niedziela, 9 października 2016

Rozdział 41

Znowu nieco krócej, ale nie mogę zdradzić więcej szczegółów.
Mam również smutną (jak dla mnie ) wiadomość i ..
Ale powiem o tym innym razem.
Zachęcam do pozostawienia komentarza, 
bo tym razem to właściwie od was zależy, 
co będzie dalej.
No i ile będzie tekstu ;)
Komentarze motywują, miśki, przemyślcie to.
enjoy, x
-------
Za pomoc przy tym rozdziale bardzo dziękuję Agacie.
Bez Ciebie nie miałby sensu xD
Dziękuję <3
-----
  XLI
Tego dnia Harry nie był spokojny. Romantyczny weekend z Draco cały czas krążył mu po głowie. Marzył już o kolejnym, jednak wiedział, że szybko taki nie nastąpi. Harry miał pewne obawy, bo po raz pierwszy nikt od rana go nie poszukiwał, nie męczył, a inne dzieciaki traktowały go jako zwykłego ucznia. Zawsze tego pragnął, jednak było to niestety bardzo niepokojące. I jego przyjaciele również to zauważyli. Marzec trwał. Pogoda coraz częściej dopisywała, więc uczniowie znowu co chwila byli na błoniach. Marzec trwał. Cedrika wciąż nie było. Zniknął i było to co najmniej dziwne. W końcu tak bardzo się starał, a teraz uciekł? Bez sensu. Marzec trwał. Właściwie, to kończył się. Do kwietnia zostało zaledwie kilka dni, a Voldemort wciąż nie zakłócał spokoju chłopca.

Harry, Ron i Hermiona przysiedli pod dużym dębem na uboczu błoni. Potter uśmiechnął się na wspomnienie, które zawitało w jego głowie. To było pod tym drzewem. Po kilku minutach dołączyło do nich trzech ślizgonów. Celem spotkania było oczywiście tajemnicze zniknięcie Cedrika. W końcu cały czas był w zakazanym lesie, a tu nagle zniknął? To się siebie nie trzymało. Do grupki dołączyły kolejne dwie dziewczyny. Przysiadły obok i rozpoczął się temat numer jeden: GDZIE JEST CEDRIK?
Nauczyciele obserwowali ich z okien szkoły. W końcu niecodziennym widokiem jest grupa nienawidzących się uczniów, spędzających razem czas wolny.
Malfoy również krążył po błoniach z towarzyszącym mu Aaronem. Harry był sceptycznie nastawiony i zdecydowanie niezadowolony, kiedy widział tą dwójkę razem, ale tym razem miał ważniejsze rzeczy na głowie niż zazdrość. Postanowił więc zignorować fakt, że jego chłopak spaceruje sobie właśnie z gościem, którego prawie przeleciał. I to nie tak dawno..
-Harry!
Hermiona pomachała mu książką przed twarzą.
-Skup się- mruknął Ron- nie mamy zbyt wiele czasu.
Wybraniec westchnął. Dwójka chłopców spacerujących po błoniach przystanęła, słysząc nagły oburzony krzyk. Spojrzeli w stronę Pottera i reszty bandy. Harry fuknął pod nosem i odwrócił się plecami do Draco, który najwidoczniej dobrze się bawił. Po chwili poczuł ręce oplatające go w pasie i cmoknięcie w policzek.
-Zazdrośnik.
-Pf, choćbym miał o kogo.
Obaj zachichotali, aż w końcu brunet odprawił ślizgona, tłumacząc się zajęty. Wiedział, że nikt nic nie powie przy Draco. Urażony arystokrata postanowił bardziej zdenerwować Pottera i pobiegł do Woodbridga, zarzucając mu rękę na ramiona. Harry pokręcił z politowaniem głową i położył się na trawie, głowę opierając na kolanach Notta.

W ostatnią sobotę marca był szkolny wypad Hogsmeade. Hermiona stwierdziła, że musi odpocząć od tego całego zamieszania i zdecydowała się nie pójść do wioski. Ślizgoni mieli szlaban od profesor McGonagall, za niewypełnianie obowiązków. Więc do miasteczka wybrało się zaledwie kilkanaście osób, w tym Ron i Harry. Od razu skierowali się do pubu, gdzie Ron namówił przyjaciela na ognistą whiskey. Popołudnie trwało, a kiedy alkohol buzował w żyłach stwierdzili, że czas wracać. Po wyjściu z lokalu, Harry stracił równowagę, co zrzucił na zbyt dużą dawkę alkoholu we krwi. Ron zauważył to w porę i złapał Harry'ego. Przerzucił sobie jego rękę przez bark i ruszyli do zamku. W międzyczasie może trochę wytrzeźwieli. Może.
Będąc już w sali wejściowej, Rona coś tchnęło. Popchnął przyjaciela na ścianę. Zdezorientowany Potter nie zrobił nic, poza obserwowaniem rozwoju wydarzeń. Weasley podszedł do niego, przycisnął się do jego ciała i pocałował. Nie zwyczajnie, tylko mocno i zachłannie. Nie czekał na odpowiedź, wepchnął język pomiędzy wargi przyjaciela.
Wybraniec stał sparaliżowany. W końcu zebrał w sobie siły i odepchnął rudzielca.
-CO TY WYPRAWIASZ?!
-No dalej, Harry. Skończ udawać.. Widziałem jak na mnie patrzysz.. Wiem, że tego chcesz..
-RON, OCIPIAŁEŚ? MAM CHŁOPAKA!
-Przejmujesz się ślizgonem? Do tego śmierciożercą? Daj spokój.. Przecież to zwykła szmata. Malfoy jest dziwką- prychnął, za co został spoliczkowany.
-Kocham Draco, a ty jesteś pijany. Zostaw mnie!
Złoty Chłopiec skierował się na schody, ale został gwałtownie przyciągnięty.
-Pożałujesz tego, Potter.
Potem obaj wrócili do dormitorium i położyli się spać. Ron jednak zrozumiał, co się stało. Dręczyło go okropne wyrzuty sumienia. Nie wiedział, co mu się stało. Przecież Harry był jego bratem. Następnego dnia, Harry'ego obudził pulsujący ból głowy. Takie były skutki nadmiernej ilości alkoholu. Jak przez mgłę pamiętał co się stało. W ciągu kilku następnych dni, powoli sobie przypominał. Najwięcej jednak zrozumiał we środę. Kiedy Ron postanowił zebrać swoją gryfońską odwagę i go przeprosić. To było zbyt wiele informacji naraz. Harry'emu zakręciło się w głowie. Ledwie doszedł do wieży Gryffindoru i wysapał hasło, a zemdlał.

Obudził się kilka godzin później. Ból rozrywał mu czaszkę. Nie był w swoim dormitorium. Rozejrzał się wkoło, jednak nie rozpoznał tego miejsca. Był sam, w pomieszczeniu cuchnącym stęchlizną. Mógł się tylko domyślać, że były to lochy, ze względu na panującą tam chłodną temperaturę, wilgoć oraz mrok. Chciał się ruszyć, ale zorientował się, że jest przywiązany do rury przy ścianie.
Drzwi otworzyły się, ale w cieniu zobaczył tylko kontury postaci. Potem znowu stracił przytomność.

Draco zdenerwowany zbiegł po schodach i wbiegł do wielkiej sali. Tam też go nie było. Szukał go od wczorajszego popołudnia. Mówił, że idzie się położyć, a tymczasem zniknął. Malfoy był już wszędzie. Przeszukał dokładnie cały zamek ze trzy razy, a w zakazanym lesie był co najmniej sześć. Błonia i chata Hagrida również były sprawdzone kilkakrotnie. Sowiarnia, wioska i hangar na łodzie.. Wszędzie było pusto. Harry zniknął.

Gdy zakapturzony mężczyzna spojrzał na nieprzytomnego bruneta w zapyziałym pomieszczeniu na jego twarzy pojawił się leniwy grymas wyglądający jak półuśmiech mordercy. W jego myślach szalały wizje rzeczy, którym mógłby poddać chłopaka. Był przepełniony oczekiwaniem dotknięcia jego skóry czymś ostrym, chcąc ją zranić; pozostawić po sobie widoczny ślad, którego nie usunie żadne zaklęcie; ślad, który będzie szpecił ciało wybrańca czarodziejskiego świata. Podszedł do niego, skradając się niczym drapieżnik polujący na swoją bezbronną ofiarę. Wsunął dłoń pod jego koszulkę, dotykając delikatnej ciepłej skóry chłopca. Zbliżył się powoli do jego twarzy, jakby czegoś szukając, jednak w niespodziewanym momencie w jego dłoni pojawił się ostry kawałek szkła, którym przesunął po mostku Pottera. Z rany poczęła sączyć się krew, płynąca w dół, tworząc jakby własną drogę. Jednym szybkim zaklęciem pozbawił go ubrań, zachowując się dostojnie, niczym doktor szykujący się do operacji. Czarnowłosy nagle ocknął się, czując niewyobrażalny ból. Zwieszona głowa w dół szybkim ruchem uniosła się w górę, wlepiając wściekły,a może przerażony wzrok w osobnika, który stał przed nim ze szkłem w dłoni, lekko się uśmiechając. Był niebezpiecznie blisko, a jego dłoń unosiła się do twarzy Harry'ego. Szybkim ruchem zaznaczyła swą obecność na jego policzku, raniąc go. Strużki krwi nęciły swą barwą, a wściekłe spojrzenie nastolatka nabrało barwy bólu. Sprawca wydał z siebie gardłowy tembr, cały czas patrząc w te oczy i wydając z siebie dźwięk niewydostających się wymiocin z przełyku, co w rzeczywistości było jego śmiechem.
-Jak się czujesz, wybrańcu?- Powiedział zakapturzony mężczyzna, uprzednio modyfikując sobie głos.-Bo ja jestem usatysfakcjonowany-Mruknął coś cicho pod nosem niby to do siebie, lustrując nagie ciało Pottera wzrokiem. Głodnym spojrzeniem mięsożercy chcącego mięsa, tu i teraz. Miał ogromną ochotę zabawić się z nim dłużej, jednak wiedział, że czas go goni. Na pewno już ktoś został zaalarmowany zniknięciem skarbu czarodziejskiego świata. Czując narastające podniecenie, chwilą w której mógł się z nim pobawić, rzucił na niego lekkiego cruciatusa. Na klątwę całe ciało Harry'ego się spięło szukając jakiegoś ujścia bólu, ucieczki od klątwy zaczął się szamotać z liną utrzymującą go w linii prostej. W tym samym czasie zakapturzona postać, wyciągnęła z którejś z wielu kieszeni swojej peleryny, ostre nożyczki. Lubił prace ręczne, mogąc poczuć jak przecina się ścięgna, skórę tkankę tłuszczową czy też tchawicę, a gdy miał więcej czasu pracował również na otwartych organach i powoli, z artystyczną chaotycznością zatruwał je, przeróżnymi truciznami jakie znał.
Kucnął na jedno kolano przed Potterem, niby to mu pokłon składając, jednak wziął swoje nożyczki i mocno przeciął ścięgno tuż nad piętą chłopaka, na co ten krzyknął; z klątwą jakoś sobie radził jednak ból podczas przecinania ścięgna był zbyt wielki. Po policzku chłopaka teraz nie leciała tylko krew, pojawiły się tam również słone łzy, wpływając wprost do rany. Dzielnie zacisnął szczękę.
-Czas mnie goni jednak zostałbym z tobą i porządnie się zabawił. Może w końcu poznałbyć, co to przyjemność-Mówił z wrednym uśmiechem jego kat, przecinając kolejne ścięgno. Żadnego krzyku czy stęknięcia z ust Harry'ego co nie spodobało się sprawcy. Szybkim ruchem uniósł się do pozycji siedzącej i wbił szkło w miękkie miejsce nad jego lewym obojczykiem. Tym razem zaskoczony Potter wydał z siebie żałośnie brzmiący krzyk i wyginając się uderzył mocno głową w rurę za nim tym samym raniąc się. Wzdychając cicho, zupełnie jakby był już znudzony, przyłożył różdżkę do boku chłopaka i wyszeptał zaklęcie pod nosem. Bardzo powoli, jakby wyryte pojawiły się małe literki, które w całości utworzyły słowo
scortum.*Potter wrzeszczał z bólu. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuł. Paliła go skóra; czuł jakby go rozrywało od środka. Pot spływający z czoła, mieszał się ze łzami bruneta, a oprawca tylko obserwował wszystko, zanosząc się głośnym śmiechem. Rozwiązał gryfona. Tamten z bezsilności upadł i zaczął się krztusić. Krew sączyła się wolno z ran, a oddech do złapania był coraz trudniejszy. Mężczyzna znęcał się nad ofiarą, kopał, bił, pluł na niewinnego chłopca.
-Mnie się nie odrzuca, jebana cioto. Miałeś szansę, wtedy w lesie.. Jesteś zwykłą kurwą, wiesz? Nic nie wartym śmieciem. Zatruwasz magiczny świat swoim istnieniem, sieroto. Po co w ogóle żyjesz?
Ale Harry nie odpowiedział. Nie był w stanie. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Tracił już świadomość.
Sprawca wymierzył ostatni cios i sięgnął po różdżkę. Wycelował w bezbronnego gryfona i otwierał usta, żeby rzucić uśmiercające zaklęcie.
Ale wtedy poczuł, jak cała satysfakcją uchodzi. Rozejrzał się; nie rozpoznał tego miejsca. Spojrzał na leżącego na ziemi, nieprzytomnego chłopaka. Widział kałużę krwi. Wokół było mnóstwo zniszczeń. Powoli odzyskiwał świadomość sytuacji. Dotarło do niego, co się właśnie stało. Ostatni raz zerknął na bruneta. Nie zdążył nic zrobić. Osunął się w ciemność.
-/-/-/-/
*scortum(łac.)- kurwa

/wyimaginowana.

1 komentarz:

  1. WoW Chyba pierwszy raz naprawdę nie mam pojęcia co może być dalej... Rozdział zajebisty :D Mam nadzieje że nie porzucisz :D Wiedz że ja będę czytać nadal :D

    OdpowiedzUsuń