czwartek, 24 listopada 2016

EPILOG

2 maja 1998,
Myślę, że pewnego dnia to zrozumiem. To zaczęło się dawno, o wiele wcześniej niż mógłbym pomyśleć. Mam wrażenie, że to początek, chociaż widzę, że to koniec. Nie pamiętam jak to się rozpoczęło, nie chcę pamiętać, jak to się skończyło..
Chcę zrozumieć, kiedy to wszystko się stało, ale nie potrafię. Dawno. Po prostu dawno. Dopiero teraz dociera do mnie, że nie mam prawa tego pamiętać. Nie chcę za to pamiętać sceny sprzed kilku godzin, kiedy..
Wszystko stracone.
Nic nie ma sensu, moje życie nie ma sensu. Siedzę smutny i boję się kolejnych wydarzeń, boję się pojawić ponownie wśród ludzi.
Lecz jednak nie wszystko stracone! Jeszcze jest jasny płomyczek nadziei, spadającą gwiazdę, łun szczęścia, czy inne ciulstwo. Zwał jak zwał.
Na świecie są miliardy ludzi, w końcu kogoś pokocham. Oboje pokochamy. Poznam kogoś, kto ze mną zostanie. Ale nie chcę kogoś. Chcę tą osobę, która odeszła.
Nic dwa razy się nie zdarza.
Już nigdy nie poczuję się tak samo.
Ale to dobrze. Nie potrzebujemy monotonii, a różnorodności. Nie martwię się tym. Jeszcze go zobaczę.
Każda droga się rozwidla. Wybieramy zawsze inne opcje, spotykamy nowych ludzi i ponownie się zakochujemy, tak jak zrobił to on. Myślimy, że już nigdy się nie spotykamy, że rozstaliśmy się na zawsze, że to koniec. On tak myślał. Kiedy znowu się pojawiłem, był zaskoczony.
Ale to nie jest prawda. Jesteśmy dla siebie stworzeni, więc w końcu się spotkamy.
Na końcu naszej wspólnej drogi, którą nam już przerwano niejednokrotnie. Voldemort już nam nie zagraża, już nie będzie mnie więził ani do niczego zmuszał. Nie będę musiał się ukrywać. Znajdę go.

Początek jest końcem, a koniec początkiem.


Zamknął zeszyt, służący mu za pamiętnik i z cichym westchnieniem spojrzał w niebo. Przypomniał sobie wszystkie spędzone wspólnie wieczory, każdą rozmowę i przeciwności, które napotykali na każdym kroku. Czuł, jak pod powiekami zbierają się łzy. Zamrugał kilka razy, pragnąc się ich pozbyć, jednak nie wyszło. Pierwsza wypłynęła samotnie i powoli. Za nią potoczyły się kolejne. Coś przecięło powietrze. Skupił się i zobaczył jeszcze jeden przecinający czarne niebo ślad. Nigdy nie wierzył w te bzdury, ale nigdy nie szkodziło spróbować. Zacisnął powieki.
-Ostatni raz- szepnął. Otworzył oczy, uśmiechając się blado- Nieważne kiedy. Nieważne gdzie jesteś, ani jak daleko się od siebie znajdujemy. Patrzymy w to samo niebo, Potter. Widzimy te same gwiazdy. Nie pozwolę ci o nas zapomnieć.
Wstał i skierował się do zamku, gdzie ludzie wciąż opłakiwali bliskich. W wielkiej sali zobaczył kilka znajomych twarzy, którym pomachał, przybierając swoją obojętną maskę. Kiedy jedna z dziewczyn go przytuliła, uśmiechnął się kpiąco.
Jeszcze się spotkamy.
-Pomożesz nam opatrzyć rannych?
Spojrzał na dziewczynę i skinął. Ruszył za nią. Kiedy pomagał poszkodowanym, czuł się źle. Jego nie mogli opatrzyć. Jego rany nie były widoczne.

Nikt przecież nie widział krwawiącego serca Dracona Malfoya.
----
Tak, inspirowałam się trochę cytatem z "Trzy Metry Nad Niebem".
Cześć. W tym miejscu chciałam wam podziękować. Nie będę się rozwlekać. Szczerze, opowiadanie jest już stare, nie wiem, co mogłabym napisać. Druga część wciąż jest w planach, ale kto mnie tam wie, jak bardzo odległych.

Chcę podziękować mojej przyjaciółce, z którą przez to ff się kłóciłam kilkakrotnie w ciągu dnia. Chcę podziękować mojemu braciszkowi ciotecznemu, który sprawdzał spójność zdań i dowalał pomysłami. Dziękuję moim dalszym znajomym za głębokie wsparcie. Dziękuję JK Rowling, za pokazanie magicznego świata.
Ale przede wszystkim dziękuję każdej osobie, która czytała Otherside.
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna. 


Jeśli trafiasz tu po zakończeniu opowiadania- zostaw jakiś ślad. Zawsze chętnie poczytam :)
(nie zrażajcie się tym, co wyskrobałam w zakładce o mnie :p)


Więc jeszcze raz DZIĘKUJĘ
i może do zobaczenia gdzie indziej.
Dominika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz