o ścianę. Zniknięcie Harry'ego to był zły omen.

Potter siedział na błoniach, oparty o drzewo. To czego chwilę temu się dowiedział, mroziło krew w żyłach. Musiał to wszystko przetrawić, ale nie było to łatwe.
-Cho, to niemożliwe.
-Harry, widziałam go! ROZMAWIAŁAM Z NIM!
-Cho, uspokój się..
Gryfon zgarnął dziewczynę w ramiona, powoli uspokajając. Dziewczyna się w niego wtuliła, a on poczuł, jak moczy mu koszulę.
-Harry, ja z nim rozmawiałam.
Chłopak westchnął głęboko i odsunął ją od siebie, by spojrzeć jej w oczy.
-Zaprowadzisz mnie tam?
Potter sam nie wierzył, że to powiedział, ale delikatne skinięcie krukonki upewniło go w tym, że to się dzieje naprawdę.
-O wpół do dwunastej tutaj, tak?
-Harry, dziękuję.
Chłopak skinął głową i wrócili do zamku. Musiał to przemyśleć.

Nott zdenerwowany chodził po pokoju wspólnym Slytherinu w tę i we w tę.
-Uspokój się.
-Granger, martwię się o niego, tak samo jak i wy! Więc do cholery nie mów mi, co mam robić!
Ona i Weasley przyszli do niego przed kilkoma minutami, żeby powiedzieć, że Harry zniknął. Z początku ślizgon zbagatelizował sprawę, kiedy jednak dotarło do niego, że wyszedł z Wielkiej Sali cholernie blady, a za nim zniknął Malfoy, przejął się.
Zaczęli wspólnie myśleć nad całą sytuacją, a w końcu przenieśli się do dormitoriów Slytherinu, bo tam mieli najbliżej. Gryfoni jednak nie czuli się tam komfortowo. Ślizgoni nawet nie próbowali ich ignorować i prowokowali każdym możliwym sposobem, jednak para była zbyt przejęta zniknięciem przyjaciela, a i Nott stawał w ich obronie. W końcu ta dwójka nic mu nie zrobiła.
Kiedy Theodore robił kolejne kółko, zza portretu wyłonił się Malfoy.
-A oni co tutaj robią?!-syknął arystokrata.
-Przyszli do mnie, więc się odpieprz, Malfoy.
-O proszę, Nott stał się obrońcą gryfonów. A gdzie Twój chłopak, co?
Theodore zacisnął pięści i podszedł do blondyna, nie zważając nawet na słowa byłego przyjaciela.
-Co z nim zrobiłeś?!
Brwi Malfoya wystrzeliły w górę.
-Co proszę?!
-Gadaj, gdzie jest Harry, natychmiast!
-Nie wiem, gdzie jest Twój pieprzony chłopak!
-To nie jest mój chłopak-warknął Nott, dopiero teraz uświadamiając sobie, że nie zaprotestował wcześniej w sprawie swojego domniemanego związku. Popchnął arystokratę na ścianę. Nie interesowało go, co pomyślą o nim jego współdomownicy, ani skonsternowana dwójka na kanapie, ale myśl, że może przyjebać Malfoyowi brała nad nim kontrolę. Zamierzył się i już miał uderzyć, kiedy usłyszał krzyk Parkinson.
-No świetnie, jeszcze tu wybrańca brakowało!
Theodore szybko puścił Draco i odwrócił się w stronę zdziwionego Pottera
-Ty gnojku!- wrzasnął, patrząc na niego z wściekłością.

Harry nie zdążył nic odpowiedzieć, bo poczuł, jak ktoś mocno go przytula. Burza loków przysłoniła mu widok.
-Harry, martwiłam się.
-Hermiono, czy możesz mi powiedzieć, co u diabła robicie w pokoju wspólnym ślizgonów?!
Dziewczyna zrobiła się czerwona i odsunęła się od chłopaka. Ron podszedł do bruneta, klepiąc go po ramieniu, ale się nie odezwał.
-Ja czekam.
Harry był zły i nawet nie starał się tego ukryć. Nie mniej jednak, kiedy Nott rzucił mu się na szyję, był zszokowany.
-Theo, wszystko w porządku?
-Gnojek, gnojek, gnojek-powtarzał, jak mantrę w jego ramię- Martwiłem się. Gnojku.
On się o mnie martwił?-zaśmiał się Harry w duchu-Głupie pytanie. Gdyby się nie martwił, nie przytulałby mnie teraz jak pluszowego misia. Chociaż mnie zwyzywał, ale najwidoczniej ślizgoni właśnie tak okazują uczucia...
-Theo, wszystko okej, nic mi nie jest.
-Nie znikaj tak więcej, okej?
Harry skinął, uśmiechając się lekko.
-Możesz mi powiedzieć, czemu chciałeś uderzyć Malfoya?
Nott się zaczerwienił.
-Myślałem, że coś Ci zrobił.
Ohh, jak słodko.
-Jesteś kretynem, jeśli myślałeś, że pozwolę, żeby on mnie dotknął. A teraz-zwrócił się do dwójki zmieszanych gryfonów- słucham. Co wy tu do diaska robicie?!
-Martwiliśmy się o Ciebie, więc przyszliśmy pogadać z Nottem, czy może Cię nie widział, albo coś..
-Dobra, zniknąłem.. Ale przecież nie było mnie tylko kilka godzin!
-A dodatkowo Malfoy..
-Merlinie, co wyście się tak na niego uwzięli? Jakby mnie zaatakował, oddałbym mu przecież wiecie.. Z resztą ten tchórz nie zrobiłby nic bez swoich osiłków..
-Potter, przypominam Ci, że ja tu jestem i wszystko słyszę, a jakby nie było, jesteś w pokoju wspólnym MOJEGO domu.
-Malfoy, ja nic nie mówię, ale..Zamknij mordę.
Kiedy nawet Zabini nie poparł Draco, blondyn warknął i zamknął się w swojej sypialni. Natomiast gryfoni opuścili pomieszczenie pełne wrogich spojrzeń i skierowali się do swojej wieży, chichocząc. Po chwili zamilkli i szli w ciszy. Każdy był pogrążony w swoich myślach. Harry nie wiedział, co robić. Przez Rona i Hermionę stracił około godziny, więc spotkanie z Cho było coraz bliżej. Chłopak westchnął, czym zwrócił na siebie uwagę. Postanowił nie ukrywać swoich obaw.
-Musicie mi pomóc.

Cała trójka weszła do najbliższej pustej klasy, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać. Harry streścił im całą rozmowę z Chang, nie kryjąc przy tym oburzenia.
-To jest absurdalne! Widziałem przecież, jak Voldemort go zabija! Byłem przy tym! Cholera, to ja zabrałem jego ciało! On był martwy, wszyscy to widzieliście! Voldemort go zabił na moich oczach.. Nie było innej wersji, nie było tam nikogo innego. To był Cedrik. Więc jakim cudem Cho mogła z nim rozmawiać?
Hermiona spojrzała na niego nieco smutnym wzrokiem, jednak nic nie powiedziała.
-Harry, jedynym sposobem, żeby się dowiedzieć, jest pójście tam.
Potter nie mógł się nie zgodzić z przyjacielem.

Zabierając pelerynę niewidkę i mapę Huncwotów(tak dla pewności), Harry wyszedł z dormitorium. Wciąż nie wierząc, że to robi, skierował się na błonia. Cho już czekała. Gryfon upewnił się, że ma ze sobą różdżkę i poszedł za krukonką. Miał złe przeczucia. Bardzo, bardzo złe przeczucia.
||Wyimaginowana

3 komentarze:

  1. Wspaniale jest w końcu przeczytać kolejny rozdział twojego opowiadania.Już nie potrafię doczekać się kolejnego rozdziału. Masz cudowny talent pisarski i mam nadzieję, że będziesz go nadal realizować.

    OdpowiedzUsuń
  2. masz talent :) to nie pierwszy blog który jest serio dobry :)

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW. O co chodzi z Cedrikiem? NIe kończ w takiej chwili, bo umrę z niepewności!
    Shila:*
    PS: A, i rozdzialik boski!:)

    OdpowiedzUsuń