czwartek, 10 listopada 2016

Rozdział 48

XLVIII
-Co?
Draco spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem. Jego oczy wyrażały zdezorientowanie, ale i smutek oraz niepewność. Harry nie odpowiedział, nie wiedział co. Cała ta szopka była już jakiś czas temu i właściwie większości tej rozmowy nie pamiętał. Większości, bo wiedział, że powiedział, iż kiedyś by się zgodził. Kiedyś. Kiedyś nie znaczy teraz.
-Kiedy?
Ale Potter nadal milczał. Myślami był właśnie w zakazanym lesie. Stał z rozdziawioną buzią i patrzył na klęczącego przed nim Cedrika. Cedrika z pierścionkiem zaręczynowym w ręce. Dopiero kiedy poczuł szturchnięcie, zorientował się, że jego chłopak czeka.
-Jakiś czas temu. To było, kiedy spotkałem się z nim sam. Chyba przed moim wyjazdem.
-I..
-Praktycznie nie byliśmy wtedy razem, Draco..
-Dlaczego nawiązujesz do naszego związku w tamtym okresie? Co mu odpowiedziałeś?
Ale Harry nie odpowiedział. Nie chciał. Leżał, jeszcze przytulony do ukochanego, a jego myśli krążyły wokół byłego kochanka. Przed oczami w ciąż miał obraz klęczącego puchona, czekającego na odpowiedź. Czemu tak się to skomplikowało.. Czemu nie powiedział wcześniej.. Zamknął oczy, nie chcąc pozwolić, by łzy wypłynęły na powierzchnię..
Cisza w pomieszczeniu stawała się coraz bardziej niezręczna. Dłużyła się. Atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
-Co mu odpowiedziałeś?
Wybraniec przełknął gulę w gardle, tak bardzo bojąc się reakcji. Co jeśli.. Nie.
-Harry?
-Że.. kiedyś bym się zgodził- szepnął cicho. Poczuł jak chłopak się odsuwa- Draco.
-Idź.
-Co? O czym ty..
-No idź do niego.
-Draco, proszę cię..
-IDŹ.
-Draco.. Zrozum, że..
-Jestem problemem. Rozumiem.
-Draco..
-Przeszkadzam. Przecież chcesz wziąć ślub z tym chujem. Który cię zranił setki razy, który wykorzystał cię w trzeciej klasie.. Ale ty go kochasz...
-Draco, zamknij się. Powiedziałem mu, że nie. Nie, bo nie mogę. Kiedyś bym się zgodził, ale kiedyś to znaczy trzy lata wcześniej, jak byliśmy razem.. Nie mogę za nie go wyjść. Nie chcę, bo...
Draco nie odzywał się, co chwila pociągając nosem. Łzy w jego oczach usilnie próbowały się wydostać na powierzchnię, ale nie mógł na to pozwolić. Nie przy Harrym. Nie mógł okazać słabości.
-Bo cię kocham. To mu powiedziałem.
Malfoy spojrzał spod grzywki, zaszklonymi oczami. Z jego oka wypłynęła pierwsza łza. Nie chciał stracić Harry'ego, bo go kochał, ale nie.. Nie mógł stać mu na drodze do szczęścia. Nie zatrzymałby go siłą. Za bardzo mu zależało, żeby odebrać mu szczęście.
-Harry.. Ja rozumiem.. Nie chcę wam przeszkadzać.. Ja.. Po prostu..
Przerwały mu usta wybrańca na swoich. Pocałunek był niespodziewany i niepewny. Delikatny.
-Przeliterować ci to?- warknął cicho- Kocham cię, głupku. K O C H A M. I zawsze będę.
Arystokrata skinął i niepewnie przytulił się do bruneta. Westchnął w jego klatkę piersiową. Harry pocałował go w czoło.
Będę cię kochać nawet, jeśli ty mnie już nie. Będę cię kochać nawet podczas walki przeciw sobie. Będę cię kochać nawet, jeśli będziesz narzekał, że masz blizny i że jesteś brzydki. Będę cię kochać nawet wtedy, kiedy będę musiał odejść, żebyś ty mógł żyć.
Już niedługo..
Draco wtulił się w ciało ukochanego, zamykając oczy. Harry bawił się jego włosami, kiedy ten przysypiał. A w głowie wciąż miał Cedrika z pierścionkiem zaręczynowym.

Wiercił się i pocił. Nie potrafił znaleźć wygodnego miejsca. Skakał po łóżku, zamykał oczy, a po chwili znowu je otwierał. Blizna go piekła, ale nie przez Voldemorta. To Cedrik mu dokuczał. Łańcuszek na jego szyi był zbyt ciężki. Parzył jego serce. Uratował mu życie, ale nie dlatego go zachował. Zrobił to, ponieważ wciąż kochał Cedrika, a to była jedyna rzecz, która mu po nim pozostała. Nie chciał go kochać, ale chyba był już od niego uzależniony. Przez połączenie ich mocy, nigdy nie pozbędzie się go z umysłu. Z serca może, ale nie z myśli. Nie z duszy, która w połowie została częścią byłego puchona.
Spojrzał na zegarek, dostrzegając czwartą nad ranem. Westchnął i wstał. Poczuł jak Vindictae owija się wokół jego nadgarstka.
/Skończyłaś się obrażać? Bo jeśli wciąż masz mnie wkurzać, to spadaj do Malfoya./
/Nie dość, że nigdy nie miałam właściciela, to właśnie on jest zazdrosny. Niewiarygodne./
/Vindictae!/
Wąż zasyczał i wysunął język. Harry uniósł brwi.
/Czy ty właśnie pokazałaś mi język?/
/Tak sądzę./
/Za długo przebywałaś z Draco. Macie kwarantanne. Oboje zachowujecie się jak dzieci./
Żmijka ponownie syknęła, mocniej owijając się na ręce właściciela. Tym razem to Harry syknął, z bólu.
/Zołza./
Poczuł pieczenie. Spojrzał w dół i zobaczył, jak jego przyjaciółka przesuwa kiełkami po jego dłoni. Pokręcił głową z politowaniem i wszedł do łazienki.
-Za dużo z Draco. Za dużo..
Spojrzał w swoje odbicie w szybie i omal nie krzyknął. Zobaczył siebie, ale tak bladego, jakiego jeszcze się nie widział. Patrzył na swój wizerunek, ale nie poznawał go. Patrzył, ale nie widział. Gdy spróbował się uśmiechnąć, wyszedł mu grymas.
Bolała go głowa i kręgosłup. Worki pod oczami rzucały się niemiłosiernie w oczy.
-Tylko gdzie Malfoy trzyma te swoje kremy- mruknął, przeszukując półki w łazience. Nie znalazł jednak nic przydatnego. Jeszcze raz spojrzał w swoje odbicie. W oczy, w których była pustka. Obraz przed oczami mu się zamazał, by mógł pojawić się inny; łazienka prefektów.
Toaleta. Stałem oparty o ścianę i patrzyłem na niego z pogardą. Płakał nad umywalką. Jego kamizelka leżała obok, zmięta. Nie widział mnie. Szloch wydobywał się z jego gardła, coraz głośniej i częściej. Podniósł głowę, patrząc w swoje odbicie. Gdy ujrzałem jego zaczerwienione oczy i spuchniętą twarz, zrobiło mi się go trochę żal. Poczułem litość, ale dalej byłem wściekły.
-Wiem, że to ty Malfoy- powiedziałem głośno. Odwrócił się gwałtownie. W jego oczach dostrzegłem strach. Cholerny strach.
Złapał swoją różdżkę, celując we mnie. Nawet się nie przejąłem. Schowałem książkę za pas spodni. Patrzyłem wyzywająco w jego oczy. Widziałem, jak się wahał, widziałem niepewność i rozżalenie w jego oczach. Wyjąłem swoją różdżkę. Rzucił w moją stronę jakiś urok. Szybko się schyliłem, a on pobiegł za kabiny. Uśmiechnąłem się pod nosem. TCHÓRZ. Zajrzałem pod kabiny, rzucając w niego zaklęcie. Co chwila rzucaliśmy na siebie jakieś przekleństwa, aż w końcu ryknąłem zaklęcie, którego nawet nie znałem. Zaklęcie, które przeczytałem w książce Księcia Półkrwi.
-Sectumsempra!
Słyszałem, jak upada. Powoli, niepewnie ruszyłem w tamtym kierunku. Podłoga była zalana. Kiedy zbliżając się, zobaczyłem, że woda ma kolor czerwony przestraszyłem się. Przyspieszyłem, stając nad krwawiącym Malfoyem. Widziałem tworzące się nowe rany na ciele. Stłumiłem krzyk i przerażony wybiegłem z pomieszczenia.
Oparł się o umywalkę, ciężko dysząc. Czuł, jak w oczach zbierają się łzy. Sapał. Zamknął oczy.
-Wszystko w porządku?
Uniósł głowę, przez lustro patrząc na ukochanego. Widział, jak Draco wstrzymuje oddech, widząc jak wygląda.
Czuł, że robi mu się słabo. Malfoy podszedł do niego, kładąc mu dłonie na twarzy.
-Wiem, wyglądam okropnie. Ale wszystko w porządku, nie przejmuj się.
-Nie każ mi się nie martwić, bo jesteś jedyną osobą, o którą się troszczę i to się nie zmieni. Co się dzieje?
-Po prostu nagle zobaczyłem naszą walkę na szóstym roku, tą w łazience i jakoś tak..
Draco westchnął.
-Wracaj do łóżka.
-Jedno pytanie.
-Hm?
-Gdzie trzymasz jakieś kremy, bo na rano będą mi potrzebne?
-Głupek.
-No co? Nikt nie ma więcej kosmetyków od ciebie, Malfoy.
-Gdybyś nie był chory, zabiłbym cię. Ale się zlituję. Nad twoją twarzą pomyślimy rano. Chociaż nie wiem, czy jeszcze można coś z nią zrobić..
-Zaraz ja ciebie zabiję.
-Proszę bardzo.
-Ale najpierw cię pocałuję- wpił się w jego wargi, a dłonie przeniósł na pośladki ukochanego, ściskając je.
-Idź spać. Natychmiast- sapnął arystokrata, z trudem odpychając bruneta. Napalonego bruneta.
Harry mruknął niezadowolony i powłóczył nogami do posłania. Rzucił się na nie i westchnął ciężko. Draco ułożył się obok niego. Wybraniec przeniósł głowę na klatkę piersiową blondyna, całując jego szyję i wtulając się w kochanka. Zamknął oczy. Poczuł pieczenie w okolicach serca. Trwało kilka sekund, ale to wystarczyło, by zaniepokoić złotego chłopca.
Co ty ze mną robisz?

Trzeciego dnia mieli egzamin z zaklęć i uroków. Harry nie przejmował się nim za bardzo. Wiedział, że pomieszał parę zaklęć, ale nie obchodziło go to zbytnio. Od samej nocy czuł się źle. Zwalał winę na nieprzespaną noc, ale sam doprowadził się do tego stanu; Nie spał, bo myślał o Cedriku. Popołudniem, kiedy skończył praktyczną część swojego marnego testu, skierował się do pokoju wspólnego, gdzie czekała na niego niespodzianka.
-Harry!
Ginny rzuciła mu się na szyję, od razu po przekroczeniu obrazu. Zaskoczony brunet instynktownie objął ją w pasie. Wtulił twarz w jej zawsze pachnące włosy, uśmiechając się lekko.
-Co się stało mała?
Dziewczyna zachichotała, ale szybko spoważniała. Wspięła się na palce, przykładając usta do ucha przyjaciela.
-Podobno ktoś próbował przeszukać twoje rzeczy..
-Co?!
Harry'emu w głowie od razu pojawiły się obrazy z drugiego roku, kiedy zniknął dziennik Toma.
-Ale..
-No?- chłopak zatrzymał się; stał już na schodach.
-Naprawdę masz jakieś silne zaklęcia chroniące na kufrze?
-C- Draco- tak.
-Więc nie musisz się martwić, że coś zginęło, tak?
-Wolę się upewnić.. Poza tym, pozwól że odpocznę.
-Źle poszło?
-Nie pytaj!- krzyknął z góry, otwierając drzwi sypialni.
Pokój był taki, jaki go zostawił rano. Na całe szczęście. Podszedł do kufra i otworzył go. Rzeczy właściwie wyglądały na nienaruszone, jednak był zaniepokojony. Czemu Draco rzucił zaklęcia chroniące na MÓJ bagaż?
Przegrzebał ciuchy, docierając do dna. Niby nie było nic dziwnego. Niby. Bo jednak nie wszystkie rzeczy należały do niego. Na samym dnie znajdowało się coś, czego wcześniej nie było. Wcześniej nie mógł tego zauważyć, bo za bardzo wtapiało się we wnętrze kufra. Była to mikro książeczka, miała wielkość, leżącej obok, paczki papierosów. Harry sięgnął po nią, a kiedy tylko dotknął jej opuszkami palców, poczuł niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka.
Kurwa.

Draco wszedł do sypialni gryfonów, rozglądając się za ukochanym. Nigdzie go jednak nie było widać, a łazienka była pusta. Ściągnął brwi i zamierzał wyjść, kiedy dostrzegł porozrzucane rzeczy wokół bagażu wybrańca. Podszedł do niego, zaglądając do środka. Ubrania i książki były wyrzucone, widocznie w pośpiechu, a obok papierosów leżących na samym dnie nie było nic, prócz małego zawiniątka, wielkości złotego znicza. Niepewnie wziął paczuszkę do ręki i odwinął papier. W ręku trzymał aksamitne czerwone pudełko, z zamszowego materiału. Przełykając strach, otworzył je. Zobaczył piękny, srebrny sygnet z wygrawerowanym napisem. Obrócił go w dłoniach, czytając ozdobne litery, tworzące „Will you marry me, Harry?”, na całej wewnętrznej części obrączki. Draco upuścił przedmiot, a w jego oczach zebrały się łzy, które szybko otarł.
Zabiję gnoja. Żaden skurwiel nie będzie się dobierał do mojego chłopaka.
Malfoy zawarczał z irytacji i wściekły wyszedł z pomieszczenia. Na dole wpadł na przejętych przyjaciół swojego ukochanego.
-Draco! Widziałeś go?!
-Kogo?
-No Harry'ego! Wchodził do sypialni jakieś czterdzieści minut temu i jestem pewna, że nie wychodził, bo siedziałam cały czas na dole, a Ron mówi, że w sypialni go nie ma!
Złość arystokraty ustąpiła miejsca trosce.
-Jak to? On nie.. kurwa.
-Co?!
-Nie, nic.. Po prostu jego tam nie ma.. Jego kufer był otwarty, wszystko porozwalane... Jedyne co znalazłem, to pierścionek zaręczynowy..
Spojrzeli po sobie i szybko wybiegli z pokoju wspólnego, rozbiegając się w trzy różne strony. Nie mógł znowu zniknąć.


Dotknął stopami czarnej posadzki. Rozejrzał się wokoło, ale nie miał pojęcia, co to za miejsce. Nigdy tam nie był, nawet w snach czy wizjach. Nie wiedział, gdzie się znajduje. Ściany były pokryte odchodzącą, zniszczoną tapetą w zgniłym, zielonym kolorze. Gdzieniegdzie były czarne plamy. Zbliżając się do drzwi dostrzegł odciśniętą, zakrwawioną dłoń na tapecie. Ścisnął mocniej świstoklik w dłoniach. Ruszył niepewnie przed siebie. Pchnął ciemnobrązowe drzwi. Teraz był w innym pomieszczeniu. Ściany był jasne, ale brudne. W rogach były pajęczyny, a po podłodze biegały szczury. Na środku pokoiku stał jeden, krwistoczerwony fotel, na którym siedział.. Dumbledore?
Chłopiec o wiele pewniejszym krokiem podszedł do starca i położył mu dłoń na ramieniu. Mężczyzna otworzył oczy, ukazując zmęczenie i ból.
-Chłopcze, co ty tu robisz? Uciekaj..
-Co się stało, profesorze?
-Uciekaj- wykrztusił, coraz słabszy- póki jeszcze możesz.
-Nigdzie się bez pana nie ruszam, profesorze.
-Harry, musisz.. Jak się tu znalazłeś?
Chłopiec pomachał mu przed nosem książeczką.
-To pułapka Harry. Musisz uciekać- dyrektor ledwo wypowiadał słowa- nie, Harry. Zostaw mnie i uciekaj- dodał, gdy Harry złapał jego łokieć.
-Powtórzę, nigdzie się bez pana nie ruszam.
-No już, Harry, proszę.. Nie ma czasu.
-Nie. Kto panu to zrobił?
Ale starzec milczał, patrząc gdzieś za chłopca.
-Posłuchaj dyrektora, Harry.
Odwrócił się słysząc znany dobrze głos. Spojrzał w oczy prawdopodobnego oprawcy i porywacza i zaniemówił.
-Cedrik?


Spotkali się na siódmym piętrze, gdzie czekał przejęty Nott. Przyjaciele gryfona byli przerażeni odkryciem, że dyrektor również zniknął. Postanowili zapytać profesor McGonagall o to, czy Dumbledore nie wyjechał gdzieś w ważnej sprawie. Kiedy jednak usłyszeli, że dyrektor miał już zostać w zamku aż do końca tego roku szkolnego, przejęli się i postanowili spotkać na siódmym piętrze z Theo.
-Nic mi nie mówił, że gdzieś się wybiera. Poza tym ostrzegł by też któregoś z was, żeby nie było zamieszania. Zawsze tak robił. Najczęściej mówił mi i Mionce.
-Tak, to prawda. Musiało się coś stać, przecież..
-Daj spokój. Znajdzie się. Wiem, że lubi znikać, ale znajdzie się.
Dziewczyna kiwnęła głową, wzdychając cicho. Nie chciała tak zostawić tej sprawy, ale nie wiedziała, czy ma sens cokolwiek robić. W końcu Ron miał trochę racji. Znajdzie się. Nim zdążyła się odezwać, usłyszała krzyk. Zmarszczyła brwi i zeszła niżej, próbując zrozumieć wykrzykiwane słowa, a za nią ruszyła reszta.
-POMOCY!


Gryfon pokręcił głową, pragnąc wyrzucić z niej niechciane obrazy.
-Nie wierzę.
Chłopak podszedł bliżej, a jego wargi wykrzywione były w grymasie smutku.
-Przykro mi, że dowiadujesz się w taki sposób, Harry. Że w ogóle się dowiadujesz..
-Ced.. To niemożliwe, to.. ty stałeś za tym całym szaleństwem i dziwnymi rzeczami w tym roku..ty MU pomagałeś, przez cały czas.. ty.. JAK MOGŁEŚ?! KURWA, CEDRIK! UFAŁEM CI! CHOLERA, KOCHAŁEM CIĘ!
-Przykro mi, Harry..Ja nie chciałem.. Kocham cię, ale nie mogliśmy być razem.. Później Malfoy.. musiałem sobie jakoś radzić.
Gryfon przysiadł na oparciu fotela. Schował twarz w dłoniach. Miał głęboko w poważaniu, czy Voldemort go teraz zabije, czy nie. Nie wierzył. Nie chciał wierzyć.
-Harry..
-Nie.. Pozwól mi odejść.
Były puchon skinął. W jego oczach skrywał się żal.
-Pozwolę. Ale bez niego.
-Z nim, Cedrik.
Diggory uśmiechnął się lekko; wciąż kochał tego uparciucha.
Harry wykorzystał nieuwagę byłego kochanka i rzucił szybki urok, który go otumanił. Pomógł wstać dyrektorowi i powoli wyszli przez drzwi, przez które wcześniej wszedł Potter. Cedrik ruszył za nimi, gdy tylko zaklęcie przestało działać.
-Harry, daj spokój. Nie chcę cię krzywdzić.
-Już to zrobiłeś..
-Harry, proszę cię.. Dogadajmy się.
Ale gryfon pokręcił głową, rzucając kolejny urok na chłopaka.
-Daj mi to- powiedział cichym, słabym głosem Dumbledore, wskazując na książeczkę trzymaną przez Harry'ego. Chłopiec podał mu ją, a sam rzucił kolejne zaklęcie na smutnego Cedrika. Po chwili poczuł dłoń na ramieniu- Hogwart!
Potter znowu poczuł te niemiłe ukłucie w okolicach pępka i ostatni raz spojrzał w oczy dawnego ukochanego. Potem znalazł się w wirze, a w jego głowie łzy na policzkach puchona.
Poczuł wilgotne podłoże Zakazanego Lasu.
Złapał starca pod ramię, pomagając mu utrzymać równowagę i ruszyli powoli w stronę zamku.
Kiedy znaleźli się w sali wejściowej, Harry krzyknął.
-POMOCY!

Kiedy rozpoznali głos Harry'ego, proszącego o pomoc, zbiegli na sam dół. O ścianę opierał się gryfon, ciężko dysząc i trzymając dyrektora pod rękę. Po policzkach chłopca spływały łzy, a on sam nie umiał złapać oddechu.
-Harry, co się dzieje?
-Pomóżcie mi go doprowadzić do skrzydła szpitalnego!
Kiedy odprowadzili już dyrektora do pani Pomfrey, a Harry uspokoił się, zeszli na błonia i usiedli pod tym samym drzewem, co zawsze.
-Harry, co się dzieje?
-Hermiono.. Cedrik..
Draco spiął się, ale położył dłoń na kolanie ukochanego, chcąc go uspokoić.
-Co z nim?
-Uprowadził dyrektora.. W moim kufrze zostawił świstoklik.. Ja też tam byłem.. On chyba.. Chciał ze mną porozmawiać, ale.. Nie wiem.. nie rozumiem. Ja tego po prostu nie rozumiem- szepnął, chowając twarz w dłoniach, ale nie pozwalając łzom wypłynąć.
-Więc pozwól mi wyjaśnić- odezwał się cicho Cedrik, stając niedaleko nich. Wszyscy spojrzeli na niego oburzeni- Chodź ze mną, Harry. Porozmawiajmy. Wyjaśnię ci wszystko, zasługujesz na to.
/wyimaginowana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz