środa, 14 września 2016

Rozdział 34

  XXXIV /../- wężomowa

Malfoy uchylił drzwi prowadzące do skrzydła szpitalnego. Nie wszedł jednak, bo zatrzymał go głos dyrektora:
-..Musicie coś z tym zrobić. Sądzę, że ta znajomość zaszła już za daleko. Pan Malfoy ma na niego zły wpływ. Nie od dziś wiadomo, że jego rodzina służy Voldemortowi, a chłopak jest strasznie zapatrzony w ojca, więc nie zdziwiłbym się, gdyby poszedł w jego ślady. Poprzez znajomość z nim, Harry podkłada się Czarnemu Panu. Musicie coś z tym zrobić, jeśli chcecie, żeby Harry wygrał. On ciągle sobie nie zdaje sprawy z zagrożenia, jakie na niego czyha. Oni muszą przestać się spotykać... Tak, panno Granger?
 -Nie chcę podważać pańskiego zdania, profesorze..
-To tego nie rób-odpowiedział chłodno, na co gryfonka rozdziawiła usta.
-W takim razie, ja to zrobię- warknął Nott. Świetnie, on też tu jest..- Ślizgoni nie są źli, dyrektorze i niech pan w końcu to zrozumie. Ojciec Draco jest jaki jest, ale to nie znaczy, że MÓJ PRZYJACIEL też jest taki głupi. Wiem, że zagrożenie jest bardzo blisko, jednak niech pan pomyśli profesorze! Nie jesteśmy jego niańkami! Może sam podejmować decyzje i dla pańskiej wiadomości, Harry go kocha i nie zmusimy go, żeby przestał się spotykać z Draco. Harry ma swój rozum i sam dobrze wie, co robić. Ja go będę wspierać w jego związku. A jeśli przestanę, to nie przez pana, rozumie pan profesorze?
-I mówi to zakochany po uszy w wybrańcu ślizgon- prychnął starzec, a Draco uniósł brwi. Dyrektorze, co to za brak elokwencji?  Parsknął w myślach. 
Chwila... Nott co?
-To moja sprawa w kim jestem zakochany, dyrektorze-oznajmił chłodno- a nie pańska. Więc proszę łaskawie się nie wtrącać w nie swoje sprawy. 
 -Mógłbyś się trochę grzeczniej odzywać, gówniarzu.
-Dziękuję za informację, ale używam kulturalnego języka tylko do ludzi, których szanuję. A teraz proszę opuścić skrzydło szpitalne, bo Harry potrzebuje spokoju. 
Draco usłyszał szelest i dostrzegł, że Dumbledore kieruje się w jego stronę. Szybko schował się za najbliższą zbroją. Starzec szybko szedł przez korytarz i był wyraźnie wściekły. Malfoy uśmiechnął się pod nosem. Dobrze ci tak, stary głupcze.
Szybko wślizgnął się do skrzydła i podszedł do trzech osób znajdujących się przy łóżku Pottera. Szeptali między sobą.
-To jest chore. Na starość mu zupełnie odbiło- warknął rudzielec.
-Nie wiem, co się stało.. Przecież on zawsze dbał o dobro Harry'ego..
-Pierdolony starzec. Zgadzam się z Ronem, na starość mu odbiło. Czego on ode mnie oczekiwał? -Że uwiedziesz Harry'ego- prychnął Ron.
-Ale to niemożliwe. On jest tak zapatrzony w Draco, że nawet by na mnie nie zwrócił uwagi.
-Z wyjątkiem tego, jak się całowaliście w lesie.
-Daj spokój, Hermiono. To był jeden epizod, żeby rozstrzygnąć swoje uczucia. Było, minęło.
Draco poczuł lekkie ukłucie zazdrości, ale przecież wiedział o tym. Z resztą, był tak wściekły na dropsa, że nie zwracał uwagi nawet na to, że Theo trzyma rękę jego ukochanego. 
 -No dobrze, ale pomyśl. Jak sam zauważyłeś, przed dyrektorem nic się nie ukryje, więc prędzej czy później się czegoś dowie. Obawiam się, że jeszcze coś wymyśli na nich.
-Albo się przekona, że Draco nie chce źle dla Harry'ego.
-Będzie musiał.
Cała trójka poderwała głowy, na zimny arystokratyczny głos.
-Draco..
-Słyszałem całą rozmowę z dyrektorem. Jestem zaskoczony, bo zawsze myślałem, że on chce jak najlepiej dla niego- skinął w kierunku bruneta- ale cóż.. Dziękuję Nott, że się za mną wstawiłeś. Hermiono, jestem zaskoczony twoją postawą. We..Ron.. zgodzę się z tobą. Na starość go pojebało- cała czwórka zaśmiała się. Nott ustąpił miejsca domownikowi i Draco nachylił się nad ukochanym, odgarniając mu już przydługie włosy z czoła. Ścisnął jego dłoń. -Kocham cię, głupku- szepnął, składając na jego skroni delikatny pocałunek.

Katie spojrzała za mnie. Podążyłem za jej wzrokiem i zobaczyłem Malfoya, wchodzącego do wielkiej sali. Bell przeprosiła i odeszła z koleżanką. Ślizgon wybiegł z pomieszczenia, a ja podążyłem za nim, przepychając się między uczniami. Wszedł do łazienki prefektów, a ja dyskretnie za nim. -Wiem, że to ty, Malfoy!
Odwrócił się, spojrzał mi w oczy z przerażeniem i cisnął zaklęciem. Zrobiłem unik i oddałem atak. Schował się za kabinami. Schyliłem się, żeby go znaleźć, ale wtedy w moją stronę poleciał kolejny strumień z jego różdżki. Podniosłem się i wychyliłem zza płyty. Po raz kolejny we mnie wycelował, a ja znów uniknąłem tego. Gdy go ponownie ujrzałem, rzuciłem w jego stronę nieznane sobie zaklęcie.
-Sectumsempra!
Upadł. Podszedłem zobaczyć, co się stało. Leżał na środku zalanej łazienki, cały we krwi. Przestraszyłem się. Wybiegając z łazienki, zderzyłem się z profesorem Snapem. Minąłem go obojętnie, uciekając.
***
Dobiegliśmy do pucharu.
-No dalej! Byłeś pierwszy!
-Razem. Raz. Dwa. Trzy!
Złapaliśmy puchar i po chwili byliśmy na cmentarzu. Spojrzałem na swojego chłopaka. Kielich był kawałek dalej niż my. Podnieśliśmy się, żeby się rozejrzeć. Spojrzałem na nagrobek. Odwróciłem się, patrząc na Cedrika.
-Łap z powrotem za puchar! No już!-O czym Ty mówisz?
Spojrzałem na ruiny, skąd wyłonił się człowiek z zawiniątkiem na rękach. Nagle moja blizna dała o sobie znać. Krzyknąłem. Cedrik podbiegł do mnie, przytrzymując w pasie.
-Harry! Co się dzieje?!
-Bierz ten puchar i uciekaj!
Mężczyzna zbliżał się do nas. Diggory wycelował w niego różdżką.-Kim jesteś i czego chcesz?!
-Zabij niepotrzebnego. Rozpoznałem ten głos. -Avada Kedavra!Z różdżki trzymanej przez Glizdogona wydobył się strumień zielonego światła.-Nie!-krzyknąłem, na próżno. Cedrik padł kawałek dalej, martwy. Podparłem się na łokciach, chowając twarz w dłoniach. Czułem, jak po policzkach spływają mi łzy.- Cedrik! 
Brunet poderwał się do góry, przerażony koszmarem. Przetarł zmęczone oczy i rozejrzał się po skrzydle szpitalnym. Wziął głęboki wdech, dopiero orientując się, ze nie jest sam. Powoli odwrócił głowę, napotykając stalowoszare tęczówki. Draco wybudzony nagłym krzykiem od razu znalazł się przy Harrym, by go uspokoić. Widział zdezorientowanie i ulgę wymalowane na ukochanej twarzy i zaczął go głaskać po barkach.
-Spokojnie, kochanie. To był tylko zły sen, Jestem tutaj..
W oczach gryfona zebrały się łzy. 
Sen.. Koszmar.. Znowu ten sam.. Cedrik.. Ja go kochałem.  Malfoy, błędnie rozumiejąc aluzję, odsunął się, jednak Harry przyciągnął go do siebie i musnął jego usta. Zaskoczony Draco pocałował chłopaka mocniej, przenosząc dłoń na jego policzek. Oderwali się od siebie po chwili z cichym mlaśnięciem, orientując się, że przecież nie są sami w skrzydle. Jednak przyjaciele pary tylko uśmiechnęli się czule, wręcz czując pozytywną aurę, która się wokół nich tłoczyła.
 -Draco..
-Cii, już dobrze. Jestem tutaj, Harry. Zawsze będę. Tak długo jak będziesz mnie chciał.
-Czyli zawsze- uśmiechnął się, a po policzku spłynęła mu łza. Jak ja go cholernie kocham. -Co ci się śniło?- spytał, przenosząc się na łóżko, obok gryfona.
-Najpierw nasza walka w łazience na szóstym roku, a potem..- przełknął łzy- Potem ponownie śmierć Cedrika..
Malfoy skinął, głaszcząc ukochanego czule po głowie. 
-Ponownie?
 -Od trzech lat, prawie co noc.
Draco pocałował czubek głowy ukochanego, a ten się w niego wtulił, zamykając oczy.

Usłyszał syczenie i podniósł głowę, przestraszony. Harry poruszył się niespokojnie, nie budząc się jednak. Arystokrata rozejrzał się i zobaczył sunącą po podłodze małą żmijkę. Przełknął ciężko ślinę; jak on nie cierpiał węży. A wszystko przez innego gada, który trzymał kilkumetrowca jako pupilka. Patrzył przerażony jak żmija sunie zygzakiem do niego. Zerknął na ukochanego, ale Harry spał. Gad zbliżał się, sycząc. Arystokrata chciał rzucić zaklęcie, ale jego różdżka była na stoliczku, a on nie chciał obudzić chłopaka. Wąż był już tuż przy łóżku szpitalnym. Draco zacisnął zęby i powieki; nie chciał widzieć, co się zaraz stanie. Usłyszał syk tuż przy swoim uchu, ale był zbyt przerażony, by otworzyć oczy.
/Czego chcesz?/
/Rozumiesz mnie? To niezwykłe!/
Draco otworzył oczy, rozróżniając dwa inne „syki". Spojrzał na swojego już obudzonego chłopaka, który.. ucinał sobie pogawędkę z wężem.. Głodne spojrzenie żmii już nie znajdywało się na na Malfoyu, a na Harrym.
/Jak widać, rozumiem. Powtórzę, czego chcesz?/
/Jeszcze żadna dwunoga istota mnie nie rozumiała../
/Pytam po raz ostatni, czego chcesz?/
/Chciałam się tylko przywitać../
/Jasne.. Byłaś pewna, że cię nie rozumiemy, więc nie mogłaś tego chcieć.. Dlaczego zmierzałaś do mojego chłopaka?/
/Ja naprawdę../
/Nie kłam! Chciałaś go zjeść, tak?!/
Wąż pokręcił główką, dosłownie jak człowiek, a Malfoy obserwował to przerażony
 /Nie.. Przyrzekam..//Jasne.. To skąd się tu wzięłaś?/
/Znalazłam się tu przypadkiem../
/Jak cię zwą?//Nie mam imienia. Jestem bezpańska./
Brunet zastanowił się chwilę. Draco nic z tego nie rozumiał.
/Czy chcesz zatem mi towarzyszyć? Oczywiście pod warunkiem, że nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół ani mojego chłopaka.//Z przyjemnością, mój panie./
/Bez takich.. Jestem Harry. A ty będziesz.. Powiedzmy, że Vindictae.* Co ty na to?/
/Świetnie! Dziękuję, Harry. Powiesz mi dlaczego tu jesteś? To chyba niezbyt przyjemne miejsce, prawda?/
/Skrzydło szpitalne jest jak mój dom.. Niestety. Długo by opowiadać, ale jestem tu za często./
/Ah.. A powiedz mi.. Kim jest ten chłopak? Wygląda bardzo apetycznie../
Harry zachichotał, przyciągając nic nie rozumiejącego Draco bliżej siebie.
/To Draco. Uwierz mi nie smakuje dobrze.. A tak poza tym, to jest mój./
Harry obnażył zęby, co było dla Draco absurdalne, bo przecież on nie miał szans z wężem. Bo nie miał? Gad skinął, o ile to możliwe i podpełzł do Pottera, wślizgując się na łóżko i owinął się wokół nadgarstka gryfona.
 -Harry! Co ty..
-To moja nowa przyjaciółka, Vindictae. Śliczna, prawda?
-CO?!
-Kochanie, uspokój się, bo ją spłoszysz.
-Harry, to żmija. To niebezpieczne..
-Pieprzysz głupoty, Draco.
-Okej. Nie będę cię całował póki to będzie przy nas- powiedział arystokrata z grymasem na twarzy i odsunął się od ukochanego. Złoty chłopiec zaśmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Jesteś niemożliwy, Draco..
/Harry?/
/Co się stało?/
/Gdzie mogłabym zapolować?/
/Myślę, że na błoniach powinnaś coś znaleźć../
/Okej, dziękuję./
/Trafisz do mojego dormitorium? Wieczorem mam zamiar wyjść, choć nie wiem czy mnie wypuszczą..//Znajdę cię po zapachu.//Okej./
Wąż zsunął się z ręki swojego właściciela i pomknął w kierunku wskazanym przez niego.
 -Co jej powiedziałeś?
-Gdzie może polować.
Draco spojrzał na niego spod grzywki, przygryzając wargę.
 -Wiesz, kiedy mówisz coś w tym języku, jest to cholernie seksowne, Potter.
Gryfon uśmiechnął się prowokacyjnie.
  /Doprawdy?/ Malfoy skrzywił się, nie rozumiejąc. Harry zachichotał. 
 -Mimo wszystko trochę mnie to przeraża..
/Oh, Draco... Nie masz pojęcia jak cholernie cię kocham../ -Co powiedziałeś?
 Brunet spojrzał na niego z tajemniczym błyskiem w oku.
-Nic takiego, skarbie.
Malfoy pokręcił głową i ułożył ją na klatce piersiowej gryfona.
-Tylko że cię kocham- szepnął. 
 Draco podniósł głowę, chichocząc. Zbliżył swoją twarz do kochanka, muskając szybko jego usta.
-Też cię kocham. Bardzo mocno.
Potem go pocałował, jednak mocniej niż chwilę wcześniej. Brunet wplótł palce w jego włosy, uśmiechając się przez pocałunek. Byli szczęśliwi wbrew wszystkim.
Mimo, że Malfoy wciąż miał w głowie słowa dyrektora.
 – – – – – 
 *Vindictae- (łac.) zemsta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz