środa, 5 października 2016

Rozdział 40

Nieco krócej, ale nie miałam weny na ten rozdział.
Nie lubię go w ogóle :/
A wy co myślicie?
----
  XL
Pałętali się jakiś czas. Luty dobiegał końca, a oni wciąż byli w martwym punkcie. Wciąż się kłócili, a nawet parę razy Ron i Harry zaczęli się bić. Hermiona często siedziała nocą przed namiotem, patrząc w niebo. Myślała, czy jeszcze kiedyś go zobaczy. Zawsze, kiedy nachodziły ją takie myśli, wracała do swoich przyjaciół i udawała, że wszystko w porządku.
Tej nocy też tak było. Weszła do namiotu i uśmiechnęła się słabo, jednak jej uśmiech znikł, kiedy usłyszała krzyki. Ruszyła w ich kierunku.
-To nie ma sensu!
-Ty nie masz sensu, Ron! Nie dociera do ciebie, że musimy?! Nikt ci nie kazał z nami uciekać! Mogłeś sobie zostać w zamku albo Norze! Ale JA muszę to robić, dociera do ciebie?!
-Daj w końcu spokój, Harry! Drops cię wykorzystuje!
-Kurwa, Ron! Do niedawna to ty zachowywałeś się, jakbyś..
-DOSYĆ!- krzyknęła dziewczyna, orientując się, co Harry chce powiedzieć- dosyć. Uspokójcie się w końcu.
-Ale to nie ma sensu! Wracajmy do zamku!
-MUSIMY znaleźć ten cholerny horkruks, Ron.
-Na razie to nic nie mamy! Pomyślmy o tym w zamku! No przecież krążymy w zimie już prawie miesiąc! W Hogwarcie możemy się zastanowić, poszukać informacji, porozmawiać z dyrem!
-HOGWART!- krzyknęli równocześnie Harry i Hermiona. Ron nie zrozumiał kompletnie nic, natomiast wcześniej wspomniana dwójka przeszła do innego pomieszczenia. Weasley ruszył za nimi. Kiedy ich dostrzegł, zauważył również że siedzą bardzo blisko siebie pochyleni nad jakimś papierem na stole. Szeptali między sobą zawzięcie. Ron poczuł się nieco urażony.
Harry i Hermiona nie zwrócili na rudzielca uwagi, dalej dyskutując.
-To oznacza, że musimy udać się do..
-Tak. Ale najpierw trzeba udać się do zamku.
Uśmiechnęli się do siebie i ścisnęli swoje dłonie.
-W końcu.
Wtedy jeszcze nie wiedzieli.

Gdy tylko przekroczyli próg zamku otoczyła ich głucha cisza. Korytarze były puste i ciemne; pochodnie były pogaszone. Nawet duchy się nigdzie nie pojawiły. Drzwi wielkiej sali były otworzone na oścież. Spojrzeli po sobie zaskoczeni. Wszystko było takie inne, wręcz niepokojące. Niepewnie, nie wiedząc, czego się spodziewać, ruszyli po marmurowych schodach, na których również wciąż nie było nikogo. Stając pod portretem, spojrzeli na siebie. Hermiona drżącym głosem wypowiedziała hasło. Przeszli przez dziurę, doznając szoku. Wszyscy gryfoni, bez wyjątku, siedzieli skuleni w kątach, odrabiając cicho prace domowe. Jakiś pierwszoroczny podniósł głowę i pisnął.
-Wróciliście!
Po chwili widok Harry'emu przysłoniły rude włosy.

Wszystko działo się zaskakująco szybko. Pokój wspólny wypełnił gwar i radość. Książki pospadały na podłogę, a przyjaciele zostali porwani do uścisków. Stali na środku zamieszania i próbowali przekrzyczeć hałas. W końcu Ron uciszył gryfonów. Harry uśmiechnął się do niego i spojrzał na przyjaciół.
-Co tu się stało?
Cisza zaczęła się przedłużać. Uczniowie spuścili głowy, ale żaden z nich nie zabrał głosu.
-Czekam na odpowiedź.
-To.. To Ten.. Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać..- zaczął niepewnie jeden z drugoroczniaków.
-Co z nim?
-Zaczął się wtrącać..
-Jak to? Gdzie profesor Dumbledore?
-Nie wiadomo. Zniknął tydzień po was.
Harry upuścił różdżkę zszokowany, jednak szybko się po nią schylił i uśmiechnął lekko.
-Ważne, żeby zachować spokój..-mruknął, rozbawiając młodszych uczniów.
-Ale mówcie jak misja! Skończona?
-Jesteśmy tu chwilowo- rzucił obojętnie, odwracając się tyłem do dzieciaków- Ron, biegiem do gabinetu dyrektora. Jeśli ci się nie uda wejść, leć do profesor McGonagall. Wiesz po co- dodał z naciskiem, ściszonym głosem- Hermiono poszukaj ducha Heleny Hufflepuff i zapytaj ją u puchar.. Ja tylko.. Ja..
-Leć.
-Spotkajmy się przed wielką salą za godzinę.
Później, spoglądając na siebie po raz ostatni, zignorowali pozostałych domowników i wybiegli na korytarz, każdy ruszając w inną stronę.

Harry wpadł do pokoju wspólnego ślizgonów, gdzie było równie cicho, jak w całym zamku. Kiedy wszedł, nikt nie podniósł głowy, żeby chociaż spojrzeć na gościa. Kiedy wybraniec chrząknął, jedynie jakiś czwartoklasista zainteresował się chłopcem. Uniósł jedną brew.
-O, wrócił- powiedział z kpiną- nie masz tu już czego szukać, chyba, że potrzebujesz nowej zabawki- prychnął.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
-Dzięki, ale już wyrosłem z zabawek. Ale jak coś to wiem, czego potrzebujesz.
Dzieciak otworzył szerzej oczy, po czym uśmiechnął się szeroko.
-Dobrze cię widzieć, Potter.
Na dźwięk ostatniego słowa, dwie głowy, skryte w kącie pokoju, podskoczyły w górę, patrząc z szeroko otwartymi oczami na gryfona. Zaledwie sekundę później Harry poczuł mokre usta na swoich. Objął Draco w pasie i odwzajemnił namiętny pocałunek. Kiedy się odsunęli od siebie, Potter miał niemiłe spotkanie z podłogą, gdyż Nott postanowił się na niego rzucić.
-Ty parszywy dupku! Mogłeś napisać, że wracasz!
-Ale ja nie.. Jesteśmy tu chwilowo- westchnął, zrzucając z siebie przyjaciela i stając na równe nogi. Malfoy oplótł go rękami w pasie, od tyłu- Musiałem się po prostu z wami zobaczyć. Mam godzinę.
Spojrzeli po sobie i przytaknęli. Skierowali się do sypialni arystokraty. Kilka minut później drzwi otworzyły się, ukazując Blaise'a i Pansy.
-Dobrze cię widzieć żywego- zażartował Zabini, podając gryfonowi rękę.
-Ta, ciekawe jak długo- mruknął w odpowiedzi, uśmiechając się lekko, jednak po skończeniu zdania poczuł ostry ból potylicy; Draco go uderzył-To może wy mi powiecie, co się właściwie tutaj stało?
-Tak właściwie to nie wiemy- zaczęła dziewczyna- Dumbledore wyjechał tydzień po was i nie dał żadnego znaku życia od tamtego czasu. Natomiast Czarny Pan zaatakował-Harry spojrzał na Draco, który spuścił głowę, czując nieprzyjemne i dziwne szarpanie w żołądku.
-Czemu nikt mi tego nie napisał?
-Bo niby jak? Pomyśl, Potter. Czarny Pan przejął kontrolę nad całym zamkiem, łącznie z korespondencją.
-Ale..
-Nie wiemy, gdzie teraz jest- Harry spuścił wzrok z ukochanego i spojrzał na ślizgonkę.
-A co z resztą nauczycieli? Nie uwierzę, że się poddali bez walki.
-No, niezupełnie.. Snape zaatakował McGonagall.
-Wiedziałem- warknął Harry, wstając z łóżka.
-Ale..
-Nie obchodzi mnie to.
Uświadamiając sobie, która jest godzina westchnął cicho i podszedł do okna. Oparł się o parapet, czując jak pod powiekami zbierają się łzy. Poczuł jak czyjeś ręce oplatają go ciasno w pasie. Zamruczał i wtulił się w ciało ukochanego. Po chwili wyplątał się z uścisku i podszedł do reszty ślizgonów. Podał rękę Parkinson, ale ona rzuciła mu się na szyję cicho łkając.
-Proszę cię, wróć.
Skinął głową i podszedł do Zabiniego, który również go uściskał.
Theo przytrzymał Harry'ego chwilę dłużej, obawiając się kolejnego wyjazdu gryfona. Kiedy Potter przytulił Draco, było gorzej. Po jego policzkach spłynęło parę łez. Mocno go do siebie przycisnął, a kiedy puścił, złączył ich usta. Pocałunek był mokry i zawzięty, wargi były do siebie idealnie dopasowane. Malfoy położył dłonie na policzkach kochanka i dyskretnie starł jego łzy. Odsunęli się od siebie, patrząc w oczy. Arystokrata ostatni raz musnął usta wybrańca, kiedy oboje znowu płakali; to mógł być ich ostatni pocałunek. Bolało go to kolejne pożegnanie. Kiedy w końcu będzie ostatnie? Kiedy to się skończy? Kiedy będzie cały i zdrowy?
Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania.
Opuścił lochy bez żadnych słów; dość powiedział. Pobiegł na górę, do sali wyjściowej i oparł się o ścianę. Ron i Hermiona właśnie schodzili ze schodów. Podeszli do niego szybko.
-Posąg mnie nie wpuścił, ale słyszałem Snape'a na górze. Pobiegłem do McGonagall, ale jej nie ma! Leży w świętym Mungu, bo Snape ją zaatakował!
-Tak, wiem to. Pansy i Blaise mi opowiadali. Hermiono?
-Duch Heleny Hufflepuff nie był zbyt chętny do udzielenia mi informacji. Udało mi się jednak ją w końcu przekonać i powiedziała mi kto go zabrał. Opowiedziała mi całą historię jak to się stało oraz gdzie możemy go poszukać.
-Zgadza się z naszą teorią?
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Podała mi dokładne dane..
Harry skinął i zignorował pytające spojrzenie Rona. W międzyczasie, kiedy kierowali się do zakazanego lasu, opowiedział im, czego się dowiedział od ślizgonów.
Aportowali się.

Kilka dni później stali w deszczu, a ludzie mijali ich, z szacunkiem wołając powitania. Dlaczego? Ponieważ Ron był Rudolfem Lestrange, Hermiona- Bellatrix Lestrange, a Harry uciekł się do starego sposobu i schował się pod peleryną. Znajdowali się niedaleko banku Gringotta.
Ruszyli, niepewni czy ich plan się powiedzie. Przed wejściem każde z nich wzięło głęboki oddech, po czym skierowali się do siedzącego za biurkiem goblina.

Godzinę później uciekali przed wściekłym, zionącym ogniem smokiem, z pucharem w ręku.
-Czy my kiedykolwiek możemy mieć jakieś normalne, bezpieczne zadanie?!
Harry pokręcił głową i śmiejąc się razem z przyjaciółmi, aportowali się w bezpieczne miejsce.

Kolejne parę dni później postanowili wrócić do zamku. Harry od razu skierował się do profesor McGonagall, która zaledwie dzień wcześniej wróciła do zamku.
-Nie bój się, Potter. Dyrektor wróci. Miał po prostu do załatwienia jedną sprawę.
-Pani oszalała?! Ile go nie ma?!
-Trzy tygodnie.
-Trzy tygodnie! I JAK WYGLĄDA HOGWART? SNAPE JEST PRZECIWKO DYREKTOROWI! ON PANIĄ ZAATAKOWAŁ! VOLDEMORT ZAATAKOWAŁ! NIE WIDZI PANI TEGO?! TU JUŻ NIE JEST BEZPIECZNIE!
-Potter, uspokój się. Profesor Snape sprzeciwił się i poniesie tego konsekwencje. A profesor Dumbledore wróci lada dzień.
-Pani sama siebie nie słyszy. Hogwart już nie jest bezpieczny.
-Jak to nie? Przecież wszystko jest w porządku. Czyżby coś mnie ominęło?
Harry gwałtownie się odwrócił, słysząc głos za plecami. Prychnął.
-Pan oszalał, dyrektorze.
-To fakt. Już więcej nie opuszczę zamku, Harry.

Snape zniknął. W ciągu tygodnia wszystko wróciło do normy. Voldemort przestraszył się powrotu dyrektora i więcej nie pojawił się w zamku. Snape zniknął. Dyrektor uspokoił uczniów. Profesor McGonagall wyglądała już lepiej. Wśród uczniów znów zapanowała radość, a zamek był takim, jakim powinien być. Snape zniknął. Uczniowie cieszyli się z odwołanych części zajęć. Lekcje teraz wyglądały nieco inaczej. Dzieciaki przesiadywały na błoniach, korzystając z pojedynczych słonecznych dni. Snape zniknął.
Swoją drogą, Malfoy również.
Harry miał wizje codziennie. Voldemort wkradał mu się do umysłu i podsyłał okropne obrazy torturowania Draco. Pokazał mu też obraz Cedrika, który umierał. Naiwny Harry musiał się przekonać na własne oczy i zgarniając czwartkowego wieczoru Rona i Hermionę, ruszył do zakazanego lasu. Jakież było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że jego tam nie ma. Tego samego wieczora wrócił Draco, jednak nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu, nie licząc poniedziałkowej lekcji.
Potem Czarny Pan tak jakby o nim zapomniał. Harry wiedział jednak, że byłoby to jedynie szczytem marzeń.

W końcu nadszedł wyczekiwany weekend. Harry i Draco, korzystając z okazji, by spędzić ze sobą trochę czasu, zaszyli się w pokoju życzeń, gdzie spędzili dosłownie cały weekend. Leżeli na dużym czarnym łożu z baldachimem i śmiali się, łaskocząc. Rozmawiali, opowiadali co się działo na lekcjach, które mieli osobno i w ich pokojach wspólnych. Malfoy wyjaśnił, dlaczego nie było go parę dni, a Potter opowiedział, co się działo na misji; ogólnikowo rzecz jasna.
Nocą uprawiali seks, który uwielbiali, a rankiem wznowili rozmowę, bo im tematy się nie kończą.

W niedzielę rano Malfoy obudził się pierwszy. Widząc swojego wciąż śpiącego chłopaka uśmiechnął się szeroko. Harry leżał taki bezbronny, z włosami roztrzepanymi na poduszce. Draco przesunął wierzchem dłoni po policzku gryfona. Nachylił się przycisnął swoje usta o tych ukochanego, budząc go. Musnął jego czoło, powieki, nos, oba policzki i powrócił do słodkich warg, powodując chichot wybrańca.
-Kocham cię, Harry. Nie zostawiaj mnie więcej.
-Nie mam zamiaru. No.. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Cała ich niedziela wyglądała właśnie tak. Na czułościach i pieszczotach, na skradzionych czasem pocałunkach i przytulaniu. Nikt im nie przeszkodził całe dwa dni. Wieczorem powrócili do swoich dormitoriów i położyli się spać. Relaksujący weekend też może być wyczerpujący. Szczególnie, jeśli następnego dnia ma się zajęcia.
/wyimaginowana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz