piątek, 14 października 2016

Rozdział 42

Nie, to nie.
----
 XLII
Spojrzał w księżyc, a dziwne uczucie ukuło go w serce. Coś było nie tak. Coś się stało. Czuł to. Odwrócił się, słysząc kroki.
-Za piętnaście minut w sali.
Odszedł, powiewając szatą. Chłopak znowu zapatrzył się na bijący blaskiem księżyc.


Powoli uchylił ociężałe powieki, jednak szybko je zamknął. Światło w pomieszczeniu było zbyt jasne dla niebieskich oczu oprawcy. Znajdował się w skrzydle szpitalnym, jednak nie miał pojęcia czemu. Ponownie otworzył oczy, tym razem tylko lekko się krzywiąc na oświetlenie. Nic nie pamiętał. Czuł tępy, pulsujący ból czaszki i łomotanie serca. Podniósł się na łokciach i rozejrzał po pomieszczeniu. Jego szybko bijące serce zatrzymało swój rytm na długie, ciągnące się sekundy; na łóżku obok leżał Potter.
Natychmiast chciał się poderwać i podejść do chłopaka, ale był na to zbyt słaby.
Oczy miał zamknięte, a skóra kolorem przypominała białą kredę. Jego klatka piersiowa nie unosiła się w równomiernym oddechu; w ogóle się nie unosiła. Usta miał uchylone, włosy roztrzepane, a ciało pozostawało nieruchome. Innymi słowy: Harry był nieprzytomny.
Obok jego łóżka stał monitor, pilnujący akcji serca. Gdyby nie pikający sprzęt, nigdy by nie wiedział, czy jeszcze jest ratunek. Wybraniec leżał bez jakichkolwiek oznak, że żyje.
Właściwie, nie wykazywał żadnych funkcji życiowych.
Mężczyzna dostrzegł, że brunet nie ma na sobie garderoby, przynajmniej części. Jego ramiona i barki były owinięte bandażami. Na jego twarzy widoczne były zadrapania.
Przełknął ciężko ślinę. On nie miał żadnych obrażeń. On nic nie pamiętał. Widok zasłoniła mu jakaś postać.
-TY JEBANY GNOJU! JA MYŚLAŁEM, ŻE JESTEŚ INNY, BO WY PRZECIEŻ.. ALE NIE! KURWA OKAZAŁEŚ SIĘ TAK TĘPY JAK ZAWSZE MYŚLAŁEM! JESTEŚ POPIERDOLONY! ON PRZEZ CIEBIE WALCZY O ŻYCIE, CIOTO JEBANA!
Wszędzie rozpoznałby ten głos. Nienawidził go, a jednak znosił go tak długo..
-Zamknij, kurwa, mordę. Co się stało?
 -NO JASNE! NAJLEPIEJ KURWA NIC NIE PAMIĘTAĆ! MYŚLAŁEM, ŻE JESTEŚCIE CHOLERNYMI...! JAKI JA BYŁEM GŁUPI! KURWA JEBANA MAĆ, JEŚLI GO STRACĘ PRZEZ CIEBIE, TO ZOBACZYSZ CO TO KURWA ZNACZY BÓL.
-Kurwa, Malfoy, możesz mnie oświecić?
Ale nim arystokrata znowu zaczął wrzeszczeć i warczeć, do sali wpadła zdyszana Hermiona, która siłą odciągnęła Draco.  
-Zajmij się Harrym. Ja z nim pogadam.
Blondyn spojrzał na dziewczynę po czym cicho westchnął i wrócił do bruneta. Przysiadł na jego łóżku i złapał dłoń ukochanego. Odgarnął mu włosy z czoła, a w jego oczach zebrały się łzy. Na jego nadgarstku owinęła się Vindictae, ale nie zwrócił na nią żadnej uwagi. Przyzwyczaił się już do jej towarzystwa, w końcu już tyle z nimi była. Teraz, kiedy Harry był nieprzytomny, to on się nią zajmował.
Kiedy zauważył, że mężczyzna mu się przygląda, warknął gardłowo i zaciągnął kotary wokół łóżka.
Z transu wyrwał go szloch Hermiony.
-Hermiona? Co się stało?
Dziewczyna zapłakała głośniej. Spojrzał na nią, chciał złapać jej dłoń, ale ona szybko się cofnęła. Poczuł ból psychiczny.
-Po..Porwałeś go.. Przetrzymywałeś w lochach i.. torturowałeś..
-Co?! Niemożliwe! Ja.. ja.. ja nic nie pamiętam..
-Pani Pomfrey ostrzegła, że tak będzie.
-Co z nim?
-Ja nie..
-Hermiono, to mój przyjaciel.
Usłyszał prychnięcie. Po chwili zobaczył nad sobą Malfoya.
-Typowe dla Weasleyów. Najpierw spierdolą sprawę, a potem jakby nic się nie stało,  wpierdalają się z powrotem. Bo przecież nic się, kurwa, nie stało. Prawda, wiewiórze?
Ślizgon położył dłoń na ramieniu jego dziewczyny. Nim zdążył mu coś odpowiedzieć, Hermiona chwyciła ją i przytrzymała. Zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła, widać było łzy. 
-Co ostatnie pamiętasz?
-Ja.. uh? Chyba.. chyba śniadanie w wielkiej sali.. Wypiłem trochę soku i poszedłem na zajęcia.. Harry źle się czuł i poszedł do dormitorium.. Później obudziłam się tutaj. Co z Harrym?
-Nie pamiętasz nic więcej? Coś pomiędzy? Po zajęciach?
-Uh, nie.. W sobotę piliśmy z Harrym, ale potem było okej.. Co z nim?
Ale nadal nie uzyskał odpowiedzi.
-Potem? A wcześniej nie?
Weasley pokręcił tylko głową.
-Co nie było?
-Uh.. Upiliśmy się.. Mocno. W sali wejściowej.. Nie pamiętam dokładnie.. Ale wiem, że go pocałowałem..
-CO KURWA?!
-Draco, uspokój się. Co dalej?
-No.. Całowaliśmy się, ale mnie odepchnął.. Zaczął coś wrzeszczeć i.. nie wiem.. potem jedliśmy razem śniadanie, a w środę się ogarnąłem i postanowiłem go przeprosić..
-Hm..
-Powiesz mi w końcu, co z nim?
Hermiona spojrzała na Draco, a kiedy ten kiwnął lekko głową, westchnęła cicho.
-Jest nieprzytomny. Nie wykryto u niego żadnych funkcji życiowych.. Walczy o życie, ale nie wiemy ile jest szans. Jego rany są bardzo poważne i ciężko się goją. Większość może nie zniknąć, bo została zrobiona za pomocą mugolskiego sztyletu.. Na ten moment wiemy, że jedna mu już pozostanie.
-CO?! Jak..
-Wyryłeś mu..- ale nie skończyła, tylko się rozpłakała.
-Wyryłeś mu słowo, które będzie widział już zawsze. Bardzo odpowiedzialnie, Weasley.

Do skrzydła szpitalnego wszedł dyrektor wraz z profesor McGonagall oraz profesorem Snape. Pytali o stan zdrowia, samopoczucie na dany moment. Nietoperz podszedł do gryfona i zasłaniając kotary, zaczął coś do siebie mruczeć. Niestety, nikt nie wiedział co.  Dumbledore i opiekunka domu lwa rozmawiali z panią Pomfrey i dowiedzieli się, że na Weasleya został rzucony bardzo stary urok. Nie wiedziała jednak jaki to był urok. Nie udało się też rozpracować jak, kiedy i kto go rzucił.
Później wszyscy wyszli, a Draco przysiadł ponownie na łóżku ukochanego, w napięciu czekając, aż otworzy oczy.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Przez kolejnych kilka dni, Harry wciąż był nieprzytomny. Uczniowie czuli panującą w zamku, nieprzyjemną atmosferę.
Malfoy nie chodził na lekcje, jedynie przebywał ciągle przy łóżku wybrańca. Czekał, aż się obudzi.
Wydawało się to jednak niemożliwe; Harry umierał.
-Draco, musimy porozmawiać. Teraz.
Kiedy pewnego dnia do skrzydła szpitalnego wpadła zdeterminowana Hermiona i siłą wyciągnęła arystokratę na błonia, wszystko było takie dziwne.. Draco od dawna nie był na świeżym powietrzu.
Ron opuścił skrzydło szpitalne dzień po odzyskaniu przytomności. Przychodził do Harry'ego każdego dnia, zawsze z Hermioną, a Draco wtedy szedł się nieco ogarnąć. I tak się zmieniali.
Nigdy jednak Hermiona nie wyciągnęła Malfoya ze sali.
-Posłuchaj. Wiem, że jesteś wściekły na Rona i od kiedy to wszystko się stało, to nienawidzisz go jeszcze bardziej. Ale zrozum, Draco, rzucono na niego urok. Ktoś go przeklął! Nie miał pojęcia, co robi. Przecież to Ron, na litość boską. Ktoś rzucił na niego urok i tu się pojawia ogromny znak zapytania. Kto i po co miałby ich skłócić? Jeszcze rozumiem WAS albo Harry'ego i Theo. Ale pomyśl, Draco. Ron jest nieszkodliwy. Nikomu nie przeszkadzał, więc..?
Draco spojrzał na nią i westchnął.
-A może ktoś chciał zniszczyć Harry'ego? Znowu. Popatrz na to z innej strony, Hermiono. Wiewiór jest nieszkodliwy, więc i niepozorny, prawda? Czyli nikt, a zwłaszcza MY i Harry nie mógłby go o nic podejrzewać. Pytanie tylko, jakich innych wrogów, poza Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, oczywiście, miał Harry? Kto nienawidzi go bardziej od Czarnego Pana?
-Musimy się tego dowiedzieć, wiesz o tym?
-Zdaję sobie z tego sprawę. Powiedzmy, że mam swoje podejrzenia. A teraz wybacz, ale wracam, bo może się lada chwila obudzić.

Jednakże Harry nadal był nieprzytomny.
Marzec dobiegał końca. Harry wciąż nie oddychał. Jego przyjaciele tracili już nadzieję, że chłopak się obudzi. Z dnia na dzień był coraz bledszy, a akcja serca wolniejsza. Chłopak od ponad tygodnia był w śpiączce, a szanse, że się z niej wybudzi malały każdego dnia. Natomiast wzrastała szansa na to, że już się nie obudzi. Że umrze.
Hermiona porozmawiała z Draco. Ustalili, że dadzą mu jeszcze tydzień. Potem odłączą go od maszyny podtrzymującej życie. 
W międzyczasie Hermiona i Pansy znalazły wspólny język i razem zaczęły zbierać informacje przeciw Voldemortowi. Razem zniszczyły czarkę Heleny Hufflepuff, która cały czas była ukryta w pokoju życzeń. Dzięki temu byli o krok dalej mimo dłużącej się nieprzytomności Harry'ego. Tego samego dnia również Snape wyruszył w poszukiwaniu jakiegoś eliksiru, który może uratować Pottera. Albo go zabić.
Wtedy po raz pierwszy Ron i Hermiona obdarzyli go zaufaniem.  
Draco zaczął chodzić na lekcje tylko dlatego, że pani Pomfrey mu kazała. I Hermiona. Nie był zadowolony, że musiał zostawiać Harry'ego samego, ale nie miał wyjścia.
Powiedział Vindictae, żeby jak coś się będzie działo, przypełzła po niego. Do tej pory nie rozumiał, jak im się udało "dogadać". Żmijka już dobrze poznała zapach chłopaka, dlatego nie miała problemu z odnalezieniem go w razie potrzeby. Jednak nie musiała; Harry najwidoczniej nie miał zamiaru się obudzić.
Syriusz często odwiedzał chrześniaka w skrzydle szpitalnym, co skutkowało zamieszkaniem w zamku. Nigdy jednak nie zabawiał tam długo; za bardzo go to wszystko bolało.
Tak samo jak i Lupina wraz z Tonks. Oboje postanowili odwiedzić jak zwykle poszkodowanego Pottera.

Ron siedział na parapecie w dormitorium. Po jego policzkach spływały łzy, a dłonie zaciskał w pięści, którymi raz po raz uderzał w szybę.
-To ja powinienem tam leżeć. Ja powinienem umierać, nie on. Dlaczego to zrobiłem?!  Powinienem zginąć, jestem idiotą.
-Jesteś. Ale on cię mimo wszystko potrzebuje. Jak się obudzi, nie będzie nic pamiętał. O ile się obudzi. Zawiniłeś, nie przeczę, ale nawet tobie nie życzyłbym tego, co mu zafundowałeś. Choćbym nie wiem jak cię bardzo nienawidził.
-Jak tu wszedłeś?

-Jestem umówiony z Hermioną, podała mi nowe hasło. Harry tymczasowo nie mógł.
-Ja..
-Zamknij się, Weasley. Nie lubię cię i nie polubię. Już wystarczająco powiedziałeś.
-Przepraszam.
-Kurwa, serio? Nie masz za co przepraszać, tak naprawdę. Ktoś rzucił na ciebie urok. Ale dobrze wiedzieć, że masz choć trochę godności, Weasley.
-Dzięki, potrafisz pocieszyć- sarknął Ron.
-Nieważne. Draco już jest?
-Nie wiem. On tu nie był, ale nie specjalnie mnie zdziwi, jak przyjdzie.
-Mhm..
-THEODORE! GDZIE TY JESTEŚ?!
-Idę, Mionka! Wyluzuj!
Spojrzał ostatni raz na rudzielca i wyszedł cicho wzdychając.

-ON MA ŻYĆ! ZRÓBCIE COŚ!
-Niby jak? Jest dobrze chroniony. Chciałeś jego śmierci, Panie.. Co się zmieniło?
-NIC! Chcę jego śmierci, ale z moich rąk!
-Mogę..?
Czarny Pan spojrzał na młodego śmierciożercę siedzącego niedaleko.
-Dajmy mu parę dni. To Potter, zawsze wyjdzie z tego cało.
-Obyś miał rację.
Voldemort spojrzał na puste miejsce po prawej stronie.
-Panie..Mój syn jest nieodpowiedzialny, ale z tego co wiem, siedzi przy łóżku Pottera większość czasu.. Może on coś..
-Wątpię w to Lucjuszu- przerwał mężczyzna wchodzący do sali. Czarna szata powiewała za nim, kiedy szedł w kierunku Czarnego Pana. Nie miał na sobie maski, co można by uznać za zlekceważenie. Ale nie w jego przypadku- Twój syn wraz z Granger planują odłączyć naszego wybrańca od aparatur, jeśli w przeciągu tygodnia się nie obudzi.
-CO?!
-Spokojnie, Panie. Mam plan..


W zamku dalej panował niepokój. Nie było co ukrywać.
Był ostatni dzień marca. Wyczuwało się złą atmosferę.

2 komentarze:

  1. Superowy jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocno uderzyłaś ,liczę jednak ,że Harry się obudzi,zaciskasz nam pętlę ,coraz mroczniej się robi.Jestem ciekawa ,jak to dalej poprowadzisz.Jakiś cudowny eliksir uwarzony przez mistrza Severusa?Wiesz ,ja jednak lubię jak dobro zwycięża a główny bohater żyje długo i szczęśliwie,a czytając Twoje opowiadanie mam skoki napięcia ,że nie wiem czy napewno wszystko będzie dobrze.Jednak nadal jestem z Toba ,cokolwiek sobie wymyślisz.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń