środa, 19 października 2016

Rozdział 43

XLIII
Kwiecień rozpoczął się ponuro. Uczniowie odczuwali panującą gęstą atmosferę. Nauczyciele z każdą minutą obawiali się o życie wybrańca, który wciąż nie otwierał oczu. Tego dnia uczniom nie były w głowach psikusy, jakie zrobią kolegom. Tego dnia cała szkoła drżała ze strachu.
Profesor Snape wrócił, ale nie miał przy sobie żadnego lekarstwa dla Pottera. Gdy tylko wszedł do zamku, od razu skierował się do gabinetu dyrektora.
-Czarny Pan nie jest zadowolony. Chce, żeby Potter przeżył, bo ma zamiar sam go załatwić. Byłem w kilku krajach, jednak nikt nie wie, jak go obudzić. Dyrektorze, ja już tak nie potrafię. Latam między Hogwartem, a siedzibą Czarnego Pana.
-Rozumiem, Severusie. Już niedługo, obiecuję ci to.
-Jak się czuje chłopiec?
-Wciąż się nie obudził. Poppy podaje mu wiele eliksirów, ale nic nie działa. Severusie, on umiera.
Mistrz eliksirów zacisnął usta w wąską kreskę i skinął głową. Potem opuścił gabinet dyrektora.



-Nie, Ron.
-Ale dlaczego?
Dziewczyna westchnęła i spojrzała na rudzielca. Pokręciła zirytowana głową i założyła ręce na piersi. Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, w głowie szukając odpowiednich słów. W tym czasie do pokoju wspólnego weszła dwójka chłopców.
-Jest na to zbyt słaby. Nie możemy go przenieść do świętego Munga, bo wtedy to już go naprawdę stracimy. Na zawsze.
-Głupota Weasleya mnie przeraża, naprawdę. Cześć Hermiono- Theodore podszedł i pocałował policzek dziewczyny. Draco po chwili wahania uczynił to samo.
-Cześć. Idziemy?
-Tak, chodźmy.
-Jak on się czuje?
Malfoy tylko pokręcił głową w geście zaprzeczenia, kiedy wychodzili na korytarz.

Był jeszcze bledszy. Jego serce wciąż słabo biło, a oddech się nie wydobywał. Był sparaliżowany, a rany nadal się nie zagoiły. Jego twarz siniała, pod okiem miał dużego krwiaka. Układ nerwowy przestał pracować. Jego ciało było nienaturalnie zimne. Gdyby nie monitor, nikt nie wiedziałby, czy on jeszcze żyje. Choć i ekran już ledwo co mówił.


Leżał z rękami pod głową na swoim łóżku. Ściany były w kolorze avadowej zieleni, a podłoga była wyłożona ciemnobrązowymi, prawie czarnymi, panelami. Patrzył w granatowe niebo, usłane gwiazdami. Wróć. Patrzył w sufit, który wyglądem przypominał nocne niebo.
Westchnął cicho.
Sięgnął po różdżkę, leżącą na stoliku obok. Machnął nią i zamiast gwiazd zobaczył jasne ściany skrzydła szpitalnego. Spod jego powieki wypłynęła łza, kiedy zobaczył jak wybraniec cierpi.
-Dosyć- warknął, ocierając oczy. Wstał i skierował się do wyjścia. Trzasnął drzwiami, a zdjęcie na stoliku podskoczyło. Torba spod łóżka była na jego ramieniu, kiedy szedł ciemnym korytarzem. Z jego pokoju zniknął obraz Pottera, a na jego miejscu znowu pojawiło się w rozgwieżdżone niebo..


Za dwa tygodnie miały rozpocząć się egzaminy. Harry wciąż nieprzytomni, uczniowie wciąż zaniepokojeni. Nauczyciele jeden po drugim, dzień za dniem, opuszczali zamek, by znaleźć jakieś lekarstwo. Zawsze jednak wracali z pustymi rękami.
Lekcje się odbywały, ale mało kto się na nich skupiał. Wszyscy byli zbyt zmartwieni..

Akcja serca słabła. Twarz była już niemal fioletowa, podobnie ręce i reszta ciała. Kolor skóry był coraz ostrzejszy.

Draco zerwał się z lekcji transmutacji, kiedy na swojej ławce zobaczył Vindictae. Wrzucił szybko pióro i kałamarz do torby, którą zarzucił na ramię. Wystawił rękę, żeby wąż mógł się owinąć na jego nadgarstku, co wywołało spore poruszenie wśród uczniów.
-Panie Malfoy, co pan robi? Proszę natychmiast siadać!
-Nie. Idę do skrzydła szpitalnego, coś się dzieje z Harrym- i wybiegł z klasy, przemierzając korytarze. Zahaczył o klasę, w której mieli aktualnie gryfoni- Hermiona..Harry..
Gryfonka skinęła i również szybko zebrała rzeczy, biegnąc za ślizgonem.
Wbiegli do skrzydła szpitalnego, a to co zobaczyli, zatrzymało ich serca.
Harry był purpurowy, a na monitorze widać było ciągłą kreskę.


-Jak to go nie ma?!
-Byłem tam rano. Zniknęły wszystkie rzeczy z wyjątkiem tej ramki..
-Miałeś go pilnować! Crucio!
Mężczyzna zgiął się w pół, głośno krzycząc. Siła zaklęcia rozrywała go od środka. Upadł na kolana, ciężko dysząc.
-Znajdź go.


Snape krążył wokół łóżka, mrucząc jakieś zaklęcia. Draco siedział w kącie sali. Łokcie oparł na kolanach, a twarz schował w dłoniach. Cicho szlochał. Hermiona trzymała dłoń na ramieniu ślizgona. Z jej oczu również raz wypływały łzy.
Pani Pomfrey pomagała, podawała jakieś eliksiry. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall dołączyli do Severusa. Razem stworzyli jakieś silne zaklęcie.
-Dyrektorze, czy to się uda?- cicho spytał Snape.
-Musi.
-Co wy robicie?!- do skrzydła szpitalnego wpadł Nott.
-Ratujemy go. Zamknij się, Nott.
-Hermiono?
-Albo go uratują- mruknął Draco- albo zabiją.
Theodore opadł na podłogę, obok dziewczyny.
Skrzydło szpitalne wypełniło jasne, błękitne światło; Harry się nie obudził.

Siedzieli przy jego łóżku już czwartą godzinę. Bali się, że to są jego ostatnie chwile. Bali się, że go stracą.
Ale on nie może umrzeć. Przecież.. Przecież dopiero co ułożył sobie życie.. Pieprzyć gada, pieprzyć walkę z nim. Poradzimy sobie. Tylko niech on się obudzi. Musi się obudzić. Świat sobie bez niego poradzi. Ale co z nami? Harry, do kurwy nędzy otwórz te oczy!
Zostali przy nim jeszcze całą noc i połowę dnia. Wciąż się nie obudził.

Wieczorem Hermiona wraz z dwójką ślizgonów udała się do chatki Hagrida. Był tam Syriusz i Lupin. Cała trójka była zdziwiona na widok uczniów Slytherinu. Największy jednak szok przeżyli, kiedy się dowiedzieli, co się właściwie stało.
-Ron?
-To niemożliwe!
-Ta sierota? Pamiętam jeszcze jak na trzecim roku panikował za tym cholernym szczurem..
Hermiona zachichotała; to był pierwszy raz od kiedy to wszystko się stało. Draco uśmiechnął się lekko, obejmując ją ramieniem. Sam nie rozumiał, jak im się udało zaprzyjaźnić.
-Ktoś rzucił na niego urok.
-Teraz to ma sens. Ale dlaczego na niego?
Theo prychnął, patrząc przez szybę, na zamek. W okna skrzydła szpitalnego, w którym paliło się jasne żółte światło.
-Właśnie tego nie wiemy- pociągnął łyk z kubka. Coś mu mignęło przed oczami. Zmrużył powieki. Kubek wypadł mu z rąk, roztrzaskując się- Ktoś jest u Harry'ego.
Draco poderwał się i spojrzał w kierunku skrzydła. Ktoś się przechadzał dokładnie obok łóżka Pottera.
-Idę tam- rzucił blondyn. Otworzył drzwi i dostrzegł Vindictae, sunącą po trawie.
-Czekaj!
-Zostań, nie wiemy kto to jest.
-Draco..
-Hermiona, nie. Zostań tu.


Kiedy ślizgoni wbiegli do pomieszczenia, poza Harrym nie było nikogo. Podeszli bliżej, zaniepokojeni. Nie zauważyli nic dziwnego. Harry znowu był blady, to wszystko. Draco sięgnął po zgiętą kartkę na szafce.
Harry,
Mam nadzieję, że to ci pomoże. Wiem, że odpowiedź wciąż brzmi nie, ale tym razem nie o to chodzi. Ten wisior powinien ci pomóc. Kocham cię.
Ced, x
Malfoy warknął i zmiótł kartkę, mając ochotę ją podpalić. Jednak położył ją ponownie na stoliku. Spojrzał na swojego ukochanego i odgarnął mu włosy z czoła. Westchnął cicho. Nachylił się, żeby pocałować gryfona w czoło i wtedy zauważył zmianę w Harrym.
Jego blizna na czole była rozpalona.
Zerknął na Notta. W ich oczach widoczne było przerażenie. Malfoy zgiął się w pół, chwytając za ramię.
-Kurwa mać.

Przy jego łóżku czuwała Hermiona wraz z Theo. Harry wyglądał coraz gorzej. Dwie osoby cicho rozmawiały między sobą, bojąc się, że coś poszło nie tak. Blizna na czole wciąż była strasznie czerwona. Czas mijał. Mijał.
Wieczorem znowu się pogorszyło; jego blizna zaczęła krwawić.

Wrócił do zamku zmęczony i obolały. Gdzieniegdzie miał siniaki, a jego warga krwawiła. Nie skierował się do swojej sypialni, tylko od razu pobiegł do skrzydła szpitalnego. Światła były pogaszone, co nie było normalne. Zapalił, a jego oczom ukazała się Hermiona, zbierająca rzeczy wybrańca; po jej policzkach spływały łzy, a z gardła wydobywał się szloch, którego nie potrafiła stłumić.
Draco podbiegł do niej, łapiąc za ramiona i potrząsając.
-Hermiona, gdzie on jest?!
Gryfonka pokręciła głową i rozpłakała się bardziej. Malfoy przygasł. Jego ręce zwiotczały, a oczy się zaszkliły.
-Tydzień, Draco- szepnęła. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc- Ustaliliśmy, że dajemy mu tydzień. Minął tydzień.
-Ale.. Mogliśmy zaczekać jeszcze..
-Wczoraj.
Zamknął powieki, kiwając głową. Przecież tak ustalili. Nie mógł jej winić.
Oplótł dziewczynę ramionami, chowając twarz w jej włosach. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy.
-Pani Pomfrey przeniosła go do innego pomieszczenia i tam go odłączyła. Jest tam- ruszyła głową, pokazując zamknięte drzwi. Blondyn kiwnął.
-Mogę.. Mogę się z nim pożegnać?
Odsunęła się od niego, pozwalając mu pójść.
-Z kim się pożegnać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz