sobota, 24 września 2016

Rozdział 37

A to nowość, mam korektę do przodu!
enjoy misie, x
-- -- --

  XXXVII
Harry spojrzał na swojego chłopaka i zawahał się. Snape mierzył go wzrokiem od góry do dołu, wyraźnie zirytowany.
-Potter do skrzydła szpitalnego, natychmiast. Draco idź z nim, bo jeszcze sierota zasłabnie po drodze.
-Może pan się tak nie odzywać do mojego chłopaka?-warknął blondyn, zaskakując oboje.
-Język, Malfoy- syknął Snape i złapał Pottera pod ramię- sam go zabiorę.
-Nie ma mowy! Nic mi nie jest!-Severus prychnął, kiedy Harry odskoczył od niego. Pokręcił głową i odszedł od chłopców, rzucając na koniec:
-Wszystko jedno, Potter. Jak dla mnie mógłbyś być martwy, Czarny Pan się ucieszy- i zniknął wśród ksiąg, powiewając szatą.
Harry rozwarł usta, ale otrząsnął się, kiedy poczuł dotyk na nadgarstku. Spojrzał w dół i uśmiechnął się. Po jego ręce sunęła mała, zielona w czarne plamki, żmijka. Draco skrzywił się i odsunął. Wybraniec pokręcił głową rozbawiony
-Nie zje cię. Nie wyglądasz aż tak smacznie.
-Pf
-Idę do Notta, pogadamy później.
Nieco chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia, nie zwracając uwagi na sprzeciw. Malfoy nie był zadowolony, zresztą jak zawsze.
Złoty chłopiec dotarł pod wejście do pokoju wspólnego ślizgonów, wyszeptał hasło i znalazł się w gnieździe węży. O dziwo przyjaźnie nastawionych. O dziwo.
Przeszukał wzrokiem pomieszczenie i ruszył do sypialni przyjaciela, nie kłopocząc się pukaniem. Wszedł do środka, zastając Theo, który ekchem. Ups. Harry zaczerwienił się, a Nott szybko stoczył z łóżka, będąc zażenowanym całą sytuacją. Zresztą, obaj byli. Ślizgon szybko pobiegł do łazienki, żeby się ogarnąć i po kilku minutach, wciąż mocno zawstydzony, usiadł obok gryfona.
-Powinienem zacząć pukać.
-Powinienem zamykać drzwi.
Spojrzeli na siebie i wybuchnęli gromkim śmiechem. Takiej sytuacji jeszcze nie mieli, ale zdecydowanie ich rozśmieszyła.
-W sumie jeśli chciałeś popatrzeć, mogłeś powiedzieć, Harry. Nie zabroniłbym ci-zachichotał- a tak serio. Co ty tu robisz? Nie miałeś robić z Draco wypracowania na eliksiry.
-Robiłem, ale zasłabłem.
-Standard..
-Miałem wizję.
-Oh, cóż za nowość- sarknął. Westchnął widząc spojrzenie gryfona- No mów.
-Stałem w jakimś kręgu.. Ognia.. Voldemort zabił Cedrika i.. i Draco i.. Nie wiem. Mam dziwne przeczucia.
-Co? Harry, mów jaśniej.
-Musimy iść do zakazanego lasu.
-CO?!
-Nott, nie ma czasu! Musze natychmiast wiedzieć co z Cedrikiem!
-No dobrze, dobrze- pozbierali się do wyjścia- tylko nie rozumiem po co.
-Bo go do kurwy nędzy kocham-mruknął pod nosem, jednak Nott wszystko usłyszał. Oh nie. On wcale nie był zazdrosny. No, może trochę.

Malfoy był zły. Zrzucił parę książek z półki, chcąc się wyładować. Pragnął zabić Notta, ale jeszcze bardziej chciał zajebać wręcz Dumbledore'a. Stary chuj.
W pewnym momencie krzyknął cicho, łapiąc się za przedramię.
-Kurwa-syknął. Pobiegł w stronę zakazanego lasu i w miejscu, w którym był w stanie, aportował się, lądując na twardym podłożu, wyłożonym czarnymi panelami. Wstał, rozejrzał się i pchnął najbliższe drzwi, prowadzące bezpośrednio do siedzącego na również czarnym fotelu, Voldemorta. Ukląkł na jedno kolano, pochylając głowę.
-Wzywałeś mnie.
-Wstań, Draco. Musimy porozmawiać.
Z serii: jak bardzo mam przejebane?
Wykonał polecenie i spojrzał na starego gada, którego tak cholernie nienawidził.
-Crucio!
Krzyknął, pod wpływem zaklęcia. Czuł, jak jego ciało płonie. Bardzo.

Dotarłszy do jeziora nie dostrzegli żadnej żywej duszy, ani nawet śladu po kimkolwiek. Harry był gotów pójść do starej szopy w głębi lasu, kiedy usłyszał kroki. Odwrócił się i zobaczył zaskoczonego Cedrika. Bez wahania podbiegł i wręcz rzucił mu się na szyję, a Nott usunął się w cień.
-Harry, co się stało? Co ty tu robisz?
-Myślałem, że nie żyjesz...
-Dlaczego?
-Voldemort..
Diggory wzdrygnął się na dźwięk imienia Czarnego Pana i westchnął, nachylając się nad chłopakiem.
-Skarbie jestem tu, widzisz? Nic mi nie jest. Żyję.
Harry przytaknął, ale wciąż w jego oczach czaił się strach.
-Nie chcę cię stracić.
Były puchon pochylił się bardziej i niepewnie zetknął swoje usta z tymi gryfona. Theodore zacisnął pięści, gotów już wyjść i siłą odciągnąć chłopaka od wybrańca, ale wtedy Harry zrobił coś.. dziwnego. Złapał policzki byłego kochanka i przyciągając bliżej siebie, mocno oddał pocałunek. Cedrik uśmiechnął się, na chwilę odsuwając.
-I nie stracisz- po czym ponownie złączył ich wargi w gorącym pocałunku, pełnym tęsknoty i namiętności. Zbyt brutalnym jak na miłość, a jednak wciąż tak prawdziwym..

Voldemort wrzasnął, wytrącony z równowagi. Młody Malfoy kompletnie go ignorował, nie reagując już nawet na ból. Czarny Pan postanowił zastosować inną taktykę.
-On cię nie kocha.
-Słucham?- Draco był zaskoczony nagłą zmianą tematu. Dopiero co wysłuchiwał o tym, jaki to jest bezużyteczny i że nie nadaje się do walki.
-On. Cię. Nie. Kocha.- Voldemort był rozbawiony. Draco zrozumiał.
-Nieprawda, Harry mnie kocha..
-Jasne, że nie. Kocha Diggory'ego. Zawsze go kochał i zawsze będzie. Nie wiesz, że stara miłość nie rdzewieje?
Malfoy zacisnął pięści, coraz bardziej wściekły.
-Nieprawda. Kocha mnie i doskonale to wiem!
-Naiwny.. Sam zobacz. Woli jego..
Przed młodym śmierciożercą pojawiła się mgła. Szara, gęsta mgła, która powoli formowała się na kształt chmury. W chmurze tej pojawił się obraz, bardzo wyraźny. Obraz, który zabrał mu oddech. Widok ten przedstawiał Harry'ego, jego Harry'ego. Nie samego, oczywiście. Harry'ego, który całował się z Cedrikiem. Harry'ego, który tak łaknął bliskości z byłym uczniem Hogwartu. Ze swoim byłym.
Aua. Kurwa.
-Kłamiesz! On mnie kocha!
-To nie kłamie. Mam wgląd na życie Diggory'ego.
-Nie wierzę ci. Nie. Harry mnie kocha, a ty próbujesz mnie zmusić do walki z nim!
-Ah, ta naiwna, szczenięca miłość. Jesteś taki głupi, Draco. Taki głupi.
-Może i jestem głupi. Ale wiem swoje.
-Pomyśl, chłopcze- spróbował spokojnie. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że do młodzieży trzeba mieć podejście- Potter jest wybrańcem. Mógłby mieć każdego i miałby wybrać ciebie? Draco, zlituj się nade mną i przejrzyj na oczy. Po co mu śmierciożerca? Po co mu toś taki jak ty? Potrzebował zabawki, ale kiedy wrócił Diggory. On go kocha, Draco. Zrozum to wreszcie.
-Mam dość.
-Zrozumiałeś?
Arystokrata spojrzał w oczy swojego Pana i skinął wściekły głową.
-Powiedz mi Draco.. nie znasz tego powiedzenia? Gdzie dwoje ludzi się kocha, tam trzeci zawadza?
Wiedząc, jakie mogą być tego konsekwencje, warknął gardłowo:
-Pierdol się gadzie.
I szybko wybiegł z pomieszczenia. Nim Voldemort zrozumiał, co się stało, Draco bezpiecznie wylądował na miękkiej trawie zakazanego lasu. Skierował swoje kroki w jego głąb. Chyba muszę sobie uciąć małą pogawędkę z Diggorym. I Potterem, rzecz jasna.

Harry przerażony odskoczył od swojego byłego. Dopiero zrozumiał, co właśnie zrobił. Spojrzał w smutne oczy Cedrika i zrozumiał, jak bardzo go zranił. Jednak, bardziej obawiał się reakcji Draco na.. to wszystko.
-Przepraszam cię. Naprawdę. Nie powinienem..
-Rozumiem.
-Ja po prostu.. Strasznie się martwiłem i.. Jakoś tak.. mnie poniosło, wiesz?
-Ta. Wiem swoje.
-Jestem z Draco.
-W życiu nie ma wagonów, których nie można odczepić.
-Ale ja nie chcę niczego odczepiać! Kocham go!
-Jasne, rozumiem. Ale będę czekać. Kiedyś kochałeś mnie, Harry. W końcu do mnie wrócisz.
-On nigdy do ciebie nie wróci, Diggory. Petrificus Totalus!- rzucił Draco wychodząc z gęstwiny drzew- a my sobie jeszcze pogadamy, Potter.
Harry westchnął zrezygnowany i podszedł do Draco. Ten jednak odsunął się, obrażony. Świetnie, jeszcze tylko brakowało zazdrosnego Malfoya. Za co właściwie ja go kocham?

Kiedy tylko wrócili do zamku, od razu zostali „napadnięci” przez Weasleya. Harry zrezygnowany odszedł z nim na bok, a Nott popędził do biblioteki, zostawiając Draco samego pod ścianą.
Po chwili znudziło mu się i wciąż zły na swojego ukochanego poszedł do lochów. Skoro mu nie zależy..

Ron bardzo chciał wyjść z Harrym, ale on nie miał na to w ogóle ochoty. Rudzielec nie odpuszczał, ale Potter był zbyt zdenerwowany. W końcu nie wytrzymał i nawrzeszczał na przyjaciela, by ten dał mu wreszcie spokój. Urażony Ron poszedł do wieży Gryffindoru, a Harry skierował się do lochów. Musiał porozmawiać z Draco. Wyszeptał hasło- ponownie tego dnia- i od razu ruszył do sypialni swojego chłopaka. Malfoy leżał na łóżku zwinięty w kłębek i zwrócony tyłem do drzwi.

Nott przeszukał całą bibliotekę i przeklinał samego siebie, że nie ma dostępu do ksiąg zakazanych. Postanowił, że na najbliższej lekcji eliksirów, poprosi opiekuna domu i zezwolenie na wejście do tego działu. Musi znaleźć coś o tej chorej sytuacji. Musi.
Postanowił wrócić do dormitorium.

Usiadł na skraju łóżka i niepewnie dotknął ramienia ukochanego.
-Niedotykajmnie- usłyszał mamrotanie.
-Co?
-Nie dotykaj mnie, Potter.
-Draco, daj spokój. Nic się takiego nie stało, ej.
-Jasne.
-No przepraszam! Ale naprawdę nic wielkiego się nie stało!
-Jak to nie?! Całowałeś się z nim!
-Skarbie, to on mnie pocałował. Wiem, że to wyglądało okropnie, ale naprawdę nie chciałem tego. Przyrzekam!
-Nie wierzę ci- prychnął- zdradziłeś mnie. Kochasz go. Wciąż go kochasz.
-Nieprawda!
-Nie wierzę ci.
-Draco, do kurwy nędzy! To on mnie pocałował, nie ja jego! Nic nie inicjowałem, w przeciwieństwie do ciebie, zaledwie kilka tygodni temu!
-Ale to nie ja się puszczałem przez ostatnie trzy lata!
Padło kilka słów, kilka niechcianych słów za dużo. Zły, a może smutny, Harry, wstał i skierował się do wyjścia. Zatrzymał się przy drzwiach, kładąc dłoń na klamce. Przełknął uciążliwą gulę w gardle.
-Skoro tak twierdzisz-szepnął załamany. Draco nagle poderwał się z łóżka i podszedł do ukochanego, wyciągając rękę.
-Harry, zaczekaj. Nie to miałem na myśli, przepraszam..
Chciał dotknął chłopaka, ale ten się przysunął bliżej płaskiej powierzchni za jego plecami.
-Nieprawda-mruknął- właśnie to miałeś na myśli. To nie ma sensu, Draco. Cześć.
Szybko opuścił sypialnię prawdopodobnie byłego chłopaka i przebiegł przez pokój wspólny, tłumiąc łzy. Zderzył się z Nottem, ale nie odezwał się słowem, tylko go wyminął i pobiegł dalej.

Następnego dnia nie pojawił się na śniadaniu, ani obiedzie. Nie było go na żadnej lekcji, w dormitorium nie było nawet po nim śladu. Hermiona była bardzo przejęta. To nie było w jego stylu, żeby tak znikać. Postanowiła porozmawiać z Draco i Theo, ale i oni nie wiedzieli, gdzie podziewa się gryfon. Postanowili dowiedzieć się czegoś więcej, więc wyciągnęli Malfoya z zamku i dokładnie wypytali o przebieg ostatnich zdarzeń.
-Nie mam pojęcia gdzie jest. Wieczorem się pokłóciliśmy i wyszedł. Później go już nie widziałem.
-Mijałem go, jak wybiegał od nas, ze łzami w oczach. O co poszło, Malfoy?
Draco nie chciał przyznać, że Harry prawdopodobnie z nim zerwał. Prawdopodobnie- bo wciąż nie miał pewności. Harry nie powiedział: „to koniec, Malfoy” i dzięki Ci Boże, ale niestety stwierdził, że to nie ma sensu. Pytanie: Co nie ma sensu? Ich związek czy wczorajsza rozmowa?
-Malfoy- warknęła Hermiona- gadaj, o co się pokłóciliście!
-To nie jest twoja sprawa, Hermiono- chłopak zachował spokój, chociaż wiedział, że gryfonka się po prostu martwi. W końcu tyle lat się przyjaźnią- wybacz, też jestem zaniepokojony- westchnął.
-Rozumiem cię, Draco. Ale my musimy go znaleźć.
-Wiem. Poszło o Diggory'ego.
Hermiona uniosła brwi zaskoczona. Nott sapnął i wycofał się w cień, zostawiając Malfoya na pastwę gryfonów.
-Dlaczego o niego?
-Ogólnie o wszystko. Powytykaliśmy sobie błędy i tyle.
-Malfoy- syknął Ron.
-Nic ci nie powiem, wiewióro- prychnął arystokrata. Dziewczyny spojrzały po sobie i kazały Ronowi odejść kawałek dalej.
-No mów. Nic mu nie powiemy.
-Naprawdę żałuję.
-Co mu powiedziałeś?
-Że widziałem go z Cedrikiem, on mi, że zainicjowałem wszystko z Aaronem, a potem w przypływie nagłej głupoty warknąłem na niego, że się puszczał przez ostatnie trzy lata. Jestem chujem, wiem.
Poczuł pieczenie na policzku. Nie specjalnie zaskoczony spojrzał na młodszą o rok dziewczynę z podziwem.
-Nieźle- uśmiechnął się lekko- Słuchajcie, ja naprawdę żałuję. Nie chciałem go zranić, nawet nie miałem tego na myśli..
-WIĘC JAK MOGŁEŚ MU TAK POWIEDZIEĆ?! Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, jak bardzo on cię kocha?
Malfoyowi zrobiło się naprawdę głupio. Spuścił głowę w dół, czując jak pieką go oczy.
-A teraz nawet nie wiemy gdzie on jest! I to przez ciebie!
-Przepraszam- szepnął. Naprawdę żałował.
-PRZEPRASZAM?! Malfoy, do jasnej cholery! Nie dociera do ciebie, że jeśli mu się coś stało, to będzie to TWOJA wina?! On nie jest zwykłym dzieciakiem, jak ty, arystokratyczny dupku! Jest cholernym Potterem, wybrańcem! Zbawcą tego durnego magicznego świata! On nie chce tego, rozumiesz?! Nie chce, ale musi! Przez jego głupotę i spotykanie się z tobą, wystawia się Voldemortowi na tacy! Nie rozumiesz, że ściągasz na niego kłopoty?! Powinieneś sobie go odpuścić! Raz na zawsze! Nawet nie wiemy, gdzie on teraz jest! PRZEZ CIEBIE! Wy wszyscy myślicie, że on ma się świetnie?! A wiesz jakie miał dzieciństwo?! WIESZ?! Jasne, że NIE! On nie chce ci powiedzieć, bo się boi, że cię straci! Jak to świadczy o tobie?! ŻE JESTEŚ PAZERNYM IDIOTĄ! Wszyscy chcielibyście być na jego miejscu, podczas gdy on wolałby być na waszym! Chciałby mieć zwykłe życie, ale nie może! Znając jego, to w tym momencie żałuje, że w ogóle dowiedział się o magii i nas wszystkich poznał! I wiesz co teraz?! Teraz, Malfoy.. Teraz, to możemy go stracić. Przez twoją cholerną głupotę.
Rudowłosa odeszła do brata, cicho szlochając. Hermiona i Draco zostali sami.
-Ja..
-Daj już spokój.
-Przepraszam. Naprawdę nie chciałem.
Westchnęła, kiwając lekko głową. Oddaliła się nieco, jednak odwróciła przez ramię.
-Ale wiesz co? Ona ma rację, Malfoy. To twoja wina.
Draco jęknął i schował twarz w dłoniach.

Theodore siedział i patrzył z niepokojem wypisanym na twarzy na spokojną taflę jeziora.
-Nie wiesz?
-Ostatni raz widziałem go wczoraj, gdy przyłapał nas Malfoy.
-Świetnie..
-Możesz mnie oświecić?- spojrzał na chłopaka obok- Co się stało?
-Harry zniknął- mruknął Nott pod nosem. Myślami był daleko. Był z Harrym, mimo że nie wiedział, gdzie on jest. Słyszał jego myśli, odbijające się od czaszki jak rój pszczół- Wczoraj, gdy tylko wróciliśmy do zamku, Harry pobiegł porozmawiać z Draco. Chciał mu wyjaśnić tą całą wczorajszą sytuację. Pokłócili się i tyle go widzieliśmy.
Cedrik prychnął. Cały Malfoy.
-Spokojnie. Nie minęła nawet doba.
-Ta. Ale to Harry. Dobrze wiesz, że kłopoty zawsze same go odnajdują.
Były puchon skinął głową i zamyślił się. Jemu również do głowy nie przychodziło żadne miejsce, gdzie mógłby przebywać Potter. Przecież on mógł być wszędzie!
-Nott, znając Harry'ego, to będzie w najmniej spodziewanym miejscu.
-Przecież wiem.
Chłopcy westchnęli i ponownie spróbowali przeszukać umysł, starając się odgadnąć, gdzie może teraz być wybraniec.
Przecież Czarny Pan na niego czyha. On jest nieodpowiedzialny! Może zginąć.. A może już mu nie zależy?
Chłopak przeraził się własnych myśli.

Tymczasem Harry siedział samotnie na wieży astronomicznej. Spędził tam całą noc i przeczekał większość dnia. Nie był zadowolony, wręcz przeciwnie. Wiedział, doskonale wiedział, że przyjaciele się o niego martwią. Widział ich z góry, przeszukujących każdy zakamarek Hogwartu. Czuł ich niepokój aż na górze. Ale on musiał być sam. Musiał wszystko przemyśleć. Musiał wiedzieć, co dalej zrobić. On musiał zrozumieć.
Był dziesiąty luty. Za cztery dni durne święto durnych zakochanych. Walentynki. A Potter? Potter to Potter. Zawsze musi coś spieprzyć, choć tym razem wina była obustronna. Sam nie wiedział, czy on i Malfoy są jeszcze razem, czy nie są.. Ale miał dość tego wszystkiego.
Ta sytuacja go wykańczała. Tym razem Malfoy przegiął strunę. O kilka pieprzonych słów za dużo. Zwykłe słowa, a jak mogą zranić?
Przecież.. Przecież Harry.. On..
-Co ty tu robisz? Chłopcze, szuka cię już większość szkoły!
Harry drgnął, kiedy usłyszał znajomy, przymilny głos dyrektora. Powoli się odwrócił i spojrzał w mądre tęczówki starca.
-Profesorze, ja.. Ja się chyba zgubiłem.
Wreszcie.
-Ah, Harry, Harry.. Powiedz mi chłopcze.. Co cie martwi? Voldemort, który nie daje spokoju czy może problemy z panem Malfoyem?
Brunet zarumienił się wściekle. Zapomniał, że przed dyrektorem nie ukryje się zupełnie nic. Jednak kiedy uświadomił sobie, że Dumbledore ma rację, to przygasł ponownie. Voldemort był upierdliwy, a na dodatek miał kłopoty z Draco. Zrozumiał jak bardzo go kocha w momencie, w którym wszystko się spieprzyło.
Dyrektor widząc zmieniający się nastrój chłopca, zrozumiał. Nie może stać na drodze do szczęścia tego dzieciaka. To jego wybór kogo kocha. Harry nie jest moją marionetką, nigdy nią nie powinien być. Sam musi decydować o sobie, a ja mu to utrudniłem. Jestem starym głupcem. Ale wciąż jestem człowiekiem i popełniam błędy. Dumbledore podjął decyzję w mgnieniu oka.
-Dajcie sobie czas, Harry. Porozmawiajcie, a później zdecydujecie, co dalej. Macie dopiero siedemnaście lat. Życie przed wami, chłopcy. Zostawię was samych.
I zniknął w ciemności, z której wyłonił się Draco. Harry uniósł wysoko brwi. Zostali sami.

Harry oparł się o barierkę, plecami do chłopaka. Wciąż pamiętał sytuację z zeszłego roku, kiedy Malfoy próbował zabić dyrektora. Poczuł dłoń na ramieniu i już sam nie wiedział, czy bardziej się spiął czy zrelaksował pod tym dotykiem.
-Przepraszam.
Wybraniec prychnął, strzepując rękę blondyna i odsuwając się. Czy on jest naprawdę tak głupi, żeby myśleć, że to wystarczy?
/wyimaginowana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz